Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

41. Koszmar.

   Ostatni miesiąc to istne piekło. Sąd, praca, sąd, praca i tak w kółko.
   Ostatecznie jednak Wiktor trafił do więzienia i dostał zakaz zbliżania się do mnie.
   Sara rozwiodła się z Michałem. Podzielili się opieką na Jasiem.
   Znalazłam pracę w pobliskim zakładzie fotograficznym. Może i nie jest to szczyt moich marzeń, ale na razie wystarcza mi. W końcu za coś muszę zapłacić czynsz czy kupić jedzenie.
   Często mam koszmary. Radziłam sobie, przez branie leków uspokajających i nasennych. Znaczy, było tak do momentu, gdy Krzysiek nie znalazł tych leków i nie zabrał mi ich. Powiedział, że jak coś się będzie działo mam albo dzwonić albo przyjechać do niego, a nie "truła się lekami".
   Dzisiaj jest pierwsza noc bez leków. Boję się, że znowu będę miała koszmary i nie poradzę sobie.
   Ubrana w piżamę, z włosami związanymi w koka, kładę się do łóżka. Kosmos od razu przybiega i kładzie się mi na biuście.
   Drapię go za uchem. Przypomina mi się, jak Krzysiek uwielbia się układać do spania, gdy razem śpimy. Głowę układa dokładnie tu, gdzie leży Kosmos.
   Z uśmiechem na ustach zasypiam.
   Stoję w kuchni w redakcji. Tak jak zwykle, robię kawę.
-Oj Ula, Ula...-odwracam się w stronę Wiktora.
   Podchodzi do mnie. Chcę odejść, ale on mnie zatrzymuje.
   -Dokąd idziesz?-pyta szeptem.
-Nie wiem, jak najdalej od ciebie-mówię, patrząc mu prosto w oczy.
-Jesteś niegrzeczna.
-Zostaw mnie w końcu!-krzyczę, na co Wiktor uderza mnie w twarz.
   Łapię się za piekący policzek. Do moich oczu napływają łzy. Łzy spowodowane bólem i uczuciem poniżenia. Czuję się nic nie warta. Traktuje mnie, jak śmiecia.
   Znowu patrzę na chłopaka, ale zamiast Wiktora, widzę Daniela.
   -Tak bardzo cię kochałem... Byłaś dla mnie taka ważna, Ula. Najważniejsza-szepcze.
-Daniel... Przecież...-zaczynam, ale przerywa mi kolejny męski głos.
-Ula, tak bardzo cię przepraszam-mówi Krzysiek, ale go nie widzę. Jego głos odbija się echem w mojej głowie.-Przepraszam. Nie mogę ci pomóc, a dzieje ci się taka krzywda.
-Krzysiek!-krzyczę i rozglądam się po kuchni. Nie ma nikogo. Stoję tam sama-Daniel! Wiktor! Krzysiek!
   Budzę się z jego imieniem na ustach. Po moich policzkach płyną łzy. Jestem cała zlana potem.
   Nie mogę uspokoić płaczu. Dłonie mi drżą. Nie potrafię złapać oddechu.
   Powoli wstaję z łóżka. Ubieram czarną bluzę, a krótkie spodenki od piżamy zmieniam na szare dresy. Zakładam skarpetki i dzwonię po taksówkę. Zabieram najpotrzebniejsze rzeczy, takie jak portfel, telefon, i zakładam buty, i kurtkę. Wychodzę na zewnątrz.
   Zaraz podjeżdża taksówka i po chwili stoję pod drzwiami mieszkania Krzyśka.
   Pukam cicho, aby nie obudzić sąsiadów Zalewskiego.
   W końcu muzyk otwiera mi drzwi. Ubrany jest tylko w dresy. Włosy ma roztrzepane. Przeciera zaspane oczy.
   -Ula?-marszczy brwi, kiedy mnie widzi. Wpuszcza mnie do środka.-Co się stało?
-Śniło...-zaczynam, ale głos mi się łamie.-Śniło mi się, że... że...
   Nie daję rady i wybucham głośnym płaczem. Nie sądziłam, że kiedy już będzie po wszystkim, mój stan psychiczny się jeszcze pogorszy. Cały czas płaczę, mam koszmary, jestem poddenerwowana.
   -No już, już-Krzysiek przyciąga mnie do siebie i przytula.
   Pomaga mi zdjąć kurtkę. Zdejmuję buty i idziemy do salonu.
   Siadamy na kanapie, po czym od razu wtulam się Zalewskiego.
   Głaszcze mnie po plecach i szepcze uspokajające słowa.
   Zmęczona zasypiam w ramionach chłopaka. Po chwili czuję, że mnie podnosi. Otwieram lekko oczy i patrzę na niego.
   -Śpij. Jutro porozmawiamy.
   Idzie ze mną do sypialni. Kładzie mnie na łóżku i chce wyjść, ale go zatrzymuję.
   -Połóż się ze mną-proszę.-Inaczej znów coś mi się przyśni.
-Niech ci będzie-uśmiecha się i kładzie się obok mnie.
   Od razu się w niego wtulam. Czuję się bezpiecznie. Wiem, że przy nim żadna krzywda mi się nie stanie.
   Natychmiast zasypiam.
   Kiedy się budzę następnego dnia, Krzyśka nie ma obok mnie. Siadam na łóżku i rozglądam się.
   Zalewski siedzi przy biurku i coś w skupieniu pisze w jakimś zeszycie.
   Powoli wstaję i staję za nim.
   -Co piszesz?-pytam tuż nad jego uchem, na co ten podskakuje.
-Jeju, Ula-odwraca się do mnie przodem.-Nie strasz.
-Wiem, że nie mam makijażu i jestem ubrana w worek, ale mógłbyś być milszy-zakładam ręce na biodrach i uśmiecham się do niego.
-Wiesz, że nie o to chodzi-mówi.-Wyglądasz przepięknie. Mam na myśli to...
-Wiem przecież, żartuję-śmieję się, a on ze mną.-To co piszesz?
-Kolejny tekst-odpowiada.
-Ooo...! Mogę spojrzeć?-zaglądam mu przez ramię.
-O nie, nie, nie!-zamyka zeszyt.-Zaśpiewam ci jak będzie gotowy i jak będę miał melodię.
-Ojejku, no dobrze-uśmiecham się.
   Cały dzień spędzam z Krzyśkiem. Dużo spacerujemy, ale również robimy razem obiad i oglądamy film.
   Zdecydowanie mogę ten dzień zaliczyć do udanych.
   Rozmawialiśmy nawet o moim śnie. Powiedział  że zawsze w takiej sytuacji mogę do niego przyjść.
   Jest naprawdę kochany.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro