57. Misiek.
Siedzimy sobie przy kominku i rozmawiamy.
-Nie wiem, jak wy...-zaczyna brat Krzyśka, ziewając.-...ale ja idę spać.
-Ja już też-mówi pan Stanisław i wstaje z fotela.
-My pewnie zaraz też-patrzę na Krzyśka.
-Yhmm-obejmuje mnie jeszcze mocniej.
Igor zaczyna sprzątać ze stolika.
Mieliśmy posiedzieć z godzinkę przy kominku. Ja i Igor napić się wina. I tyle.
Ostatecznie wyszło to wyszło troszkę inaczej.
Pan Stanisław zrobił sobie i Krzysiowi kawę. Wyjął ciasto, kupione, rzecz jasna. Przyniósł cukierki. Z Igorem namówiliśmy mojego chłopaka i ich tatę na jeden kieliszek wina.
Więc lekki bałagan się zrobił.
-My posprzątamy-mówi Krzysiek.
-Weź, przestań-brat Zalewskiego przewraca oczami.
-Nie, Krzysiek ma rację-uśmiecham się.-Ogarniemy tu.
-My i tak długo nie będziemy spać-mówi Krzysiek.
Moje oczy robią się, jak pięciozłotówki, podobnie jak Igora. Pan Stanisław uśmiecha się dwuznacznie. Odsuwam się szybko i patrzę na niego.
-Jezu, nie w tym sensie!-muzyk uderza się otwartą dłonią w czoło.-Jeszcze muszę zadzwonić do Moniki-patrzy na mnie.-Musimy jeszcze ustalić kiedy jedziemy do twoich rodziców, bo wolałbym wiedzieć już dzisiaj.
-Jasne, jasne-śmieje się jego tata.-Tylko cicho ustalajcie te odwiedziny.
-Tatooo!-jęczy.
-Tata dobrze mówi-Igor uśmiecha się do nas.-Ja chcę się wyspać.
-Krzysiek-zaczynam.-Następnym razem trafniej dobieraj słowa.
-Następnym razem to już lepiej w ogóle nic nie mówić-przeciera twarz dłonią.
-Powiem wam tak-starszy z braci staje przed nami, zakładając dłonie na klatce piersiowej.
-Już się boję-śmieję się.
-Skoro tak bardzo chcecie sprzątać, nie będziemy wam przeszkadzać-patrzy na swojego tatę.-Co nie, tato?
-Masz rację, Igor-uśmiecha się do nas.
Wychodzą z salonu, ale zaraz wraca starszy z braci.
-Ale naprawdę, Krzysiek-patrzy na nas rozbawiony.-Nie musicie tego ukrywać.
-Igooor-Krzysiek przymyka oczy ze zdenerwowania.-Tak do twojej wiadomości, nie robiliśmy tego.
-Cooo?! Znacie się pięć miesięcy i ty dałeś radę wytrzymać?! Czekaj, źle... I ty wytrzymujesz?!
-Ula-mój chłopak patrzy na mnie zły.-Trzymaj mnie, błagam.
Ja sama nie wiem, czy jestem bardziej zażenowana, zawstydzona, czy rozbawiona? A może wszystko na raz? Nie wiem.
-Krzysiek, jestem w szoku. I jestem dumny-mówi roześmiany Igor.
-Igorku, mój kochany braciszku-Zalewski patrzy na niego ze sztucznym uśmiechem.-Radzę ci spieprzać stąd w podskokach, bo zaraz zrobię ci krzywdę.
-Nie denerwuj się-puszcza mi oczko.-Już idę.
-I dzięki Bogu...-mruczy muzyk.
-Ula-brat mojego chłopaka patrzy na mnie.-Serio, nie spodziewałem się, że jakaś dziewczyna może na niego w taki sposób działać.
-A ty nie miałeś iść spać?-pyta Krzyś już nieźle wkurzony.
-Już, już.
Tym razem faktycznie wychodzi.
-Jezu, Ula!-Krzysiek patrzy na mnie zażenowany, chyba tak samo, jak ja. Łapie mnie za dłoń.-Przepraszam.
Patrzę na niego. Policzki mnie pieką od rumieńców. Analizuję rozmowę braci, po czym wybucham śmiechem. Mimo, że dziwnie się czułam słuchając jej, teraz mnie to bawi.
-O-Krzysiek mruga pare razy.-Myślałem, że...
-Że byłam zażenowana, zawstydzona?-patrzę na niego, a on kiwa głową.-Bo byłam! Ale było chociaż zabawnie. Nie masz za co przepraszać-uśmiecham się i go przytulam.
-On-zaczyna, wtulając się we mnie.-Znaczy, oni żartowali.
-Wiem, Krzysiu, wiem-jeżdżę dłonią po jego plecach. Całuję go w skron i po chwili odsuwam go od siebie.-Musimy posprzątać.
-Yhm-mruczy, przybliżając się do mnie. Za chwilę czuję jego wargi na swoich. Z uśmiechem odwzajemniam pocałunek i zamykam oczy.
Zaraz odsuwam się od niego i bez słowa wstaję, i zaczynam sprzątać.
-Kiedy jedziemy do twoich rodziców?-pyta, zabierając ode mnie kubki po kawie.
-To chyba zależy od tego, kiedy masz próbę u Moni-wzruszam ramionami.
-Nie, to czy pójdę na próbę, zależy od tego, kiedy jedziemy do twoich rodziców.
-No...-patrzę na niego, przerywając zbieranie papierków po cukierkach.-Nie. Przecież, ta próba to tak jakby twoja praca.
-Tak, ale tam mnie nie zwolnią-uśmiecha się.-Są rzeczy ważne i ważniejsze.
-Taaak, a tą ważniejszą rzeczą jest próba-tłumaczę, na co ten kręci głową.
-Nie dla mnie. Ważniejszą sprawą jest spotkanie z twoimi rodzicami.
-A tak bardzo chciałeś przekładać to spotkanie-uśmiecham się. Wkładam papierki po cukierkach do kieszeni spodni i wracam do sprzątania.-Zanieś te kubki do kuchni.
-Już-Krzysiek idzie do kuchni i za chwilę wraca.
-I jeszcze to.
Podaję mu dwa kieliszki. Sama zabieram kolejne dwa i talerz po cieście i idziemy do kuchni. Wkładamy naczynia do zlewu.
-Jutro je włożymy do zmywarki-mówi Krzysiek i łapie mnie za dłoń. Ciągnie mnie w stronę schodów.-To kiedy jedziemy...
-Czekaj-wyrywam się mu i podchodzę do kosza na śmieci.-Papierki.
Przygląda mi się i jak wyrzucam je. Za chwilę podchodzę do niego z uśmiechem i łapię go za dłoń.
-Możemy iść-mówię i idziemy do naszego pokoju.
-To kiedy jedziemy?-pyta.
-Hmm... Jutro nie... Pojutrze?-patrzę na niego, unosząc brwi do góry.
-Dobrze, pasuje-całuje mnie w czoło i otwiera drzwi od pokoju.
-Idź ty pierwszy pod prysznic-popycham go w stronę wyjścia z pokoju.
-Rzeczy wezmę chociaż-śmieje się.
Krzysiek wyjmuje spod łóżka karton, a z niego jakieś ubrania.
-No nie patrz tak-puszcza mi oczko.-Tak, mam tu swoje ubrania.
-A... Ale dlaczgo nie w jakiejś szafie?-marszczę brwi.-Tylko w kartonie?
-A widzisz tu szafę?-śmieje się i wychodzi.
Dziwnie... ja u siebie mam szafę. No ale nieważne.
Siadam na łóżku i wyjmuję z plecaka piżamę i inne potrzebne rzeczy.
Po kilku minutach wraca Krzysiek, ubrany w dresy, w których często śpi. Właściwie, zawsze śpi albo w dresach, albo w samych bokserkach. Różnie.
-Tak właściwie, dlaczego tu nie ma szafy?-pytam.
-Tata uważa, że bez sensu mieć w każdym pokoju szafę czy komodę-wzrusza ramionami. Zabiera telefon z regału i siada obok mnie.-Ja też rzadko tu nocuję, więc nie ma takiej potrzeby.
-Powiedzmy, że rozumiem-uśmiecham się.
Zabieram swoje rzeczy i wychodzę z pokoju. Kiedy zamykam drzwi słyszę, że Krzysiek rozmawia przez tefon z Olgą.
Wchodzę do łazienki. Biorę szybki prysznic. Ubieram się, myję zęby, rozpuszczam włosy i wracam do pokoju.
-Aż trzy?!-to jest pierwsze, co słyszę. Po minie Krzyśka widzę, że stało się coś niedobrego.
Siadam na łóżku obok niego. Chowam ubrania z dzisiaj do plecaka i patrzę na Zalewskiego.
-Myślę, że Monika po dwóch tygodniach nie zapomni, jak się śpiewa-mówi.-No ale po co aż tyle? Zwykle w ogóle nie było, lub tylko jedna. To jest bez sensu. Co?!
Krzysiek wstaje z łóżka i wychodzi z pokoju. Nie powiem, jestem zdziwiona. Nawet jak byliśmy tylko przyjaciółmi, nie wychodził z pokoju, gdy z kimś rozmawiał. Dziwne...
Czeszę włosy i czekam, aż wróci. Ciekawe, co się stało?
-Już jestem-mówi z uśmiechem, gdy wchodzi do pokoju. Ale ja widzę, że jest nieźle wkurzony.
-Widzę-patrzę na niego.-Co się stało?
-Nieważne-wzdycha. Odkłada telefon i kładzie się na łóżku. Zaraz przybiega do niego Kosmos.
-No mów-odkładam szczotkę na stolik przy łóżku i kładę się obok. Kotek kładzie się obok mnie.
-Olga wymyśliła trzy próby-przymyka oczy zły.
-Ale... próba miała być jutro. Teraz dzwoniłeś, żeby zapytać kiedy ma być kolejna?-pytam, drapiąc kota za uchem.
-Taaak-przeciera twarz dłonią.-Monika dzwoniła wczoraj, że będą dwie próby, a nie jedna, jak zazwyczaj.
-To co mówisz, że trzy?-marszczę brwi.
-Bo Olga teraz mi powiedziała, że będą trzy.
-Olga?
-Yhmm...-spogląda na mnie.
-I wszystko jasne-szepczę.
-W sensie?-patrzy na mnie zaciekawiony.
-Chce, żebyśmy spędzali ze sobą jak najmniej czasu. Ale to nic-uśmiecham się delikatnie.-Przeżyjemy.
Chcę się do niego przytulić, ale on mnie odsuwa od siebie. Kosmos zaraz ucieka i kładzie się na ziemi.
-Nie zapominaj, że dalej jestem na ciebie zły-mówi i odwraca się do mnie plecami.
-Naprawdę?-jęczę.-A ja tylko chciałam się poprzytulać...
-No cóż...-mówi, nie patrząc na mnie.-Nie ma przeprosin, nie ma przytulania.
-Oj Krzysiek-układam się w taki sposób, żeby patrzeć na jego plecy.-Przepraszam.
-Za co?-pyta.
-W sumie to...-marszczę brwi.-Już sama nie pamiętam. Ale przepraszam.
-To najpierw sobie przypomnij, za co masz mnie przeprosić.
-Krzysiek-przysuwam się do niego.-Ale jesteś uparty.
-Przynajmniej jest ciekawie-mruczy.
-Krzysiek-zaczynam jeździć opuszkiem palca po jego nagim ramieniu.
Dlaczego on się nie nakrywa kołdrą, kiedy zasypia? Potem się wtula we mnie, bo mu zimno.
Na jego nagiej skórze pojawia się gęsia skórka.
-Krzysiek-uśmiecham się.-Nie wiedziałam, że ja tak na ciebie działam.
-Pogarszasz swoją sytuację-mruczy.
-Oj Krzysiu-mówię cicho.-Misiek... Przepraszam. Bardzo przepraszam.
-To jest niesprawiedliwe-odwraca się i kładzie się w swojej ulubionej pozycji.
-Poszło szybciej, niż myślałam-śmieję się cicho.
-O tym właśnie mówię-zamyka oczy, a ja wplatam palce w jego włosy.-Wystarczy kilka słodkich słówek, takich jak "misiek", pomiziasz mnie i już ci wybaczam.
-Jesteś za miękki-śmieję się.
-Zamknij się-również się śmieje.-Kocham cię, wiesz?
-Wiem-zamykam oczy.-Ja ciebie też.
Następnego dnia, zaraz po pobudzce, jemy szybko śniadanie, zbieram moje rzeczy, oczywiście zabieram kota, żegnamy się i wyjeżdżamy.
-Tak bardzo nie chce mi się jechać na tę próbę-wzdycha.
-Dasz radę-puszczam mu oczko.
-Obyś miała rację.
Zaraz Kosmos zaczyna miauczeć, Krzysiek się denerwuje, a ja zasypiam.
Po dwóch godzinach dojeżdżamy do mojego mieszkania.
Zaspana wysiadam z samochodu z Kosmosem. Krzysiek również wychodzi z samochodu.
-Nie miałeś jechać na próbę?-pytam zdziwiona.
-Pojadę, tylko wniosę twoje rzeczy-mówi, zarzucając plecak i zabierając torbę z samochodu.
-Mogłam to zrobić sama-przewracam oczami.
-Cicho-pochodzi do mnie i przykłada palec do moich ust.
-Jesteś niemożliwy-śmieję się cicho.
***
Mam takie pytanko...
Wolicie Tomasza Organka czy Igora Walaszka? Tak to się odmienia? Czy Walaszaka? No ale na pewno wiecie, o kogo chodzi.
To kogo?
Organek czy Igo?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro