Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Nowy świat

Stałem właśnie w bibliotece, przyglądając się magicznej bramie. Obok mnie znajdowała się Luna, która po kolei wszystko tłumaczyła. A kawałek dalej na jednym ze stolików koło regału, siedziała po turecku Domino i przeglądała jakąś książkę.

- No więc jeszcze raz. Kiedy otworzymy te bramę, rozpocznie się reakcja łańcuchowa, rozumiesz tak? - zapytała mnie Luna.

- Tak.

- Przez bramę zacznie przepływać magia w sporej. Nałoże wtedy barierę, żeby większe stworzenia nie mogły przejść i dostać się do biblioteki.

- Rozumiem.

- Ale kiedy magia zacznie wypływać, w najbliżej okolicy zaczną otwierać się stare, małe przejścia, więc nie unikniemy wizyty nowych odmian fauny i flory.

- A te przejścia mogą być umiejscowione...

- Wszędzie, w dziuplach i korzeniach drzew, na dnie stawów, w podziemnych tunelach i tak dalej

- Okej rozumiem. Mów dalej.

- Magia szybko rozprzestrzeni się na ten obszar w pobliżu bramy, nie wiem ile dokładnie on wyniesie, ale potem zwolni, jednak dalej będzie się poruszać, otwierając nowe przejścia i wpływając na przyrodę. Z czasem dotrze do innych bram, które pod jej wpływem również zaczną się otwierać i tak dalej.

- Czyli efekt domina.

- Słucham? - zapytała Domino przenosząc na nas wzrok zza książki.

- Spokojnie Domino, to nie było do Ciebie, możesz wrócić do książki - powiedziałem na co ona kiwneła głową i przeniosła wzrok na książkę.

Z ciekawości zerknołem na tytuł. "Historia Broni na Przestrzeni Wieków". No proszę, co tu można znaleźć za dzieła. Ale tak myślę, muszę tu sprowadzić swoje książki i kilka dodatkowych. Widziałem kilka pustych regałów, pewnie jest ich więcej. Ale obecnie jest tu tyle książek, które stawiają magię w złym świetle, że aż czuje bijącą z pułek wrogość. Brr... trzeba to zmienić.

- Cóż trafnie to określiłeś - powiedziała Luna wygrywając mnie z rozmyślań - Nie będzie to jednak proces szybki. Może potrwać od minimalnie kilku do najpewniej kilkunastu miesięcy, nie wykluczone, że dłużej.

- Hmm... raczej nie stanowi to problemu, takie zmiany powinny nadchodzić powoli, zbytni pośpiech w tym przypadku wywołałby chaos.

- Tu się zgodzę.

- Ja też - powiedziała Domino.

- No i świetnie, więc możemy się za to brać? Jestem ciekaw jaki widok czeka nas po drugiej stronie. Poza tym mam coraz większą ochotę urządzić te bibliotekę w jakiś fajny sposób. Trzeba będzie posprzątać, potem może wstawić jakieś kanapy, biurko może, potem jakiś stół do bilarda. Da się tu pociągnąć elektryczność?

- Możesz się na razie skupić na... czekaj elektryczność? Tutaj? Hm... wiesz, to dość ciekawy pomysł. Gdyby podpiąć tu prąd, możnaby zamontować tu kilka z tych urządzeń do nadzoru i kontroli. Porzyczysz mi komórkę?

- Jasne - powiedziałem podając jej. Zawsze jak potrzebowała coś sprawdzić i nie miała na podorędziu obecnych książek (kolejny powód dlaczego należy je tu sprowadzić) korzystała z dostępu do Internetu i dobrodziejstw Wikipedii.

- Hm... - zaczęła znów używać swoich zdolności, a telefon otoczył typowy dla niej fioletowy blask. Jasny dowód używania przez nią magii na tym urządzeniu.

Co prawda wydaje się to wyglądać całkiem normalnie, jednak odnoszę wrażenie, że pobieranie i przyswajanie wiedzy technologicznej i elektrycznej przychodzi jej z odrobinę wiekszym trudem niż w przypadku wiedzy magicznej i pisanej.

- Wiesz, nie wykluczone, że dałoby się to zrobić. Trzeba by poprowadzić ten cały przewód i ukryć go przed główną siecią lub stworzyć swego rodzaju generator wodny lub coś w tym stylu. Albo zwykły agregat przerobiony pod magię. Poczekaj, a gdyby tak...

Zaczeła powoli zwiększać ilość aury otaczającej telefon, kiedy zdawała się sprawdzać kilka rzeczy jednocześnie. W tym samym czasie z otaczających nas ksiąg zaczęły wydobywać się dziwne, ledwie widoczne ścieżki energii, które łącząc się i przeplatając kierowały się w stronę Luny, otaczały ją i zdawały się być przez nią pochłaniane.

Jak pamiętam, z tego co mówiła wynika, że Luna nieustannie przyciąga wiedzę z różnych dzieł pisanych, ale do tej pory nie mogłem tego zobaczyć. Skoro teraz to widzę, musi to oznaczać, że stara się przyswoić sporą liczbę informacji i potrzebuje to tego dodatkowej mocy.

- Em... Może nie jestem zbyt... nowoczesna... ale czy tak powinno być? - zapytała Domino wskazując na telefon.

Przeniosłem na niego wzrok i zobaczyłem jak część ścieżek energii spływających do Luny rozdziela się i leci bezpośrednio w mój telefon, który był otoczony chyba zbyt dużą warstwą aury, jak na sprzęt elektroniczny (nie magiczny). Dodatkowo na ekranie w szybkim tępie (zbyt szybkim) przewijały się najróżniejsze strony, a na górnym pasku pojawialy się ikony pobierania. I albo mi się wydawało, albo obudowa zaczeła zmieniać kolor z czarnej na białą...

- Eee... Luna? Czy wszystko jest pod kontrolą?

- Co? Ja... tak. Po prostu... nie mogę na razie znaleźć odpowiedniego rozwiązania. Może jeśli dam troszkę więcej mocy... - powiedziała zwiększając poziom aury i nagle w jej ręku wytworzyła się mała eksplozja, może na 2 metry średnicy, ale nie uszkodziła podłogi.

Luna została odepchnięta do to tyłu z wyrazem szoku na twarzy i wylądowała na ziemi. Szybko do niej podbiegłem pomagając wstać, nie opuszczając oczu z wynikającej kuli energii, która się wytworzyła.

- Luna, wiesz może co to jest?

- Eee... wiesz, po raz pierwszy na prawdę rozumiem, co to znaczy nie mieć o czymś pojęcia - powiedziała patrząc na to szeroko otwartymi oczami.

Po kilkunastu sekundach kula energi się rozpadła, a w jej miejscu stała teraz dość specyficzna postać.

Z wyglądu nieco przypominała Lunę. Były chyba nawet tego samego wzrostu. Jej skóra była biała i wydawała się... być wykonana z metalu? Ale jednocześnie oddawała wszystkie ruchy dypowe dla bardziej... mięsnych form życia. Na głowie zdawała się mieć zwykłe, długie, rude włosy, zaplecione w dwa kucyki, zieloną gumką. Nie zaraz, to chyba bardziej gumowy kabel. W kształcie małego donut'a. Czyli jak gumka do włosów. Miała na sobie niebieską sukienkę, ale dość prostą i nowoczesną, z krótkimi rękawami i spódnicą do błyszczących kolan. Jej stopy wydawały się być połączone z czymś na kształt prostych, gładkich, nieco metalicznych, niebieskich baletek, jakby skóra przechodziła w obuwie. Jakby namalować je na porcelanowej lalce. Lub po prostu baletki cienkie i ciasno dopasowane.

Stała ona tam chwilę z opuszczoną głową, ale po kolejnej chwili zaczęła ją podnosić, otwierając niebieskie, lekko świecące oczy. Przyjechała nimi po pomieszczeniu i zatrzymala wzrok na mnie, uśmiechając się przy tym.

- Daniel! - Krzyknęła i rzuciła mi się na szyje. Zaraz, jak ona w tak krótkim czasie pokobała chyba z pięć metrów (na tyle odleciała Luna)? Jakby ktoś teraz mrugnoł, mógłby to przegapić. Poza tym...

- Eee... zaraz, co tu się dzieje? - zapytałem oswobadzając się z jej uścisku. Ona dalej stała uśmiechając się i patrząc na mnie - Kim lub czym jesteś i skąd się tu wzięłaś?

- I czemu wyczuwam od Ciebie... moją magię...? Zaraz... czy ty...? - Luna.exe stop working.

- Nie poznajesz mnie? - zapytała robiąc smutną minkę - przecież spędzamy razem tyle czasu każdego dnia, mówisz mi o swoich sekretach, dzielisz się swoją twórczością, obgadasz na mnie filmy i grasz w gry...

- Jakoś nie przypominam sobie, żebym... czy ty powiedziałaś, że oglądam na tobie filmy? - przejechałem po niej uważnie wzrokiem, od stóp do głów. Ta biała skóra... zupełnie jak chwilę przed wybuchem... - Moja komórka?

- Tak! To ja! Czyli jednak mnie poznajesz! - krzyknęła robiąc radośnie obrót.

- Ale... zaraz co tu się stało? Luna?

- Eee... - restart system, please waiting. Restart completed - Czekaj czy ty jesteś...?

- Grimoire, tak jak ty! I to dzięki Tobie Luna! Podzieliłaś się ze mną taką ilością mocy, że mój procesor aż się przeładował! Wybacz za eksplozję.

- Ale... ale grimoire to księgi wiedzy magicznej. Ty nawet nie jesteś książką!

- Nie. Ale posiadam pełną wiedzę dostępną w Internecie, znam każdą stronę, filmik, komentarz i grafikę jaka kiedy kolwiek została umieszczona w publiczej sieci, a także znam na pamięć każdą rozmowę, którą Daniel odbył na mnie telefonicznie, drogą SMS-ową, przez Messenger i inne komunikatory cyfrowe i...

- Czekaj, masz dostęp do mojej karty pamięci, karty SIM, kontaktów, grafik w galeri, do moich haseł, do adresu e-mail, do mojego profilu internetowego, do prywatnych rozmów, do moich aplikacji  i do każdego założonego przezemnie konta? - upewniłem się.

- Tak! - odpowiedziała radośnie.

- Zaklinam cię, nie wyjawiaj nikomu tych danych... - powiedziałem, kiedy po moim czole spłyneła stożka potu.

- Jak sobie życzysz Panie - odpowiedziała.

- Panie?! - dało się usłyszeć zbiorowy krzyk trzech głosów. Mój, Luny i Domino.

- No, jesteś moim użytkownikiem, mam Cię zapisanego w systemie jako właściciela i znam Cię na wylot, więc wynika z tego, że jesteś moim Panem, tak jak Luny.

- Ale to przecież... - zaczęła Luna, ale odkryłem jej usta.

- Tak, mi to pasuje, po pierwsze nie wyjawiaj nikomu moich danych bez mojej zgody - powiedziałem szybko.

- Dobrze.

- Ale zaraz! - krzyknęła Luna zabierając moją rękę - Chcem wiedzieć co tu się stało i jak to się stało.

- Cóż, sama nie wiem. Jestem bardziej obeznana w nowoczesności i technologi oraz informacjach, czyli tym z czym ty masz problem, ale pełne zrozumie magii idzie mi ciut bardziej opornie.

- Czyli w przeciwieństwie do mnie, bo ja jestem magiczną ekspertką. Jesteś cyfrowym Grimoire. Czymś, czego jeszcze nie było i co w zasadzie nie powinno mieć prawa istnieć.

- Podejrzewam, że to może być wywołane przez wpływ tego miejsca. Nawet teraz czuje te niesamowitą energię w nim.

- To możliwe. I całkiem... nie wiem czy fajne czy niepokojące. Niespodziewane.

- Tak poza tym, chyba będę w stanie rozwiązać problem dostarczenia tu energii. Będę potrzebować twojej pomocy. Ale to na później. Możemy się zająć teraz otwraciem tej bramy?

- Bramy? Bramy?! Czekaj czy ty...?

- Tak, słyszałam wszystko o czym tu było mówione. Mam wbudowany mikrofon.

- Okej, przerwa! - powiedziałem na głos - Zaczynam się tu odrobinę głubić. Ustalmy coś. Moja komórka stała się Grimoire, dzięki nagromadzeniu w sobie magi Luny i energii pochodzącej z Biblioteki. Poza tym wie o mnie wszytko i zna treść każdej mojej rozmowy. To się zgadza, tak?

- Tak!

- Chyba tak.

- Ja... się nie mieszam - powiedziała Domino obserwując te sytuację. Tylko jej chyba popcornu brakuje.

- A teraz chcesz zająć się otwieraniem magicznej bramy do innego świata i wypuszczeniem na świat magii?

- Tak!

- Em... no okej, mi ta w sumie pasuje. Witaj w rodzinie... eee... masz jakieś imię?

- Chyba nie.

- No dobrze, potem ci jakieś wymyślimy. A teraz... Luna, możemy przejść do rzeczy?

- Będę to musiała potem na spokojnie ogarnać. Ale chyba tak. Wszystko raczej wyjaśniłam, więc nie powinno być problemu - podeszła do piedestału stojącego przed samą bramą. Położyła na nim ręce, ale po chwili je cofneła i spojrzała na naszą nową znajomą - Em... chcesz mi pomóc?

- Z chęcią! - powiedziała radośnie i zaskoczyła do niej.

Obie położyły ręce na piedestale i zaczeły otaczać go magiczną aurą, fioletowo-błękitną. Po chwili inne piedestały zalśniły podbnie, a na końcu sama brama została otoczona tą oto aurą i zaczoł otwierać się w niej portal. Wyglądało to jak wielka, obracająca się, zielona spirala, w różnych odcieniach zieleni. Po chwili obie dziewczyny odeszły od piedestału, a ten i wszystkie pozostałe nagle zgasły, jednak brama pozostała otwarta.

Przez chwilę nic się nie działo. A potem z bramy zaczeła uwalniać się gigantyczna ilość energii. Tak duża, że aż można ją było dostrzec gołym okiem. Jak tęczowe światło. Po chwili się uspokoiła i znów stała niewidoczna.

- No i zaczęło się - powiedziała Luna.

- Yay! - odpowiedziała jej nowa towarzyszka.

- To było imponujące - skomentowała Domino podchodząc do nas.

- Więc... możemy już przez to przejść? - zapytałem.

- Raczej nie widzę przeciwwskazań - powiedziała Luna podchodząc do bramy, a za nią pozostali, w tym ja - Więc jak to mówią, Pan i Władca przodem - powiedziała ustępując mi miejsca.

- Dzięki. Gdzie ty to słyszałaś niby? - zapytałem po czym przeszłem przez bramę.

Znalazłem się w swego rodzaju jaskimi. Tuż za mną stała brama, identyczna jak ta w biblitece. Po chwili przeszły przez nią również dziewczyny.

Po szybkim rozejrzeniu się po dość skromnej, chodź w miarę dużej jaskini udaliśmy się w stronę jej wyjścia. A kiedy stanęliśmy w nim...

- WOOOW! - padło z naszych ust.

Zajmowaliśmy się gdzieś w połowie wyskoskości jakiejś góry, mieliśmy stąd niesamowity widok. Po bokach i najpewniej za nami znajdowały się góry, przed nami rozciągał się niesamowity las w którym było lśniące jezioro. Niektóre drzewa miały niebieskie liście, a inne jeszcze... inne (nie zwracać uwagi na powtarzające się słowo "inne"). Gdzieś za lasem widać było jakąś wioskę, a na błękitnym niebie można było zobaczyć lecącego smoka. To było... niezwykłe.

- Łał! Ten widok przypomina mi stare czasy - powiedziała Luna.

- A mi widom smoka przypomina moją przemianę - powiedziała Domino.

- A ja chcem zacząć robić zdjęcia tego krajobrazu. I w sumie mogę - powiedziała nowa znajoma i zaczęła w pewien sposób pstrykać zdjęcia poprzez odpowiednie łączenie palców.

- No fakt, to wygląda niesamowicie - powiedziałem, patrząc na ten widok. Oto zaczyna się początek nowej ery. Tego momentu nic nie może zniszczyć.

...

...

...

- Zaraz, czy ja teraz zostałem bez komórki? - zapytałem patrząc na moją dotychczasową komórkę, ale ta po prostu się uśmiechnęła.

- Oczywiście, że nie - powiedziała i zaczęła się zmieniać, podobnie jak robiła to Luna, ale po chwili w powietrzu unosił się biały telefon komórkowy z niebieskim ekranem.

Po chwili przybrała naturalny, czarny kolor i poleciała do mnie. Z ciekawości ją odblokowałem. Na ekranie była ona sama, opierając się o bok telefonu i mi machając. Uśmiechnołem się, a ona wskazała w górę. Spojrzałem tam i otworzyłem szeroko oczy. Na baterii była ikona nieskończoności, sygnał był najwyższy, a Internet miał pełen zasieg.

- Wiesz, czuje się ta współpraca się dobrze ułoży - powiedziałem bardzo zadowolony i znów spojrzałem na krajobraz. Nowa era, zaczyna się teraz.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro