Pizza z kota?
Mamy tydzień "chorobowego". Wykorzystaliśmy już 4 dni. Nie mogę pozwolić sobie na zmarnowanie nawet sekundy. Muszę zadbać o mojego chłopaka. Muszę wiedzieć, że wreszcie czuje się bezpiecznie.
- Skarbie, co ty na to, żebyśmy poszli dzisiaj na spacer?- Zapytałem. Muszę być ekstremalnie delikatny. On może w każdej chwili znowu się rozpłakać. Jest na skraju załamania psychicznego.
- Brzmi nieźle. Gdzie chcesz iść?
- Może do lasu? Tam jest cicho i spokojnie...
- Ok, a jak wrócimy to obejrzymy jakiś film.
- Oczywiście.- Wyszliśmy za bramę i skierowaliśmy się do pobliskiego lasu. Znaleźliśmy jakąś małą polankę. Pochyliłem się i pocałowałem go delikatnie. Po tym wszystkim zauważyłe, że czuł się niekomfortowo będąc dotykanym, więc miałem ochotę zajebać sobie w ten pusty łeb. Jak ja mogę być tak głupi?! Twiggy zadrżał lekko. Natychmiast się odsunąłem.
- Przepraszam Twiggs, zapomniałem...
- N-nie Brian... Muszę wziąć się w garść. Jestem strasznym mięczakiem...
- Jesteś moim mięczakiem. Kocham cię Twiggy. Bądź jaki tylko chcesz, ale nie zmuszaj się do bycia twardym na siłę. Nie musisz nikogo udawać.. Nigdy nie musiałeś.- Jego śliczna twarz przybrała lekko czerwony kolor.
- Chłopaki n-nie polubili by prawdziwego mnie.
- Polubili by cię, tak samo jak ja. Tylko nie dałeś im szansy się poznać.- Objąłem go i delikatnie położyłem się razem z nim na końcu który rozłożyłem pod drzewem. Boże... Jak ja go kocham.
**************
Ze spaceru wróciliśmy koło 18. Najzwyczajniej zasnęliśmy, jakimś cudem. Bo jest jebany styczeń. Bądź co bądź odpaliłem mój(Angusa) komputer i pozwoliłem mojemu chłopakowi wybrać film.
Leżeliśmy z Twiggsem u mnie na łóżku, po raz dziesiąty już chyba oglądając Igrzyska Śmierci. Nadal się o niego boję. Nie mam pojęcia co mu się śniło, ale chyba czułbym się pewniej, gdybym wiedział.
- Twiggels...
- Tak, Manny?
- Czy mógłbyś mi opowiedzieć swój sen?
- M-mój s-sen? D-dlaczego?
- Spokojnie Jeordie, jeżeli nie chcesz, nie musisz. Ja tylko chciałbym wiedzieć jak cię lepiej chronić, żebyś już się nie bał.
- Ja... Ja byłem znowu w tym pomieszczeniu na tyłach klubu... Ten facet też tam był. Złapał mnie i-i zaczął rozbierać. P-potem pojawiłeś się ty... Ale ni-nie powstrzymałeś go j-jak wtedy. Ty-tylko stałeś tam i ś-śmiałeś się.- Twiggy zaczął drżeć. Musiałem go objąć. Miałem wrażenie, że jeśli tego nie zrobię mój książę rozleci się na kawałki.- Ten facet z-zaczął mnie dotykać, a ty miażdżyłeś mi dłonie mówiąc, że ból to jedyne na co zasługuję. Potem on zaczął lizać mnie po twarzy i-i w-wtedy zobaczyłem, ż-że t-to jest S-Stephen... A-a w rogu stał Z-Zim i-i D-Daisy i n-nawet K-Kenny. I o-oni wszyscy... w-wy wszyscy śmieliście się, a-a potem...- Rozpłakał się. Chyba wiem co się stało później. Ale mam nadzieję że Jeordie wyprowadzi mnie z błędu.
- K-każdy z-z wa-was m-mi to zrobił i śmieliście się cały czas... To było takie realne... Cz-czółem każde uderzenie... Wszystko...- Schował swoją przerażoną twarz w drżących dłoniach. Szlochał i niemalże dławił się własnymi łzami. Zacząłem uspokajająco gładzić go po plecach i szeptać słodkie słowa do jego ucha. Nienawidzę patrzeć na jego cierpienie. To rani bardziej niż jakikolwiek fizyczny ból jakiego doświadczyłem.
- Ciiiiiii... Już dobrze Twiggels. Jesteś moim księciem. Już nic ci się nie stanie. Będę chodził za tobą nawet do kibla.
- M-może n-nie?
- Nooo może nie, ale tylko jeżeli obiecasz mi, że już dzisiaj nie będziesz płakał. Zgoda?
- Z-zgoda Manny. Mamy coś do jedzenia?
- Możemy zamówić satanistyczną pizzę.
- Pizza z kota?
- Jak zawsze Twiggs.- Pizza z kota to nazwa naszej ulubionej pizzy. Z tego co wiem na prawdę z kota nie jest.
______________________________________
Znowu bardziej uroczy rozdział, no ale cóż... Tak jakoś wyszło. Twiggy pozostanie już "pizdeczką" przykro mi ale fabuła każe.
hey_cruel_world twoja noga wcale nie jest złamana. Wystarczy że uwierzysz...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro