Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

70. Telefon od Moniki.

   Leżymy już dobrą godzinę. Krzysiek jeździ dłonią po plecach. Co chwila całuje mnie w policzek lub czoło. Ja powoli zasypiam.
   -Czy tylko mi jest zimno?-pyta nagle.
   Wstaje i zakłada dresy i bluzę. Kiwa dwa razy i wraca do łóżka. Przykładam dłoń do jego czoła.
   -Chyba masz gorączkę. Poczekaj chwilę-mówię.
   Siadam na łóżku. Biorę koc, który dostałam od Comy, i który położyłam na łóżku. Owijam nim swoje ciało i wstaję.
   Idę do salonu, gdzie szukam termometra. Z kuchni biorę opakowanie leków przeciwgorączkowych i butelkę wody.
   Wracam do Krzyśka. Leży w łóżku nakryty kołdrą pod samą szyję. Podaję mu termometr, a leki i wodę odkładam obok.
   -Zmierz temperaturę, a ja pójdę sobie po szlafrok-mówię.
   Idę do łazienki, gdzie zostawiłam mój biały, krótki i puszysty szlafrok. Zrzucam koc i zakładam szlafrok. Wracam do sypialni.
   -I jak?-pytam, zabierając leki i wodę z łóżka. Siadam obok mojego chłopaka.
-Trzydzieści siedem i pięć-wzdycha i kicha.
-Oj Krzysiu, Krzysiu-śmieję się i podaję mu tabletki.
-Nie moja wina, że się tak do ciebie śpieszyłem-mruczy.
-Nie powiedziałabym-mówię, odkręcając butelkę z wodą.
-Dzięki-wzdycha i połyka tabletki.
-Nie ma za co-zabieram od niego wodę, którą razem z pustym opakowaniem odkładam na szafkę.-Musisz jakieś leki sobie kupić, bo tu już nic nie ma.
-Yhmm, połóż się, Skarbie-patrzy na mnie zmęczonym wzrokiem.
-Już, już-wzdycham i kładę się obok niego.
   Od razu Krzyś kładzie się w swojej ulubionej pozycji, czyli układa głowę na moim biuście. Uśmiecham się delikatnie. Wplatam palce w jego włosy i bawię się nimi.
   -Myślałem, że mówiąc "szlafrok" masz na myśli jakiś króciutki, czerwony, satynowy szlafroczek-odzywa się cicho.
-Chciałbyś-śmieję się.
-A wiesz, że tak?
-Masz pomysł na kolejny prezent dla mnie.
-Jak ci taki kupię, to nie będziesz zła?-podnosi się delikatnie, żeby na mnie spojrzeć.
-Jeżeli trafisz z rozmiarem, dlaczego mam być zła? Ważne, żebyś nie kupił za dużego tego szlafroka. Wtedy bym mogła się obrazić-mówię, a ten śmieje się cicho.
-No to mam ciężkie zadanie-podnosi się delikatnie i całuje mnie krótko w usta.-Kocham cię.
-Ja ciebie też-kładę dłoń na jego policzku.-Chodźmy spać, co?
-Masz rację-znów kładzie głowę na moim biuście.-Dobranoc.
-Dobranoc, Misiek. Kocham cię.
-Ja ciebie bardziej-mruczy.
-Nieprawda-śmieję się cicho.
-Jestem większy, czyli mam większe serce, czyli bardziej cię kocham. Proste? Proste.
-Ale...
-Śpij-przerywa mi.-Ja kocham cię bardziej. Koniec, kropka.
   Uśmiecham się tylko i zasypiam. Ciężko mi uwierzyć, że on tu naprawdę jest. Bardzo się cieszę.
   Następnego dnia budzę się bardzo wcześnie, bo o ósmej. To dobrze, bo chcę spędzić z Krzysiem, jak najwięcej czasu. O dwunastej musi jechać dalej.
   -Krzysiu-szepczę, wplatając palce w jego włosy.
-Hmm?-mruczy i wtula się we mnie.
-Wstawaj.
-Yhmm...-wzdycha, ale się nie rusza.
-No ej... chcę z tobą spędzić jeszcze trochę czasu-przekładam dłoń na jego policzek i delikatnie głaszczę go kciukiem.
-No to spędźmy go w łóżku-mówi cicho.
-Na spaniu?
   Krzysiek delikatnie się unosi i patrzy na mnie spod przymrużonych powiek.
   -Możemy na czymś innymi, jeśli chcesz, ale daj mi się rozbudzić-mówi i kładzie się obok.
-O nie, nie, kochany-śmieję się.-Będziemy pić kawkę, jeść śniadanko i rozmawiać.
-Przez... Która godzina?-pyta, spoglądając na mnie.
-Ósma.
-Przez cztery godziny chcesz pić kawę?-unosi brwi.
-Tak, dokładnie-posyłam mu uśmiech i przewracam się na brzuch.
-Ale ja chcę spać-jęczy i zakrywa się kołdrą po sam czubek głowy.
-To zróbmy tak...-zaczynam, wstając z łóżka.-Ja pójdę wziąć prysznic, a ty jeszcze pośpij sobie, hmm?
-O nie!-krzyczy i siada na łóżku.-Idę z tobą!
-Gdzie?-pytam zdziwiona.
-Wziąć prysznic.
-No chyba cię głowa boli!-śmieję się.-Nie ma takiej opcji.
-Chciałaś spędzić ze mną jak najwięcej czasu-wzrusza ramionami.
-Tak, ale nie w taki sposób-puszczam mu oczko. Nachylam się w jego stronę i całuję go krótko w usta.-Lecę się myć.
   Podchodzę do szafy, z której wybieram ubrania na dzisiaj.
   -Nie zmieniłaś zdania?-pyta tonem małego dziecka, które prosi mamę o nową zabawkę.
-Nie-mówię i wychodzę do łazienki.
   Zdejmuję szlafrok i wchodzę do kabiny. Odkręcam wodę i co?
   Na ścianie zauważam ogromnego pająka z takimi cienkimi, długimi nogami.
   Tak, panicznie boję się pająków.
   Szybko zakręcam wodę i wyskakuję z kabiny.
   -Krzysiek!-krzyczę, zakładając szlafrok. Mój głos jest nienaturalnie wysoki.-Krzysiek!
-Mam wejść?-pyta po chwili, stojąc pod drzwiami.
-Tak, szybko, wchodź!
-Co się stało?-patrzy na mnie zdziwiony.
-Zrób coś z nim!-wskazuję palcem na pająka.
-Z kim?-podchodzi do kabiny.-Z tym pajączkiem?
-Pajączkiem?! Przecież on jest ogromny!
-Ty się boisz pająków?-śmieje się delikatnie.
-Nie, kurna, uwielbiam je!-patrzę na niego zła.-Zrób. Coś. Z nim. Teraz.
-Ale co mam zrobić?
-Nie wiem!-wzruszam ramionami.-Cokolwiek! Zabić, wynieść, wyrzucić przez okno! Nie mam pojęcia, ale nie chcę go tu widzieć!
-No już, już-mruczy.
   Bierze robaka ze ściany i wychodzi. Po chwili wraca bez pająka.
   -Już go nie ma-rozkłada ramiona, aby mnie przytulić.
-Najpierw umyj dłonie-wskazuję na umywalkę.
   Robi to, o co go prosiłam, po czym wtulam się w niego.
   -Dziękuję-mówię i całuję go w policzek.
-Od kiedy się boisz pająków?-pyta.
-Hmm... od kiedy pamiętam. Ale nieważne. Teraz możesz nazywać się moim bohaterem-patrzę na niego z uśmiechem.
-Nie sądzisz, że należy się mi nagroda?-unosi brwi z szarmanckim uśmiechem.
-Oj, Krzysiu, Krzysiu-całuję go w usta.
-Myślałem bardziej o...
-Idź zamknij drzwi-przerywam mu.
   Wykonuje moje polecenie, a ja w tym czasie rozwiązuję szlafrok. Gdy się odwraca w moją stronę, stoję przed nim prawie naga, bo mam na sobie jeszcze szlafrok.
   -O tym bardziej myślałeś?-pytam z delikatnym uśmiechem.
-Dokładnie tak-opowiada i zdejmuje bluzę.
   Nie trzeba opowiadać, co tam robimy. Łatwo się domyśleć, prawda? Tak w skrócie, radzę nie brać prysznica z chłopakiem. Trzy razy dłużej to trwa.
   Kiedy wychodzimy z kabiny, wycieramy się, każdy sam. Ubieram się, a Krzysiek owija biodra ręcznikiem. Staję przed lustrem i zaczynam czesać włosy. Po chwili Zalewski staje za mną i obejmuje mnie w pasie. Zaraz zaczyna mnie całować po szyji.
   -Mało ci?-pytam z uśmiechem.
-Mi zawsze będzie mało-mówi.
-Oj Krzysiu, Krzysiu-wzdycham i wyrywam się z jego objęć.-Na razie wystarczy. Idź się ubierz, a ja zaraz pójdę zrobić śniadanie.
-Ej no-jęczy.
-Co za dużo to niezdrowo.
-Od przybytku głowa nie boli...-mruczy wychodząc z łazienki.
   Zwiazuję włosy w kucyk i biegnę do kuchni. Najpierw daję jeść Kosmosowi, a potem zaczynam robić jajecznicę. Niedługo potem przychodzi, już ubrany, Krzysiek.
   -Ooo, jedzenie!-uśmiecha się.
-Misiek, mógłbyś zrobić kawę?
-Jasne.
   Jemy śniadanie i zostaje nam godzinka.
   -Wiesz, że cię kocham?-mówi Zalewski, gdy zmywam naczynia. Podaje mi kubek po swojej kawie i siada przy stole.
-Ja ciebie też-odwracam się do niego.
-Chodź tu do mnie.
   Myję ostatni kubek i podchodzę do niego.
   -Co chcesz?-pytam, stojąc przed nim.
-O tego-chwyta mnie za biodra i sadza na swoich kolanach. Całuje mnie krótko w usta.-I tego.
-I czegoś jeszcze?-śmieję się.
-I tego, jak już pytasz-mówi i wtula się we mnie.-Jeszcze sześć dni i już potem nigdzie nie wyjeżdżam bez ciebie.
-Pożyjemy, zobaczymy-wzdycham i całuję go w czubek głowy.-Kocham cię, Misiu.
-Ooo, Misiu-podnosi wzrok na mnie.-Tego jeszcze nie słyszałem.
-Nie podoba się? Zawsze mogę mówić Zalewski. Hmmm?-unoszę brwi do góry.
-Możesz mówić, jak sobie chcesz. I tak cię kocham-uśmiecha się.
-Krzysiek, powiedz mi...-zaczynam.-Czy ktoś wiedział, że przyjeżdżasz?
-Wszyscy twoi goście.
-Coo?!-śmieję się.-Jak to?
-No tak. Wolałem im powiedzieć, iż bym miał przyjechać, a ty byś była cholernie pijana.
-No w sumie racja.
   Tę godzinę spędzamy na przytulaniu się, całowaniu i rozmowie. Moment rozstania nie jest taki trudny, jak ostatnim razem.
   -To co? Do zobaczenia za sześć dni-mówi i mnie całuje.
-Nooo-wzdycham.-Paa. I grzeczny masz tam być.
-Tak jest!-śmieje się. Przytula mnie i wychodzi.
   Po tym, jak Krzysiek wychodzi, siadam na kanapie i czytam książkę, którą dostałam od Sary na urodziny. Jest tak interesująca, że spędzam na tej lekturze dobre dwie godziny. Aż ktoś mi przerywa, dzwoniąc do mnie.
   -Monika?-marszczę brwi, gdy widzę imię piosenkarki na wyświetlaczu.
   Co ona może ode mnie chcieć? Odbieram z lekką nutą niepewności.
   -Halo? Ula? Słuchaj, Krzysiek jest w szpitalu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro