Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Jak ja sam siebie znoszę?

Święta, piękny czas kiedy wszystkie katolickie zjeby wyjechały. Zostałem tylko ja, Twiggy, Ginger i Angus. Generalnie szkoła powinna być zamknięta, ale jakieś pojeby postanowiły sobie zostać i biedny recepcjonista jako "najniższy rangą" musi siedzieć z tymi gnojami. Jak mi kurwa przykro. Kucharze też pojechali do domów więc jesteśmy zdani na siebie. Angus niby ma się nami zajmować, ale szczerze to nie widziałem go odkąd dyrektor i reszta nauczycieli opuścili mury tej zacnej placówki.
- Śniadanie kurwy!- Do stołówki, gdzie znajdował się z jakichś dziwnych przyczyn telewizor, przytargaliśmy z gabinetów dyrka i psychologa kanapy. Zrobiliśmy sobie taki pokój dzienny. Spędzamy tam cały dzień a Ginger to nawet tam spał.
- Nie tknę niczego, co Manson gotował. Nie ufam ci chuju!- Krzyknął Ginger leżący na podłodze. Widocznie Twiggy zrzucił go z kanapy.
- Co zrobiłeś Manny? Umieram z głodu i szczerze zjem wszystko, co ugotujesz. Nawet jeżeli dupa z ciebie nie kucharz.
- Pff. Naleśniki zrobiłem. Jak nie chcecie to sam wszystko zjem.
- Wal się.- Jęknął Ginger.
- A ja tam z chęcią coś zjem.- Powiedział Twiggy. Po 15 minutach my zjedliśmy wszystko, a Kenneth wreszcie wstał z podłogi.
- W sumie to głodny jestem. Zostało coś dla mnie?- Zapytał przeczesując palcami włosy.
- Głód. -Odparł Jeordie.
- Zajebiście. Dzięki kurwa.- Cóż Ginger nie był zadowolony. Peszek.
- Ależ proszę Gingy. Zawsze możesz na nas liczyć.
- Skoczy ktoś po piwo? I jakieś chipsy, czy coś.- Zapytałem.
- Mogę iść. Od razu kupię sobie śniadanie. Dupki.
- Jak już idziesz Gingy, to kup mi papierosy.- Poprosił Twiggy. Nie. Po prostu nie. Twiggy palił, w czasach kiedy miał depresję i próbował się zabić. Było to dość dawno. Właściwie tydzień po tym jak się poznaliśmy.
- Nie. Nie kupisz tego gówna, o ile chcesz mieć całą mordę.- Twiggy spojrzał na mnie jakbym spalił mu rodzinę i zgwałcił dom.
- Ok, ok zależy mi na tym żeby moja twarz zachowała pierwotny kształt. Nawet jeżeli nie mam wyjściowego ryja.
- Bardzo dobry wybór.- Czeka mnie trudna rozmowa z Twiggsem.
- To ja spierdalam. Możecie się pieprzyć. Nie będzie mnie przez jakiś czas.- Wziął plecak i hajs, poczym wyszedł ze stołówki.
- Twiggy...
- Marilyn, ja na prawdę chciałem te papierosy.
- Ale zamiast palić to gówno, powiesz mi co się dzieje. Jesteś jakiś dziwny, zdystansowany od jakiegoś czasu. Nie chcesz się przytulać, za każdym razem kiedy cię całuję czuję, jakbyś zmuszał się, żeby nie uciec. Nie chcesz spać ze mną w jednym łóżku! Powiedz mi Jeordie, czy ty się mnie boisz?
- Nie! Tak... Może...- Powiedział cicho i niepewnie Twiggy. Cholera jasna! Ja na prawdę jestem aż takim złym chłopakiem? On się mnie boi. Boi się że mogę go skrzywdzić. Czułem łzy spływające po moim policzku. Dlaczego jestem takim skurwiałym dupkiem?! Jakim pieprzonym cudem on mnie jeszcze znosi? Jak ja sam siebie znoszę?
- O nie, nie Brian nie płacz! N-nie chcę żebyś płakał! P-proszę...
- P-przepraszam Twiggy, cokolwiek zrobiłem, cokolwiek powiedziałem... Nie chcę żebyś się bał, jestem tu żeby cię bronić, odganiać złe sny, a nie je powodować.- Nie mogę patrzeć mu w oczy. Zniszczyłem nasz związek. Nawet nie wiem jak, ani kiedy.
- Brian, to nie tak, po prostu od... Od  śmierci Pogo, a właściwie odkąd cię "wyegzorcyzmowali" zacząłeś mieć napady złości, w pewnych momentach przestajesz kontrolować to co robisz albo mówisz. Pa-pamiętasz jak nazwałeś mnie dziwką tylko dlatego, że chciałem się do ciebie przytulić? Cz-czy ty na prawdę tak wtedy pomyślałeś?- O cholera, on w to uwierzył? Dlaczego...
* Tydzień wcześniej*
-Marilyn przytulisz mnie, zimno mi.- Dlaczego do cholery on chce się teraz przytulać? Nie widzi że jestem zajęty?
- Spieprzaj, nie widzisz że coś robię?
- Manny, chyba możesz na chwilę przestać rysować pentagramy w zeszycie. Za chwilę to skończysz.
- Nie! Jesteś totalną dziwką! Wolę rysować pentagramy niż cię obejmować, przegrywie.- Cholera, czemu to powiedziałem przecież nie chciałem...
- N-nie chciałem ci przeszkadzać pieprzony artysto! Ja już może pójdę bo ci tylko czas zajmuję!- Wykrzyczał Twiggy usilnie próbując zamaskować drżenie głosu. Po raz kolejny doprowadziłem go do płaczu. Co jest do chuja ze mną nie tak?!
- Jeordie, czekaj to...- Nie miałem szansy skończyć. Mój Twiggels wybiegł, a ja usłyszałem tylko jego stłumiony szloch. Ginger posłał mi mordercze spojrzenie i pobiegł za nim. Dlaczego ja nie pobiegłem?
*Powrót do tego skurwiałego czasu teraźniejszego*
- Nie Twiggy, nigdy tak nie pomyślałem. Przecież wiesz, że jesteś najważniejszą rzeczą w moim skurwiałym życiu! Żałuję, że za tobą nie pobiegłem, co wtedy zrobił Ginger jak do ciebie przyszedł?
- Przytulił mnie i powiedział, że na pewno nie miałeś tego na myśli, że jesteś zestresowany i że nadal mnie kochasz. Potem powiedział, że jeśli jeszcze kiedyś skrzywdzisz mnie jak wtedy, to zrobi ci z mordy poduszkę powietrzną dla swojej pięści.- Mówiąc to uśmiechnął się lekko.
- Twiggy?
- Hmm?
- Mogę cię teraz przytulić i nie będziesz czuł się zagrożony?
- Oczywiście Marilyn.- Powiedział i sam się we mnie wtulił. Obioąłem go i pozwoliłem sobie w końcu przestać udawać, że jestem silny, że ze wszystkim sobie poradzę.
- Kocham cię Jeordie, przepraszam. Przepraszam że jestem tak beznadziejnym chłopakiem. Nigdy na ciebie nie zasługiwałem, nigdy nie będę dla ciebie wystarczająco dobry...-Wyszlochałem w jego zmierzwione dredy. Nie wiem czy nie ściskam go troszeczkę za mocno.
- Manny, jesteś dla mnie wystarczająco dobry. Jesteś najlepszym chłopakiem o jakiego kiedykolwiek mogłem prosić. Kocham cię Marilyn. Nie jesteś w stanie zrobić nic co sprawiłoby, że przestałbym cię kochać.- Ukryłem twarz w jego włosach, pachniał mydłem, które rozdawali nam w tym pieprzonym więzieniu. No i kurwa w tym  momencie usłyszałem to ciche, znaczące kaszlnięcie.
- Od jak dawna tam stoisz Ginger?
- Odkąd zacząłeś szlochać, że nie jesteś wart Twiggy'ego. I wiesz co ci powiem? To był ten jeden, nieliczny moment w którym miałeś rację.
- Gingy... - Jęknął Twiggels.
- Nie skończyłem. Nigdy nie zasłużyłsz na Twiggy'ego bo on jest po prostu za dobry dla tego świata. A teraz chcę jeszcze raz usłyszeć, jak przepraszasz go za bycie takim skończonym idiotą i dupkiem. Bo na prawdę nawet nie masz pojęcia ile on razy przez ciebie płakał.- Jak to jest, że mój przyjaciel bardziej dba o mojego chłopaka niż ja? Tak nie powinno być.
- P-przepraszam, ja na prawdę nie chciałem być takim dupkiem. A na to śe jestem idiotą nic nie poradzę.
- No tak, przecież nie każdy może być perfekcyjny.- Szepnął Twiggy
- Masz rację, gdyby po ziemi chodziły same Twiggelsy zrobiło by się zbyt perfekcyjnie.
- Debil.- Mruknął prubując dźgnąć mnie w żebra. Chwyciłem go za rękę.
- A, a, a mój kutas jest troszkę niżej.
- Debil i zboczeniec.
- No co? Widziały gały co brały. Nie powiesz mi że nie wiedziałeś jaki jestem.
- Wiedziałem. Do tej pory się zastanawiam, co mnie podkusiło podejrzeć cię wtedy pod prysznicem...- Zorientował się, że powiedział za dużo. Zakrył szybko usta dłonią i spojrzał na mnie niepewnie.
- Czyli to tak się dowiedziałeś, że jestem sexy jak cholera i się we mnie zakochałeś?
- No... Hmm... Tak, tak to było...
- Za dużo informacji kurwa. Za. Dużo. Informacji.- powiedział Kenneth ukrywając twarz w dłoniach. Czyżby niezręcznie?
- A teraz Ginger... Gdzie moje piwo?
- Całą kasę wydałem na dziwki.
- Co kurwa?!
- Żartuję. Zostawiłem w kuchni, jest w lodówce.
- Przynajmniej tyle rozumu masz...
- No co ty? Nie dałbym ci ciepłego browara. Wbrew pozorom chcę żyć.
- Całe twoje jebane szczęście.- Mruknąłem wstając z kanapy. Jestem roztrzęsiony w chuj. Idę się napić.

______________________________________
Myśleliście że coś się wyjaśni? Hahaha NIE! Jeszcze troszeczkę poczekacie, zanim Manson zacznie zachowywać się normalnie.

Ps: W sumie... W sumie to tak 😏😂

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro