78. Majka.
Podchodzę do łóżka z lekkim uśmiechem. Siadam obok Krzyśka i głaszczę go po rozgrzanym policzku.
-Krzysiek-szepczę.-Obudź się.
Rzecz jasna, nie dZiała to i muszę coś zrobić, aby się obudził. Nie chcę kłaść tego ziemnego ręcznika, jeśli on o tym nie wie. Mogłoby to się źle skończyć.
-Krzyś-mówię trochę głośniej. Nachylam się i całuję go w czoło.
Gdy się odsuwam, Zalewski dalej ma zamknięte oczy, ale na jego ustach pojawił się delikatny uśmiech.
-Będę kładła ten ręcznik-mówię.
Gdy zimny i mokry materiał styka się z rozgrzanym czołem Krzyśka, ten wciąga głośno powietrze przez nos i zaciska mocno powieki.
-Lubię to-odzywa się nagle.
-Co?-marszczę brwi.
-Jak robisz tak tym ręcznikiem. Przyjemne uczucie-otwiera powoli oczy i patrzy na mnie.
-Ja nienawidziłam tego-śmieję się.
Otulam go bardziej kołdrą. Przygląda mi się z uśmiechem.
-Dziękuję-mówi.
-Za co?-pytam zdziwiona.
-Za to, że jesteś tu ze mną. Za to, że mi wybaczyłaś tamto. Za to, że mogę na ciebie liczyć-zdejmuje z czoła ręcznik i odkłada go na łóżko obok. Podnosi się do pozycji siedzącej, po czym łapie mnie za obie dłonie.-Za wszystko. Ula, ty nawet nie wiesz, jak bardzo jesteś dla mnie ważna. Nie wiesz, jak bardzo moje życie się zmieniło, gdy poznałem ciebie.
Słucham tego wszystkiego z delikatnie otwartą buzią. To, co on mówi... jest takie miłe i kochane. Nigdy, w żadnym związku, nie czułam się tak wyjątkowa i tak bardzo doceniona.
-Przez tę gorączką zaczynasz gadać głupoty-śmieję się nerwowo, próbując zignorować piekące policzki.-Połóż się lepiej i...
-Nie, Ula-przerywa mi. Energicznie kręci głową.-Nie przez gorączkę. Nie gadam głupot. Mówią całkiem poważnie. Nie mówiłem ci, ale... ale to chyba dobry moment.
-Co takiego?-pytam zaciekawiona i lekko zestresowana.
Krzysiek wzdycha ciężko. Opuszcza głowę i przygląda się naszym dłoniom.
-Mój ostatni związek był... hmm... nieudany-zaczyna, a ja już wiem, co chce powiedzieć. Igor opowiadał mi o tym w szpitalu.
-Wiem, Krzysiu-kładę dłonie na jego policzkach i zmuszam go, aby popatrzył na mnie.
-Skąd?-pyta zdziwiony.
-Igor mi mówił w szpitalu-tłumaczę.
-Co dokładnie mówił?-brzmi, jakby się czegoś wstydził.
-Opowiadał mi o tej dziewczynie. Mówił, że bardzo ją kochałeś, i że ciężko ci się pozbierać po jej stracie. Mówił, co zrobiła.
-Noo...-wzdycha. Zabiera moje dłonie i kładzie je na kołdrze. Zagryza wargi i patrzy gdzieś za mną.-Bardzo ją kochałem. Nad życie. Mógłbym za nią w ogień skoczyć. Myślałem, że jest moim ideałem. Ale się okazało, że była ze mną... no nieważne, wiesz przecież. Chcę, ci powiedzieć, że... potem byłem strasznie załamany. Miałem takiego doła. Nie wychodziłem z domu, jeśli nie musiałem. O moim stanie wiedziała Natalka i Igor. Próbowali jakoś mi pomóc, ale nic z tego nie wyszło. Potem Natalia zaprosiła mnie do siebie na tę kolację, bo chciała mi coś ważnego powiedzieć. Nie tylko mi, ale swoim najbliższym. I tam byłaś ty-patrzy na mnie załzawionymi oczami.-Piękna, skromna, inteligentna, z jakimś hobby, nieśmiała, intrygująca. Od razu wzbudziłaś we mnie coś, czego nigdy nie czułem. Coś pozytywnego. Ciężko nawet mi powiedzieć, co dokładnie, ale... było to dziwne. Nigdy nie czułem tego, patrząc na Majkę. Kiedy wyszedłem od Natalki wiedziałem, że muszę cię bliżej poznać. Udało się, dzięki twojej siostrze. Nie sądziłem, że tak szybko się w tobie zakocham. Wiedziałem, że kiedyś to nastąpi, ale nie tak szybko. Byłem na siebie zły. Ale... wszystko się zmieniło. Zacząłem się uśmiechać, spotykać się z ludźmi. Można powiedzieć, że... że nauczyłaś mnie na nowo żyć.
-Krzysiek...-szepczę, przybliżając się do niego.
-Nie mówiłem ci, bo bałem się, że cię stracę. Byłem w chuj zazdrosny o Daniela. Poszłaś z nim na to wesele. Widziałem, jak na ciebie patrzy. Ale nie mogłem nic zrobić-zamyka oczy i głośno przełyka ślinę. Na jego policzkach pojawia się kilka łez.
-Krzysiek-mówię trochę głośniej, niż poprzednio.
Patrzy na mnie. Widzę w jego oczach, z jaką miłością na mnie patrzy. Nikt nigdy tak mnie nie patrzył. Nawet Daniel.
Przytulam go delikatnie, jakbym mogła mu zrobić krzywdę swoim dotykiem. Ten od razu się we mnie wtula. Głaszczę go po plecach, od czasu do czasu całuję w czoło.
-Potem on ci powiedział, że cię kocha. Pokłóciliście się. Mówiłaś, że jesteś beznadziejna, a ja nie mogłem tego słuchać. Miałem ochotę wstać, znaleźć go i zrobić mu taką krzywdę, żeby zapamiętał to do końca życia. Nie byłaś ani nie jesteś beznadziejna. Dla mnie już wtedy byłaś instnym ideałem. Nie wiedziałem, jak on mógł doprowadzić do tego, że płakałaś? Miałem ochotę zabić gnoja. A teraz, kiedy jesteśmy razem, płaczesz przeze mnie. Przepraszam. Tak bardzo mi głupio z tego powodu. Nie zasługuję na ciebie.
-Krzysiek, przestań-przerywam mu stanowczym głosem.-Nie mogę słuchać, jak mówisz, że nie zasługujesz na mnie.
-Ale taka prawda-odsuwa się ode mnie. Ma czerwone policzki od łez.-Powinnaś być z kimś innym. Z kimś, kto zapewni ci bezpieczeństwo. A nie z kimś, kim musisz się zajmować, kto przy tobie cały czas płacze.
-Mówiłam ci już-łapie jego twarz w swoje dłonie.-Mnie to nie przeszkadza. I czuję się przy tobie bezpiecznie. Wiem, że nic mi nie grozi. Zajmuję się tobą, bo tego potrzebujesz i dlatego, bo cię kocham.
-No dobra, ale z tym bezpieczeństwem w życiu ci nie uwierzę-mruczy i spuszcza wzrok.
-Boo?-unoszę brwi.
-Jak masz się czuć bezpiecznie przy kimś, kto nie potrafił cię obronić przed jakimś facetem, który cię napastował?
-Jak miałeś mnie obronić, skoro nikomu nic nie mówiłam?-podnoszę głos trochę zdenerwowana.
-Powinienem się domyśleć.
-Nie pytałeś, co się dzieje? Pytałeś i to nie raz. Chciałeś pomóc, ale to ja odpychałam ciebie. Wstydziłam się tego. Bałam się, że będę oceniana przez to. Nie dopuszczałam do siebie myśli, że to on robi coś złego. Myślałam, że to moja wina, bo nie krzyczałam, broniłam się. Więc ty tu w niczym nie jesteś winny.
-Właśnie, że nie.
-Kurna mać, Krzysiek, przestań pieprzyć te głupoty! Czuję się przy tobie bezpiecznie. Kocham cię takiego, jakim jesteś. To, że płaczesz nie oznacza, że przestanę postrzegać cię, jako mężczyznę. Wręcz przeciwnie! Wolę ciebie, niż jakiegoś pustaka wyciągniętego prosto z siłowni. Wolę mojego kochanego Krzyśka, niż byle kogo. Wolę ciebie-opieram swoje czoło o jego i patrzę mu w oczy.-Bo ciebie kocham. Nikt nigdy nie mówił mi tak cudownych rzeczy o mnie. Jak już ktoś na kogoś nie zasługuje z naszej dwójki, to ja na ciebie.
-Przestań!-krzyczy zły.-To nieprawda!
-A widzisz, jak to denerwuje, kiedy ktoś, kogo się kocha, tak mówi?-uśmiecham się.-Krzysiek, kocham cię. Jest mi z tobą dobrze. Nie zamieniłabym cię na nikogo innego.
-Ja tak samo-szepcze i zamyka oczy.-Kocham cię, Ula.
Z uśmiechem przytulam go do siebie. Analizuję tę sytuację. To jest takie kochane i... Jezu, naprawdę czuję się cholernie wyjątkowo.
Do moich oczu napływają łzy. Sama nie wiem, dlaczego. Tak bardzo mi na nim zależy.
-Kocham cię, Ula-mówi cicho.-Najbardziej na świecie.
-Ja ciebie też, Krzysiu-całuję go w czoło.-Przepraszam, że poruszam ten temat, ale powiedz mi...
-Tak?
-Wcześniej mówiłeś, że jak wtedy u Natalki mnie zobaczyłeś, poczułeś coś, czego nigdy nie poczułeś, patrząc na Majkę. Miała tak na imię?
-Yhmm-mruczy.
-Tak myślałam-wzdycham i opieram swój podbródek na jego głowie.
-Ula to ładniejsze imię-mówi cicho, na co delikatnie się śmieję.
***
Moja kochana Złota Armio Kapitan Koali!
Jakby jutro nie było rozdziału to:
a) zostałam zabita przez takiego jednego;
b) jestem na komisariacie i tłumaczę się, dlaczego zabiłem takiego jednego.
W razie co, pamiętajcie, że kocham Was całym serduszkiem!
PS. Karcia_ups yellow922 _Aka_Shi_ POMOCYYY!!! JA NIE CHCĘ JUTRO NA KUCHNIĘ! Zabijcie mnie!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro