Kiedy umieram
Rozdział dedykuję jedynej, niepowtarzalnej hey_cruel_world
Jesteś wspaniała😘
Mam fazę na Huntera więc ten, no... Tytuł jest jaki jest.
Polecam poświęcić uwagę powyższemu zdjęciu. Jest cudowne.
Jestem sam. Nie mam nikogo. Zabiłem Jeordie'go. Nie mogę dłużej żyć. Nie mam po co. Skrzywdziłem wszystkich na których mi zależało. Muszę ze sobą skończyć. Może zanim pójdę do piekła, jeszcze raz będę mógł przytulić Twiggelsa i Gingera, i Pogo, i Daisy'ego, i Zimmy'ego. Nie jestem w stanie opisać jak bardzo mi ich brakuje. A oni wszyscy cierpieli i zginęli przeze mnie. Jestem potworem.
Gdzie ja do cholery położyłem ten jebany pasek?! No tak... Pożyczyłem go Gingy'emu. Do trumny. Jebać to. Muszę pożyczyć jakiś od tych katolickich zjebów. Wdech kurwa... Wydech kurwa...
- Hej Jack, możesz mi pożyczyć na dzisiaj pasek? Swój oddałem Kenneth'owi...
- Oczywiście Brian. Słuchaj wiedz, że wszyscy strasznie ci współczujemy. Oni są już w lepszym miejscu.- Powiedział mały, ryży chrześcijański skurwiel, poczym poklepał mnie po ramieniu. No kurwa zaraz mu jebnę... Nie. Jeżeli to zrobię będą mi przeszkadzać. Nikt nie może mi przeszkadzać. To ważne.
- Dzięki, oddam ci go wieczorem.- Albo raczej sam go sobie weźmiesz... Nie ważne. Najchętniej powiedziałbym im wszystkim żeby się pierdolili.
Na szczęście w tej szkole są w chuj wytrzymałe żyrandole. Wiem, bo próbowałem jeden wyrwać, ale ni chuja nie chciał puścić.
Wiem jak to się robi.
Czytałem poradniki.
Stanąłem na tym jebanym stołku, z czymś na kształt pętli na szyji.
Chcę tego.
Potrzebuję tego.
Może go spotkam...
Kopnąłem krzesło prawieże na drugi koniec pokoju.
Już idę Twiggs, zaraz będę.
Już tylko chwila...
- Hej Brian muszę cię prosić o... DOBRY BOŻE! BRIAN?!- Nie, nie nie nie. On wszystko popsuje. Dlaczego ja do kurwy nędzy nie zamknąłem drzwi. Nie mogę oddychać, nic nie widzę. Może nie zdążą.
****************
Zdążyli.
Albo nie.
Sam już nie wiem.
Nie chcę wiedzieć.
Nie chcę żyć.
Usłyszałem pikanie. Kurwa. Czyli jednak żyję. Będę musiał spróbować jeszcze raz. Chcę spróbować jeszcze raz. Musi się udać.
- Panie Warner? Słyszy mnie pan?- Zapytała jakaś piguła. Ja pierdolę. Niech ktoś mnie dobije.
- Spierdalaj.- Warknąłem słabo.
- Pacjent odzyskał przytomność.- A nie powinienem. Nie chcę. Zostawcie mnie. Pozwólcie mi umrzeć.
- Brian, wiesz dlaczego tu jesteś?
- Bo chciałem się zabić.- Wychrypiałem.
- To prawda. Brian, musisz udać się na leczenie psychiatryczne. Twoi rodzice wyrazili na to zgodę.
- Po co mi to mówisz? Przecież i tak ma gówno do gadania.
- Brian, jesteś w złym stanie psychicznym. Będziesz współpracował z lekarzem, czy nie?
- Pierdol się.- Nie będę z nikim gadać. Nie chcę.
************
Minął jakiś miesiąc.
Chyba.
Czy to ważne?
Mój dzień polega na dyskretnym wyrzuceniem żarcia które mi w tym wariatkowie dają, następnie chowam antydepresanty pod język, żeby je później schować w doniczce z jakąś jebaną stokrotką. Nie potrzebuję ich. Nie chcę się czuć lepiej. Chcę Jeordie'go. Jest jeden sposób, żebym mógł poczuć się lepiej. Ja muszę umrzeć. Później jest terapia. Pierdolą przez 8 godzin dlaczego warto żyć, że strata przyjaciół nie oznacza, że muszę się zabijać i inne takie pierdoły. Mam tego dość. Rzygam już tym. Już nie mogę. Zbyt długo to przeciągałem. Mam pomysł jak to zrobić. Dają nam od czasu do czasu jakieś prace. Na przykład obrać ziemniaki w kuchni czy coś. No więc pewnego pięknego dnia kiedy dostałem robotę w kuchni "przypadkiem" zaciąłem się podczas obierania czegoś tam. Nie pamiętam nawet czego. Mam wyjebane. No więc kucharka która nadzorowała moją pracę pobiegła po plaster. Ja tymczasem zajebałem największy nóż i schowałem go sobie w gaciach, prawie odcinając Briana juniora.
Schowałem go w materacu. Była lekka drama, ale nic nie znaleźli. Idioci. Drżącymi rękami wyjąłem nóż. Co powinienem zrobić? Podciąć sobie żyły? N-nie... Zasługuję na coś gorszego. Bardziej bolesnego. Nie mogę zginąć jak mój książe. Nie jestem godzien. Mam pomysł. Ale do tego potrzebuję jeszcze jednej rzeczy.
- Cerulli, masz szarą taśmę?- Zapytałem wysokiego, w chuj wytatuowanego typka, którego w sumie polubiłem. On też trafił tu z podobnych powodów co ja. Jego chłopak, Ricky został zabity przez dresów, których Chris odciągnął od jakiejś dziewczyny. Jesteśmy podobni, ale nie chcę zawierać znajomości. Boję się.
- Mam. A co? Łóżko popsułeś?- Zapytał wyjmując taśmę że swojej szuflady.
- Taaa, możesz mi ją pożyczyć? Oddam ci wieczorem.
- Raczej sam ją sobie będę musiał wziąć. Znam to spojrzenie Warner. Chcesz się zabić, prawda?
- No od jakiegoś miesiąca. Właśnie dlatego tu jestem Einsteinie.- Prychnąłem.
- Nie o to mi chodzi idioto. Znalazłeś sposób jak to zrobić. Teraz.- Jakim cudem on wie? To niemożliwe.
- A-a nawet jeśli, to co?- szepnął email podejżliwie. Nie chcę żeby mnie wydał.
- M-mogę ja też? Z-znaczy wiesz... Jeżeli nie, to nie. Ja cię nie wydam. Ale ja też już mam dość. Chcę to skończyć. Nie mogę bez niego żyć. Nie chcę żyć bez Ricky'ego...
- O 20. W moim pokoju. Będę martwy, a ty możesz wziąć nóż. P-powodzenia Chris.- szepnąłem biorąc taśmę z jego dłoni. Wiem jak on się czuje. Szkoda mi go. Nikt nie powinien tak cierpieć. Oprócz mnie. Ja na to zasłużyłem. Wszedłem do pokoju zamykając drzwi na klucz. Nie mam zamiaru popełnić dwa razy tego samego błędu.
Wyjąłem nóż z mojego schowka. Na nadgarstku sprawdziłem czy jest odpowiednio ostry. Idealnie. Przymocowałem ostrze do zakratowanego okna. Mam nadzieję że nic nie zjebałem. Przykro mi będzie, jeżeli przeżyję. Sprawdziłem, czy moja "ostatnia szansa" jest odpowiednio przygotowana. Na szczęście tak. Wszystko trzyma się jak trzeba. Szara taśma - najlepszy przyjaciel samobójcy. Dobrze. Jest 19:56. Teraz tylko wziąć rozbieg. 3...2...1... Zacząłem z całą możliwą prędkością i siłą biec w kierunku ostrza. Uderzyłem w nie i natychmiast zalała mnie fala okropnego, niewyobrażalnego bólu. Nóż trafił dokładnie tam, gdzie planowałem. W moje małe, czarne, bezwartościowe serce. Odepchnąłem się od krat, tak żeby nie robić Chrisowi problemów z dostaniem się do nażędzia, którego tak bardzo potrzebuje. Upadłem i zacząłem odpływać. To nie zajmie zbyt długo.
Idę do ciebie Twiggels.
Teraz już na prawdę.
Kocham cię...
______________________________________
Koniec części drugiej
Jak wam się podoba? Mam nadzieję, że nie jesteście zawiedzeni. Książka skończona, więc zobaczymy się w jakiejś innej. Miłego dnia/nocy/życia
~Wasz Antychryst
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro