Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

72. Rozmowa z Igorem.

   -Substancja, potocznie nazywana pigułką gwałtu.
   Wciągam głośno powietrze nosem. Otwieram szeroko oczy i patrzę na lekarza.
   Pigułka gwałtu?! Czy on sobie ze mnie żartuje?!
   -Że co? Może pan powtórzyć?-odzywa się Igor.
-Dobrze pan słyszał. Będziemy musieli zawiadomić policję, gdy pan Krzysztof się obudzi. Rozumieją państwo, posiadanie GHB jest zabronione. A tym bardziej podawanie jej komuś.
-Che mi pan powiedzieć, że Krzysiek sam z siebie wziął to coś? Że sobie kupił i dla zabawy wziął?-pytam zdenerwowana.
-Nie, chodzi mi o to, że podejrzewamy, iż ktoś podał panu Krzysztofowi tę substancję. A to jest karane.
   Olga... Zamorduję ją...
   Wzdycham i siadam obok Krzyśka. Patrzę na niego. Kto może być tak głupi, żeby nie zrozumieć, że ktoś jest zajęty? Po cholerę ona to zrobiła?!
   Lekarz wychodzi z sali. Pielęgniarka podchodzi do Krzyśka, ale z drugiej strony. Poprawia mu coś w kroplówce. Rzuca mi krótkie spojrzenie i wychodzi.
   -Po co ktoś to zrobił?-pyta Igor.
   Wzruszam ramionami. Nie chcę mu mówić o swoich podejrzeniach. Powiem o tym policji i Krzyśkowi.
   Igor wychodzi z sali, aby pójść po coś do jedzenia.
   Wstaję z łóżka. Kurtkę, która leży na krześle, wieszam na oparcie krzesła. Podsuwam je obok łóżka i siadam na nie. Łapię dłoń Krzyśka i przyciągam ją do swoich ust. Składam na niej krótki pocałunek.
   -Krzyś-szepczę. Przykładam jego dłoń sobie do policzka.-Krzyś, obudź się, proszę. Nie mogę patrzeć, jak leżysz tak, a ja... ja nie mogę nic zrobić. Nie chcę, żebyś cierpiał.
   Po chwili wraca Igor z papierowym kubkiem z kawą.
   -Ale wy musicie się kochać-mówi z uśmiechem.
-Zgadza się-odwzajemniam uśmiech. Jednak jest to uśmiech przez łzy.-Ja przynajmniej.
-On ciebie też, zdecydowanie. Dawno go widziałem tak szczęśliwego. Przez tę ostatnią dziewczynę... szkoda gadać. Zresztą, pewnie sam ci opowiadał.
-Nie-kręcę głową na boki, odwracając się w jego stronę.-Nic mi nie mówił.
-Nie? Dziwne...
-Opowiedz.
-Nie, nie powinienem-mówi. Patrzę na niego spod uniesionych brwi. Ten tylko wzdycha.-Krzysiek spotykał się z taką jedną. Bardzo ją kochał. Chociaż z tego, co mi się wydaje, nie bardziej niż ciebie. No i byli ze sobą dość krótko. Krzysiek się bardzo zaangażował. Ale ona... no wiesz, jest muzykiem, te swoją płytę dość długo już planuje. Ona wyczuła w tym okazję i rozkochała go w sobie. Kiedy on jeździł w trasy z Brodką albo Japoto to ona... hmmm... nie nudziła się. Miała różnych kolegów. Krzysiek, kiedy się o tym dowiedział, załamał się trochę. Potem twoja siostra przedstawiła was sobie i no, resztę historii znasz sama.
-Znaczy co?-marszczę brwi.
-No to, że spodobałaś mu się od razu. Potem cię poznał bliżej i co raz bardziej cię lubił, aż wpadł konkretnie. Dość szybko, bo jakimś miesiącu, może dwóch. Kochliwy z niego chłopak. No ale, zakochał się w tobie, ale bał się o tym z tobą porozmawiać. Nawet nie wiesz, jak on się męczył, gdy spotykałaś się z Danielem. A kiedy powiedziałaś mu, co ty czujesz, nie wiedział, co robić. To najpierw się napił, potem do mnie zadzwonił. Powiedziałem mu, że musi z tobą porozmawiać. Dodałem, że jak wytrzeźwieje. Ale on, że nie, że teraz, bo "na trzeźwo stchórzę". Nawet nie wiesz, jak on się bał. Ale kocha cię, wiem o tym. Nie raz mi to mówił. Zupełnie inaczej się zachowuje, od kiedy jest z tobą. Od kiedy cię zna w sumie.
-To znaczy?
-No jest taki pogodniejszy, wychodzi do ludzi, zaczął im ufać. Już nie mysli, że każdy jest fałszywy i go skrzywdzi. Częściej się uśmiecha. No ogólnie, jest weselszy.
-Nigdy mi nie mówił o żadnej z tej rzeczy-mówię cicho.
-No cóż...-wzrusza ramionami.-Jak widzisz, życie Krzyśka nie zawsze było takie kolorowe.
   Patrzę na mojego chłopaka. Jeżeli to możliwe, kocham go jeszcze bardziej. Po raz kolejny ukazuje mi się obraz skrzywdzonego Krzyśka. I to tak porządnie.
   Przez najbliższą godzinę nie zmieniam miejsca. W szpitalu nadal jest cały zespół Moniki i Igor. Gdzieś za pół godziny powinien przyjechać pan Brejdygant.
   Igor wychodzi do łazienki. W sali zaraz pojawia się Olga. Wpatruję się w twarz Krzyśka. Mam ochotę się rzucić na nią.
   -Podobno ma przyjechać niedługo tata Krzyśka-mówi.
-Zgadza się-burczę pod nosem.
-Mogłabyś zakryć tę malinkę.
   Co? O co jej chodzi?
   Ah, no tak. Poprzedniej nocy Krzysiek zrobił mi jedną malinkę na szyji. Ale co ją to obchodzi?
   -A co?-patrzę w jej stronę.-Przeszkadza ci?
-Mi? Błagam cię-śmieje się szyderczo.
-To czego się czepiasz?
-Myślę, że jego tata mógłby być zniesmaczony.
-Myślę, że nasz tata będzie miał to w dupie-mówi Igor wchodząc do sali.
   Olga tylko prycha i wychodzi z sali.
   Mam jej dość...
   Po trzydziestu minutach przyjeżdża pan Brejdygant. Igor wychodzi do niego, a ja czekam w sali. Zaczynam się denerwować. Tylko czym? Przecież to nic takiego. Podobno mnie lubi, więc powinnam być spokojna.
   -Ula? Mogę?-do sali wchodzi Marcin. On też nie pojechał. Był cały czas. Raz na korytarzu, raz ze mną. Ale był.
-Jasne-uśmiecham się do niego.
-Ja muszę się zbierać-mówi.-Przepraszam, ale...
-Nie musisz przepraszać, dziękuję, że byłeś tu ze mną-wstaję z krzesła i przytulam go.
   Ja mam jakiegoś pecha, bo akurat do sali wchodzi tata Krzyśka z Igorem.
   -Dobry wieczór-witam się lekko zażenowana.
-Dobry wieczór-odpowiada pan Brejdygant. On chyba nie ma z tym problemu. Zdejmuje kurtkę i kładzie ją na łóżko.-Co z nim? Gdzie jest jakiś lekarz z którym mogę porozmawiać?
-Chodź zaprowadzę cię-mówi Igor i wychodzą z sali.
-Słabo trochę-komentuję, patrząc na Macuka.
-Chyba rozumieją. Ula, może pojechać do ciebie i dać jeść Kosmosowi?-proponuje.
-Jezu, tak! Jakbyś był tak miły-wyjmuję z torebki klucze od mieszkania i daję je Marcinowi.-Dziękuję.
-Nie ma za co. Będę za jakieś pół godziny-mówi i wychodzi.
   Po chwili wraca pan Stanisław z synem.
   -Po co ktoś by mu podał pigułkę gwałtu?!-krzyczy oburzony aktor.
   Inaczej powinno brzmieć to pytanie.
   Po co Olga podała mu pigułkę gwałtu?
***
Ten rozdział byłby dłuższy i wcześniej, gdyby nie _Aka_Shi_ ... Ją zabijajcie jak coś.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro