Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

38. "Zawsze tam gdzie ty". A nie, bo "Gatunek".

   Sytuacja z Wiktorem powtórzyła się pare razy w przeciągu kilku dni.
   Dzisiaj, jak weszłam do redakcji, dowiedziałam się, że Wiktor wziął kilka dni wolnego. Byłam przeszczęśliwa! W końcu nie muszę się bać, że go spotkam. Że przyjdzie do mnie, kiedy będę robiła herbatę lub kawę. Po prostu, mogę normalnie iść przez korytarz i nie muszę oglądać się za siebie, czy Wiktor na mnie patrzy.
   Właśnie idę zrobić sobie coś ciepłego do picia.
   W kuchni siedzi Sara i je sałatkę.
   -Cześć!-uśmiecham się do niej.
-Wszystko dobrze?-pyta.
-Tak-wzruszam ramionami.-Oczywiście.
-Emmm... Ula? Kilka dni temu płakałaś tak, że oddechu złapać nie mogłaś, bałaś się przychodzić do pracy, a teraz...? Chodzisz uśmiechnięta od ucha do ucha i mówisz, że wszystko dobrze?-unosi jedną brew do góry.
-Sara-patrzę na nią.-Nie ma go! Nie przyszedł dziś do pracy! Jak mam być nieszczęśliwa?
-Ale on jutro wraca-mówi.
   Mrugam kilka razy. Jak to? Przecież... Miało go nie być kilka dni, do cholery jasnej!
   -Ale... Patrycja mówiła, że nie będzie go kilka dni...-mówię cicho.
-Źle usłyszała, czy po prostu puściła plotkę-podchodzi do mnie i kładzie swoją dłoń na moim ramieniu.-Ula, proszę, powiedz to komuś. Pójdź na policję. Tak nie może być.
-Mówiłam ci...-zaczynam, ale ona mi przerywa.
-Tak, mówiłaś! Wstydzisz się! No ale błagam cię! Ty nie masz czego. To on powinien...
-Daj mi spokój-mówię cicho i odchodzę zrobić sobie kawę, ale ostatecznie rezygnuję z tego.
   Idę do swojego biura i przygotowuję zdjęcia do artykułu Kacpra.
   Kiedy kończę to robić, wysyłam je koledze i wychodzę z redakcji.
   Gdy jestem w połowie drogi, dzowni mój telefon. Odbieram, nie patrząc, kto dzwoni.
   -Halo?-odzywam się pierwsza.
-Hej, Ula!-słyszę głos Krzyśka.
-Cześć, Zalewski-uśmiecham się.
-Wiesz co?-mówi obrażonym głosem.
-No co tam?
-Ja do ciebie tak ładnie, po imieniu... A ty? "Zalewski"... Pff...
-Księżniczka się obraziła?-śmieję się.
-Ej ej ej...! Uważaj na słowa!-mimo, że udaje obrażonego, sam chichocze.
-Co jest?
-Chciałbym ci zaśpiewać piosenkę-mówi.
-Dajesz.
-Teraz?
-No.
-Przez telefon?
-Dlaczego by nie?
-No... Ja chciałem tak ładnie, z gitarą, wiesz...
-Mam przyjechać do ciebie?-pytam, wiedząc do czego zmierza.
-No wiesz... Chciałaś usłyszeć jakąś piosenkę w moim wykonaniu. To jest ten moment-mówi.
-Drugi moment-zauważam.
-Dobra tam-przewracam oczami.-To jak?
-Mogę być za piętnaście minut-mówię, stając przy przystanku autobusowym.
-Wyśmienicie. Będę czekał. Paaa!-rozłącza się, a ja wsiadam do autobusu.
   Wysiadam po dziesięciu minutach. Idę pięć minut piechotą i jestem pod blokiem Krzyśka.
   Dzwonię domofonem i już po chwili stoję pod drzwiami mieszkania muzyka.
   Pukam i zaraz Krzysiek mi otwiera.
   -Hej-wpuszcza mnie do środka.
-Cześć-uśmiecham się do niego.
   Całuje mnie w policzek. Nie chcę robić afery, w końcu on nie wie, co się stało. Jednak nie jestem zadowolona z tego gestu. Nawet bardzo.
   -Herbata? Kawa?-proponuje, kiedy idziemy do kuchni.
-Wiesz przecież, że herbata. Innej kawy, niż zbożowa nie piję-mówię ze śmiechem.
-A tu cię zaskoczę-wskazuje na mnie palcem.
-Dajesz.
   Siadam przy stole, a Krzysiek podchodzi do jednej z szafek. Wyjmuje z niej opakowanie kawy zobożowej.
   Śmieję się w głos, a on ze mną.
   -Kupiłem specjalnie dla ciebie-mówi.
-Ohh dziękuję. W takim razie poproszę kawę.
   Muzyk robi nam kawy i idziemy do salonu.
   -Poczekaj-mówi i idzie gdzieś.
   Siadam na kanapie i piję kawkę. Ciekawe, co to za piosenka?
   Po chwili wraca Krzysiek z gitarą.
   -Jestem-siada obok mnie.
-Widzę-patrzę na niego wuczekująco.
   Czekamy chwilę, aż Zalewski zaczyna grać jakąś melodię.
   Bardzo ładną melodię...
   Znajomą melodię!
   -A czy to nie jest "zawsze tam gdzie ty"?-pytam nieśmiało. Słabo, jeśli nie jest to ta piosenka. Wyjdę na idiotkę.
   Krzysiek przestaje grać i się głośno śmieje.
   -Żebyś widziała swoją minę!
-Aha? Fajnie?-śmieję się z nim.-Czyli jechałam tu tylko po to, żeby usłyszeć coś, co znam?-pytam, udając oburzenie.
-Już teraz wiem, że dni są tylko po to
By do ciebie wracać każdą nocą złotą...-śpiewa i łapie mnie za dłoń.
-Krzysiek...-zaczynam.
-Nie znam słów co mają jakiś większy sens-śpiewa dalej.
-No już, już-zatykam mu usta wolną dłonią, jednak ten ją zabiera i całuje jej wierzch, podobnie czyni z drugą.
-Jeśli tylko jedno, jedno tylko wiem-patrzy mi w oczy.-Być tam zawsze tam gdzie ty...
-Już skończyłeś?-pytam.
-Dobra-puszcza moje dłonie.-Teraz bez żartów.
   Znowu zaczyna grać piosenkę. Tym razem swoją, bo nie znam jej.
   Ładna ta melodia... Nawet bardzo. Podoba mi się.
   -Takich oczu jak ty chyba na całej planecie nikt nie ma.
   Znowu o miłości? No nie... po raz kolejny nie będę mogła przestać o tym myśleć.
   -Kto załapał się raz, widział z bliska ten blask temu już bieda.
  Ale pięknie śpiewa. Naprawdę. A tekst też świetny. Krzysiek będzie bardzo znanym muzykiem, jestem tego pewna.
  -I psycholog i ksiądz i rozpusta i post mi tu nic nie da
Na kochanie rady nie ma
   Cała piosenka jest naprawdę cudowna. Zakochałam się w niej. Krzysiek tak ładnie mówi o miłości, że naprawdę... Nie spodziewałabym się. Ta dziewczyna, która mu się podoba, musi być bardzo szczęśliwa.
   -I jak?-pyta, kiedy kończy.
-Piękna. Na pewno tej dziewczynie się spodoba-mówię z uśmiechem.
-Ale ja nie pytam o tę dziewczynę, tylko o ciebie. Czy tobie się podoba?
-No oczywiście! Serio, piękna! Nie mogę się doczekać, aż wydasz swoją płytę.-mówię szczerze.-Jaki jest tytuł?
-Jeszcze nie wiem, ale myślę, że Gatunek. Wiesz... Miota się jak wariat, żeby gatunek trwał-śpiewa, a ja się uśmiecham.
   Jednak w środku, serce mi pęka, kiedy myślę, że to inna dziewczyna będzie miała tyle szczęścia i będzie z nim. Tak bardzo jej zazdroszczę.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro