Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

8. Schadenfreude


Schadenfreude – uczucie szczęścia, które przychodzi ze słuchania oproblemach innych osób


To zdecydowanie nie był tydzień Mammona.

Najpierw został upokorzony na szczycie w Paryżu, potem rozniosły się pogłoski o zagładzie ludzkości i jakby tego było mało, wstrzymano dostawę jego ulubionych herbat z Ziemi, bo wszyscy byli zajęci jej zwiedzeniem. Mammona naprawdę nie obchodziło, że ktoś chce zobaczyć po raz ostatni Wielki Kanion, jeżeli to oznacza, że on nie dostanie goishichy.

Wisienką na torcie (a raczej ostatnią muchą na gównie) był fakt, że Słodko-Kwaśne nigdy nie przeżywało takiego kryzysu, jak w tym momencie. Klienci nie tylko nie wchodzili do lokalu, oni wręcz przechodzili na drugą stronę ulicy, żeby trzymać się jak najdalej. Musiał zatrudnić zmory, które odpowiadały na telefony od zdenerwowanych klientów, bo sam nie dawał rady, zarówno fizycznie (ile można ślęczeć przy słuchawce?) i psychicznie (ile można komuś grzecznie kazać spierdalać?). Rozumiał, że klientela może być niezadowolona z obrotu spraw, jeżeli Ziemia jednak zostanie zniszczona, bo zapłacili za umowę na kilka lat, nie kilka dni. Zagłada ludzkości oznacza przerwanie i wyczerpanie dostaw, a na to nie mógł sobie pozwolić.

Pan Cezary zapukał do biura Mammona. Ten ledwo go usłyszał, słuchając muzyki. Czajkowski zawsze koił jego nerwy.

– Wejść.

Pan Cezary z wytrenowanym uśmiechem pojawił się w drzwiach z tacą, na której stała już zaparzona herbata z paczką ciastek. Bezszelestnie podszedł do biurka, bardzo uważając, żeby nie nadepnąć na leżący po prawej pleciony dywan z wełny. Ostrożnie zdjął gaiwan i czarkę, stawiając je przed Mammonem, który natychmiast nalał sobie herbaty. Odchylił się w fotelu, ponownie skupiając się na melodii.

Coś jednak nie pozwalało mu się skoncentrować. Kiedy otworzył oczy, zorientował się, co – pan Cezary nadal stał przy biurku, nerwowo zaciskając palce na krawędziach tacy.

Mammon uniósł brwi.

– Tak?

Dusza nabrała powietrza i mlasnęła cicho, jakby nie starczyło jej odwagi, żeby wykrztusić z siebie słowa. Po chwili jednak przemogła się, jak zwykle mówiąc spokojnie i wyraźnie:

– Przyszli do pana goście. Mówią, że to pilne.

Mammon skrzywił się. Kilku klientów przyszło do niego w dzień po szczycie Paryżu, żeby osobiście zapytać o losy biznesu, ale nie sądził, że histeria i bezczelność mogą być tak rozciągnięte w czasie.

– Ktoś ważny?

Pan Cezary zaprzeczył ruchem głowy.

– Nie przypominam ich sobie.

– Powiedz, że mnie nie ma i mają się umówić telefonicznie.

– Oczywiście.

Mammon wypił łyk herbaty, patrząc z wyczekiwaniem na swojego kamerdynera. Ten jednak nie wyglądał, jakby miał wyjść. Mammon cenił sobie bezpośredniość swojego pracownika, więc zdenerwowało go, co wyprawiał w tym momencie – dusza przekładała tacę pomiędzy palcami i co chwilę bezwiednie dotykała się w klatkę piersiową, w okolicę, gdzie kiedyś musiało mieć serce.

Jak nieprofesjonalnie.

– Pomyślałem, że może zostawię otwarte drzwi do pana gabinetu. Strasznie tu duszno.

– Dobrze. – Mammon uważnie przestudiował istotę. – Czy chciałby mi pan jeszcze o czymś powiedzieć...?

Pan Cezary kiwnął głową. Wyglądał, jakby miał zaraz zemdleć.

– Panie Mammonie, bo ja się tak zastanawiałem... Sądzi pan, że ludzkość zostanie zniszczona?

Zapanowała cisza. Kamerdyner ponownie zaczął obracać tacę w rękach, patrząc uważnie na swojego pracodawcę, który znieruchomiał w połowie ruchu. Czarka z herbatą zastygła przy jego ustach. Unosiła się nad nią lekka para, w którą wpatrywał się Mammon.

Odstawił powoli herbatę na blat.

– Nie.

– A co jeśli się pan myli? – Pan Cezary nie wydawał się przekonany.

– Nie mylę się. Nie dopuszczę do tego.

– No dobrze, ale gdyby jednak została zniszczona... Hipotetycznie, naturalnie. Myślał pan już, co wtedy ze mną, jeżeli Słodko-Kwaśne będzie zamknięte?

Mammon uśmiechnął się pod nosem, nareszcie odkrywając, z jakiego miejsca pochodziła ta rozmowa. Jego pracownik się bał.

Do dziś pamiętał słowa, które sprawiły, że zatrudnił pana Cezarego – „Biznes to biznes" powiedziane podczas sądu nad jego duszą. Nikt nie miał złudzeń, dokąd mógł pójść właściciel pubu, zajmujący się nieoficjalnie nielegalną sprzedażą broni i handlem narkotykami. Najbardziej jednak urzekł Mammona chłodny profesjonalizm i wytrwanie w swoim postanowieniu pomimo strachu przed karą.

Biznes to biznes. Zastanawiał się, czy te słowa usłyszał pan Cezary po tym, jak została mu wstrzyknięta śmiertelna dawka potasu, która zaledwie kilkanaście sekund później wywołała zawał serca. Pomimo kryminalnego tła, nigdy nie wszczęto żadnego postępowania, bo mężczyzna chorował na cukrzycę. Nikogo więc nie zdziwił ślad igły.

Teraz jednak pan Cezary się bał. Mammon podejrzewał, że boi się, że gdy Słodko-Kwaśne pójdzie na dno, on utonie razem z tym statkiem. Wystarczy, że zostanie zwolniony, by natychmiast wznowiono sąd nad jego duszą i wydano wyrok.

– Myślałem, że zostanie pan ze mną – powiedział demon, uśmiechając się lekko.

Oczy duszy rozbłysnęły. Był jak otwarta księga.

– Naprawdę?

– Oczywiście. Ciężko teraz o dobrą pomoc, panie Cezary, a pan jest najlepszą.

Pracownik zdecydowanie odetchnął z ulgą, chociaż starał się tego nie okazywać. Uwadze Mammona jednak nie uszedł sposób, w jaki jego ramiona opadły, a mięśnie twarzy się zrelaksowały.

– Czy jeszcze coś pana martwi? – Spytał uprzejmie, na co pan Cezary prawie podskoczył w miejscu, uświadamiając sobie, że czas opuścić pomieszczenie.

– Och, nie! To ja- To ja pójdę powiedzieć gościom, że jest pan dzisiaj nieosiągalny.

Dusza ukłoniła się lekko i ruszyła w stronę wyjścia, ponownie mając na względzie dywan. Mammon zanotował ten plus w pamięci, bo bardzo go denerwowało, gdy ktoś go deptał. Doceniał więc, że pomimo zdenerwowania i stresu, pan Cezary o tym pamiętał.

Ponownie odchylił się na fotelu, sięgając po herbatę, ale ledwo dotknął czarkę, gdy zadzwonił telefon.

Mammon wpatrywał się w przedmiot. Miał przy tym taką minę, jakby chciał udusić kablem kogokolwiek, kto znajduje się po drugiej stronie. Czy naprawdę tak trudno zrozumieć, że jeżeli nie odbiera pod numerem lokalu, tym bardziej nie wypada dobijać się pod jego biuro? Dzwoniący jednak nie wyczuł nowopowstałej aury mordu, bo nie tylko się nie rozłączył, ale dalej był na linii, chociaż minęły już trzy sygnały.

Mammon ze złością podniósł słuchawkę.

– Przykro mi, ale jesteśmy zamknięci. Proszę nie dzwonić na mój prywatny numer, ale na infolinię w celu-

To ja. Sprawa się skomplikowała.

Cała złość natychmiast znikła. Zastąpiło ją coś zupełnie innego – niepokój. Ponieważ jeżeli dzwonią na jego prywatny numer, sprawa nie tylko się skomplikowała, ona się potknęła, spektakularnie wyjebała na mordę i pozostało jedynie szukać szpadla i miejsca z miękką ziemią dla świadków.

– Co się zjebało?

Ukradli mi Gehennę.

– Co to znaczy „ukradli"?

To znaczy, że zabrali bez mojej zgody.

– Dumah, nie wkurwiaj mnie, nie ja zgubiłem jebany miecz. Miałaś nim straszyć, nie wymachiwać na prawo i lewo!

Nie wymachiwałam nim na prawo i lewo!

– Och, tak? To jak go niby zgubiłaś, skoro miał być przyklejony do twojej dupy, hm?

Mammon wysłuchał krótkiej historii i tylko resztkami sił zmusił się, żeby zachować spokój.

– A nie możesz zabrać tego, który mają Perun i Jaga? Nie wiem, stwórz im fałszywy, czy coś.

Dzwoniłam do nich, mówią, że go potrzebują.

Do czego niby? Nie możesz się do nich przenieść?

Ukryli swoją lokalizację przed aniołami. A jak zapytałam ich, dlaczego, to się rozłączyli.

Zaraz go dostaniesz – wycedził Mammon do słuchawki, odkładając ją z taką złością, że prawie się złamała.

Otworzył szufladę, prawie wyrywając ją z komody i szybko przekartkował notes, zastanawiając się, czy jego fizyczna forma może dostać wylewu ze złości, bo tak się właśnie czuł. Jakby coś wyjątkowo ciepłego i lepkiego wylewało się po jego mózgu. Jeżeli ciężkie westchnięcie było emocją, czuł ją całym sobą. Czy on naprawdę musiał robić wszystko sam?!

W końcu znalazł odpowiedni numer. Ze złością go wybrał, wciskając mocno guziki. Jaga odebrała prawie od razu.

Dzień dobry, coś się-

– Co wy odpierdalacie?

W tle rozległ się szelest i stłumione szepty. Jaga prawdopodobnie próbowała oddać telefon Perunowi, ale on również nie był chętny do przeprowadzania tej rozmowy.

Ekhm, to znaczy? – Zapytała w końcu, po przegraniu szarpaniny.

– Dlaczego nie oddacie Dumah miecza, który dostaliście?

Wystąpiły pewne... Komplikacje.

Mammon był pewien, że jeśli jeszcze raz usłyszy, że coś się skomplikowało, uprości im w życiu wszystko raz i na zawsze.

– To znaczy?

Nie spodziewaliśmy się, że może być jakiś opór, no bo wiadomo, wszyscy się boją tego miecza i w ogóle, w końcu jakby nie było można nim zabić krzywdę, szczerze mówiąc nas też nim można-

– Nie pierdol, tylko mów, o co chodzi.

Po drugiej stronie linii zapanowała cisza. Mammon już miał kazać im skończyć tę przedramatyzowaną dziecinadę, kiedy w słuchawce odezwał się głos Peruna.

Asmodeusz odmówił wzięcia strony ludzi.

Było to dość niespodziewane. Z poprzednimi przypadkami wystarczyło ich zamknąć w Pieczęci, żeby nie tylko się zgodzili, ale prawie podpisali certyfikat na swoją duszę. Mammon wręcz rozważał przyjmowanie od nich gotówki, ale wiedział, że są pewne limity show, których nie można przekraczać.

– Podaj mi Asmodeusza do telefonu – powiedział, nie bawiąc się w konwenanse. Musiało istnieć coś, na czym mu zależy, a co można kupić. Każdy ma coś takiego.

Asmodeusza do te- Eee... Tak... Tak średnio.

Mammon zamknął oczy. Chciał policzyć do dziesięciu, ale był tak wkurwiony, że cierpliwości starczyło mu jedynie do sześciu.

– Podaj mu telefon, co jest w tym takiego skomplikowanego? Siedzi w Pieczęci Salomona, nie w Arce Noego.

Asmodeusz nie może teraz rozmawiać.

– ...jak to nie może rozmawiać? Co wyście zjebali?

Emm... Ja muszę kończyć, coś załatwić, zadzwonię później.

– Ani mi się waż się rozłączać, słyszysz! Czy ty wiesz, ile ja mam pytań?

Mammon usłyszał za sobą ciche chrząknięcie. Odwrócił się, gotowy opierdolić każdego, kto ośmielił się wejść i zakłócić jego czas wolny, w którym krzyczał na innych. Nie obchodziło go, czy to stały, wieloletni klient, pan Cezary czy Śmierć we własnej osobie. Następna istota, która wypowie przy nim chociaż jedno słowo, napisze na szyldzie Słodko-Kwaśne „PROSZĘ NIE KONTAKTOWAĆ SIĘ Z BIUREM" swoją krwią, jeżeli zwykły atrament nie zdał testu. Banda zidiociałych ćpunów, pomyślałby kto, że dawni bogowie potrafią czytać, ale najwidoczniej kij, który mają w dupie, przebił im się drogą pionową przez przełyk aż do mózgu, upośledzając tę funkcję-

Wszystkie te obelgi i groźby wyparowały jednak, kiedy zobaczył swojego gościa. Powiedziałby, że jego serce zabiło szybciej, ale w momencie, w którym zobaczył opartego o framugę Szatana, przestało bić w ogóle.

– Jestem pewien, że na pewno mniej, niż my – skomentował Szatan, odsuwając się od wyjścia. Obok niego stała Bat Kol.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro