Rozdział 42 - Pokonać przeciwności
Jakiś czas wcześniej...
Rin zamrugał, gdy budzik po raz kolejny wydał dźwięk, sygnalizując najpóźniejszy moment, w którym powinien wstać, by zdążyć na poranny trening. Przekręcił się na bok i wyłączył go.
Całą noc nie spał.
Odrzucił kołdrę i po chwili podźwignął się do siadu i westchnął głęboko.
Zwyczajnie nie mógł uwierzyć. Podobnie jak Shigeru.
Poszedł do łazienki i przemył twarz lodowatą wodą. Spojrzał na siebie w lustrze i westchnął ponownie.
Kiedy już się ogarnął i spakował na trening, wyszedł z pokoju z torbą sportową, do kuchni, gdzie jak się spodziewał, krzątał się ojciec. Jakiś czas temu mężczyzna zmienił pracę i zaczął jeździć tirami, więc tak naprawdę rzadko kiedy bywał w domu dłużej niż dwa dni, co z kolei sprawiało, że Rin praktycznie od początku tego roku szkolnego mieszkał sam. Nie żeby narzekał, w końcu teraz już umiał sam o siebie zadbać.
Niemniej, właśnie zaczął patrzeć na to wszystko, co było dotąd, z zupełnie innej perspektywy.
-Cześć.
Kiwnął głową na powitanie ojca i podszedł do lodówki, otworzył ją, jednak natychmiast zamknął. Zupełnie odeszła mu ochota na jedzenie. Spojrzał na ojca.
Mężczyzna wziął kubek i usiadł przy niewielkim stole. Zaczął przeglądać poranną gazetę.
Dzień jak co dzień? Był zaledwie ranek, szary, zwyczajny ranek. Rin zacisnął zęby i obrócił się, podchodząc do blatu, na którym stał czajnik. Nacisnął przycisk.
A gdy czajnik zaczął hałasować, chłopak poczuł, że jednak nie da rady.
-Naprawdę sądziłeś...-zaczął cicho, wciąż będąc obrócony tyłem do rozmówcy-...Że się nie dowiem?
Mógł przysiąc, że ojciec właśnie uniósł wzrok i z niezrozumieniem spojrzał na niego.
-O co ci chodzi, synu?
Zacisnął pięści i obrócił się powoli.
-Mówi ci coś imię Shigeru? Zresztą...Opowiadałem ci i dlatego teraz tak bardzo jestem zdziwiony...Kamata Shigeru, blondyn, lat szesnaście. Wczoraj zupełnie przypadkowo doszliśmy do tego, że jesteśmy przyrodnimi braćmi...
Z ponurą satysfakcją widział, jak z twarzy mężczyzny odpływa krew.
-Do tego, on ma siódemkę rodzeństwa. - mówił dalej ironicznym tonem - I ledwo sobie chłopak z dziewczyną i matką dają radę. Nie będę się pytał dlaczego zrobiłeś to w ten sposób, a nie inny, ale...-podniósł głowę - Dlaczego mnie oszukiwałeś?
Czajnik już gwizdał.
-Rin, ja...
-Umiesz mi to wytłumaczyć? - zapytał głośno, starając się by jego głos nie drżał.
Jego ojciec wypuścił powietrze z płuc.
-To nie tak, jak myślisz...Jak wy myślicie. To...
Prychnął i zarzucił torbę na ramię.
-Odpuść sobie wymówki.
I omijając ojca, wybiegł z domu. Skierował się w stronę szkoły, starając się nie płakać.
***
-Wyglądasz okropnie. - mruknął Kamata, starając się ze wszystkich sił powstrzymać ziewanie. Oczy miał niesamowicie podkrążone.
-I kto to mówi. - prychnął Rin, otwierając szafkę i tym samym oddzielając się od blondyna.
Pozostała dwójka spojrzała na nich ze zmartwieniem. Ledwo kilkanaście godzin temu jeden i drugi się dowiedzieli prawdy, a obaj, chociaż nie byli skłóceni, wzajemnie okazywali sobie, w tym momencie, chłód. Przynajmniej tak to w tej chwili wyglądało. Prawda była taka, że ten nagły dystans pojawił się dlatego, że nie wiedzieli, jak powinni się teraz w stosunku do siebie zachowywać. Rin zdawał sobie sprawę, że Shigeru stracił ojca na jego rzecz, natomiast Kamata, oprócz tego, wiedział, że gdyby Arai Yosuke tego nie zrobił, czarnowłosy zostałby sam i tak naprawdę nie wiadomo, co by się z nim stało. Właściwie to przyzwyczaił się do tego, że nie ma ojca, mimo to, wiadomość o tym, że mężczyzna obecnie wychowuje jego przyrodniego brata, a ten brat jest jego kumplem z drużyny, wstrząsnęła nim. Nie wiedział co ma o tym wszystkim myśleć i czy ma coś z tym zrobić.
Złości nie czuł, jedynie zawód i to do ojca, nie do przyjaciela. Ale Hideaki o tym nie wiedział.
Niemniej, sytuacja była dziwna. A wszystkim w głowie kołatała jedna myśl, dlaczego nieszczęsny ojciec po prostu nie wziął Rina do swojej wciąż powiększającej się rodziny. Fakt faktem, nie mogło być to łatwe, ale czemu zdecydowanie łatwiej przyszło mu porzucić całą swoją dotychczasową rodzinę?
-Ostatni zamyka.
Shigeru opuścił głowę i trzasnął drzwiczkami od swojej szafki, zamykając ją, po czym wsunął ręce w kieszenie i wyszedł z pokoju klubowego, kierując się w stronę sali gimnastycznej.
Ani Ibuka, ani Nakamura nie zdążyli się odezwać, bo Rin wyszedł dosłownie parę sekund później. Obrońca i środkowy spojrzeli na siebie wzajemnie.
-Powinniśmy coś z tym zrobić? - zapytał jasnowłosy.
Shinji podrapał się po głowie.
-Nigdy go nie widziałem w takim stanie.
Ryuji westchnął.
-Pogadajmy z nimi. Po treningu. Co ja mówię...-walnął się ręką w czoło. - Musimy ich zmusić do rozmowy między sobą.
-Przecież nie są pokłóceni.
-To prawda, ale teraz nie wiedzą jak się zachować w stosunku do siebie.
Ibuka wolno pokiwał parokrotnie głową, przyznając mu rację.
-Tak. Hide jest pewnie wściekły na ojca i nie wie, jak zachować się w stosunku do Kamaty.
-A ten z kolei nie wie, co myśleć o tym wszystkim i również jak traktować Hideakiego.
Shinji włożył ręce w kieszenie bluzy.
-Zobaczmy, jak przejdzie trening. - mówił dalej Nakamura - W razie czego zareagujemy wcześniej.
-Zgoda. Wypadałoby jeszcze powiedzieć trenerom...
-Fakt. Ale może po treningu.
Środkowy przyznał mu rację. Jasnowłosy westchnął i chwycił klucze.
Obaj wyszli z pokoju klubowego i zamknęli go.
***
-Co im się stało? - mruknął Yuu do Akechiego, obserwując jak po raz kolejny rozgrywający i skrzydłowy nie mogą się zgrać.
-Nie mam pojęcia.
Ale kiedy obaj zawodnicy, pomimo grania w tej samej drużynie, zderzyli się, obaj trenerzy zarządzili przerwę.
Zanim jednak Kayu lub Haru zdążyli zwrócić się do obu graczy, Ibuka pociągnął ich obu na zewnątrz, a Nakamura stanął przed nimi i powiedział:
-Wiecie...Nie musi się nic w waszych kontaktach zmieniać. Tutaj zawinił kto inny, nie żaden z was. Nie ma żadnego powodu, dla którego mielibyście się nagle traktować jak wrogowie.
I wyszedł.
Przez dłuższą chwilę panowała cisza.
W końcu Hideaki postanowił się odezwać.
-Naprawdę nie miałem pojęcia. - powiedział ponuro.
-Ja też nie. Cały czas miałem go za dupka, który nas zostawił. - odpowiedział identycznym tonem Shigeru. - A tu niespodzianka...
-...Po prostu się okazało, że ma jeszcze jednego syna, o którym nie wiedział. - dodał czarnowłosy -Mama umierała, musiała do niego napisać. Musiała wiedzieć. Dopiero wtedy go poznałem, serio.
Blondyn westchnął i odchylił głowę, patrząc na dach sali.
-Przecież cię nie oskarżam. Nic nie wiedziałeś, podobnie jak my wszyscy. Gdyby nie on, zostałbyś sam, rozumiem to. Ale...-zacisnął pięści - Nie rozumiem czemu w taki sposób. Było przynajmniej kilka innych rozwiązań, bez rozbijania rodziny.
-Spytałem go dzisiaj o to...-powiedział Hideaki, a kapitan zwrócił na niego zszokowany wzrok. - Próbował się wykręcić, a potem...Wybiegłem z domu.
Skrzydłowy kiwnął głową i położył mu rękę na ramieniu.
-Nie wytrzymałeś. Rozumiem to.
-Jeśli cię to pocieszy...Nadal jest dupkiem. - mruknął Rin, a blondyn się uśmiechnął. Widząc to, rozgrywający kontynuował - Co teraz?
-Ja wiem? - Shigeru wstał - Możemy coś z tym zrobić? Chyba nie. Słyszałeś Nakamurę.
Czarnowłosy spojrzał na niego.
-Powiedział, że nie ma powodu, żebyśmy się traktowali wrogowie.
-Otóż to. Ale...-podał mu dłoń, którą Hideaki chwycił - Napięcie trzeba rozładować, więc...Jeden na jednego?
Rin uśmiechnął się szeroko.
***
-Rozumiem. - odezwał się Haruguchi.
-Ja też. - potwierdził Akechi - Ale w tej sytuacji nie mam pojęcia, czy to dobry pomysł, że zostali tam sami. Niby nie robią hałasu, może się dogadali.
Wrócili więc na salę, na której słychać było rytmiczne huki. Natychmiast otworzyli drzwi, wpadając na salę.
Ale to był po prostu dźwięk kozłowania. Obaj chłopacy grali mecz jeden na jednego.
-Chyba po prostu potrzebowali sposobu, żeby się dogadać. - odezwał się Yuu.
Potrzebowali faktycznie. Gdy sobie wyjaśnili to i owo, postanowili, dla rozładowania emocji, zagrać pięciominutowy meczyk.
Gdy tylko doszedł ich dźwięk z telefonu, sygnalizujący koniec meczu, zatrzymali się i spojrzeli w stronę wejścia, gdzie stała cała reszta.
Akechi wysunął się naprzód.
-Wszystko w porządku? - zapytał.
Rin pokiwał głową.
-Tak...-odezwał się Kamata, prostując się. - Wszystko jest okej.
Całej reszcie ulżyło. Najważniejsze było, że obaj się z tym, co się stało, pogodzili.
Ibuka podszedł do czarnowłosego i założył mu ramię przez kark.
Hideaki uśmiechnął się.
Właściwie ojciec miał właśnie wyjechać następnego dnia. Więc teoretycznie mógł być w domu sam.
Ale nie chciał być sam.
-Stary...
Shinji walnął go mocno w plecy.
-Możesz zostać tak długo, jak ci się podoba. Przecież wiesz, że dla moich rodziców jesteś drugim synem.
Czarnowłosy uśmiechnął się smętnie.
Syn...
-Dzięki.
Akechi stanął przy magazynku.
-Dobra! Przechodzimy do treningu! Bierzcie piłki!
-Tak jest!
***
Teraz, Liceum Shutoku...
Od: 💙Moje Słońce!💙
Wybacz. Pochłonął mnie trening. Możemy się umówić na inny dzień, co Ty na to?
Takao, który w ostatnim czasie był nieco przygaszony, uśmiechnął się szeroko i natychmiast odpisał. Drużyna Shutoku właśnie miała kilkunastominutową przerwę w treningu.
Kimura, roznoszący wśród drużyny pokrojonego ananasa obejrzał się i dostrzegł czarnowłosego, siedzącego pod ścianą, z telefonem w dłoni.
Od: Kazu 👌
Spacerek w niedzielę koło południa? Między jednym treningiem a drugim, przyda nam się przerwa i dotlenienie. :D Przyjdę po Ciebie.
Od: 💙Moje Słońce!💙
Zgoda.
-Tak trzymaj, do boju, Takao! - zawołał Kimura, zaglądając mu przez ramię i opuszczając tackę z owocem. - Masz, częstuj się.
Czarnowłosy uśmiechnął się szeroko i wziął cząstkę owocu.
-Kimura-senpai, jesteś najlepszy.- mruknął, wcinając ananasa i dalej patrząc się w komórkę.
-O, odpisała ci. - zauważył skrzydłowy - Zobaczmy...
Od: 💙Moje Słońce!💙
Ale nie bierz ze sobą Shinshina. :D
Kazunari i Kimura unieśli głowy, spojrzeli na Midorimę, a następnie na siebie i wybuchnęli śmiechem.
-Ładna, jest w twoim wieku, ma dowcip i świetnie gra w kosza...-mruknął skrzydłowy, jakby się nad czymś zastanawiając. - Co cię wstrzymuje, Takao?
Czarnowłosy oparł głowę o ścianę.
-Mnie? Nic mnie nie wstrzymuje, Kimura-senpai. Ale...-przewinął wiadomości w telefonie. - Spójrz na to.
Od: 💙Moje Słońce!💙
Sprawę rozwiążemy...
Od: 💙Moje Słońce!💙
Na Winter Cup.
-Rozumiem. - odezwał się skrzydłowy, gdy przeczytał dawne wiadomości. - Ale czy to znaczy, że po mistrzostwach masz jakąś szansę? Nie wolisz się upewnić?
-Chciałbym, ale...-Takao dokończył jedzenie owocu i wrzucił telefon do torby. - Kaori-chan chce poczekać do pucharu, a ja to szanuję.
Kimura pokiwał głową na boki.
-Prawdziwa zawodniczka, co...-klepnął rozgrywającego w ramię - Ale co ci szkodzi się upewnić? Tak na zaś...Zawsze kolejny powód, by wygrać mistrzostwa, co nie? Dodatkowa motywacja nie leży na ulicy.
Kazunari uniósł głowę, jakby rozważając słowa senpaia.
-Koniec przerwy! - zawołał Ootsubo - Wracamy do treningu!
***
Niebieskowłosy przystanął na środku chodnika, gdy przed niego, w radosnych podskokach wybiegł siatkarz. Ishikawa uśmiechnął się lekko.
-Nareszcie na wolności! - zawołał Hayato, przeciągając się i wyciągając ręce do góry. - Myślałem, że umrę w tym domu.
-Ciesz się, że to nie był szpital. - parsknął Akira, podnosząc rękę. - To dopiero jest masakra.
Szarowłosy spojrzał na kolegę z rozbawieniem.
-Wszystko z tobą w porządku, senpai? Obaj mieliśmy mniejsze lub większe problemy zdrowotne...-przybił mu piątkę.
-Ta, wszystko okej. Z tobą jak widać, też.
Obaj ruszyli w stronę szkoły. Pomimo że były wakacje, treningi wciąż się odbywały. Akira już powtórnie chodził na nie od pewnego czasu, mianowicie od wtedy, kiedy wszelkie objawy mu przeszły. Dnia poprzedniego, słysząc, że Hayato wybiera się rano na trening, postanowił nieco zmienić swoją trasę, którą chodził do szkoły, tak, by zahaczyć o osiedle, na którym mieszkał siatkarz.
-Wręcz nie mogę się doczekać treningu.
-Fakt. Drużyna pewnie się za tobą stęskniła. - mruknął Ishikawa, wkładając ręce w kieszenie - To wyglądało całkiem strasznie, jak zemdlałeś, wiesz?
Hayato spojrzał na niego znacząco.
-I mówi to koleś, którego na oczach ćwierci szkoły wyrzucono z piętra. To już niby nie było straszne.
Akira prychnął, odwracając głowę w bok.
-Nie wiem o czym mówisz.
-O proszę! Dalej masz zaniki pamięci?! - zaśmiał się Yamada, powodując, że trzecioklasista też się uśmiechnął.
Weszli na teren szkoły. Hayato pożegnał się z Akirą i ruszył do pokoju klubowego, licząc, że ktoś tam jest i on nie będzie zmuszony do biegania w tą i z powrotem po klucze. Wszedł po schodach i nacisnął klamkę.
Pokój był otwarty, ale nikogo tam nie było. Hayato zmarszczył brwi. Było to już podejrzane. Nigdy nie zostawiali otwartego pokoju, jeśli nikogo w nim nie było. Nawet jeśli się go spodziewali. Stanął w progu, zakładając ręce na boki.
I nagle nastała ciemność, bo ktoś założył mu coś czarnego na głowę.
-Ej!
Oczywiście zaczął się szamotać, ale ktoś złapał go za ramiona i unieruchomił ręce.
Kapitan westchnął ciężko i dał się swobodnie transportować w jakimś kierunku.
-Dobra i tak wiem, że to wy, więc po co ten cyrk?
Nikt się bezpośrednio do niego nie odezwał, ale usłyszał przytłumiony głos Ikedy:
-Nawet pobawić się nie da, głupi drań.
Po chwili poczuł, że powietrze się zmieniło, było cieplejsze, więc wywnioskował, że musieli gdzieś wejść. Chociaż nie miał do końca pewności, bo koledzy zadbali, żeby nie dotykał stopami ziemi.
W końcu się zatrzymali i go postawili. Ktoś zdjął mu z głowy czarną rzecz. Hayato zamrugał oczami.
-NIESPODZIANKA! - wydarł się cały zespół, chłopaki stali objęci ramionami przed stolikiem z tortem zrobionym w kolorach Mikasy. Znaczy...Taki był zamiar drużyny, ponieważ sami upiekli ten tort. Efekt nieco różnił się od oczekiwanego, ale ważne było, że zrobili go sami. Na środku paliła się jedna świeczka.
Yamada przekrzywił głowę i spojrzał pytająco na drużynę.
-Aaa...To spóźniony prezent na urodziny, czy jak?
Czym zbił całą resztę z tropu.
-No...-odezwał się Yuuki - Długo cię nie było, kapitanie....A jedziemy na mistrzostwa i ten teges...
-Po prostu mamy dwie okazje, które musimy uczcić. - dokończył Ikeda.
Zapadła cisza, bo kapitan przez dłuższą chwilę się nie odzywał.
-ECH, FAKTYCZNIE! JEDZIEMY NA MISTRZOSTWA! - wydarł się nagle. Pozostali siatkarze parsknęli śmiechem.
Tamtego dnia zemdlał na boisku i do tego ranka siedział w domu, czekając aż będzie na tyle sprawny, żeby móc chociaż przyjść poobserwować trening. Wprawdzie miał jeszcze półtora tygodnia obowiązkowego zwolnienia i zespół o tym wiedział, więc do prawdziwego treningu puścić go nie zamierzali, ale właściwie na ten dzień nawet takiego nie zaplanowali. Mimo wszystko, Hayato nie mógł już wytrzymać bezczynnego siedzenia w domu, a drużyna ucieszyła się na wieść o jego powrocie. Zdecydowali się uczcić oba wydarzenia.
-Dobra, dobra...-mruknął Yamada, odsuwając od siebie kolegów z drużyny. - Ja mam jedno zasadnicze pytanie...-spojrzał na stolik z tortem, talerzykami i innymi pierdołami - Gdzie, do cholery, są żelki?
***
Kaori schowała telefon do torby i wyprostowała się. Dochodziła wyznaczona godzina.
Weszła na boisko i zaczęła się rozgrzewać. Na poranne treningi również nie przychodziła, cały czas trenowała bez drużyny.
Chwyciła piłkę i zaczęła ją kozłować. Odetchnęła i spojrzała na kosz.
Za wszelką cenę.
Zacisnęła zęby i ruszyła do przodu. Wybiła się z linii rzutów wolnych i wbiła piłkę do kosza, łapiąc za obręcz.
Za sobą usłyszała klaskanie. Uśmiechnęła się lekko.
-Jesteś. - mruknęła, puszczając obręcz.
Czarnowłosy kiwnął głową, podszedł bliżej i podniósł piłkę.
-O której jedziecie? - zapytała, podczas gdy zbliżał się do końca rozgrzewki.
-Dzisiaj w nocy, żeby rano być już na miejscu i trenować. - odpowiedział Izuki, rzucając piłkę do kosza.
-Zazdroszczę. Cały miesiąc w górach. - mruknęła, rozpinając bluzę i wchodząc na boisko. - Ale...to nasz ostatni pojedynek przed turniejem. Postaraj się.
Rozgrywający parsknął śmiechem.
-I kto to mówi. W tej chwili jest czterdzieści do trzydziestu dziewięciu dla mnie!
***
Zabrzmiał gwizdek. Zawodnicy zbiegli do bocznej linii. Akurat ćwiczyli podania, kiedy trener z nieznanego im powodu nagle przerwał trening. Widząc ich pytające miny zamachał plikiem kartek.
-Wczytałem się w to. Wiedzieliście, że Kaori chciała włączyć w podstawową strategię Zmienną Formację?
Każdy popatrzył po sobie z niezrozumieniem.
-Zmienną Formację?
-Tak. - przejął Haruguchi, zakładając ręce na torsie - Dopatrzyła się, że umiecie grać na innych pozycjach i chciała to wykorzystać. Domyślamy się, że za dużo nie zrobiliście w tym kierunku, co?
Potrząsnęli przecząco głowami. Czarnowłosy spojrzał na Akechiego, który przeglądał dalej plik dokumentów.
-Czyli tak jak wynika z tych papierków z pokoju klubowego, które zostawiła...- mruknął, przykładając drugą rękę do brody - Nie była przekonana, czy to wszystko się uda.
To, cholera, naprawdę genialny pomysł na zaskoczenie przeciwnika. Choć niezmiernie trudny w wykonaniu...
Szanse zrobienia tego w całości do eliminacji są równe prawdopodobieństwu temu, że Midorima zacznie podawać....
Tak kiedyś powiedziała Kaori. Ale Kayuzuki tego nie wiedział.
Za to wiedział co innego. Uniósł wzrok znad pliku dokumentów.
-Zrobimy to.
***
Sobota, wieczór
-Kasamatsu, jesteś pewna, że nie chcesz być kapitanem? - zapytał Kosuke - W zeszłym tygodniu przyszłaś pod jego koniec, więc nie miałaś jak postawić się na równi w liczbie zwycięstw z innymi, natomiast w tym idziesz do przodu i wszystko wskazuje na to, że zagrasz jutro, co jest równoznaczne z tym, że w kolejnym będziesz kapitanem.
-Nie można być kapitanem i asem jednocześnie. - powiedziała - Kapitan dźwiga ciężar odpowiedzialności za drużynę. Natomiast zadaniem asa jest doprowadzenie drużyny do zwycięstwa. On patrzy jedynie przed siebie. Poza tym...-wzruszyła ramionami - W tym całym gronie jestem najmłodsza. Nie sądzicie, że to lekka przesada?
Takeuchi i Wakatsu spojrzeli po sobie.
-Więc jak? - odchrząknął Hasegawa. - Co chcesz przez to powiedzieć?
Uniosła ręce w geście bezradności.
-To, żebyście tę funkcję przydzielili komu innemu.
Obaj spojrzeli po sobie i w tym samym czasie westchnęli.
-No dobra. Nie będziesz kapitanem w przyszłym tygodniu, ani w ogóle. - powiedział w końcu Hasegawa - Dzisiaj grasz z Hitoshim. Przekaż mu, że jeszcze nie mamy gotowego składu.
Skłoniła się lekko.
-Dziękuję za zrozumienie.
Rozejrzała się i dość szybko zlokalizowała czarną czuprynę z niebieskim pasemkiem, w piątym rzędzie trybun, w sektorze A. Ruszyła w tamtym kierunku.
Kosuke parsknął śmiechem.
-Cóż za niesamowite dziecko. Dla kogoś innego w jej wieku, bycie kapitanem byłoby zaszczytem.
Wakatsu uśmiechnął się również i odprowadził wzrokiem granatowowłosą.
-Nie pragnie zaszczytów, tylko zwycięstwa. Swoją drogą to niezwykłe, że żadna drużyna, w której dotąd zagrała, nie przegrała. A przecież te zespoły są zbilansowane i mecze są uczciwe, choć to cholernie trudne do ustawienia.
-Chociaż w tym tygodniu podnieśliśmy jej poprzeczkę, bo już trochę poznaliśmy jej zdolności. - mruknął Kosuke - Kasamatsu przyszła tutaj, żeby grać z silnymi. Nie chce łatwych zwycięstw, chce odczuwać radość z gry, nie nudę. Chce grać naprawdę trudne mecze. Zapewnijmy jej to.
-Racja.
Koło ich obu nagle ktoś prychnął. Obrócili się w tamtym kierunku.
-Zwycięstwo tak łatwo jej nie przyjdzie. - odezwał się Hirano, wkładając ręce w kieszenie. - Zwłaszcza, jeżeli dalej będzie się podświadomie wstrzymywała. Dzieciak jest pewny siebie, aż za pewny. Jeśli spotka kogoś kto go zniszczy, będzie po niej.
Obaj mężczyźni, co prawda nie mieli pojęcia, o co chodziło Ryoheiowi. Nagle czarnowłosy wpadł na pewien pomysł i uśmiechnął się do niego wrednie.
-Ale wiesz, że grasz jutro z nią w finale?
Hasegawa spojrzał na niego, zaskoczony, a fioletowowłosy obdarzył go lodowatym spojrzeniem.
-Mówiłem, że nie chcę mieć z nią do czynienia.
-No i nie będziesz miał...Bo będzie w przeciwnej drużynie, rzecz jasna, jak ładnie uda się ułożyć składy. - odparł przemiłym tonem czarnowłosy.
-Nie próbuj, Takeuchi. - odezwał się zimnym głosem skrzydłowy.
Na ustach Kosuke wciąż widniał kpiący uśmieszek.
-Przyłóż się, Hirano. - powiedział - Pokaż, że nie jest tak, jak wszystkim się wydaje.
Ryohei patrzył na niego jeszcze przez chwilę, po czym obrócił się.
-Niech będzie. - mruknął - Ale nie mów, że was nie ostrzegałem. Nie wezmę odpowiedzialności za to, jeżeli ta dziewczynka nigdy więcej nie dotknie piłki.
Po czym odszedł, by porozumieć się ze swoim kolejnym, nowym składem.
-Kosuke, co chcesz osiągnąć przez prowokowanie go? - powiedział cicho Hasegawa - Hirano co tydzień gra w niedzielnych finałach, niezależnie od składu. Każdy z jego współgraczy wiele się od niego nauczył i drugie tyle przecierpiał. Ale to prawdziwy demon na boisku i poza nim. Gdyby nie tamten wypadek, dzisiaj byłby z pewnością w drużynie narodowej.
Takeuchi spojrzał na niego i uniósł podkładkę z uczestnikami.
-Przed chwilą sam mi przytaknąłeś, że Kasamatsu potrzebuje coraz trudniejszych meczy. A przecież liczba jej wygranych wskazuje, że zagra jutro. Dodatkowo nie znamy jej pełni możliwości. Hirano to demon, to prawda, ale dzięki temu może zobaczymy jej sto procent. A nie jest słaba psychicznie...Chyba widziałeś tamten mecz, co? Panie kapitanie Wilczej Akademii?
Wakatsu westchnął ciężko.
-No dobra! Zrozumiałem! Ale jak coś, to będzie twoja wina!
Czarnowłosy uśmiechnął się bezczelnie.
-Nie bój nic, jeszcze wszyscy mi za to podziękujecie.
***
Trening wieczorny dobiegł końca. Akechi podniósł torbę i spojrzał na zawodników.
-Tylko nie siedźcie tu do rana!
Czterej zawodnicy pokiwali głowami i zawołali:
-Tak jest!
Kiedy obaj trenerzy opuścili salę, drużyna spojrzała po sobie.
-Idę dopracowywać technikę na jedynce. - mruknął kapitan, biorąc klucz od sali siatkarzy. - Posprzątajcie potem i odnieście klucze do portierni. - po usłyszeniu pomruków aprobaty wziął bluzę i wyszedł.
Środkowy spojrzał na dwóch pozostałych kolegów.
-Też trenuję coś specjalnego. Idę na trójkę. - pożegnał się z nimi i poszedł również.
Ryuji i Rin spojrzeli na siebie.
-Specjalne podania? - zapytał obrońca.
-Tak.
Nakamura kiwnął głową. Po chwili stali po jednej stronie boiska i razem ruszyli do ataku. Hideaki pobiegł do przodu, ćwiczenie miało na celu uzyskanie idealnego zgrania z podaniem do tyłu w każdym tempie. Rin powziął sobie za główny cel ulepszenie Visualisation. Był rozgrywającym. To on budował atak. Na tym musiał się skupić najbardziej. Chociaż jego marzeniem było robienie wsadów, póki co to odłożył. Miał jeszcze niecały miesiąc do mistrzostw.
W pewnym momencie, bez wcześniejszego sygnalizowania po prostu wyrzucił piłkę do tyłu, w miejsce, gdzie powinien właśnie znajdować się rzucający obrońca.
Usłyszał jedynie dźwięk odbicia się - Ryuji był w odpowiednim miejscu, ale nie zdołał dobrze chwycić kuli. Nie było czemu się dziwić - trenowali to dopiero pierwszy raz. Z Ibuką, który go doskonale znał szło mu świetnie, Kamata był w stanie dopasować się do pewnego stopnia, więc też musieli jeszcze dużo trenować, a Kaori nie chodziła na treningi. Na dzisiejszy wolny trening poprosił Ryujiego, chcąc się z nim lepiej zgrać.
-Hide. Mam pomysł.
Tymczasem...
Piłka uderzyła o obręcz. Kamata zacisnął zęby.
To nie wystarczy.
Próbował zwiększyć zasięg swojej techniki, Side Three. Co prawda była ona wstępem do jego popisowego numeru, którego jeszcze nie opanował, ale również stanowiła broń samą w sobie.
Kula znów walnęła w obręcz.
-Cholera...
Sytuacja powtórzyła się kilka razy. Kapitan usiadł na podłodze, mając w pamięci to, co trenerzy powiedzieli o Zmiennej Formacji.
Skrzydłowy, środkowy i obrońca...Miał doświadczenie głównie na tych dwóch pierwszych pozycjach. Ale ćwiczył dalekie rzuty, chcąc się jeszcze bardziej rozwinąć. Zaskoczyć przeciwnika.
Rzuty za trzy punkty wymagały sporo siły. A im większy zasięg, tym więcej siły było potrzebne. Praktycznie całego ciała. A ponieważ rzucał zupełnie inaczej niż wszyscy inni...
To nie może być aż takie trudne.
Nagle w pamięci mignęła twarz jego mistrza z Kaijou. Zacisnął zęby i wstał, biorąc piłkę do ręki.
Tymczasem...
Shinji wylądował, uginając kolana. Kula grzmotnęła o podłogę, a obręcz wciąż skrzypiała. Zacisnął zęby i spojrzał na swoje nogi.
To nie wystarczy...Muszę więcej...Bardziej...
Westchnął ciężko, przypominając sobie mecz z Yosen. Murasakibara był już wtedy nie do pokonania. A co dopiero, gdyby ruszył do ataku na poważnie...Na pewno nie widzieli nawet jego pięćdziesięciu procent.
Brązowowłosy zwinął dłonie w pięści. Chociaż niby znał drabinkę, nie potrafił odpuścić.
Nigdy więcej ci nie pozwolę robić, co będzie ci się podobało.
***
Niedziela
Takao radośnie przemierzał kolejne metry chodnika, kierując się w stronę domu Kaori. Obiecany spacerek był coraz bliżej, więc co krok, to praktycznie podskakiwał.
Odpuścić nie zamierzał. A wciąż w głowie kołatały mu słowa Kimury.
Kazunari skręcił w prawo, nie zwracając zbyt dużej uwagi na parę przytulającą się na środku chodnika. Tylko się lekko uśmiechnął i poszedł dalej, ale po chwili coś mu się skojarzyło i byłby się obrócił, ale się wstrzymał.
Została tylko myśl.
Czy to nie był przypadkiem...
-Oj. - powiedział, gdy przypadkowo zderzył się z granatowowłosą tuż przed furtką jej domu. - Ach! Kaori-chan! Wybacz!
-Spokojnie. Cześć, Kazu. - machnęła ręką - Gdzie idziemy?
Czarnowłosy uśmiechnął się, nie mówiąc ani słowa.
A za to, co się stało w tym fragmencie podziękujcie MaYupp
Kazunari przeskoczył niewielki rów i wyciągnął rękę, ale Kaori pomachała swoją w geście odmowy.
-Poradzę sobie. - wybiła się i leciutko przeskoczyła, po czym wyprostowała się. - Randka w lesie? Chyba nie planujesz zaciągnąć mnie gdzieś w krzaczki? - zaśmiała się, a rozgrywający wygiął usta w podkówkę, sygnalizując, że niby poczuł się dotknięty oskarżeniem.
-Masz mnie za zboczeńca? - zapytał, gdy ruszyli dalej dróżką.
-I tak wiem, że wziąłeś to za żart. Poza tym ktoś, kto potrafi rozśmieszyć Midorimę nie może być zboczeńcem.
Takao parsknął śmiechem.
-Czemu zawsze schodzimy na temat Shin-chana? Przecież nie tylko on nas łączy. - poruszył zabawnie brwiami.
Dziewczyna uśmiechnęła się.
-Ale oboje uwielbiamy się z niego wyśmie...
Nagle urwała, zatrzymując się gwałtownie.
-Kaori-chan?
Zacisnęła zęby.
-Wąż.
Rozgrywający podążył za jej wzrokiem. Faktycznie, na kamieniu przy dróżce spokojnie leżał sobie gad.
W pierwszej chwili nie zrozumiał. Przecież to był zwykły wąż.
Uniósł zdumione spojrzenie.
I pojął od razu.
-Ty się boisz, Kaori-chan.
Granatowowłosa nie spuszczając wzroku z paskudztwa i nie ruszając się ani na milimetr, odpowiedziała:
-Nienawidzę węży.
Nieważne, że mogła przejść bokiem, nie narażając się na atak gada, który rzeczywiście póki co czuł się bezpiecznie, bo nie wykonywał żadnego ruchu. Nieważne, ponieważ wąż był wężem. Obojętnie, czy gadzina była jadowita, czy nie...
Była pieprzonym wężem. I to wystarczało.
A Takao po raz pierwszy widział, jak granatowowłosa się boi i uświadomił sobie od razu, że przecież strach jest czymś naturalnym u człowieka. To, że Kaori na co dzień wydawała się twarda, nie do zgięcia to było jedno. Miała po prostu twardy charakter.
A fakt, że się teraz bała to było zupełnie co innego. Chociaż wiedział, że nikt nie jest ze stali, dopiero teraz jakby do niego to trafiło, że ona również. Niezależnie od tego, jak to wyglądało na co dzień.
-Hej! - zawołała, gdy nagle straciła grunt pod nogami. - Co ty robisz?
Czarnowłosy uśmiechnął się tylko cwaniacko i wraz z dziewczyną na rękach zaczął biec w kierunku, z którego przyszli. Na jego twarz spadły krople deszczu. Podeszły chmury, pogoda się psuła.
-Hej, Kazu! Weź się zatrzymaj i mnie puść, co?
Ale ten zatrzymał się dopiero przy głównej ulicy. Wtedy wyszarpnęła mu się i gładko wylądowała na asfalcie, pochylając głowę i ukrywając zaczerwienioną twarz we włosach.
-Dzięki. - powiedziała pod nosem.
A Kazunari, który co prawda starał się tego nie pokazywać, był niesamowicie zadowolony z obrotu spraw i siebie.
Deszcz zaczynał padać coraz mocniej. Rozgrywający przeklął w myślach brak parasolki, czy chociażby kurtki z kapturem. Takową jednak miała na sobie Kaori, ale jej spadające krople jakoś nie przeszkadzały.
Czarnowłosy parsknął śmiechem, widząc, że cały czas jest czerwona i sięgnął ręką, zarzucając jej na głowę czarny kaptur kurtki.
-No już się tak nie przejmuj...-zaśmiał się cicho. - To tylko ja, twój bohater.
-Oj dobra, no...-prychnęła, starając się ukryć zażenowanie. - Tobie pierwszemu się udało zobaczyć przestraszoną mnie.
Takao uśmiechnął się jeszcze szerzej.
-To muszę być wyjątkowy!
Kaori tylko parsknęła śmiechem i spojrzała na niego z mocno ukrywaną troską w oczach, którą jednak on potrafił dostrzec, mimo wszystko.
-Zmokniesz, Kazu. Chory będziesz.
Machnął ręką.
-Ootsubo-senpai mnie zrozumie.
Złapała go za rękę i pociągnęła za sobą.
-Ale Miyaji-san już nie. Chodź.
Oboje jednak postanowili znaleźć jakąkolwiek osłonę. Deszcz może im tak bardzo znowu nie wadził, ale nie mogli zachorować, ponieważ czekały ich mistrzostwa.
Stali od dłuższego momentu na parkingu leśnym, kryjąc się pod daszkiem. Chociaż się nie rozjaśniało, wydawało się, że zaraz przestanie padać.
Takao uśmiechnął się i najpierw wystawił rękę, a następnie wyszedł całkowicie spod daszku. Spojrzał w nadal zasłonięte ciemnymi chmurami niebo i nagle jakby powziął decyzję.
-Kaori-chan. - nagle przystanął i wyprostował się. - Mam do ciebie pytanie.
O, nie...Nie zaczynaj.
Takao wziął głęboki wdech.
-No? - w jej głosie było słyszalne to, że emocje wywołane tym, co stało się chwilę temu w szybkim tempie opadają.
Czarnowłosy, mając w pamięci to, co powiedział Kimura-senpai, postanowił mimo wszystko kontynuować.
-Ja cię kocham, Kaori-chan. Zakochałem się, choć to brzmi idiotycznie, od samego początku, gdy tylko usłyszałem twój śmiech.
Milczała. Ale nie spuszczała z niego spojrzenia.
-Więc chciałbym wiedzieć...-zacisnął pięści. - Czy mogę na cokolwiek liczyć, czy mam sobie...-jego głos zadrżał - Odpuścić. Chcę z tobą być, Kaori-chan. To jedno wiem na pewno.
-Mówiłam ci...Żebyśmy się wstrzymali do końca pucharu. - odezwała się powoli - Jest możliwość, że zagramy przeciwko sobie, Kazu, a uczucia nie powinny wpływać na naszą grę.
Czarnowłosy kiwnął głową. Wiedział, że ona jest zawodnikiem z krwi i kości, sam też takim był. Rozumiał.
Mimo wszystko, w jego oczach wciąż widoczne było zdecydowanie.
-Najpierw musiałyby jakieś istnieć. Moje istnieją. Są prawdziwe. A czy ty żywisz do mnie uczucia, większe niż do przyjaciela? - zapytał cicho.
Zagryzła wargę, zwracając głowę w bok. Chociaż nie chciała tego przyznać, oboje wiedzieli, że zapędził ją tym pytaniem w kozi róg.
Poza tym...Pierwszy raz ją widział...Tak otwartą. Zwykle całą uczuciowość kryła głęboko w sobie, właściwie po raz pierwszy zobaczył błysk tej jej delikatności, ledwo przebijający się stalowej zbroi, którą zwykła nosić.
Tego się nawet, szczerze mówiąc nie spodziewał. Wiedział, że nie zna jej w pełni, ale nie wiedział, że aż tak.
No cóż. Ostatecznie była kobietą, a one wszystkie były skomplikowane.
Niech to szlag...Dlaczego akurat teraz? Kazu...Dlaczego musiałeś zapytać mnie o to teraz? Dlaczego musiałeś mnie rozbroić tym pytaniem? I przede wszystkim...Dlaczego mnie to tak rozbroiło?
A Takao, nie otrzymawszy odpowiedzi, tylko uśmiechnął się smutno i obrócił. Dalej nie słysząc nic, poza przyspieszonym oddechem, zaczął odchodzić.
-Zaczekaj.
Przystanął i obrócił się, spoglądając na granatowowłosą.
-Nie umiem ci w tej chwili odpowiedzieć na to pytanie. - powiedziała cicho, prostując się powoli. -Ale odpowiem ci na nie w swoim czasie. Obiecuję.
Kazunari uśmiechnął się lekko, ale szczerze.
-Stoi. Mam nadzieję, że odpowiedź będzie pozytywna dla nas obojga. - parsknął śmiechem - No dawaj! Uśmiechnij się, Słońce! Chcę to zobaczyć!
-O Słońcu* to możesz sobie pomarzyć, ty zmokła kuro!
-Hej, jestem jastrzębiem! - czarnowłosy niby się oburzył. - No popatrz na mnie! Jastrząb jak się patrzy. - wypiął klatę do przodu, zakładając ręce na biodra.
I nagle ponownie lunął deszcz. Kazunari nie zdążył się schować. Przechodząca chmura zmoczyła go, w ciągu kilku sekund, do ostatniej nitki.
Stał, z rękami na bokach, mrugając szybko i próbując ogarnąć, co właściwie się stało.
Kaori mimowolnie wybuchnęła śmiechem.
-Chodź...-wyciągnęła do niego rękę - Bohaterski jastrzębiu.
Takao wyszczerzył zęby w uśmiechu, łapiąc ją za dłoń.
Ale naprawdę kochał ten śmiech.
***
Na piaszczystej dróżce były widoczne ślady po desperackich próbach hamowania butami.
-No, chyba żeście powariowali! - prychnął Rin, zapierając się w dalej. - Mam tam pójść i niby co powiedzieć? Dzień dobry, jestem synem pani byłego męża?
Ryuji i Shinji spojrzeli na siebie, cały czas ciągnąc czarnowłosego za kołnierz.
-Nie mam pojęcia, co masz powiedzieć. - odezwał się po chwili milczenia Ibuka - Nie mówię, że masz to wyjaśniać, ale...
-Ojciec się wypiął, pojechał w jeszcze dłuższą trasę. Tchórz. - skomentował Rin, zakładając ręce na torsie.
Całkowicie zmienił zdanie o mężczyźnie i dwaj pozostali zawodnicy to wiedzieli.
Jasnowłosy westchnął lekko.
-Tym bardziej nie bądź taki jak on i idź dać znak, że istniejesz. Kapitan wyraźnie powiedział, że możesz przyjść się przywitać.
-Jakby o tym pomyśleć...-środkowy przyłożył drugą rękę do brody - Może w końcu zjesz normalny obiad? U mnie nie byłeś na żarciu od dwóch tygodni, a to cholernie do ciebie nie podobne.
-Zamknij się, Shinji. - prychnął rozgrywający i nagle rozejrzał się. - Gdzie mnie ciągniecie? To nie kierunek do domu Kamaty.
Ibuka spojrzał wymownie na Nakamurę.
-To naprawdę debil. - wywrócił oczami - Przecież nie możesz tam iść jak ostatni lump, ty idioto. Musisz się jakoś ładnie odwalić.
Rin ponownie prychnął.
-Nie jestem dziewczyną, żeby się stroić! Poza tym nie mam ochoty wracać do domu! Zajebiście mi dobrze u ciebie!
Pozostali dwaj zawodnicy spojrzeli na siebie, załamani postawą swojego kolegi.
-Przecież nie jesteś sam, prawda? - odezwał się Ryuji. Rin spojrzał na niego. - Jesteśmy z tobą, chłopie.
Ibuka poważnie pokiwał głową.
-Przecież to nic strasznego. Nie jesteś niczemu winien. - powiedział - Wszyscy to wiedzą. Oni też.
Czarnowłosy westchnął i naburmuszony powiedział:
-No dobra. Wygraliście. Ale...-spojrzał na nich, wyraz jego twarzy się zmienił, pojawił się cwaniacki uśmieszek - Idziecie tam ze mną! Potrzebne mi wsparcie moralne!
***
Niedziela
Nadszedł wieczór, a co za tym szło, dzień cotygodniowego finału. Dziesięciu graczy, którzy w ciągu tygodnia zgarnęło najwięcej zwycięstw utworzyło dwa zespoły, które miały się zetrzeć w meczu.
-Kaori-chwaaaaan! - zawołał białowłosy, machając do niej jak opętany.
Skrzywiła się, idąc w jego kierunku. Stał na środku boiska. Parę kroków od niego Wakatsu i Kosuke dyskutowali zawzięcie z fioletowowłosym chłopakiem.
-Mógłbyś tak do mnie nie mówić, Shiro-san? - mruknęła, ściskając jego dłoń, którą wyciągnął na przywitanie. - Nie lubię tego.
Dwudziestodwulatek tylko parsknął śmiechem.
-Kłamczucha! Wiem, że wszyscy cię tak nazywają!
Przewróciła oczami.
-Składy już wylosowane?
-Tak. - Shiro wypiął dumnie pierś do przodu. - Wygląda na to, że znowu utknęliśmy w jednym zespole. Postaraj się, dobrze? To twój pierwszy finał.
A dla mnie to drugi raz, kiedy gram w dwóch finałach pod rząd. - dopowiedział w myślach.
-Jasne, kapitanie. -mruknęła, parskając śmiechem. Wiedziała, że go to ucieszy. - A przeciwko komu gramy?
-To...
https://youtu.be/a1tJTr5K54I
Obie drużyny stanęły na boisku, w czerwonych koszulkach grał zespół Hirano, w niebieskich Shiro.
Kaori przyjrzała się fioletowowłosemu, stojącemu naprzeciwko niej. Ryohei był skrzydłowym, więc grali na tej samej pozycji.
-Uważaj na niego, Kasamatsu. - powiedział Hiro, gdy zakończyła się rozgrzewka. - To Asura** Hirano. Prawdziwy demon.
W tym samym momencie zwrócił swój wzrok na nią.
Co jest?
Shiro obrócił głowę, bo dziewczyna aż się pochyliła, jak bestia, gotowa do obrony.
Od razu go wyczuła?
Spojrzenie Ryoheia było straszliwe. Ale nie tylko ono. Emanował bardzo dziwną, niesamowicie przytłaczającą aurą. Nigdy dotąd nie spotkała tak mrocznej, nieprzenikliwej, krwiożerczej aury. I to nie był koniec. W jej środku tkwiło coś, czego nie potrafiła zdefiniować, a mimo wszystko wydawało się znajome.
Koleś...Jest niebezpieczny.
-Heh. - parsknęła śmiechem.
Zobaczymy, czy jest taki straszny, jak go malują.
-Rzut sędziowski!
***
Czerwoni mieli przewagę. Głównie za sprawą swojego skrzydłowego.
Kaori otarła usta wierzchem dłoni i pochyliła się. Koleś nie tylko był bardzo dobry. Wyczuwała w nim coś jeszcze. Ale z całym swoim talentem i wzrostem, nie robił ani jednego wsadu, co skrzydłowy robić powinien.
Mimo to, był jej przeciwnikiem, którego usiłowała kryć. Ale facet też sobie nie żałował. Dodatkowo był całe dziesięć lat od niej starszy.
-Jesteś szybka. Ale możesz być jeszcze i jeszcze szybsza. Tracisz na tych mikro ruchach... - trącił ją palcem -Co najmniej jedną czwartą swojej naturalnej prędkości.
Cholera...
Kozłowała piłkę i wydawało się, że go ominęła, ale ten wyskoczył przed nią.
-Co jest? Wyglądasz, jakby coś ci nie wyszło? Czyżbyś sobie uświadomiła, że nie jesteś niepowstrzymana? Podlegasz pod krycie, nie ominiesz go!
Cholera...
Spróbowała go ominąć znowu, tym razem ze zmyłką.
-Ta długa kita jedynie wskazuje kierunek. Na twoim miejscu pozbyłbym się tego ogona.
Niech to szlag...
W pewnym momencie po prostu przed nią stanął i głośno powiedział:
-Oi. To nie wystarczy. I ty jedziesz na mistrzostwa? Wylecisz z nich, zanim na nie wejdziesz.
Cholerny drań...
Ale mimo wszystko nie mogła się w głębi duszy przestań uśmiechać. Żeby przeżyć egoistyczny rozwój, który właściwie już zaczynała przeżywać, potrzebowała takiego typu meczów. Takiego typu przeciwnika, którego nie pokona w trzech ruchach.
https://youtu.be/ofQEsY7sBPk
Cisza panowała dookoła. Nikt nie śmiał się odezwać. Nikt do niej nie podszedł. Każdy jedynie się obawiał, że to już koniec. Kaori stała z opuszczoną głową, włosy, które wydostały się z kity, zasłaniały jej twarz.
Hehe.
Przejechała językiem po górnej wardze.
-Poczekaj, ty draniu.
Hirano odwrócił się i zmierzył ją lodowatym spojrzeniem. Kaori podniosła głowę, jej oczy błyszczały.
-Mam naprawdę głęboko gdzieś, kim jesteś. Ale... - powiedziała głośno, podnosząc piłkę. -Naprawdę sądzisz, że coś takiego mnie pokona? Niedoczekanie twoje, cholerny dupku. Ja...-zaczęła kozłować piłkę - Dopiero się rozkręcam!
Hirano wyskoczył do przodu, próbując ją zablokować.
-Możesz być sobie Asurą, czy czymkolwiek innym. Ale miej świadomość jednej, bardzo ważnej rzeczy...-jej oczy zabłysły gniewnie - To ja tutaj panuję nad sytuacją, nie ty!
Dobrze jej się biegło, dobrze jej się grało. Jak za czasów w Teiko...
Najwyższy czas przypomnieć starą, dobrą technikę...
Co prawda służyła ona do czego innego...
Light Transfer!
Przeszła. Nawet nie zorientował się którędy. Kaori biegła do kosza. Na jej drodze stanął rzucający obrońca.
-Daj sobie spokój.
I minęła go z lewej strony. Droga do kosza była już wolna. Ale doścignął ją Hirano. Zatrzymała się, kozłując piłkę.
-Co jest? - zapytał gniewnie - Nie zamierzasz przejść?
-Spokojnie. - uśmiechnęła się szeroko - Nareszcie zaczyna robić się ciekawie!
I wyskoczyła do góry.
-Wyskok do wsadu bez żadnej zmyłki i to z linii rzutów wolnych? Ile ona ma lat?
Ryohei warknął.
-Mała cholera! - i wyskoczył do góry, jej śladem.
Shiro uniósł głowę, na jego twarzy odmalowało się zaskoczenie.
Pcha się z nim w pojedynek powietrzny już w pierwszym meczu?!
Piłka potoczyła się po boisku. Oboje wylądowali. Kaori zdołała wbić wsad. Wszyscy przecierali oczy ze zdumienia.
Ryohei się wyprostował. Nie blokada była jego głównym celem. Chciał coś potwierdzić. Spojrzał na granatowowłosą.
Tak...Czy nie?
Niemniej, zaskoczyła go samą próbą wsadu.
Tymczasem Kaori stała z boku i tylko kątem oka na niego spojrzała.
-Oi. - mruknęła z niezadowoloną miną- Dlaczego się wstrzymałeś?
O ile to było możliwe, tym bardziej wszystkich zatkało.
Żeby Asura komuś odpuścił?
-Nie ma nic bardziej nudnego od gry przeciwko przeciwnikowi, który się poddał! - zawołała - Przestań mi dawać fory, stawaj i walcz, draniu!
Hirano roześmiał się w głos.
-Wiesz, o co prosisz? To koszykówka. Okrutny i przede wszystkim niesprawiedliwy sport. - powiedział, po czym spojrzał na nią.
Na jej usta wpłynął szeroki uśmieszek.
-No dawaj. Pokaż mi, jak bardzo się mylę.
Ryohei zamrugał parokrotnie.
***
Trzask! Piłka odbiła się od obręczy.
-ZBIÓRKAAAAAAAA!
https://youtu.be/YBiCDhhNf6s
Środkowy czerwonych zebrał piłkę i wyrzucił ją w stronę rozgrywającego.
-Kontraaa! - wrzasnął Shiro, wracając spod kosza.
Kaori tylko spojrzała na chłopaka, który łapał właśnie piłkę i ugięła kolana.
Light Transfer!
-Co...
Zarówno drużyna czerwonych, niebieskich, jak i oglądający oraz sędziujący osłupieli.
Kasamatsu Kaori, dotąd stojąca po drugiej stronie boiska nagle znalazła się koło rozgrywającego przeciwników i ukradła mu piłkę, zapobiegając kontrze, która nawet nie zdążyli sformować.
Ale zamiast podać, sama ruszyła do ataku.
-Nie dojdziesz do kosza! - warknął Hirano, wybiegając przed nią.
Tylko prychnęła.
-Daruj sobie, skoro nie masz woli, by grać ze mną na poważnie!
Bat Ear: Echolocation!
Słyszała jak się rusza. Zamarkowała przejście po prawej, jak się spodziewała, złapał się. Nagle się zatrzymała, prawie do kompletnego bezruchu i niemal natychmiastowo wyskoczyła.
Cholera...Nie jest to idealne!
-Trójka?!
Ryohei uniósł głowę. Piłka zakręciła się na obręczy i wpadła do środka.
To przecież...
Drużyna niebieskich wydarła się z zachwytu.
-Chwila, bo ja tu czegoś nie rozumiem! - zawołał jeden z oglądających, wskazując na nią palcem. -Czy ta twoja zdolność nie ogranicza się tylko do terenu najbliżej ciebie?
-Dajcie spokój...-prychnęła - Całe boisko jest w moim zasięgu przechwytu!
Tak jak było w Teiko. Łącząc swoją prędkość przemieszczania się i refleks potrafiła zabrać piłkę przeciwnikowi po drugiej stronie boiska w ułamku sekundy.
Kaori nie tylko była jednym z dwóch najszybszych członków Pokolenia Cudów. Jej prędkość wiązała się z czymś jeszcze. Mając niesamowity refleks i Bat Ear, dzięki któremu słyszała wszystko dookoła siebie, potrafiła w mgnieniu oka zmienić krycie i ukraść piłkę zupełnie innemu przeciwnikowi. Do tego właśnie służyło Light Transfer. W drugiej klasie gimnazjum zakrawało to już o takie sytuacje, w których pozostali zawodnicy drużyny Teiko nie musieli kryć nikogo z przeciwnego zespołu, gdy ona stała na boisku. Mieli stuprocentową pewność, że w razie kontry, żadna nie dojdzie do skutku. Nie tylko dlatego, że Murasakibara stał pod koszem jak ściana.
Ale również dlatego, że nikt nie miał prawa tam dotrzeć. W drugiej klasie, gdy ta dwójka stała na boisku razem, wiadomym było, że wynik ich przeciwnika będzie wynosił zero.
W pewnych sytuacjach wyglądało to tak, jakby Kaori przewidywała ruch przeciwnika. Prawda była taka, że już wtedy Bat Ear zaczynało się rozwijać, ale ten rozwój został przerwany jej odejściem.
A mianowicie chodziło o to, że umiała całkowicie skupić słuch na danym przeciwniku, niezależnie od tego, jak daleko on stał. Co prawda wiązało się to z faktem, że czułość była wyższa, więc na dźwiękach bliższych się nie skupiała, więc mogłyby ją zaskoczyć i ogłuszyć, gdyby ktoś obok nagle zaczął robić hałas, na przykład kozłowaniem. Nigdy do czegoś takiego jednak nie doszło, ale Bat Ear: Stream, pod tym względem nie zostało dopracowane. Gdyby została w gimnazjum, z pewnością by wyeliminowała słabość. Ale nie została, wobec czego technika w szkole średniej zanikła.
A używane przez nią Bat Ear: Echolocation działało na podobnej zasadzie. Pozwalało usłyszeć ruch przeciwnika, ale na innym zasięgu. Służyło do starć bezpośrednich, obejmowało bliski dystans, nie całe boisk.
Niemniej teraz dawna technika powróciła w wielkim stylu. I pozostawała do rozwinięcia.
Kolejny kroczek do egoistycznego rozwoju.
I kolejne punkty dla drużyny niebieskiej.
Podaje rzadziej niż podczas meczy w tygodniu...-przemknęło przez myśl Shiro - Na razie niewielka to różnica, ale jednak...
Ona...Nie odstaje od reszty. - pomyślał Wakatsu - Gra wśród ludzi starszych od siebie, najmniejsza różnica między nią, a naszymi młodymi graczami to trzy lata. Trzy lata rozwoju i doświadczenia w grze, które są znaczące dla każdego zawodnika. Jest najmłodsza wśród tego całego towarzystwa, a nie odstaje ani trochę. Na początku tak się wydawało, ale teraz...
Więc o to jej chodziło. - myślał Kosuke - Potrzeba grania...Potrzeba rozwoju. Z tym, że to jest jej stary poziom, czy może już rozwinięty poziom? Nie mam pojęcia, ale wiem jedno...-parsknął śmiechem - Mina Asury jest przepiękna. Dajcie mi aparat.
Hirano faktycznie przez chwilę był zdumiony. Ale tylko przez chwilkę.
Więc...To nie jest koniec twoich możliwości?
Prychnął.
-Ciekawe...Co powiesz na to?
Gra została wznowiona. Do końca meczu pozostało kilkadziesiąt sekund.
Piłka trafiła do rozgrywającego, który natychmiast podał piłkę do Ryoheia.
Obok którego równie szybko pojawiła się Kaori, wyciągając rękę.
Hirano tylko uśmiechnął się drwiąco. Wciąż kozłował piłkę. Cały czas prawej ręce. Obrzucił ją tylko kpiącym spojrzeniem i ruszył w kierunku kosza, zostawiając oniemiałą dziewczynę z tyłu.
Niemożliwe...Spudłowałam?
Ta spojrzała na oddalającego się chłopaka, czując jak ogarnia ją frustracja.
Nigdy nie widział tej techniki...Nie miał prawa jej znać...To mój najbardziej podstawowy ruch...Jest tak wyćwiczony, tak perfekcyjny, że naturalny...A on niczego nie zmienił...Ja...
Spudłowałam?
Zacisnęła zęby.
Niemożliwe.
Obdarzyła oddalającą się postać spojrzeniem. Ale nie mrocznym, nienawistnym, tylko wręcz zadowolonym.
I coś nagle pękło.
Nareszcie sobie zaczęła przypominać to uczucie. To rosnące uczucie ekscytacji, kiedy przeciwnik był silniejszy. Był to kolejny krok w stronę egoistycznego rozwoju, po którym żaden zwykły przeciwnik nie powinien być od niej silniejszy.
Powoli zmierzała, żeby czuć, to co powinna czuć od końca drugiej klasy gimnazjum...
Uczucie bycie cudem.
Przejechała językiem po górnej wardze.
https://youtu.be/lkUNEBkf0FY
Pokolenie Cudów. Siódemka geniuszy, z talentem, który pojawia się raz na dziesięć lat.
Ale co właściwie pozwoliło zabłysnąć ich talentowi? Jak to się stało, że zaczęli być Pokoleniem Cudów?
Walczyli z silniejszymi od siebie przeciwnikami. Z przeciwnikami, którzy wydawali się początkowo nie do pokonania. Później byli oni dla nich na poziomie rywali. Aż w końcu stawali się niczym.
Za każdym razem łamali granice, aż w końcu nie było czego łamać, kiedy wspięli się na wyżyny możliwości.
Właśnie tak i właśnie wtedy stali się Pokoleniem Cudów.
Niepokonanym zespołem, który przestał być w późniejszym czasie zespołem. Lecz zanim to się stało, nikt nie mógł im dorównać. Ani jako drużynie, ani żadnemu z nich z osobna.
Shiro drgnął, pozostali nawet nie zdążyli przenieść wzroku, Kaori z jednego końca boiska nagle była przed Hirano.
-Kiedy ona się tam się znalazła?!
-Tracę jedną czwartą prędkości, co...-prychnęła - Przypomniałeś mi coś...
-Gh...-wszystkich dookoła zatkało, bo Hirano wyglądał, jakby kozłował powietrze.
Natomiast Kaori trzymała w lewej ręce kulę, wpijając w nią palce.
-Nie mam potrzeby się powstrzymywać! - i od razu przeszła do kozłowania, niemalże lecąc w stronę kosza przeciwnika.
Najbardziej zdziwiła obserwujących jak i graczy nie szybkość, chociaż i ona była godna podziwu. Najbardziej zdumiał wszystkich fakt, że Kaori tak naprawdę nie wybiła Ryoheiowi piłki.
A wręcz zgarnęła ją w locie, pomiędzy podłożem boiska, a jego dłonią i to jeszcze jedną ręką w potężny chwyt. Do tego zrobiła to lewą, która zazwyczaj, do tej pory, służyła jej jedynie do wybijania.
Kozłowanie trwa ułamki sekund. - pomyślał Kosuke - Nie dość, że umie przechwycić piłkę podczas tej czynności, to jeszcze potrafi doskonale ją złapać. Niesamowite.
Natomiast ręka Ryoheia, w chwili, gdy kula nie wróciła do jego dłoni, jakby się zatrzymała. Tak jakby...Została sparaliżowana.
Nowa technika, Demon Hand: Paralysis!
Ale...
To nie była technika przeznaczona na ten poziom gry. Jeszcze nie.
Kaori nie dała rady zatrzymać się i wyskoczyć, ale rzuciła kulę. Poślizgnęła się tuż przed samym polem podkoszowym przeciwnika. Mimo wszystko piłka odbiła się od tablicy i wyskoczyła na aut.
Hirano wypuścił powoli powietrze z płuc.
Rozumiem. To nie tak, że ograniczała prędkość. Właściwie, to był jej obecny limit ciała.
To była obecnie nadprędkość, szybkość, która jest dla będzie wkrótce dla niej dostępna. Ma to związek z rozwojem. Jeszcze nie jest dostępna, bo jeszcze się do niej dostatecznie nie rozwinęła. A mimo wszystko jej użyła. Chociaż nie powinna. Nie na tym poziomie gry. Jej zmysły nie zdążyły się dopasować. Prawdopodobnie nawet nie widziała boiska, ani miejsca w którym powinna się zatrzymać, ani kosza. Zatrzymała się na czuja, ale i tak się jej to nie udało skończyć akcji.
Ale poważnie...Tak łatwo złamała ten limit? Więc w takim razie...
Fioletowowłosy spokojnie obserwował, jak Shiro podchodzi do granatowowłosej i stawia ją na równe nogi.
Przestań się bawić i pokaż na co naprawdę cię stać!
-W porządku? - zapytał białowłosy, klepiąc ją w plecy.
Dlaczego nie wyskoczyła na mnie z całą siłą?
-Tak. - mruknęła cicho.
Cholerny drań. Następnym razem nie pójdzie ci tak łatwo!
To był spory krok. Znaczący, dla jej egoistycznego rozwoju, który był jej celem.
Mecz dobiegł końca. Tablica wskazywała sto dwadzieścia do stu dwudziestu.
Zwykle, zrobiliby dogrywkę. Ale w tych okolicznościach...
Po prostu istnieje ryzyko, że w kolejnej akcji ktoś zginie.
Wakatsu i kilku innych, starszych graczy milczało.
Co to najlepszego było?
Kosuke uśmiechnął się szeroko.
No nieźle...
Kaori odprowadziła wzrokiem fioletowowłosego, który ruszył natychmiast w stronę wyjścia.
Kim jest ten człowiek?
Powodem, dla którego nie uderzyła na niego z pełną siłą było to, że jeszcze jej do tego nie zmusił. Żeby mogła dalej się egoistycznie rozwijać, potrzebowała właśnie takich meczów.
Gdzie przeciwnik próbuje ją zniszczyć, ale to ona go łamie. Gdzie przezwycięża kolejne limity.
Prychnęła, a jej oczy rozszerzyły się.
Ciekawe...Pokaż mi więcej, draniu. Co się w tobie kryje? To, co wydawało się znajome...
Przejechała językiem po górnej wardze.
Pokażesz mi to wkrótce!
-To było świetne! - wydarł się Hiro, rzucając się na nią i zwalając z nóg. - Co prawda ci nie wyszło, ale to było mocne!
-Taa...-wydostała się z jego uścisku, wciąż obserwując odchodzącego fioletowowłosego. - Dusisz, Shiro-san.
W następnym meczu...Zmuszę cię do gry na poważnie!
Hirano wyszedł ze stadionu, nawet nie zwracając na nią najmniejszej uwagi. Jak już był na ulicy, wsunął ręce w w kieszenie i westchnął głęboko.
Nie prowokuj mnie, mała. Uważaj, bo się sparzysz.
***
Poniedziałek, popołudniowy trening
-Wasi przeciwnicy zaraz tu będą. - powiedział Akechi, gdy tylko drużyna skończyła się rozgrzewać.
Czterej gracze popatrzyli po sobie, wymieniając zaskoczone spojrzenia, a następnie skierowali je ku trenerowi.
-To my mamy dzisiaj mecz treningowy? - gruchnęły pytania - Z kim?
Haruguchi i Akechi wymienili porozumiewawcze spojrzenia.
-Zobaczycie. Znacie ich, chociaż na eliminacjach się nie starliście. Zagracie czterech na pięciu.
Zawodnicy przystanęli, zdziwieni.
-Jak to? Przecież to jawna przewaga! - rozległy się protesty - Niby jak mamy ich pokonać?
Akechi uniósł dłoń, chcąc coś powiedzieć, ale uprzedził go Haruguchi.
-Przypomniał mi się pewien mecz z Inter-High...-mówił, nie patrząc na drużynę. - Trzecia runda z Yosen...-nagle zwrócił na nich wzrok i mówił coraz głośniej, niemalże krzyczał - Tam zostało wam udowodnione, że gra jeden na pięciu jest możliwa! Co prawda trzeba mieć niesamowitą wydolność, ale...
Kayuzuki położył mu dłoń na ramieniu.
-Haru, wystarczy. Chcemy sprawdzić was w meczu. - powiedział, spoglądając to na zespół, to na drugiego trenera, który kiwał głową. - Ale żaden z nas nie będzie brał udziału w meczu, ponieważ żaden z nas z wami nie zagra na Winter Cup. Nie możecie się przyzwyczajać do nas jako waszych współgraczy.
Naprzód wystąpił kapitan.
-No dobra, ale...-podrapał się po głowie - Co z Kasamatsu-san? Czy nie powinna być obecna chociaż na meczu towarzyskim?
Obaj trenerzy popatrzyli po sobie.
-Nie musisz przychodzić na treningi w ogóle. - odezwał się Akechi, a czarnowłosy pokiwał głową -Ani na mecze towarzyskie. Ale przyjdź na turniej, dobra?
Kaori uśmiechnęła się szeroko.
-Jasne, trenerze.
-Zostawmy ten temat. - mruknął blondyn, unosząc wzrok. - Zdaje się, że wasi przeciwnicy już są.
Jak na zawołanie, cały zespół obrócił się.
Na salę weszła drużyna liceum Seiho.
***
https://youtu.be/wx1GWA_NihQ
Wieczór
-O, Kasamatsu, dobrze że już jesteś. - powiedział Wakatsu- Kapitanem twojej dzisiejszej drużyny jest Yamato, to będzie szósty mecz. Zgarnij później zieloną koszulkę.
-Dzięki. - mruknęła, rozpinając bluzę. - A kto jest jeszcze w zespole?
-Stoją...-rozejrzał się mężczyzna. - Koło sektoru B. Masz nawet w drużynie gościa z jakiegoś liceum, przyjezdny, rzucający obrońca. Idź sobie obczaj, może się zgracie. A i pamiętaj, że za dwa tygodnie jest turniej, graj tak dalej, a może ktoś cię ściągnie.
Kiwnęła głową i ruszyła w wyznaczonym kierunku. Gdy już była blisko dostrzegła ich.
-Cześć wszystki...-urwała, bo jej wzrok spoczął na licealiście, o którym mówił Hasegawa.
Himuro Tatsuya spojrzał na nią z błyskiem w oczach.
Czemu wiecznie muszę na niego trafiać?
________________________________________________________________________________
*No wiecie...Gdy Takao powiedział "Słońce" chodziło mu o Kaori. A jej chodziło o nasze Słońce, gwiazdę.
** Asura - w buddyzmie i hinduizmie jest to zły duch.
Haha! Przyznać się, kto nie spodziewał się Tatsuyi? Trochę tutaj zabawi.
Jak zdążyliście przeczytać, drużyna trenuje, Kaori trenuje, niedługo będzie miał miejsce taki mały turniej, który ma tylko jedno na celu. Do Winter Cup coraz bliżej, przed samymi mistrzostwami będą miały miejsce retrospekcje z Teiko - będzie to rozdział, ewentualnie dwa. Zobaczymy, jak to wyjdzie. Dalej będzie Winter Cup. Jeśli miałabym określić, który to będzie rozdział, myślę, że gdzieś koło czterdziestego piątego lub szóstego.
Nie wiem, czy uda mi się coś dodać przed świętami. Mam straszny nawał zajęć na studiach, ale się postaram.
A co w kolejnym rozdziale? Spotkacie się w nim z resztą Pokolenia Cudów.
Dajcie znać, jak Wam się podobało i do zobaczenia! ;*
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro