48
Pov Niall
Pomimo moich obaw naprawdę dobrze mi się mieszkało w domu rodziców Torii. Moje malutka chyba też jest tu szczęśliwa, często się uśmiecha co było rzadkością gdy mieszkaliśmy z chłopakami. Wtedy jej wyraz twarzy był przez cały czas obojętny.
- Za dwa tygodnie rozpoczyna się rok szkolny. Muszę się zapisać do jakiejś szkoły - powiedziała gdy już leżeliśmy w łóżku. Ja miałem ochotę na małe czułości, a ona mi tu o szkole.
- Kotuś ty ledwo mówisz po hiszpańsku, a chcesz iść tu do szkoły.
- I tak o wiele lepiej od ciebie znam ten język.
- No to, to akurat nie jest jakiś wielki wyczyn, bo jeśli chodzi o języki obce to ja jestem tępy. Wszystkiego jestem wstanie się nauczyć, ale nie tego.
- To co wracamy do Anglii czy zostajemy tu - szczerze powiedziawszy to dużo łatwiej było był nam w Wielkiej Brytanii, bo po pierwsze lepiej znamy język, a po drugie mam tam kilku sprzymierzeńców i byłbym doskonale poinformowany o poczynaniach Tomlinsona, a teraz nie mam pojęcia czy on przypadkiem nie wpadł na nasz trop.
- Ja bym wolał tam wrócić, ale jeśli chodzi o szkołę to na pewno cię tam nie puszczę, za duże ryzyko -gwałtownie się ode mnie odsunęła.
- Obiecałeś mi to, już nie pamiętasz - podniosła głos. Ja naprawdę chciałem pozwolić jej iść do tej szkoły, ale byłem wtedy pewny, że Louis nie żyje. Niestety inaczej się stało.
- Kochanie ty moje, chyba nie chcesz wracać do Louisa?
- Masz rację nie chce, ale nie mam zamiaru całe dnie siedzieć w domu, albo do końca życia uciekać. Chce się nareszcie poczuć wolna - rozumiałem ją. Victoria żyła pod stałą kontrolą Louisa i pewnie uciekając ze mną miała nadzieję, że to się zmieni.
- I tak będzie, zobaczysz.
- Wątpię, pewnie moje życie będzie tak przez cały czas wyglądać.
Pov Victoria
Siedziałam w kuchani i próbowałam pić tą okropną whisky. Ja nie mam pojecia jak można to pić, przecież to ma straszny smak i jeszcze mnie od tego gardło pali. I zamiast poczuć się lepiej jest mi jeszcze gorzej. Dlaczego moje życie musi być takie beznadziejne? Czemu nie mogę żyć w spokoju jak normalni ludzie?
- Nie pij tego, będzie ci niedobrze - zabrał mi szklankę i butelkę. I zajął miejsce obok mnie.
- Gorzej niż teraz to już chyba być nie może.
- Nie przesadzaj kochanie, nadal jesteśmy razem. A to jest chyba najważniejsze - tak naprawdę to bym chciała kiedyś móc sama o sobie decydować. Niall nie ograniczał mnie tak jak Lou, ale też do wolności to mi było daleko.
- Wiesz co, pójdę sobie na spacer - chciałam pooddychać świeżym powietrzem i pomyśleć o kilku sprawach.
- Torii jest już późno i zaraz zacznie się ściemniać. Lepiej zostań w domu.
- Nic mi nie będzie - wstałam od stołu i skierowałam się w stronę drzwi frontowych. Postanowiłam się przejść po okolicy. Najlepiej mi się myślało podczas samotnych spacerów gdzie nikt chociaż przez chwilę nie narzucał mi swojej woli.
Jednak po jakimś czasie zauważyłam, że ktoś za mną idzie. Ta osoba miała kaptur na głowie więc nie byłam w stanie jej rozpoznać. Zdecydowałam więc jak najszybciej wrócić do domu. Przyśpieszyłam kroku i szłam nie oglądając się za siebie.
Niestety po chwili poczułam obcą rękę na biodrach, która przyciągała mnie do siebie.
- Tak za tobą tęskniłem - niestety to był głos Louisa.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro