1
Pov Niall
Dopijałem swoją kawę siedząc przy stole w kuchni. Wszyscy jeszcze spali, ale nie ma się co dziwić no bo, w końcu było dopiero po piątej. Nawet nie pamiętam kiedy ostatnio przespałem spokojnie całą noc. Nie potrafiłem zasnąć wiedząc, że ona jest tak blisko mnie, a jednak i daleko. Przez trzy lata, trzydzieści sześć miesięcy odezwała się do mnie tylko z kilka razy. I to też przeważnie jeśli ją zagadałem.
Wszystko się potoczyło nie tak jak miało. To Louis miał zabić jej rodziców, ale przez to, że spierdoliłem swoje poprzednie zadanie Louis stwierdził, że muszę się zrehabilitować. On był najstarszy i tak jakby nami wszystkim rządził, więc musiałem go posłuchać. Nie było to trudne zadanie to była noc, łatwo udało nam się dostać do domu. Zastrzeliłem ich oboje kobietę i mężczyznę. Nie zauważyłem jednak, że wszystkiemu przyglądała się ich córka. To Zayn ją pierwszy zobaczył i odrazu przystawił jej pistolet do głowy. Chciał ją zastrzelić, lecz Louis na to nie pozwolił stwierdził, że zabierzemy ją ze sobą by nikomu nie zdradziła tego jak wyglądamy. Sfałszował papiery tak by wszystko wskazywało na to, że ona jest jego daleką kuzynką. A ona go zaakceptowała odrazu, nikogo poza nim do siebie nie dopuszczała. Oczywiście później się otworzyła na innych, tylko nie na mnie.
To ja na zawsze pozostanę dla niej ten najgorszy, chociaż kocham ją najmocniej jak się tylko da.
***
Jedliśmy śniadanie, ja oczywiście najbardziej to się skupiałem na dyskretnym obserwowaniu Torii. Siedziała na kolanach Louisa i przytulała się do jego torsu. Tak bardzo chciałem być na jego miejscu.
Jest taka urocza pomimo faktu, że się przeziębiła jej rude włosy są roztrzepanie i co chwilę kicha.
- Prędko to ja cię do szkoły nie puszczę - powiedział Louis, jak tylko dotknął jej czoła.
- Żeby przeziębić się na początku czerwca to chyba trzeba mieć tylko moje szczęście - mówi i po chwili znów kicha.
- Masz rację. Tylko, że ja dziś nie mogę z tobą zostać. To który posiedzi z Vicky - już chciałem się wyrywać, że to ja z chęcią z nią posiedzę ale przedtem uświadomiłem sobie, że ona by tego nie chciała.
- No ja nie mogę - powiedział Liam.
- Ja też - odrzekł Harry. Więc pozostaliśmy tylko ja i Zayn. W takiej sytuacji to postanowiłem się zebrać na odwagę.
- Ja i tak dzisiaj się nigdzie nie wybieram więc mogę na nią spojrzeć - powiedziałem tak jakby od niechcenia. Ale nawet cieszyło mnie to, że będę mógł z nią trochę pobyć, a może uda mi się nawiązać z nią jakiś kontakt.
- Okej to wystarczy, że czasem jej zaniesiesz coś do picia i przypilnujesz by to wypiła. Bo ostatnim razem gdy ta nie dobra dziewczynka była chora to prawie się odwodniła - pocałował ją w jej nosek, a ona się na jego jest uśmiechnęła. Potem wziął ją na ręce i zaniósł do ich pokoju.
- I pomyśleć, że on zaraz pójdzie zabijać ludzi - powiedział Harry i miał rację Louis był taki tylko dla Victorii.
- Ona go tylko zmiękcza - wtrącił Zayn on po mimo tego czasu od którego była z nami Torii nadal się do niej nie przekonał.
- Daj spokój każdy z nas zdążył się już do niej przyzwyczaić. Nawet ty chodź nie chcesz się do tego przyznać - powiedział Liam.
- Nadal się zastanawiam czy dobrze zrobiliśmy zostawiając ją przy życiu - miałem ogromną ochotę obić mordę Zayn'owi za takie gadanie, ale nie mogłem bo to by mnie zdradziło. Ale nie mogłem sobie na to pozwolić nie teraz.
***
Pół godziny po wyjściu chłopaków nalałem soku do szklanki i poszedłem do Torii
Spała z lekko otwartymi ustami co było winą kataru. Odstawiłem szklankę nas szafkę i usiadłem na łóżku. Wykorzystała sytuację i dokładnie skanowałem ją wzrokiem, mimo choroby ona była przepiękna. Po kilku minutach się otrząsnąłem i położyłem dłoń na jej policzku. Był gorący co znaczyło, że nadal ma gorączkę.
- Vicky obudź się - powiedziałem trochę podniesionym tonem, ale nie krzyczałem bo nie chciałem jej przestraszyć.
Jak tylko otworzyła te swoje oczka to przez chwilę na jej twarzy był wymalowany strach. Bała się mnie. Ale co ja się dziwię, przecież ja na zawsze pozostanę mordercą jej rodziców.
- Przyniosłem ci picie - chciałem podać jej szklankę, ale nie wyciągnęła po nią dłoni.
- Nie chce gardło mnie boli - powiedziała tonem małego dziecko. Co akurat było bardzo urocze.
- Nie ma, że nie chcesz. Musisz - podsunąłem jej picie, aż pod usta i chcąc nie chcąc musiała się napić.
- Już nie chce - powiedziała jak wypiła pół szklanki.
- Okej ale później to dokończysz - wstałem z łóżka i skierowałem się do drzwi i już miałem wychodzić gdy zatrzymał mnie jej głos.
- Podasz mi jeszcze jeden koc bo mi zimno? - a, już miałem nadzieję, że na poprosi bym z nią został.
Rozdziały będą różnej długości i jeszcze nie wiem jak często dodawane.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro