Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Dzieci, nie bierzcie narkotyków

31 grudnia Roku Pańskiego akogotokurwaobchodzi.
- Wybraliście już jakiś lokal?- Jestem zmęczony pytaniem ich(i biciem) od 10 godzin praktycznie bez przerwy.
- Ta, "Twoja Chata". Podobno niezły striptiz. Tańczy "Twoja Stara". To jakiś pseudonim artystyczny chyba.
- Ha, ha, ha. Bardzo kurwa zabawne. A tak serio, gdybyś to zobaczył, oczy złożyłby ci wypowiedzenie z pracy, a mózg błagałby o śpiączkę i amnezję.
- Wierzę ci na słowo Brianku. Pewnie masz nie miłe doświadczenia.
- Ej dobra. Tak na serio to nie mam pomysłu. Może powłuczymy się po mieście? I tak niczego tu nie znamy, a kasy to my mamy jak lodu. W Afryce.
- To co? Jest 20, o 22 wychodzimy. Jakieś lepsze pomysły niż siedzenie na dupie i oglądanie "Dlaczego ja?" przez następne dwie godziny?
- Możemy... No nie wiem... Zrekonstruować II Wojnę Światową!- Twiggy jest bardziej pojebany niż przypuszczałem... No cóż... To po części moja wina. Hmm... Czemu by się nie zabawić troszkę?
- Dobrze Twiggels. Jestem ZSRR, a Gingy to III Rzesza.
- A ja?
- Ty skarbie jesteś Polską.
- Ej, ja się na historii za dobrze nie znam, ale czy to nie był tak, że ZSRR wyruchało Polskę?- Zapytał lekko zmieszany Jeordie.
- Dokładnie tak było.
- A Rzesza dostała wpierdol.- Powiedział Fish marszcząc brwi.
- Oczywiście.
- Ja się tak nie bawię!- Krzyknął Kenneth i odwrócił się jak wkurwiony dzieciak.
- Ktoś tu ma ból dupy...- Uśmiechnął się wrednie Twiggy.
- Nie śmiej się! Ty też będziesz miał jak cię ta napalona kreatura dopadnie.- Powiedział gorzko Ginger.
- Mamy dwie godziny! Każdy buduje fortecę!- Krzyknąłem i pobiegłem w stronę sterty ławek.
- Ty kurwo! Najlepsze materiały sobie wziąłeś!- Warknął zirytowany blondasek. No cóż... Skłamałbym, gdybym powiedział, że mi przykro. Po jakichś 30 minutach miałem zajebistą twierdzę z ławek, Ginger zasłonił się kanapami w przeciwnym końcu pomieszczenia, a Twiggy nieporadnie próbował zbudować coś z kocy i krzeseł. Ależ on jest uroczy.
-Pierwszy września skurwysynu!- Krzyknął Ginger wbijając na pełnej kurwie w kocykowy fort Twiggsa. Zaczął go okładać poduszką po głowie, a Jeordie przyjebał mu krzesłem. Fish zachwiał się, ale za chwilę znowu zaczął napierdalać Twiggy'ego swoją jebaną poduszką. Po jakiś 45 minutach, w ciągu których zajebałem mu 3 krzesła i kocyk Ramirez troszkę się zmęczył.
- Manny! Pomóż mi! Będę dobrą dziwką Radzieckiej Rosji obiecuję!
- To chyba wbrew faktom historycznym.- Powiedział Ginger przytrzymując wijącego się Jeordie'go w jednym miejscu.
- Historia to już przeszłość-  powiedziałem i kopnąłem Kennetha w żebra. Nie za mocno, ale na tyle, żeby się odpierdolił. Wziąłem Twiggsa na ręce i zabrałem do swojej siedziby.
- Hej!- Krzyknął Gingy łapiąc się w miejscu namiętnego pocałunku jego żeber i mojej stopy.
- Chyba "Heil" idioto.
- To ja tu sobie poleżę... Zapomnijcie o mnie... Pieprzcie się na zdrowie, czy coś...
- Z przyjemnością Gingy. Skoro nalegasz- Mruknąłem delikatnie całując szyję mojego kochanego chłopaka.
- Marilyn...- Jęknął Twiggy. Z trudem powstrzymałem się przed warknięciem. Znowu nie jest w nastroju?! Oderwałem się od niego spoglądając mu w oczy. Mam nadzieję, że nie dostrzegł jak bardzo zły i zfrustrowany jestem.
- Czy ja ci kurwa pozwoliłem przestać?- Zapytał Jeordie ponownie przyciągając mnie do siebie.
- N-nie ale... Myślałem, że znowu nie jesteś w nastroju na seks, albo coś...
- Przestań myśleć, bo jak widać ci to nie wychodzi. Jeżeli jeszcze nie dotarło to do twojego małego, sparciałego mózgu, mogę sobie napisać na czole "Pieprz mnie Brian".
- Dobrze, spełnię twoje życzenie ukochany. Tylko zamknij już ryja bo pasujesz nastrój. Od teraz chcę słyszeć tylko twoje jęki.
- Dobrze Bria-aOkurwa!- Znowu nie zauważył pierdolony, jak mu rękę pod sukienkę wsadziłem. Pora zacząć przedstawienie.
***************(Nie będzie opisu dzikich seksów bo jestem leniwym ziemniakiem zresztą hey_cruel_world zrobiłaby to lepiej)*****************
-Powinienemy częściej cię pieprzyć Jeordie...
- Marilyn, wiesz że cię kocham i na prawdę się staram żebyś nie musiał ciągle sam se walić, ale nie jestem w stanie robić tego codziennie... Poprostu nie...
- Spokojnie Twiggy, tylko żartowałem. Nie oczekuję od ciebie, że będziesz mi dawał dupy codziennie. Jest dobrze, na prawdę.- Przytuliłem go i delikatnie pocałowałem go w czoło. Nie chcę, żeby myślał, że robi coś nie tak. Robi wszystko lepiej, niż mógłbym oczekiwać.
- Dobra, porno gwiazdeczki jest 22:12. Mieliśmy wyjść dwanaście minut temu.
- Waliłeś sobie Gingy?- Zapytałem z uśmiechem.
- Ja? No co ty! Do czego niby? Do waszych odgłosów godowych? Atfu! Geje!
- Ekhem, Kenneth... Ty też jesteś gejem.- Jeordie delikatnie zwrócił mu uwagę
- I do tego częściowym nekrofilem!
- Dziecko, czy ty wiesz co to słowo znaczy?- Zapytał Kenneth.
- No wiesz... Kochanie trupa to chyba nekrofilia...
- Wal się kurwiu.
- No to co... Chyba idziemy nie?- Powiedziałem zakładając moją ukochaną bluzę KISS. Po 5 minutach wychodziliśmy sobie spokojnie za bramę tej katolickiej wersji Auschwitz. Samochód Stephen'a nadal stoi na parkingu. Może by tak przejechać się nim...
- Kenneth
- Czego chcesz Manson?
- Po pierwsze: Grzeczniej dziwko; po drugie: Masz prawko?
- Po pierwsze: Nie pizdo; po drugie: tak i chuj ci do tego.
- No bo wieeeesz jest taki plan żeby wziąć wóz Pogo, a Twiggs już na stówę nie pozwoli mi prowadzić.
- Dobra jedziemy. Tylko  grzecznie mi tam na tylnych siedzeniach.
- Ej! Ja chcę jechać z przodu!- Krzyknął Twiggy tonem małego dziecka, które chce dostać cukierka. Awwww, uroczo.
- Dobrze Twiggels, jedziesz z przodu.
- Jej!
***************
Ten klub jest pojebany. Światła nakurwiające z siłą pierdolonego słońca raniły mi oczy, a muzyka (swoją drogą chujowa) robiła mi wodę z mózgu. Mam nadzieję, że zaraz będę mógł stąd wyjść. Dodatkowo zgubiłem gdzieś Twiggsa i Gingera. Stałem pod ścianą starając się opracować plan odnaleźenia tych przegrywów.
- Manson!
- Jasna cholera Ginger! Nie strasz mnie kurwo!
- M-masz j-jakieś dragi?
- A co? Na głodzie jesteś?
- Nie... Ale muszę się czymś dojebać, bo zaczynam wariować.
- Co się stało?
- J-ja w-widziałem Pogo, znaczy wydawało mi się, że widziałem, ale to nie był mój S-stephen, bo... Bo on nie żyje!- Kenneth prawie wpadł w histerię. Shit, muszę mu coś zorganizować.
- Spokojnie Gingy, słuchaj zrobimy tak: kupię ci działkę i odprowadzę cię do kibla, ty tam na mnie poczekasz, a ja pójdę poszukać Twiggsa. Ok?- Ginger tylko pokiwał smutno głową.
Poszedłem do gościa który wyglądał na dealera.
- Chcę kupić coś od Caseya.
- Nie znam Caseya, ale mogę ci dać coś mojego autorstwa. Chcesz trochę?
- A jest tu ktoś od niego?
- Nie, tylko ja.
- To dawaj działkę dla jednego.
- Dwie dyszki oszołomie.
- Masz! I odjeb się.-wepchnąłem mu zrolowany banknot do nosa, a on rzucił we mnie torebką z żółtawym proszkiem. To nie może być kokaina. Pewnie jakaś feta, albo dopalacz... No cóż, może nie będzie tak źle. Od razu poszedłem do łazienki, gdzie siedział Ginger i kiwał się lekko na boki.
- Kenneth, kupiłem ci dragi, ale uważaj... To jest jakieś podejrzane. Nie bierz za dużo...- Wyszedłem zostawiając go samego. Teraz muszę poszukać Twiggy'ego. Zacząłem obchodzić cały lokal, a kiedy już zbliżałem się do łazienki usłyszałem jakiś głos proszący o pomoc. Bardzo mi się to nie podoba... Skręciłem na zaplecze za barem, bo z tamtąd właśnie dochodziły krzyki. Przystawiłem ucho do drzwi, żeby przypadkiem nie przeszkodziçkomuś w zabawie. Ale to chyba była jednostronna przyjemność. Jakiś facet kazał się komuś zamknąć i zaczął nie wybredne opisywać, co z nim zrobi. No i wtedy to kurwa usłyszałem.
- B-błagam wy-wypuść mnie... Ja-ja ni-nie chcę!- To był głos Jeordie'go. Wyjebałem drzwi i rzuciłem się na typka który przytrzymywał półnagiego Twiggsa przy ścianie.
- Zajebię cię skurwielu! - Wrzeszczałem na tego chuja, który próbował skrzywdzić mojego chłopaka. Złamałem mu nos, żebra i prawie wyrwałem kutasa. Kiedy tak jebana kurwa straciła przytomność (jakieś 3 minuty) momentalnie przypadłem do Twiggy'ego i zacząłem go uspokajać. Znowu go zawiodłem. Znowu na to pozwoliłem...
- Już, spokojnie Twiggels. Już nikt cię nie dotknie, obiecuję.- Szeptałem do szlochającego, skulonego chłopaka. Próbowałem delikatnie wciągnąć mu spodnie, ale ten gest sprawił, że Twiggy zaczął jeszcze mocniej płakać.
- Ciiiiiii, już spokojnie, wszystko w porządku, nic ci nie zrobię...
- G-gdzie K-kenny?
- W łazience, musiał trochę przyćpać.
- Możemy do n-niego iść?- Zapytał Jeordie wycierając swój cieknący nos. On, jest taki niewinny i kochany... Jak ktokolwiek mógł go skrzywdzić?!
- Założysz spodnie i możemy iść do Gingera, ok?
- O-ok...- Po paru minutach mogliśmy spokojnie opóścić pomieszczenie, w którym wciąż przebywał nieprzytomny zwyrol. Na odchodnym upewniłem się, że ten pojeb już nigdy nikogo nie skrzywdzi(stanąłem mu na jajach). Skierowaliśmy się do łazienki, ale oczywiście nie mogło być już dobrze! Ginger leżał z rozbitą głową, krwawiąc z nosa i trzęsąc się.
- Kenny!
- Dzwonię na pogotowie, włóż mu coś do ust żeby sobie nie odgryzł języka!
- Manny, on nie oddycha!
- O kurwa! Zrób coś!
- Nie mam pojęcia co! On się nadal trzęsie!
- Kurwakurwakurwakurwakurwa! Karetka już jedzie!
***************
Do szpitala dojechaliśmy jakieś 20 minut po tym jak Gingera zabrały te typy w czerwonym. Wpadliśmy do recepcji na pełnej kurwie.
- Kenneth Wilson! Gdzie jest?!
- Na sali intensywnej terapii. Panowie to ktoś z rodziny?- Nie odpowiedzieliśmy jej. Prawie wybiliśmy drzwi do sali. Fish leżał na łóżku potpięty do chuj wie ilu maszyn. Podejrzanie przypominał mi teraz Zima.
- Nie umieraj Kenny, proszę nie umieraj...- łkał cicho Jeordie. Po kolejnych 20 minutach coś zaczęło się z nim dziać. Pokój wypełnił się jednostajnym dźwiękiem. Nie, nie, nie, kurwa nie! Wbiegła jakąś pielęgniarka z doktorem i zaczęli go reanimować. Kolejne 2 szpitalne kurwy próbowały wyrzucić stamtąd mnie i Twiggsa. Każda minuta ciągnęła się w nieskończoność. W końcu lekarz oderwał się od nieruchomego ciała Gingera.
- Czas zgonu 1:54. Zabierajcie go do kostnicy.- Powiedział spoglądając na zegarek. Nie. Kurwa nie!
- Słuchaj stary chuju! W tej sekundzie wrzucisz tam i będziesz go kurwa uciskał aż zemdlejesz!- Warknąłem przygważdżając lekarza do ściany.
- Młody człowieku. Twój kolega nie żyje. Mózg został nieodwracalnie uszkodzony, a serce całkowicie się zatrzymało. On nie miał żadnych szans...- Puściłem go i zakryłem twarz dłońmi. To nie może się znowu dziać.
Nie miał żadnych szans... Przeze mnie.

______________________________________
Ktoś mówił, że dawno nikogo nie skrzywdziłam... Proszę bardzo.

Pamiętajcie, że was kocham💕

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro