Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

12. Philia


Philia - grecki czasownik philéō jest blisko spokrewniony ze słowem philia. Oznacza „okazywać czułość w bliskiej przyjaźni". Jest charakteryzowany delikatnością, szczerym względem i więzią.


Kamael nie był pierwszą myślą Asmodeusza, która kojarzyła mu się ze słowami „przyjaciel" czy „sojusznik". Nie oznaczało to, że anioł nie był sam w sobie sympatyczny – był tym typem osoby, którą automatycznie się lubi i nawet nie wiadomo, za co – ale Asmodeusz nigdy nie miał z nim bliższego kontaktu. Spotykali się głównie na zebraniach i polu zawodowym, jako że Kamael pracował w gałęzi zajmującej się utrzymywaniem dobrych kontaktów z Piekłem. Czasami Kamael kontaktował się z demonem, kiedy szukał Michała, co obejmowało wspólną zgodę, że tamten wierzy, że nie ma go w Babilonie, a Asmodeusz nie zadaje pytań, po co ktoś w ogóle przyjaciela szuka.

Amy kojarzył jeszcze słabiej. Poza tym, że była deminicą, praktycznie nic ich nie łączyło. Przebywała głównie na Ziemi, wykonując zadania JABOLa, a w wolnym czasie będąc „łowczynią nagród", jak opisała swoje zainteresowania na zebraniu w Paryżu. Ku zdumieniu Asmodeusza, jej praca miała niewiele wspólnego z chodzeniem po starożytnych budowlach z kapeluszem Indiana Jones, a więcej w niej było sfałszowanych dowodów osobistych, okularów przeciwsłonecznych i pościgów. Na pytanie Szatana, czy ktoś kiedyś płakał, odpowiedziała bez zająknięcia „zawsze płaczą", nalewając sobie soku porzeczkowego.

Mimo to Asmodeusz nigdy się tak nie ucieszył, jak gdy do rozpadającego się budynku wparowali Kamael i Amy, ratując mu dupę.

Trzeba przyznać, że przez czas, kiedy był w pieczęci Salomona, Jaga i Perun naprawdę się starali. Grozili mu, zastraszali, próbowali przekupić. W jednym momencie Perun zdecydował się nawet machnąć mieczem w jego stronę, kalecząc go w policzek (ciężko powiedzieć, czy celowo, czy przypadkowo). Była to chwila, w której Asmodeusz po raz pierwszy od dłuższego czasu się uśmiechnął, ponieważ uświadomił sobie jedną rzecz – nie mają odwagi go zabić. Przynajmniej na razie.

Sytuacja była dość patowa, bo wypuścić też go nie mogli. Nie po tym, co zobaczył. Uzgodnili właśnie, że zadzwonią do Dumah, gdy Amy i Kamael wpadli przez drzwi niespodziewanie jak choroba na żonę Hioba. Opór dawnych bogów nie można było nawet nazwać walką – anioł z łatwością wyrwał miecz zaskoczonemu Perunowi.

Piętnaście minut później układ kart mocno się zmienił. Asmodeusz, uwolniony z pieczęci, którą Kamael natychmiast przerwał, opierał się o ścianę przy wejściu i patrzył, jak odgrywany jest przed nim dobry i zły glina, z wiadomym podziałem na role.

Amy była w trakcie opisywania wszystkich rzeczy, które im zrobi, jeżeli nie powiedzą, kto jest w całą akcję zaangażowany poza Dumah i Mammonem (o Dumah wspomniał Asmodeusz, imię Mammona Perun wypluł z szybkością karabinu maszynowego). Trzeba było przyznać, że opisy, chociaż anatomicznie niemożliwe, były bardzo barwne i ciekawie się ich słuchało. Wypytywała Jagę, ponieważ tamta warknęła coś do Peruna, gdy ten wydał Mammona, co na dobre zamknęło mu usta. Stało się oczywiste, że groźby Amy są o wiele przyjemniejsze niż rzeczy, które zrobi mu towarzyszka, jeżeli się nie zamknie.

W tym momencie rozległ się przeraźliwy dzwonek telefonu, przerywając rozmowę. Wszyscy spojrzeli na kieszeń niebieskiej bluzy Jagi; spod materiału prześwitywało źródło dźwięku, wibrując przeraźliwie. Amy kiwnęła w jej stronę głową, nakazując wyjąć przedmiot.

Jaga, pod czujnym okiem Kamaela, wyjęła telefon z kieszeni kurtki i pokazała im wyświetlacz. Mammon.

– Odbierz. Tylko bez żadnych głupich pomysłów – uprzedził anioł, podchodząc do niej.

Nie trzeba było jej dwa razy powtarzać. Chwyciła urządzenie z determinacją, z którą tonący chwyta się koła ratunkowego albo statek szuka największej góry lodowej w okolicy. Spojrzenie miała utkwione w mieczu, który trzymał Kamael i który znacznie przemieścił się bliżej niej.

– Dzień dobry, coś się-

Z wyrazy twarzy Jagi można było wywnioskować, że pytanie, którego jeszcze nawet nie zdążyła zadać, znalazło już odpowiedź. Skrzywiła się nieznacznie, co znaczyło, że owszem, coś się stało. Z drugiej strony Asmodeusz wątpił, czy Mammon kiedykolwiek zadzwoniłby do kogoś, gdyby był w dobrym nastroju. Nie wygląda, żeby składał innym życzenia urodzinowe lub pytał, czy kupić coś w sklepie.

Perun w ostatnim zrywie desperacji spróbował uciec, korzystając z chwili, w których uwaga większości była skupiona na rozmowie. Jak się jednak okazało, do większości nie należała Amy. Asmodeusz musiał przyznać, że bardzo szybko spacyfikowała te żałosne próby, lub, jakby to zapewne ujął Michał, rozjebała je w pizdu. Perun nie tylko stracił jakąkolwiek szansę ucieczki, ale pewnie resztki szacunku do samego siebie, gdy Amy z łatwością, o której Asmodeusz jej nie podejrzewał, chwyciła go za tył kurtki i niemalże cisnęła o ścianę obok. Trzeba tu dodać, że jedynie Asmodeusz mógłby być czymś takim zdziwiony, ponieważ Amy naturalnie prezentowała sobą aurę tego jednego procenta motocyklistów, którzy nie są fanami parków krajobrazowych.

Kamael szturchnął Jagę, która zaniemówiła i ciężko powiedzieć, czy ze strachu, czy ze świadomości, że towarzysz próbował ją zostawić. Gestem nakazał jej podgłośnić rozmówcę.

– Ekhm, to znaczy? – Wydukała do słuchawki.

– Dlaczego nie oddacie Dumah miecza, który dostaliście? – Nawet pomimo zagłuszeń i szumów dało się zidentyfikować humor Mammona dość dokładnie i nie prezentował sobą szczytu relaksacji.

– Wystąpiły pewne... - Jaga rozejrzała się dookoła, obrzucając wzrokiem obrażonego Asmodeusza, Amy dociskającą do ściany Peruna, który chyba będzie miał problemy ze zgryzem i w końcu Kamaela, który groził jej mieczem – ...komplikacje.

– To znaczy?

– Nie spodziewaliśmy się, że może być jakiś opór, no bo wiadomo, wszyscy się boją tego miecza i w ogóle, w końcu jakby nie było można nim zabić krzywdę, szczerze mówiąc nas też nim można-

Anioł oprzytomniał jako pierwszy, dosłownie wyrywając Jadze telefon z ręki, zanim ta zdążyłaby powiedzieć chociaż jeszcze jedno słowo. W jego oczach było widać furię i Asmodeusz naprawdę nie chciał wiedzieć, co stałoby się z Jagą, gdyby chwilę później z telefonu nie rozległ się zirytowany głos.

– Nie pierdol, tylko mów, o co chodzi.

Najwidoczniej przecenili Mammona, twierdząc, że będzie na tyle zainteresowany swoimi pracownikami, żeby zauważyć, że dają mu pewien podprogowy sygnał. Była to twarz kapitalizmu, której demon co dzień nie znosił, ale w sytuacji, gdy kogoś więzisz i grozisz mu bronią, wyjebanizm szefa może działać jedynie na korzyść.

Amy popchnęła Peruna w stronę Kamaela. Perun wyraźnie nie spodziewał się, że zostanie nominowany na kolejnego rozmówcę, bo prawie się przewrócił, a następnie zaczął tak żywo zaprzeczać ruchem głowy, że pewnie mógł zobaczyć panoramę całego pomieszczenia.

Jego protesty nie miały znaczenia dla Kamaela, który siłą wcisnął mu urządzenie do ręki. Jaga nie ruszała się z miejsca i prezentowała sobą równoczesną ulgę, że nie jest w centrum uwagi, jak i śmiertelną zawiść, która sugerowała, że jej wcześniejszy brak słów raczej nie wynikał ze strachu. Patrzyła na Peruna tak, jakby mu życzyła, żeby telefon eksplodował przy jego uchu.

– Asmodeusz odmówił wzięcia strony ludzi – wymamrotał w końcu tamten do słuchawki, cały czas wpatrzony w Kamaela.

Asmodeusz miał wrażenie, że odmowa zrobienia czegoś a zamknięcie kogoś w starym budynku wbrew jego woli i grożenie mu bronią to dwie różne rzeczy, ale nie miał zamiaru się nad tym rozwodzić. Jakby nie patrzeć, bardzo szybko zamienił swoje role i z pierwszej przeszedł do drugiej.

– Podaj mi Asmodeusza do telefonu.

Amy i Kamael zgodnie zaprzeczyli, zanim Perun miał w ogóle szansę przeanalizować prośbę. Amy przy okazji zerknęła na Asmodeusza i wykonała wymowne przesunięcie palcem po swoim gardle. Asmodeusz uniósł brwi. Tak jakby szczytem jego marzeń była rozmowa z Mammonem. O czym miałby z nim rozmawiać? Złożyć zażalenie, że średnica pieczęci, w której kazał go zamknąć, była zbyt mała? Poprosić, żeby następnym razem chociaż pozamiatał?

– Asmodeusza do te- Eee... Tak... Tak średnio.

Kamael uniósł kciuk w górę na znak aprobaty. Perun był mniej skłonny do kombinowania niż Jaga i ciężko powiedzieć, czy w tej sytuacji czyniło go to głupszym, czy mądrzejszym.

– Podaj mu telefon, co jest w tym takiego skomplikowanego? Siedzi w Pieczęci Salomona, nie w Arce Noego – wraz z próbami spławienia Mammona zdawała się rosnąć jego determinacja.

Asmodeusz nieco obraził się na tę odpowiedź, ponieważ co jak co, ale on doprowadził bezpiecznie parę królików na Arkę, to Uriel zjebał z gryfami.

– Asmodeusz nie może teraz rozmawiać – Perun powiedział to z miną, jakby miał ochotę dodać, że on sam również nie do końca.

– ...jak to nie może rozmawiać? Co wyście zjebali?

– Emm... Ja muszę kończyć, coś załatwić, zadzwonię później.

– Ani mi się waż się rozłączać, słyszysz! Czy ty wiesz, ile ja mam pytań?

Mammon nie miał okazji zaspokoić swojej ciekawości, bo Kamael wyrwał telefon z ręki Peruna, kończąc połączenie. Rzucił urządzenie Amy, podał jej miecz i skierował się do wyjścia, nie tłumacząc, gdzie idzie. Demonica jednak wyglądała, jakby albo wiedziała, albo jej to nie obchodziła, zbyt zajęta ważeniem broni w ręce. Jaga i Perun jakby zbladli, widząc tę zmianę.

– Asmodeuszu, myślę, że należą ci się przeprosiny. – Powiedział szybko Perun, podchodząc w jego stronę. Nie zaszedł jednak daleko, bo Amy rzuciła mu ostrzegawcze spojrzenie, osadzające go w miejscu w ciągu kilku milisekund. – Chciałbym, żebyś wiedział, że jest mi bardzo przykro z powodu tego, co cię spotkało.

Jaga patrzyła na niego z obrzydzeniem i Asmodeusz musiał przyznać, że ma podobne odczucia. Jeżeli coś im zostało, w jej przypadku był to honor, a Perunowi tupet.

– Z którego powodu konkretnie jest ci przykro? Tego, że mnie oszukaliście, groziliście, że mnie zabijecie czy przetrzymywaliście wbrew mojej woli? – Zapytał, unosząc brwi.

– Ah, ależ my tylko wykonywaliśmy rozkazy! Przecież nie można-

– Może sobie darujesz, co? – Wtrąciła się Amy. – Asmodeusz jest pewnie zmęczony. I mu się nie dziwię, jestem wykończona twoim pierdoleniem, a jestem tu tylko chwilę.

Dopiero kiedy to powiedziała, Asmodeusz uświadomił sobie, że faktycznie, jest niesamowicie zmęczony. Zupełnie jakby przypomniał sobie, że należy być wyczerpanym i spadły na niego wszystkie trudy ostatnich kilkunastu godzin. A może kilku? Ile dokładnie był uwięziony? Ciężko powiedzieć. Spacerował dość długo po mieście, zanim poszedł z Jagą i Perunem. Mogło być tuż przed świtem. Nie chciał nic innego, niż spać. Kiedy tylko został uwolniony z pieczęci, oporządził swoją fizyczną formę i zmienił ubrania na czyste (miał w końcu jakieś standardy), ale nie starczyło mu siły do sprawienia, żeby każda część tego ciała nie krzyczała, że ma w końcu zamknąć oczy i położyć się na jakiejkolwiek powierzchni płaskiej o temperaturze zbliżonej do pokojowej.

Sytuacja była jednak daleka od tego, żeby na to pozwolić, głównie za sprawą Peruna, który miał zerową umiejętność odczytywania nastroju.

– Asmodeuszu, może jeszcze się jakoś dogadamy – kontynuował, z każdym słowem oddalając taką możliwość, która i tak nie była w jego zasięgu. – Przecież prowadzisz dość specyficzny biznes, dobrze wiesz, jak to działa. Czasami zmusza się pracowników do rzeczy, na które nie mają ochoty. Mammon wszystko zaplanował, my tylko wykonywaliśmy rozkazy. To jak będzie, hm? Możemy liczyć na twoje wybaczenie? Jaka odpowiedź?

Asmodeusz poczuł, jak całe zmęczenie w ciągu kilku sekund z niego wyparowało. Był tak zły, że przez chwilę nie wiedział, co powiedzieć.

– Żaden z moich pracowników nie jest do niczego zmuszany – powiedział, podchodząc do Peruna, który chyba zrozumiał swój błąd, bo zaczął się cofać. – Jeżeli chodzi o moją odpowiedź, jest tylko jedna i możesz ją zacytować Mammonowi, w sądzie czy przed jakąkolwiek komisją się znajdziesz: spierdalaj.

– Oczywiście, ja po prostu-

– Zamknij się – odezwały się równocześnie Jaga i Amy.

Spojrzały na siebie zaskoczone. Sojusz został równie szybko zerwany, gdy Jaga odwróciła głowę w drugą stronę, a Amy ponownie zaczęła bawić się mieczem. Pewnych sporów nie był w stanie rozwiązać nawet wspólny wróg. Trzeba jednak przyznać, że im się udało – Perun, pewny absolutnej niechęci wszystkich do jego osoby, nie odezwał się już przez najbliższe kilka minut.

Cisza została przerwana dopiero gdy wrócił Kamael. Bardzo ostrożnie zamknął za sobą drzwi do pomieszczenia. Niósł ze sobą przedmiot przykryty ciemnym materiałem, który najlepiej wpisywał się w stwierdzenie „średniej wielkości pudło". Z wyrazu twarzy anioła nie dało się wyczytać, co właściwie robił i czy jest zadowolony z przebiegu sprawy. Był całkowicie zaabsorbowany sprawdzaniem okien i podchodzeniem do tajemniczego przedmiotu, który postawił na biurku. Asmodeusz bardzo chciał wiedzieć, co jest w środku i czuł, że jego ciekawość podzielają Perun i Jaga. Amy albo doskonale wiedziała, albo miała wyjebane.

Kamael powoli uchylił płachtę, ukazując klatkę. Zza metalowych krat spoglądały na nich czerwone oczy. Przypominały Asmodeuszowi nieco oczy szczurów, które widział na zdjęciach Szatana, tyle że te należące do zwierzęcia w klatce nie miały w sobie nic ze spokoju, strachu lub pocieszności. Ich spojrzenie było upostaciowieniem sentencji, że jeżeli zbyt długo patrzysz się w otchłań, ona zaczyna również zaczyna patrzeć na ciebie.

Anioł jednym ruchem otworzył drzwi do klatki i przez krótką chwilę Asmodeusz był przekonany, że w pomieszczeniu wybuchł pożar. Nie miał pojęcia, skąd jego mózg w ogóle wziął taką możliwość, dopóki przemieszczająca się jasna masa nie zwolniła na tyle, żeby był w stanie odróżnić zarysy ciała. Dwa skrzydła, smukła szyja przypominająca łabędzią i najdłuższy ogon, jaki kiedykolwiek widział u ptaka.

Zwierzę po chwili lotu usadowiło się na biurku, obserwując ich uważnie. Jego ogon spływał po krawędzi mebla i ciągnął się kawałek po podłodze. Złote pióra błyszczały i mieniły się, tak że przypominało to ognisty wodospad.

– Wierzę, że znacie tego malucha? – Zapytał Kamael, przerywając milczenie.

Asmodeusz wyrwał się z transu, w który wszyscy wpadli, obserwując żarptaka. Dopiero teraz zauważył miny Peruna i Jagi, które balansowały pomiędzy oburzeniem a strachem.

– Zostawiasz nas z bazyliszkiem? – Jaga jako pierwsza odzyskała głos.

– Na razie to żarptak. – Odparł Kamael, wzruszając ramionami. – Pomyśleliśmy, że się poczujecie swojsko.

– Ostatnio te ptaszysko wymordowało połowę Warszawy! – Zaprotestował Perun, patrząc z urazą na żarptaka, który przekrzywił lekko głowę, jakby rozumiał, o czym rozmawiają. Asmodeusz nigdy nie widział na żywo żarptaka, więc ten albo był w bardzo dobrym nastroju, albo wkładał dużo wysiłku, żeby wyglądać jak wcielenie niewinności.

– Nie, w Warszawie był wtedy samiec. To jest samica, nie zaatakuje, chyba że dacie jej powód. Żarptak nie zmienia się w bazyliszka ot tak. Więc lepiej nie otwierajcie drzwi ani okien, bo zobaczy swojego pisklaka i pomyśli, że go kradniecie. Za jakieś dziesięć minut zjawi się tutaj oddział z Nieba z działu Spraw Dawnowierzeniowych. Nie mogą pojawić się wcześniej, bo mają jakieś opóźnienia, czy coś, ale bardzo chcą zobaczyć te pomieszczenie, więc nie możemy was do nich wysłać. Na razie i pewnie do zobaczenia na procesie!

Kamael powiedział to takim tonem, jakby recytował listę zakupów. Zanim ktokolwiek zdążył coś powiedzieć, chwycił Asmodeusza i Amy i przeniósł ich na zewnątrz budynku.

***

– Trzeba wykombinować, co z tym zrobić – powiedział Kamael, obracając miecz w ręce.

– A ci skrzydlaci z dawnowierzeniówki nie mogą tego zabrać do Nieba?

Kamael zaprzeczył ruchem głowy.

– Wydaje mi się, że to ten rodzaj sytuacji, w którym im mniej osób wie, tym lepiej. Poza tym sytuacja w Niebie i tak jest już napięta, wszyscy szukają kozła ofiarnego przez aferę na Ziemi. Wyobrażasz sobie zamieszki i prześladowanie bożków, gdyby się wydało, że dwoje z nich przetrzymywało byłego serafina i groziło mu anielskim mieczem?

– Damage control?

– Najpierw rozwalamy albo ocalamy ludzi, a potem zajmujemy się innymi sprawami.

– A czym zajmujemy się teraz?

– Czekamy aż Bat Kol odbierze telefon i powie, co zrobić. No i czekamy na Michała. Właśnie, jakby Michał pytał, to Perun i Jaga są w areszcie. W Niebie. W każdym razie nie tu. Chyba lepiej nie podawać mu lokalizacji.

Asmodeusz bardzo pobieżnie słuchał toczącej się obok niego rozmowy, ale natychmiast oprzytomniał, słysząc imię przyjaciela.

– Michał ma tu przyjechać? – Zapytał, przerywając Amy, która akurat coś mówiła.

Amy nie wydawała się urażona tą nieuprzejmością. Po prostu spojrzała na zegarek i odparła:

– Tak. Za jakieś piętnaście minut będzie autobus. A co, co to za smutna mina?

– Nie mam smutnej miny – odparł Asmodeusz, krzywiąc się.

– Ale nie masz też wesołej. Myślałam, że nam oszalejesz ze szczęścia.

Asmodeusz musiał przyznać, że kilka dni temu faktycznie by się cieszył. Może „oszalałby ze szczęścia" było określeniem nieco na wyrost, ale na pewno nie czułby tego dziwnego, zaciskającego się węzła, kiedy myślał, że za kilkanaście minut spotka Michała. Tak naprawdę nie bał się go zobaczyć – bał się momentu, kiedy Michał jego zauważy. Nie był pewien, czy jest w stanie jeszcze jeden raz znieść sposób, w jaki przyjaciel na niego wczoraj patrzył.

– Nie wiem, czy Michał chce mnie widzieć – powiedział otwarcie, bo nie widział powodu, żeby kłamać.

Amy patrzyła na niego przez chwilę uważnie, jakby dalsza część wypowiedzi miała się znajdować na jego czole. W końcu otrząsnęła się (psychicznie i fizycznie, bo wykonała ruch jak pies, który strząsa z siebie wodę).

– No nie ogarniam – przyznała.

Przypomniał sobie Michała siedzącego w piwnicy, żeby Asmodeusz nie mógł do niego zejść. Wściekłe spojrzenia, które później zamieniły się na obserwację każdej rzeczy, która nie znajdowała się w jego bezpośrednim otoczeniu. Pękające latarnie uliczne i szkło sypiące się na chodnik.

– Pokłóciliśmy się – Asmodeusz wyrzucił z siebie niedopowiedzenie stulecia.

– Michał prawie stracił poczytalność, gdy zniknąłeś – wtrącił Kamael, klepiąc go przyjacielsko po ramieniu.

Demon bardzo doceniał gest, ale odruchowo się cofnął. Nie lubił, kiedy ktoś go dotykał. Anioł chyba to wychwycił, bo szybko zabrał rękę.

– Bardziej niż zwykle – uzupełniła Amy, bardziej do siebie niż towarzyszy.

Pewien niemiecki fizyk powiedział kiedyś, że przypadek to Bóg przechadzający się incognito. Szefowi bardzo spodobał się ten tekst i trzeba przyznać, że był on dość w punkt. Stwórca był bardzo specyficzny. Po dowiedzeniu się, że ludzie twierdzą, że świat powstał w wyniku Wielkiego Wybuchu uznał, że to genialne i sprawił, że faktycznie tak się stało. Rację więc mieli zarówno kreacjoniści jak i ewolucjoniści; świat najpierw został stworzony przez Pana, który następnie sprawił, że powstał wskutek wyładowań małych cząstek. Szef, pod postacią przypadku, zagwarantował, że ostatnie słowa jego ulubionego fizyka pozostaną tajemnicą, ponieważ osoba, która była przy jego śmierci, nie mówiła po niemiecku. W końcu sprawił, że wojsko pewnego kraju, które chciało rozpocząć wojnę, mającą się zakończyć śmiercią tysięcy, zaatakowało omyłkowo same siebie.

Uwielbiał więc dobre show i miał ironiczne poczucie humoru.

Ciężko uwierzyć, że coś innego niż przypadek sprawiło, że zaraz po wypowiedzi Amy dobiegł ich bardzo charakterystyczny, głośny krzyk.

– To leć do opactwa, chuja mnie to!

Zgodnie odwrócili się tyłem do przystanku i spojrzeli na podjazd obok, na którym ze starego, czerwonego auta wysiadał bardzo niezadowolony Michał.

– Mówię przecież, że spierdalam, jakbym chciał cię zajebać, dawno bym to zrobił. Jak dla mnie możesz zadzwonić do samego piekła i powiedzieć, że chcę mohito, a-

Serce Asmodeusza na moment się zatrzymało, gdy zobaczył przyjaciela. Wyglądał dokładnie tak, jak wtedy, gdy go ostatni raz widział. Nie były to bynajmniej sentymentalne brednie – Michał miał na sobie ciągle te same ubrania, czapkę i jedynie po śladach zmęczenia na jego fizycznej formie było widać, że minęło kilkanaście godzin, nie minut.

– Michał! – krzyknął Kamael, uciszając tę dyskusję. Anioł obejrzał się w ich stronę, co wykorzystał kierowca samochodu, w zawrotnym tempie wycofując z podjazdu. – Miałeś wziąć autobus.

Anioł ruszył w ich stronę, ze wzrokiem nadal skierowanym w kierunku auta. Pokazywał kierowcy gest, który miał o jeden wyprostowany palec za mało, żeby być znakiem pokoju.

– Za wolno, muszę wiedzieć co z...

Zarówno Michał, jak i czas stanął w miejscu. Asmodeusz rozpaczliwie szukał w jego twarzy czegoś, co świadczyłoby o tym, że szok nie zamieni się za moment w urazę.

– Ja pierdolę – powiedział elokwentnie Michał i były to najpiękniejsze dwa słowa, jakie Asmodeusz ostatnio usłyszał.

Asmodeusz postanowił nie tracić czasu. Odchrząknął i zaczął przemowę, którą przygotował sobie w głowie.

– Michale, wiem, że masz absolutne prawo być na mnie zły, ale moje zniknięcie nie miało nic wspólnego z naszą kłótnią. Byłem przetrzymywany wbrew mojej woli i przepraszam jeżeli myślałeś, że to z twojej winy. Co do sprawy ludzi, nadal uważam, że twoja reakcja była przesadzona, ale jestem w stanie dojrzeć poza moje racje i przyznać, że-

Asmodeusz w pierwszej chwili był pewny, że Michał zamierza go uderzyć. Nie bronił się przed tym specjalnie, ponieważ uważał, że w sumie zasłużył. Dopiero więc po kilku sekundach zarejestrował, że jeżeli się kogoś bije, używa się do tego zazwyczaj którejś z rąk, zamiast rzuca w jego stronę. Poza tym niekoniecznie często w takiej sytuacji atakujący upada razem z osobą, której spuszcza wpierdol.

– Asmo, kurwa mać! Nigdy więcej tak nie rób! Brak, kurwa, słów!

Pomimo tego stwierdzenia, Michał przez najbliższe kilkanaście sekund wyrzucał z siebie zbitki wyrazów prosto do ucha zszokowanego przyjaciela. Asmodeuszowi zajęło kilka sekund, żeby podsumować fakty – nienaruszona twarz, trawa pod plecami, szlochy Michała – i wyciągnąć z nich jeden, bardzo prosty wniosek.

Zaśmiał się, obejmując anioła, który w rezultacie wtulił się w niego jeszcze mocniej, tak że stwarzało to zagrożenie uduszenia. Niebezpieczeństwo było dodatkowo potęgowane przez fakt, że całe ubranie przyjaciela śmierdziało papierosami tak, jakby je uszył z tytoniu. Asmodeuszowi to nie przeszkadzało, bo pod ostrym zapachem dymu czuł znajomą kawę, kadzidełka i słodki, bliżej nieokreślony zapach, który przez ostatnie kilkaset lat próbował zidentyfikować.

Michał chyba porzucił swój plan zmiażdżenia żeber przyjaciela, bo odchylił się w tył i pomógł Asmodeuszowi usiąść. Przyglądał się przy tym każdemu fragmentowi jego twarzy, ze szczególną uwagą obserwując bliznę.

– Co to? – Wskazał na nią, ostrożnie dotykając skaleczone miejsce.

Asmodeusz zaczął kalkulować, ile zajęłoby wyjaśnianie i zmęczył się już na samą myśl.

– Długa historia – odparł zdawkowo.

– Hm. Boli?

– Nie.

Obok nich rozległo się głośne chrząknięcie.

– My tu nadal jesteśmy – powiedziała Amy, machając.

Twarz Michała przeszła od uśmiechu do wkurwu szybciej niż zmienia się sygnalizacja świetlna na drogach ekspresowych. Ręka, przed chwilą delikatnie śledząca miejsce cięcia, teraz była wycelowana w demonicę.

– Spierdalaj babilońska dziwko! – Krzyknął ze złością.

– Co jak co, ale to nie ja tu jestem babilońską dziwką. To są twoje podziękowania za te wszystkie godziny słuchania twojej histerii?

Michał prawie sapnął z oburzenia.

– Nie słuchaj jej Asmo, pojebało ją. Kto normalny nosi rękawiczki bez palców.

– Nie będę słuchała o stylu od kogoś kto wygląda, jakby przeczołgał się przez kontener z ubraniami i krzyknął „Biorę je!".

Kamael westchnął głośno i wzniósł oczy do nieba, co Asmodeusz odczuł na poziomie głęboko duchowym.

– Spokój, błagam! – Przerwał ich krzyki. – Czy tu przez chwilę może być spokojnie? Cieszę się, że czujesz się już lepiej, Michał.

– Od samego początku czułem się dobrze – stwierdził Michał, krzyżując ręce na piersi.

– Jeżeli to był twój dobry stan, to nie chcę widzieć złego – powiedziała Amy. – Prawie się rozpłakałeś do słuchawki.

Kamael, jako dawny szef do spraw polityki piekielnej, mający więc doświadczenie w dyplomacji, dźgnął ją łokciem, dając do zrozumienia, że ma się zamknąć. Nie ma jednak na świecie bardziej destrukcyjnej i napędzającej siły niż wściekła demonica.

– Zadzwonił do Kama o drugiej w nocy – kontynuowała mściwie, zapewne nawet nie zauważając dezaprobaty – z histerią, że coś się stało. Kamael nie do końca ogarniał, bo spał, ale ten zaczął mówić, że – Amy odchrząknęła i zaczęła dość wierną imitację pięcioletniej dziewczynki zostawionej w centrum handlowym – o matko, Asmo, nie ma, zniknął, Asmo, zajebię go, gdzie on jest, ja pierdolę-

– Wcale tak nie brzmiałem! – Obruszył się Michał, zrywając się na nogi. Najwyraźniej ulga z odnalezienia Asmodeusza nieco już osłabła, bo użył jego ramienia jako podpórki.

– Brzmiałeś dokładnie tak! – Amy wycelowała w niego palcem, jakby przedstawiała dowody w sprawie o morderstwo. – Brzmiałeś tak o drugiej w nocy i przez następne dwanaście godzin, kiedy zawracałeś mi co chwilę dupę. Ile jeszcze, weź się pośpiesz, chcę do Asmo-

– Nie mówiłem, że chcę do Asmo!

Wspomniany tymczasem zrozumiał, że Michał jest zbyt pogrążony w dyskusji, żeby w ogóle go zauważyć, podniósł się więc w międzyczasie z westchnieniem.

– Weź już nie kłam, mogę ściągnąć nagrania z rozmów – Amy bardzo szybko przeszła od przyjacielskiego dokuczania do gróźb.

– A rób co chcesz, chuja mnie to. Nie masz lepszych zajęć na głowie?

– Miałam też lepsze zajęcia niż odbieranie twoich telefonów i namierzanie Asmodeusza! Bez urazy – dodała szybko w stronę demona, który jakkolwiek doceniał wstawkę, wątpił w jej szczerość, bo nawet nie spojrzała w jego stronę. – Ty byś tego nigdy nie zrozumiał, bo najważniejsza funkcja, jaką ci powierzono, to podanie godziny na zebraniach.

– Byłem naczelnym chóru archaniołów!

– Byłeś co najwyżej małpą chóru archaniołów!

Dość intensywna wymiana zdań została zakłócona wesołą melodią przychodzącej rozmowy, która była tak głośna, że nekromanci wiele by oddali, żeby nią dysponować. Takie natężenie dźwięku nie tylko zrywała nieboszczyka z trumny, ale sprawiało, że dusza nie miała odwagi opuścić ciała przez następne kilkanaście lat.

Kamael, przez chwilę zagubiony, szybko zreflektował się jako adresat połączenia. Wyjął telefon z kieszeni i przez chwilę patrzył na ekran, przysuwając go coraz bliżej. Odebrał z bardzo niepewnym wyrazem twarzy.

– Reba? – Zapytał, i nawet Amy z Michałem przestali się kłócić. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro