Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

1

  Nie mam żadnych wspomnień. Nie wiem czemu  tu jestem. Poruszając się kamiennymi ulicami rozglądam się wokół.  Ruiny tego miasta wyglądają pięknie, ale też przerażająco. Starożytna cywilizacja wspięła się na wyżyny architektury i budynki sprzed wielu setek, a nawet tysięcy lat przetrwały  niemal w nienagannym stanie nie licząc porastających ich roślin. Jakby spojrzeć na to miasto z góry to pewnie wyglądałoby jak dżungla.
Dziwne jest to, że nie ma w tym miejscu żadnych zwierząt.
Gdyby nie te wszystkie szkielety to miejsce nie przerażałoby Tak bardzo, zostałaby tylko cisza.
Idę długo, aż zmęczenie i zachód słońca zmuszają mnie do wejścia do jednego z opuszczonych domów. Dopiero po godzinie poszukiwań znalazłam miejsce bez żadnego szkieletu. Usadowiłam się w rogu jednego z pokoi i zasnęłam niespokojnym, lekkim snem.
Podążam tłoczną ulicą w nieznaną mi stronę. Spoglądam w górę i widzę setki gwiazd wiszących na czarnym jak smoła niebie. Na końcu drogi zastaję dwie niemal identyczne kobiety. Ich twarze są rozmazane, a głosy wciąż się zmieniają. Mimo, iż się nie dotykają widać, że walczą. Obie wykrzykują niezrozumiałe dla mnie słowa. Do jednej z nich nagle podbiega jakaś kobieta i wbija jej sztylet w serce. Pada i jej przeciwniczka wygrywa. Odwraca się do mnie plecami i wznosząc ręce ku niebu krzyczy w nieznanym mi języku. Na horyzoncie pojawia się coraz więcej światła. Nieświadomi dotąd ludzie przerywają swoje codzienne czynności i spoglądają w tamtą stronę. Zatrzymała się nawet lektyka jakiegoś ważnego urzędnika.
Wszyscy wpatrzeni w jedną stronę. Jedni wypełnieni trwogą, drudzy fascynacją.
Wreszcie zza horyzontu wychyla się tarcza słoneczna nie widziana od milionów lat. Ludzie wiwatują, ale nie na długo. Kiedy rozlegają się pierwsze okrzyki bólu i przerażenia wiwaty zamieniają się w paniczne wrzaski. Lektyka, a raczej ludzie prowadzący ją i sam urzędnik stają w płomieniach. Ludziom wciąż patrzącym w stronę słońca wypala oczy i po chwili płonie także ich skóra nie przystosowana do promieni słonecznych. Ogromne słońce zawisa wysoko w górze nie pozostawiając nawet skrawka cienia w magiczny sposób wdzierając się także do budynków zabijając każde żywe stworzenie.
Czarownica nagle odwraca się w moją stronę, a jej oczy na chwilę stają się wyraźnie. Spogląda mi głęboko w moje i po chwili także ona zamienia się w popiół. Wszystko wokół mnie rozmazuje się i wiruje.
Kiedy otwieram oczy znów jestem w kącie obcego budynku. Wciąż trwa noc jednak mnie coś ciągnie na zewnątrz.
Tajemnicza siła prowadzi mnie przed wzgórze ze snu. Snu, a  może retrospekcji? Po jednej jego stronie znajduję szkielet w sukni, której bok przeszywa sztylet. W głowie słyszę głos mówiący :
"Weź ten sztylet. Weź go i ocal ten świat przed złem niszcząc je."
Bez chwili namysłu chwytam sztylet i w niecałą sekundę później wokół mnie panuje ciemność oświetlana tysiącami gwiazd, jednak moje oczy, o dziwo przyzwyczajone do ciemności. pozwalają widzieć wszystko z najmniejszymi szczegółami.  Zauważam, że znajduję się w obcym ciele. Nie mam jednak na to czasu gdyż do mojej świadomości dociera, że znajduję się w ogrodzie którego nie widziałam nigdy wcześniej.
W powietrzu unoszą się  kwiaty w niespotykanych kolorach i kształtach. Rozglądam się i wzrokiem znajduję jedną z kobiet. Włosy, postura i suknia jest dokładnie taka sama jak w retrospekcji jednak tym razem jestem w stanie dojrzeć jej twarz. Jest piękną, młodą kobietą, ale widać, że coś ją trapi. Szybko przemieszcza się w stronę nieznanego mi miejsca i postanawiam za nią podążyć. Nie wiem czy to wiedźma czy ta która próbowała ją powstrzymać.
Wreszcie docieramy na miejsce  walki i kobiety się ścierają. Mam nadzieję, że skoro widzę w ciemności to rozpoznam też język którego używają, ale ze smutkiem odkrywam, że potrafię jedynie stwierdzić, że używają starożytnej gwary. Ściskając w dłoniach sztylet przyglądam się walce mając nadzieję, że odnajdę jakiś znak, która z nich próbuje doprowadzić do zagłady.
Nagle dostrzegam postać powoli zbliżającą się do jednej z nich i uznaję, że to musi być ta dobra i zaraz zostanie zabita. W mojej głowie zaświtała myśl, iż czym prędzej muszę zabić wiedźmę nim ta zdąży wypowiedzieć zaklęcie. Nie ocalę tej dobrej kobiety, ale przynajmniej powstrzymam katastrofę.
Rzucam się w stronę domniemanej wiedźmy i wbijam jej sztylet w bok, a ona kieruje swoje oczy w moją stronę. Dostrzegam w nich ból, smutek, ale też co najważniejsze; bezgranicznie dobro.
I w tej chwili dociera do mnie, jak bardzo się pomyliłam. Patrzę w stronę wiedźmy, a ona rechocząc złowieszczo kieruje swe dłonie ku niebu. Zbliżająca się postać okazała się tylko kolejnym  gapiem.
Zza horyzontu wyłaniają się  pierwsze promienie słoneczne.

Co ja zrobiłam?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro