ROZDZIAŁ 1: PIERWSZY GWIZDEK
NOTATKA: Witam ponownie moich bankrutowych czytelników jak i nowych, którzy zachaczyli o tę książkę w trakcie poszukiwania rozrywki!
Mogę Was zapewnić, że trafiliście w dobre miejsce, a książka którą przedstawiam tym oto skromnym pierwszym rozdziałem jest tym czego poszukujecie!
Nie bójcie się tematyki piłkarskiej, choć jest to AU w którym Eren jest piłkarzem, a Levi sędzią w ciągu rozwoju fabuły nie będzie to miało większego znaczenia.
Nie pozostaje mi nic więcej jak tylko życzyć miłej lektury!
•••
-- Czy mógłby się Pan trochę odsunąć, proszę?
Zawadiacki uśmiech wkradł się na rozchylone usta Erena, gdy pochylając się jeszcze bliżej, wytarł spływającą z czoła strużkę potu.
-- Nie mam pojęcia o czym mówisz. - odpowiedział i zaśmiał się, widząc zakłopotanie młodego Sędzi. Zważając na fakt, że mężczyzna był tego samego wzrostu co on sam, ich twarze znajdowały się praktycznie w odległości kilku centymetrów od siebie.
-- Czyż tak nie jest przyjemnie?
-- Za takie zachowanie możesz zarobić żółtą kartkę. - poinformował go chwiejnym głosem, unikając jego wzroku. Eren zaśmiał się na ten widok.
Żarty żartami, ale nie mógł zarobić tego popołudnia żółtej kartki, nie gdy następny mecz jaki go czekał, był tak cholernie ważny.
Ignorując powoływania kolegów z drużyny, Eren położył ciężko dłoń na ramieniu zdenerwowanego Sędzi, zmuszając go tym samym by ten wreszcie na niego spojrzał.
-- Naprawdę myślisz, że jesteś w pozycji, gdzie będziesz dyktować mi warunki? Wystarczy jeden tweet, jeden telefon i skończysz jako bezrobotny. - zacisnął palce mocniej na jasnoniebieskiej koszulce mężczyzny, zanim przejechał wzrokiem wzdłuż całej jego postawy.
-- Ale na twoim miejscu bym nie rozpaczał, z takim ciałem na pewno szybko znalazłbyś coś do roboty.
Rozkwitły na polikach Arbirta rumieniec wydawał się piec, gdy w końcu poddając się presji zawodnika, odsunął się i opuścił dłoń i palce ściskające żółtą kartkę.
Temu działaniu towarzyszyły szumy oburzenia ze strony kibiców na widowni.
Zawstydzony Arbiter ignorując przeklinających go piłkarzy przeciwnej drużyny ponownie rozpoczął grę, a Eren nieśpiesznie pobiegł ponownie na swoją pozycję, nie ukrywając ciskającego mu się na usta uśmiechu satysfakcji.
Widząc, że chwilowo gra jego zespołu nie kleiła się, rozejrzał się dookoła, wodząc wzrokiem po trybunach wypełnionych kibicami i transparentach, które były zbyt daleko, by mógł je rozczytać.
Przyjemny, czerwcowy wiatr rozwichrzył jego niechlujnie związane włosy, a Eren pozwolił sobie na chwilę odpoczynku od ciągłego, bezcelowego biegu za piłką.
To nie tak, że ten mecz miał w rzeczywistości jakąkolwiek wartość. Drużyna z którą się tego dnia mierzyli, była jedynie rozgrzewką przed tym, co dopiero miało nadejść.
-- Nawet nie będziesz udawać, że ci zależy?
Zmarszczył brwi i otworzył oczy, gdy dźwięk zdania wypowiedzianego łamanym angielskim dotarł do jego uszu. Ciepłe promienie późno popołudniowego słońca schowały się za ciężkimi chmurami, a duszność jaka panowała od samego rana wreszcie zaczęła mieć sens, gdy pierwsza zimna kropla deszczu zderzyła się ze skórą jego nagich ramion.
Spojrzał na zawodnika drużyny przeciwnej, niskiego ale atletycznego mężczyznę o ciemnej karnacji i jeszcze ciemniejszych włosach.
Nie znał go, tak samo jak większości zawodników na boisku, ale jedno spojrzenie na żółtą przepaskę na ramieniu uświadomiło go w tym, że rozmawiał z kapitanem drużyny przeciwnej.
Ożywiony mecz toczył się wokół nich i najwyraźniej jeden z jego współgraczy nawet zdążył w tym czasie strzelić bramkę, gdy Eren zapytał,
-- To nie tak, że mi nie zależy. - przyznał szczerze, opierając dłonie na biodrach. Niebo pociemniało a pojedyncze krople zmieniły się w okrzesaną grzmotami ulewę. Porywisty wiatr powiewał pod jego koszulką i spodenkami, sprawiając, że skóra cierpła a zęby drżały.
-- Po prostu nie widzę powodu by się przemęczać, to tylko głupi mecz towarzyski przed Turniejem.
Kapitan pokiwał głową, obserwując go przenikliwie, zanim rozciągnął się, stęknął z bólu i przygotował się do dalszego biegu. Eren zmarszczył brwi w niezrozumieniu ale nie skomentował dziwnego zachowania piłkarza.
-- Dla ciebie to nic nieznaczący mecz dla nic nieznaczących kibiców, ale dla nas to wszystko, co się w życiu liczy. - odwrócił głowę do tyłu, ale Eren ze swojej pozycji mógł obserwować profil jego twarzy.
-- Jesteś dobrym zawodnikiem, Jaeger. Możesz być wspaniałym, masz do tego potencjał. - Odwrócił się i machnął w kierunku swoich boiskowych kolegów.
-- Nie zmarnuj go.
Burza rozpętała się na tyle, że mecz odwołano zaledwie kilka minut później.
•••
-- Stary, coś ty powiedział temu sędziemu, że nie wyrzucił Cię z boiska? - zapytał Jean przebierając się ze spoconej, białej koszulki sportowej w swoje zwykłe ubrania codzienne. Powietrze w szatni drużynowej było kwaśne od potu i deszczu, a sami zawodnicy, teraz dyszący ciężko po wysiłku wyglądali raczej na niezadowolonych przerwaniem meczu.
Eren spojrzał na Jeana beznamiętnie, rozmasowując jednocześnie obolały mięsień pleców.
-- Co masz na myśli?
Jean spojrzał na niego jakby spadł z kosmosu.
-- Jak to co mam na myśli? Wjechałeś temu gościowi z przeciwnej drużyny prosto w piszczel, a Arbiter nie dał ci nawet żółtej kartki. Jakbym to ja był na twoim miejscu, skończyliby mi karierę po czymś takim!
Eren naprawdę nie miał większej ochoty kontynuowania tematu tego nic nieznaczącego w jego życiu meczu. Przysiadł na ławce, uważając by nie zgnieść leżącego na niej telefonu i zabrał się za wiązanie sznurowadeł swoich nowych adidasów.
-- Chyba tak po prostu działa mój urok osobisty. - wyrzucił z siebie, bez większego entuzjazmu i ignorując śmiejącego się obok Conniego wstał, zabrał swoje rzeczy i wyszedł z pomieszczenia, po drodze kiwając jedynie pożegnanie w stronę swojego trenera.
-- Eren! - usłyszał po chwili za sobą.
-- Jeager, do cholery jasnej, poczekaj! - oczywiście Jean nie chciał dać się tak łatwo spławić. Eren nie powinien być zaskoczony tym faktem, po tylu latach znajomości z chłopakiem.
-- Gdzie myślisz, że idziesz? - zapytał retorycznie Kirstein, nie brzmiąc jakby oczekiwał odpowiedzi. Eren nie zamierzał i tak odpowiadać, więc działało mu to na rękę.
-- Trener chciał zwołać zebranie i ustalić termin powtórzenia meczu. Poza tym...obiecałeś Mikasie, że dzisiaj przyjdziesz na spotkanie.
Cholera jasna, Eren całkowicie o tym zapomniał. Pomiędzy wypełnionym meczami terminarzem, wciśniętymi sesjami zdjęciowymi, wywiadami i treningami wypadła mu z głowy obietnica, którą niemrawo złożył siostrze po tym gdy ta zrobiła mu kolejną tyradę na temat ignorowania rodziny i znajomych.
Tyle że naprawdę nie miał ochoty się pojawić. Widział Conniego, Sashe i Jeana już wystarczająco w pracy, nie miał potrzeby spędzania z nimi również swojego czasu wolnego.
Przystanął wreszcie w półkroku i odwrócił głowę by spotkać wzrokiem zmarkotniałe oczy Jeana.
-- Posłuchaj.. - zaczął powoli, zastanawiając się jak ubrać w słowa to co chce powiedzieć.
-- Podziwiam to, że cały czas się nie poddajcie i dalej zapraszacie mnie na te wasze spotkania, ale... - przerwał, gdy na twarzy Jeana pojawił się wyjątkowo zawiedziony wyraz, na widok którego gdzieś w głębi klatki piersiowej poczuł ukłucie.
-- Nie myślisz, że gdybym chciał to już dawno bym przyszedł?
Zapadła pomiędzy nimi cisza, przerywana tylko podniesionymi głosami zawodników, mijających ich w drodze na parking.
Gdy po kilkunastu sekundach Eren nadal nie doczekał się odpowiedzi ze strony Kirsteina, więc ruszył dalej, nie marnując czasu na pożegnania.
-- Dlaczego taki jesteś?! - zapytał wreszcie Jean, brzmiąc na poważnego, ale Eren nie zatrzymał się tym razem. Szedł dalej, uparcie ignorując ściskające gardło poczucie winy.
-- Dlaczego nie powiesz tego siostrze i Arminowi w twarz, tchórzu?! Dlaczego ciągle uciekasz?!
Eren przyspieszył kroku, pozwalając kapturowi czarnej bluzie opaść głębiej na ciemnozielone oczy.
***
-- Erenie....mogę tak na Ciebie mówić, prawda?
Przewrócił oczami na oklepane pytanie.
-- Tylko pod warunkiem, że Pani również pozwoli nazywać siebie po imieniu. - odpowiedział w wyuczonej formułce i zwalczył chęć ponownego przewrócenia oczami gdy kobieta w średnim wieku zaczerwieniła się obficie.
Eren miał już dość tego wywiadu zanim jeszcze się zaczął.
Dziennikarka Vouge'a odkaszlneła i przygładziła nerwowym ruchem proste blond włosy zanim ze spokojem na twarzy wróciła do swoich notatek.
-- Dobrze więc, Erenie. - podkreśliła wyrazistym uniesieniem tonu głosu.
-- Jesteś dotychczas najmłodszym piłkarzem, któremu udało się wejść do top 11 Mistrzostw Świata, mimo że twój kraj - Francja, nie zwyciężyła ostatecznie turnieju. Czy to brzemię jest dla Ciebie ciężarem? Jak radzisz sobie w presją, która wiąże się z ogromem popularności?
Świetnie, dłuższego pytania chyba nie dało się zadać, pomyślał przekornie, przydziewając na usta szeroki uśmiech.
Nie zastanowił się długo nad pytaniem, zanim zdecydował się odpowiedzieć.
-- Świetne pytanie! Tak, jestem bardzo świadomy tego, że osiągnąłem naprawdę wiele w wieku 22 lat i jestem za to ogromnie wdzięczny mojego trenerowi oraz współgraczom z boiska, ale przede mną wciąż długa droga.
Kobieta nie wydawała się szczególnie zadowolona jego wymijającą, niekonkretną odpowiedzią, ale to nie tak, że mogła go za to skarcić.
Jego menadżer, stojący tuż za reflektorem oświetlającym pomieszczenie pokazał mu kciuk w górę, na co Eren jedynie wzruszył ramionami.
Mężczyzna nieurażony jego niemrawą odpowiedzią posłał mu szeroki uśmiech na widok którego Eren natychmiast odwrócił wzrok, ponownie wlepiając go w dziennikarkę.
-- Erenie, czy jest jakiś zawodnik, albo drużyna z którą chciałbyś się zmierzyć w trakcie zbliżającej się Ligii Mistrzów? - wydawała się dumna z tego pytania, gdy wbiła swoje przeszywająco niebieskie spojrzenie w jego oczy.
-- W tegorocznej Lidze Mistrzów zagra wiele wspaniałych zespołów i jeszcze więcej utalentowanych zawodników. Jestem pewien, że każdy z nich będzie dla mnie rozry...wyzwaniem. - dziennikarka spojrzała w bok na swój team, wyglądając na zdenerwowaną.
Zmarszczył brwi, nie rozumiejąc gdzie tkwił problem w jego odpowiedzi.
-- Erenie, musisz odpowiadać konkretniej jeśli chcesz wygrać Złotą Piłkę* w tym roku. - podpowiedział jego menadżer, niewiadomo kiedy pojawiając się za jego plecami.
-- Nikt nie będzie chciał czytać twojego pijarowego wywiadu. Ludzie chcą.. - Eren odwrócił głowę do tyłu by przyjrzeć się profilowi starszego mężczyzny.
-- ..mięsa, emocji. My jesteśmy tu po to by je dostarczyć.
-- Tyle, że ja naprawdę nie uważam żadnego z tych frajerów za wyzwanie. - przyznał szczerze. Żaden z zespołów grających w tegorocznej Ligii Mistrzów nie był w żadnym stopniu zagrożeniem dla niego czy jego drużyny, a sam Eren był przekonany o rychłym zwycięstwie. Naprawdę nie widział powodów by zakłamywać pod tym względem rzeczywistość.
Przerwa się skończyli, wszyscy zasiedli na wyznaczonych miejscach, a lampa ponownie rozbłysła.
-- Piłka nożna jest nieprzewidywalnym sportem, Erenie. Nie wiemy z której strony może przyjść zagrożenie. - dodała, kontynuując poprzedni wątek.
-- Czy czujesz się przygotowany na kazdą ewentualność?
Czy ona poważnie chciała by przyznał się do słabości? Eren z trudem stłumił tłoczący się w jego piersi gniew.
-- Nie boję się nikogo, ani niczego co jest na boisku. Rozmyślanie nad tym co może pójść źle nie przyniesie mi nic dobrego, dlatego jedyna weryfikacja w jaką wierzę to zwycięstwo. - odpowiedział, panując nad swoim tonem, choć lawa nadal przelewała się pod jego skórą.
Kobieta wyglądała jakby chciała coś powiedzieć. Eren oczywiście jej przerwał.
-- Zapewne kojarzy Pani nagłówki prasowe typu "Przegrali z klasą" czy "Wyrównany mecz", założe się, że sama Pani napisała wiele takich. - gdy dziennikarka kiwnęła głową w ogromnym zdezorientowaniu, Eren prychnął na tyle głośno, że siedząca za kamerą kobieta podskoczyła w strachu.
-- Nie da się napisać, za przeproszeniem, większego gówna. Mecz albo się wygrywa albo przegrywa. Nie ma nic pomiędzy i nie pozwolę na to by ludzie tłumaczyli swoje porażki przeciwko mnie jako niezasłużone. Więc nie.
Nie przegram, nie obawiam się przeciwników a już na pewno nie pozwolę się upokorzyć na boisku przez jakichś amatorów. - skończył zdanie na jednym wydechu, dopiero po chwili czując jak powietrze z niego uchodzi. Wziął głębszy wdech i poczuł jak spięte mięśnie karku rozluźniają się.
Dopiero wtedy pozwolił sobie na podniesieniu wzroku.
Kobieta prowadząca wywiad wyglądała raczej na speszoną gdy nie odrywając wzroku od notatnika na kolanach kiwnęła niezręcznie głową.
W całym pomieszczeniu zapadła cisza.
Zagwizdał więc pod nosem wyczekując cierpliwie kolejnego pytania.
-- Em...dobrze więc...Liga Mistrzów będzie Turniejem po którym pożegnamy wiele gwiazd, nie tylko piłkarskich, ale też legendarnych sędziów. Czy uważa Pan, że sir Levi Ackerman podejmuje dobrą decyzję odchodząc jeszcze przed rozegraniem się meczów Ligii Mistrzów?
-- Co?
Kobieta spojrzała na niego zdezorientowana.
-- Czy powtórzyć pytanie Panie Jaeg...
-- Nie, nie jestem głuchy do cholery. - odpowiedział z nieukrywaną irytacją w głosie.
-- Co masz na myśli mówiąc, że Levi Ackerman odchodzi?!
Dziennikarka rozejrzała się po pokoju, szukając pomocy swojego teamu.
-- Pan Levi Ackerman ogłosił wczoraj wieczorem za pomocą mediów społecznościowych, że z powodów prywatnych zdecydował się na przedwczesne zakończenie swojej sędziowskiej kariery. - wytłumaczył jeden z operatorów kamery, wyglądając jakby jako jedyny nie obawiał się reakcji Jeagera.
-- Wielu dziennikarzy sportowych wyraża swój żal z powodu tego, że nigdy Pan nie zagra pod pieczą Ackermana. Starcie waszych charakterów byłoby widowiskowe.
Krew w jego żyłach zastygła, gdy wreszcie przetrawił znaczenie słów mężczyzny.
Wyrwał się z krzesła tak gwałtownie, że kilka otaczających go osób ponownie podskoczyło w zaskoczeniu. Nie przejął się tym.
-- Ja...ja muszę wyjść.
Poluzował ściskający mu gardło ciemny krawat, gdy zbiegł po schodkach podestu w dół, omijając pracowników Vogue'a z wypisanym zdezorientowaniem na twarzach.
-- Ale Panie Jaeger..wywiad...
-- Wywiad skończony.
***
-- Jak mogłeś to przede mną zataić?! - wyrzucił z siebie, gdy z piłką przy nodze wykonał kolejne kilka kroków w stronę bramki.
-- Wyszedłem na idiotę przy tych wszystkich hienach!
-- Gdzie ja myślałem że wiesz, Erenie! - odpowiedział defensywnie Pan Mercier - jego menadżer.
I najwyraźniej jedyna osoba która wytrzymywała jego towarzystwo, patrząc na to ile osób już zrezygnowało z tego stanowiska.
On i Mercier współpracowali od około roku - najdłużej w jego karierze, i mimo, że starszy mężczyzna potrafił być czasami boleśnie irytujący i upierdliwy, to Eren nie potrafił nie docenić tego, ile ten dla niego zrobił.
-- Nie uważasz, że gdybym wiedział to już dawno zrobiłbym o to aferę?! - odpowiedział spiętym głosem i przeklął pod nosem, gdy jego strzał trafił w poprzeczkę bramki.
Mercier skulił się, obawiając powracającej w ich kierunku piłki. Eren przewrócił na to żałosne zachowanie oczami, ale mimo wszystko nie komentując go.
Wzrok Merciera zmiękł gdy zbliżył się do podopiecznego. Wyciągnął rękę, kładąc ją ciężko na okrytym cienką koszulką ramieniu Erena.
-- Posłuchaj..wiem, że ci przykro, Erenie i zdaje sobie sprawy jak bardzo wyczekiwałeś możliwości zagrania pod okiem tak utalentowanego sędziego. - wybąknął raczej niewyraźnie Pan Mercier.
-- Ale nie możesz pozwalać sobie na takie wybuchy agresji w obecności innych ludzi, a już szczególnie tak wpływowych jak Pani Reiss.
Strzepnął z siebie dłoń starszego mężczyzny i odsunął się gwałtownie.
Nie chciał krzyczeć na Merciera, facet koniec końców nie był niczemu winny. Złość mimo wszystko narastała w nim bez końca i ani bezcelowe strzały na bramkę ani głębokie oddechy nie pomagały mu w jej opanowaniu.
Dlaczego choć raz nic nie może iść po jego myśli?
Nie kłamał mówiąc w wywiadzie, że nie uważa żadnego innego piłkarza za wyzwanie.
Eren jednak od zawsze marzył o dniu w którym Levi Ackerman - najlepszy sędzia na świecie poprowadzi jeden z jego meczy.
-- Jean...Jean Kirstein był zapewne załamany gdy dowiedział się o odejściu Ackermana. - zagaił Mercier po kilku minutach ciszy, przerywanej jedynie cichym ćwierkaniem ptaków i regularnymi podbiciami piłki.
-- Może powinieneś go odwiedzić?
Masz chyba jeszcze w lodówce ten czteropak piwa, który ci kupiłem w zeszłym tygodniu. - zaproponował niepewnym głosem. Eren nie podniósł na niego wzroku, ale jakoś wiedział, że mężczyzna kręcił się w kółko po jego murawie, zapewne wydeptując w niej dziury swoimi skórzanymi mokasynami.
Gdy jego propozycji odpowiedziała cisza, Mercier wydał z siebie zmęczony wzdychnięcie.
-- Nie możesz się wiecznie izolować od przyjaciół, Erenie. Oni za tobą tęsknią i jestem w stanie się założyć, że ty za nimi też.
-- Jestem pewien, że Kirstein ma się dobrze. - odpowiedział najbardziej neutralnym tonem, na który mógł sobie w tamtej chwili pozwolić. Podbił piłkę śródstopiem i złapał ją w spocone dłonie, wreszcie podnosząc wzrok na zmartwionego menadżera.
-- Zamknij proszę główne drzwi gdy będziesz wychodził.
Zignorował zawiedzione spojrzenie mężczyzny, gdy odwrócił się, starając się nie myśleć za dużo o jego słowach.
***
Złota piłka* - najbardziej prestiżowa nagroda indywidualna, którą może otrzymać piłkarz
c.d.n
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro