Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 38 - Duma Pokolenia Cudów

-Przecież to...

Wszyscy zgromadzili się wokół kartki, wyrywając ją sobie i przeglądając.

-Tak. - potwierdziła, w dodatku kiwając głową. - Drabinka Winter Cup.

Akechi podniósł wzrok.

-Skąd ją masz tak wcześnie?

Kaori uśmiechnęła się tajemniczo.

-Mam swoje kontakty.

-Chwila moment...-powiedział Kamata, wyrywając kartkę z rąk Rina i przyglądając jej się uważnie. - Yosen...jest w drugim bloku.

-Ha?

Zapadła cisza.

-Klątwa odpuściła po dwunastu latach? - zapytał cicho Haruguchi - Coś niemożliwego.

Nie wierzę w to. Coś z pewnością się odwali. -pomyślał Kayuzuki - To niemożliwe, byśmy nie spotkali Yosen w tym roku. Nie, gdy jesteśmy już na dobrej drodze.

-Mają w bloku...-kontynuował Kamata - Kaijou...Seirin...i Touou. Cztery szkoły z graczem Pokolenia Cudów. - uniósł wzrok - A w naszym bloku, z nami są...Shutoku i...Rakuzan.

-Rakuzan?-odezwał się Ibuka- To są mistrzowie, a od pięciu lat mają nieprzerywaną passę.

Ponownie zapadło kłopotliwe milczenie. Jedynie twarz Kaori cały czas utrzymywała zadowolenie sprzed paru minut.

-Co się tak krzywicie? To, że nie mamy ich w bloku, nie znaczy, że ich nie spotkamy. - powiedziała, a wszyscy spojrzeli na nią. - Oznacza to tyle, że musimy dotrzeć do finału. Spójrzcie lepiej na to...-zabrała Shigeru kartkę i wskazała w jedno miejsce. - Jeżeli założymy, że zarówno Rakuzan, my i Shutoku przejdziemy do ćwierćfinału, zobaczcie co się dzieje.

-Shutoku grałoby z Rakuzan. - stwierdził Akechi - Rozumiem. To dość szczęśliwy blok. Mamy tam tylko jednego przeciwnika z Pokolenia Cudów. - uniósł wzrok i spojrzał na Kaori, która wręcz pochłaniała wzrokiem ten zapis.

Haruguchi chrząknął.

-Przypadkiem nie nastawiajcie się pod konkretnego przeciwnika. - powiedział - Nigdy nie wiadomo, co może się stać.

-Poza tym...-kontynuowała granatowowłosa. - Jeśli nie spotkamy ich w tym roku, to w następnym. Może to właśnie jest drabinka dla nas. Chociaż z całą pewnością...-uśmiechnęła się drapieżnie - Wolałabym ich wszystkich pokonać już teraz.

Odeszła od koła, z rękami założonymi za głową i odprowadzana licznymi spojrzeniami, stanęła przed magazynkiem.

-Chcę pograć w kosza...

Wszyscy obecni skamienieli. Ponieważ żaden z nich jeszcze od niej nie słyszał takich słów.

Nagle z magazynku z dużą prędkością wyleciała piłka, zmierzała prosto w kierunku Akechiego. Reprezentant wyciągnął rękę i zatrzymał kulę, która opadła na ziemię.

Kaori wyszła z magazynku.

-To co...? - uśmiechnęła się szeroko. - Zaczynamy?

Przez dobrą chwilę panowało milczenie. W końcu Akechi odchrząknął.

-No dobra, zastanawiać się będziemy później...zabieramy się za trening!

Na te słowa cała drużyna się wyprostowała.

-Tak jest! - zawołali i zaczęli biegać kółka po sali.

Ibuka usiadł na ławce. Haruguchi obserwował piątkę graczy. A Akechi miał wzrok utkwiony w Kaori i jej wciąż zadowolonym wyrazie twarzy.

Kto by pomyślał, że to zadziała natychmiastowo...-pomyślał.

Gdy rozgrzewka dobiegła końca zostali podzieleni na dwa zespoły. W jednym grali Kamata, Kaori i Hideaki, w drugim Nakamura i Himura, do których po chwili dołączył Haruguchi. Mini meczyk miał stanowić odpowiedź na liczne pytania Yuu i Kayuzukiego, dotyczące samych zawodników jak i ich gry. Uzyskanie odpowiedzi miało pozwolić na utworzenie najlepszego planu treningowego.

-Stawiałaś na szybkość? - zapytał, wkładając dłonie w kieszenie spodni. - Tak chciałaś pokonać Yosen?

Kaori zaszurała nogami, patrząc gdzieś w bok.

-Nie ma innego wyjścia. Nie mieliśmy i nie będziemy mieli jak kontrować Yosen, ponieważ jesteśmy od nich niżsi i słabsi fizycznie. Nie wygramy z nimi siłą. Ale możemy wygrać szybkością. Wszyscy z naszej drużyny uzyskali bądź uzyskają odpowiednią prędkość.

Westchnął przeciągle.

-Zrobiłaś z nich takich. Nie pomyślałaś o konsekwencjach, ale rozumiem to. Jednak istniało przynajmniej kilka innych sposobów...-podniosła głowę i spojrzała na blondyna. - Mimo to...ten twój były partner też jest szybki, co nie?

-I ma świetny refleks. - dodała.

-Więc dlaczego, wiedząc o tym wszystkim, dalej stawiałaś na prędkość i zwinność?

Kaori zacisnęła pięści.

-Ponieważ jestem szybsza od niego.

-Ty może tak. Ale reszta nie. - zauważył. - Widziałem ten mecz, co prawda nie na żywo, ale widziałem. Dziesięć punktów, Kaori. Dziesięć do stu.

-Nie przypominaj mi nawet. - warknęła, uderzając pięścią w ścianę. - To nie był mecz! Tak samo ten poprzedni! Ostatnią porażką drużyny był mecz z Rakuzan na Inter-High!

-Hej, hej...-uniósł ręce. - Nie rozkręcaj się tak. Zostaw to mnie i Haru.

Nie jest powiedziane, że nie spotkamy Yosen. - pomyślał - Co jak co, ale mistrzostwa nigdy nie idą w zupełności po naszej myśli.

Hideaki podał piłkę do Kaori, która ruszyła w stronę kosza. Naprzeciw niej wybiegł Himura, ale minęła go, wcale się nie zatrzymując, przechodząc tak gładko i szybko oraz lekko, że praktycznie nie można było tego zauważyć. Do Akechiego nagle coś dotarło.

Zaczątek nowego stylu...Prawdziwego stylu.

Przeciwnicy jednak nie zamierzali się poddać, na drodze granatowowłosej stanął Ryuji. Kaori tylko uśmiechnęła się lekko i przeszła, a piłka przeszła pomiędzy nogami zawodnika, który zaskoczony, obejrzał się, a jego twarz wyrażała szok.

Nawet wy...właśnie poczuliście, że to zupełnie inny poziom gry niż na eliminacjach.

W obronie został jedynie Haruguchi. Dziewczyna zbliżała się do kosza, nawet nie dostrzegając swoich towarzyszy. Yuu był przygotowany. Widząc, że Kaori jest coraz bliżej, ugiął bardziej kolana i rozstawił ręce, nie chcąc pozwolić jej na łatwe przejście.

Nie spodziewał się jednak tego, co się stało. Zarówno on jak i Akechi otworzyli usta.

Kaori nagle przyspieszyła, jakby szarżując prosto na rozgrywającego. Niesamowicie szybko pojawiła się przed nim i momentalnie zatrzymała, po czym wyskoczyła, zanim w ogóle się zorientował, że jest przed nim. Haruguchi zacisnął zęby i wyskoczył, żeby ją zablokować, ale dziewczyna odchyliła się nieco do tyłu...

Fadeaway?!

Kula wpadła do kosza. Zawodnicy znieruchomieli, każdy miał usta ułożone w idealne O.

Umiejętność natychmiastowego przyspieszenia i zatrzymania się. Technika dość sporo obciąża nogi dla niewyprawionych graczy, ale ty takim nie jesteś, dodatkowo...zrobiłaś to tak naturalnie, jakby...

Można było nad nią dostrzec cień. Cień Pokolenia Cudów.

...Jakby przychodziło ci to z łatwością. Może tak właśnie powinno być.

-Więc to jest normalny poziom Pokolenia Cudów. - powiedział cicho Haruguchi, a w jego oczach było widać zachwyt. - Dobra, teraz już uwierzyłem, że ta bestia jest jedną z nich.

***

Poranny trening powoli dobiegał końca. Licealiści musieli zbierać się na zajęcia, które wkrótce się rozpoczynały. Zakończyli więc ćwiczenia i zabrali się za sprzątanie sali. Wyjątkiem była Kaori, która dalej trenowała.

Akechi westchnął przeciągle i spojrzał na Haruguchiego. Mieli jeszcze sporo czasu, ale wiedział, że bez konkretniejszego planu treningowego nic nie zdziałają. Yuu kiwnął głową.

Musieli się tym dobrze zająć.

-Spójrzcie na to...-powiedział Kamata, po raz kolejny wertując kartką z drabinką. - Seirin gra z Touou w pierwszej rundzie.

Trzej zawodnicy zeszli do niego. Kaori niewzruszenie ćwiczyła dalej.

-Ten ich skrzydłowy z Pokolenia Cudów...-powiedział cicho Ibuka - Jest dobry, co nie?

-Podobno nawet bardzo...-odezwał się Nakamura - Oglądałem w weekend ich nagranie meczu z Seirin. Tam...

Przerwało im prychnięcie. Spojrzeli się w kierunku kosza.

Kaori właśnie podnosiła piłkę.

-Aomine. - powiedziała, ustawiając się spory kawałek od linii rzutów wolnych.-  Jeśli myślicie, że cokolwiek pokazał na Finałach Ligi, grubo się mylicie. Tam to nawet się nie spocił. Aomine Daiki...-nadbiegła, wybiła się i wsadziła piłkę, po czym wylądowała. Obręcz drżała lekko. -... Jest obecnie najlepszym licealnym skrzydłowym w Japonii.

Granatowowłosa wyprostowała się i kontynuowała:

-Każdy z nich...-mówiła, a wszystkie oczy były w nią wlepione. - Będzie jeszcze silniejszy na Winter Cup. Ats...Murasakibara nie pokazał wam nawet dwudziestu procent swojego prawdziwego potencjału. Tetsu dopiero się rozwija, Kise tak samo. A Midorima...był zirytowany. I to bardzo.

-Nieznane są granice potencjału Pokolenia Cudów. - odezwał się Himura - Ale jesteś jedną z nich, Kasamatsu.

-Prawda. - powiedziała, podnosząc kulę. Uniosła wzrok i spojrzała na drużynę. - I tylko dlatego...mamy szansę.

Zawodnicy i absolwenci poruszyli się niespokojnie.

-Od razu stwierdziłaś, że zarówno Shutoku i Rakuzan dojdą do ćwierćfinałów. Sugerujesz, że żadna drużyna bez członka Pokolenia Cudów nie może wygrać? - zapytał Akechi. 

-Nie sugeruję. Ja to wiem. - powiedziała, unosząc ręce  z piłką do góry. - I nie, że nie może. Po prostu nie wygra.

Nagle...zrobiła się naprawdę pewna siebie. - pomyśleli wszyscy - Jakby była całkowicie przekonana, że ma rację.

-Nie mówię to dlatego, żeby się wywyższać, bo sam tytuł  Pokolenia Cudów tak naprawdę nie jest wiele wart. A poznaliście mnie już dostatecznie dobrze, żeby wiedzieć, że nie robię tego właśnie dlatego lecz po prostu walę prawdę prosto w oczy. - spojrzała na nich wszystkich. - Bo taka jest prawda. Najlepszą czwórką będzie właśnie Pokolenie Cudów. Wszystkie inne szkoły polegną. - skierowała wzrok na absolwentów i Himurę. - Wiedzieliście, co się może stać, gdy Pokolenie Cudów przyjdzie do szkół średnich. I to się właśnie dzieje. Przejęliśmy go. Ten turniej już nie należy do kogokolwiek innego. To pole walki między Pokoleniem Cudów. Między naszą siódemką.

***

Granatowowłosa weszła do klasy, zrzuciła torbę na ławkę  i usiadła na krzesełku. Spojrzała nieco w bok. Miejsce obok niej ziało pustką, Hayato był już na hali sportowej i przygotowywał się do gry. Uśmiechnęła się lekko. Po drugiej lekcji, za specjalnym zwolnieniem od dyrektora ona, drużyna koszykarska i dwadzieścia parę innych osób wybierało się na mecz, by wspierać siatkarzy. Rozkład eliminacji w siatkówce różnił się nieco od eliminacji w koszykówce. Tego dnia miała zostać rozegrana tylko pierwsza runda. Kolejnego już druga i trzecia. Następnego ćwierćfinał i półfinał, a w ostatni dzień finał. Zdecydowana większość szkoły trzymała kciuki za swoich siatkarzy. I to właśnie różniło ich od koszykarzy.

W nich...nikt już nie wierzył.

Oprócz drużyny siatkarskiej.

Przynajmniej tak jej się wydawało. Tak było do ostatnich mistrzostw, gdzie ulegli Yosen w fatalnym stylu, znowu. Kaori o wielu rzeczach miała pojęcie, ale o wielu innych też nie. I tym razem nie wiedziała, że w szkole ruszyło się coś odnośnie klubu koszykówki. Ci, którzy mieli o tym sporcie jakąś, choćby najmniejszą wiedzę, wiedzieli co to za goście, Pokolenie Cudów. Ci bardziej w tym siedzący, wiedzieli nawet kim są Niekoronowani Królowie. Po całej szkole gruchnęła informacja, że ich teraz już od paru godzin były kapitan Klubu Koszykówki jest członkiem tej niezwykłej drużyny, tym samym Piorunem, który kradł wszystkie piłki, który wraz z środkowym tworzył ścianę nie do przejścia. 

Była graczem należącym do niesamowitej siódemki Teiko.

Pokolenia Cudów.

Kaori wyciągnęła z torby zeszyt i przybory do pisania, po czym rozwaliła się na krześle i założyła ręce za głowę, czekając na nauczyciela matematyki. 

-Ej, Kasamatsu. - szepnął do niej kolega - Ponoć mordobicie z Shinzen zaczęło się od spiny twojego zawodnika z kimś od nich.

-Nieprawda. - odpowiedziała - Shinzen miało tą swoją inaugurację, a że akurat napatoczyli się na chłopaków, jak wracali z treningu, to czysty przypadek. 

-Czyżby? - uniósł brwi - Czy może z winy twojego zawodnika rozpętało się tu wczoraj piekło?

Nawet nie zauważył, kiedy chwyciła go za krawat i przyciągnęła, wciąż siedząc tyłem do niego.

-Po pierwsze, nie mam obowiązku ci się tłumaczyć. Po drugie, jak nie chcesz wierzyć, to nie. Po trzecie i najważniejsze, wcale wczoraj nie brałeś udziału tylko spieprzyłeś do domu, jak ostatni tchórz, więc nie wyskakuj z takimi zarzutami, frajerze. Zrozumieliśmy się?

Chłopak tylko skinął głową i gdy wypuściła krawat z ręki, cofnął się od razu i to jak najdalej. W głowie mu się nie mieściło tylko jedno, a mianowicie to, jakim cudem go złapała, nie patrząc na niego nawet przez sekundę.

Wszystkie rozmowy umilkły, kiedy do środka wszedł matematyk. Znany był jako bardzo bezpośredni człowiek i tak samo wykładał przedmiot. Nauczyciel położył podręcznik i swoją teczkę na biurku i potoczył wzrokiem po klasie.

-Kasamatsu.

Od razu wstała.

-Tak?

Mężczyzna spojrzał na nią znad prostokątnych okularów.

-Gratuluję przejścia przez eliminacje. Nie ważcie się zakończyć turnieju wcześniej, niż w finale.

Po klasie rozeszły się stłumione śmiechy. Ale matematyk w swoich intencjach był jak najbardziej szczery, a jego słowa mile zaskoczyły Kaori.

-Tak jest! - zawołała i już zamierzała usiąść, kiedy się ponownie odezwał:

-A teraz chodź do odpowiedzi. - zrobiła minę nieszczęśnika - No chodź, chodź. Piąteczka na koniec semestru się przyda, nie?

I więcej czasu na trening...-pomyślała, idąc w stronę tablicy.

Tymczasem, w klasie 1-3...

Ibuka kichnął, otarł nos i wszedł do klasy, witając się z kolegami i koleżankami, po czym przeszedł na tył, gdzie miał swoje miejsce. Hideaki zaszurał krzesłem, nie przerywając tasowania kart. Poszczególni koledzy, siedzący w kole, mieli już maksymalnie skupione miny.

-Serio, stary? Od samego rana? Poker? - jęknął Shinji - Zaraz przyjdzie nauczyciel.

-No właśnie, że nie przyjdzie. - odezwał się Keita, jeden z ich kolegów z klasy. - Biolog wziął zwolnienie.

-Bóg nas wysłuchał. - mruknął brunet, unosząc głowę z wdzięcznością w górę, w stronę nieba.

-To co...bierzesz udział? - zapytał czarnowłosy, rozdając karty. - Zanim ogarną zastępstwo to lekcja się skończy.

Przyjaciel jednak walnął torbę na podłogę, po czym usiadł na krześle, wyciągnął ręce na ławkę i położył na nich głowę.

-Niee...zostawiam to tobie. - powiedział, a jeszcze zanim zamknął oczy, zwrócił się do kolegów - Uważajcie na niego. To cholerny mistrz. Odkąd go znam, wygrywa z każdym.

Jednym z zainteresowań Hidakiego Rina, oprócz ukochanej koszykówki, były gry karciane. Koleś uwielbiał je, zwłaszcza ukochał sobie pokera, w którego grał już od kilku lat. Wśród kolegów w szkole poprzedniej już uchodził za mistrza, ponieważ wygrywał każdą grę, ale sam dobrze wiedział, że to nieprawda. Poker to była gra oszustów i nigdy nie było wiadomo, czy naprzeciwko nie siedzi ktoś lepszy, a oszustwa już mogły zaczynać się na etapie kupna kart.

Ponownie, klasa 2-6...

Matematyk produkował się przy tablicy, starając się wtłoczyć do młodych głów wiedzę o rachunku różniczkowym. Kaori, siedząca na tyłach pomieszczenia ziewnęła. Jej telefon zawibrował. Wyciągnęła go z kieszeni, upewniając się, że nauczyciel maksymalnie jest pochłonięty tłumaczeniem zadania.

Wiadomość była od...

-Ha?

Od: Kazu 👌

Skusisz się na małe wagary? 

Niemal natychmiastowo przyszła druga wiadomość.

Od: Kazu 👌

Muszę z Tobą koniecznie porozmawiać, Kaori-chan.

Od: Kazu 👌

Stoję pod szkołą.

Zastanawiała się o co mu chodzi. Widać sprawa musiała być poważna, skoro sam nawiał ze szkoły tylko po to, żeby z nią o czymś pogadać.

Jednym ruchem otworzyła okna, dziękując w duchu za lekcje na parterze i biorąc torbę w drugą rękę przeskoczyła przez parapet lekko lądując na ziemi. Kiedy matematyk obrócił się, natychmiast zauważył pustkę na samym końcu pomieszczenia, ale nic nie powiedział.

Ostatecznie...matmę właśnie zaliczyła, co nie?

***

Kaori wyszła poza teren szkoły i niemal natychmiastowo zlokalizowała rozgrywającego Shutoku, opierającego się o murek.

-Kazu. - spodziewała się, że odpowie, ale on milczał. Przystanęła. 

Takao patrzył na nią z nieukrywanym smutkiem w oczach. Wraz z grzywką spadającą na czoło wyglądał potwornie smutno, jak zbity szczeniaczek.

-Co się stało?

Czarnowłosy wziął głęboki wdech, po czym powoli wypuścił powietrze z ust.

-Dlaczego mnie oszukałaś, Kaori-chan?

Zmarszczyła brwi.

-To znaczy? Nie pamiętam, żebym kiedykolwiek kogokolwiek oszukała.

Takao zacisnął zęby.

-Dlaczego przypadkiem dowiaduję się, że chodzisz z asem Pokolenia Cudów?

Naprawdę mu na niej zależało.

Mógł spodziewać się każdej reakcji. Naprawdę każdej, zdenerwowania, okrzyczenia, za to, że wpieprza się w nie swoje sprawy, nawet milczenia. 

Ale nie czystego śmiechu. Granatowowłosa śmiała się, a jej głos niósł się na przynajmniej pół ulicy.

-Że niby ja...i Daiki? - znowu się wesoło roześmiała - Proszę cię! On kocha tylko Mai-chan!

-Huh? - rozgrywający uniósł wzrok - Czy to znaczy, że...

Kaori opuściła ręce i oparła je o biodra.

-Masz mnie za flirciarę? - zmrużyła oczy - Daiki to mój przyjaciel i ja jestem jego przyjaciółką. Ale gdy się spotykamy często nam odwala szajba.

-W takim razie co oznaczał ten pocałunek? - już się nie wahał. Widział w jej oczach cały czas tę szczerość, którą uwielbiał.

-Hm...to dość skomplikowana sytuacja. W drugiej klasie przez cały tydzień wrabialiśmy Midorimę, że chodzimy ze sobą. - mimowolnie na twarzy Takao rozkwitł szelmowski uśmieszek. - Jego mina, kiedy dowiedział się prawdy była warta stu milionów jenów! Ale to, co miało sprowadzać się tylko do wkręcania Midorimy, jednak sprawiło, że rozumiemy siebie nawzajem w stu procentach. Nic więcej, nic mniej. Stąd wiem, co obecnie czuje...-ścisnęła materiał marynarki, tuż nad sercem - Dlaczego zachowuje się tak, a nie inaczej. Wracając do głównego tematu, przyszedł do mnie po naszym meczu i przypomnieliśmy sobie stare czasy. Oczywiście zrobił to celowo. To i jeszcze coś mi uświadomiło pewną rzecz.

-Jaką?

-Że cały czas jestem za nimi...-uśmiechnęła się lekko i spojrzała na niebo - Rozwój, którego Aomine i reszta doznali w gimnazjum mnie nie dotyczył. Ja poznałam grę drużynową, ale nie poznałam siebie. U nich było odwrotnie. Postanowiłam skończyć z tym rokiem, tym paskudnym pod względem koszykówki rokiem, który przeżyłam w Okamino. Wykasowałam go z życia i zaczynam od nowa, jako członek Pokolenia Cudów. To co było przez ten rok...zostało zakończone.

-To znaczy?

-Etapu, w którym grałam tak, a nie inaczej. - spojrzała na niego - Wcześniej poprosiłam go o pomoc...ale zrozumiałam, że teraz, w tym momencie, to więzi drużynowe mnie osłabiają. Tak jak chłopaki w gimnazjum, ja muszę wyewoluować teraz, żeby im dorównać...i żeby z nimi wygrać.

Takao uśmiechnął się szeroko.

-Czyli rozumiem, że jesteś nadal wolna, jak byłaś wcześniej?

Ujrzał nagły błysk w granatowych oczach.

-Nigdy bym cię nie oszukała, Kazu.- podeszła do niego i zmierzwiła mu czarne włosy. - Rozumiesz?

Kazunari parsknął śmiechem i uśmiechnął się cwaniacko.

-To ja cię teraz zapraszam na drugie śniadanie. - złapał ją za obie ręce - Nie pozwolę ci się wymknąć, Kaori-chan. I nawet nie mów, że wracasz na tą cholerną matematykę.

Spojrzała na niego, mrużąc oczy.

-Niech będzie.

***

Hideaki spojrzał na zegarek i rozejrzał się. Spora grupa stała przed bramą szkolną, potupując i rozmawiając. Wicedyrektor sprawdzał ilość uczniów i nijak nie mógł dojść, kogo mu brakuje. Było już dziesięć minut po czasie, a Kasamatsu Kaori brakowało na zbiórce. Czarnowłosy przepchnął się przez parę osób i stanął obok Shigeru.

-Nie ma jej. - powiedział krótko, a blondyn kiwnął głową. - Żeby Kasamatsu-san? Nie poszła kibicować Yamada-senpaiowi?

Jasnowłosy westchnął i włożył ręce w kieszenie.

-Spoko, przyjdzie wcześniej, czy później. Nie zawiedzie ani nas, ani drużyny siatkarskiej. Poza tym...

Czarnowłosy pokiwał głową na boki.

-No właśnie. To Kasamatsu-san ma przy sobie niespodziankę dla siatkarzy. - odezwał się stojący obok Ibuka. - Bez tego trudno będzie ich zaskoczyć.

-Nie martwcie się. - odezwał się Nakamura, wyciągając telefon z kieszeni. - To Kasamatsu-san. Pewnie miała coś do załatwienia.

Zdążyli jeszcze wydać z siebie aprobujące pomruki. Wicedyrektor kazał ustawić im się w dwóch rzędach, a kiedy już to zrobili, ruszyli w stronę miejskiej hali gimnastycznej.

***

Szatnia siatkarzy Okamino

W pomieszczeniu panował ruch. Siatkarze właśnie się przebierali, robili to wszyscy za wyjątkiem kapitana, który przyszedł już ubrany w strój do gry.

-Wszyscy o wszystkim wiedzą? - zapytał dla pewności szarowłosy. - Zaczynamy standardowym ustawieniem.

Zawodnicy skinęli głowami. A kapitan kontynuował:

-Niezależnie od tego, kto będzie na trybunach. Co się będzie na nich działo. Ile osób będzie przeciwko nam, a ile z nami...wygrajmy dla nas samych. Przejdźmy przez wszystkie rundy i niech raz jeszcze Kły Wilka zagrają na turnieju narodowym!

Wyciągnął rękę. Na jego dłoni spoczęło kilkanaście innych.

-Okamino...do boju!

Drużyna siatkarska, mentalnie gotowa na mecz, wyszła z szatni, głośno pokrzykując. Kapitan wyszedł na ostatku. Yuuki obrócił się, Yamada kiwnął mu głową i uśmiechnął się.

Nieszczerze.

Położył prawą dłoń po lewej stronie klatki, nieco poniżej serca i wyczuł niedostrzegalne pod ciemną koszulką warstwy bandaża elastycznego. Zacisnął zęby.

Bez względu na wszystko...wygram!

***

Rozległo się ciche pukanie. Drzwi sali otworzyły się znowu. Kaori weszła do środka. Przez ramię miała przewieszoną torbę, która wyglądała na ciężką.

-Cześć, Ishi...-urwała, widząc, że niebieskowłosy śpi. Parsknęła cichym śmiechem. - Lekarze mówili, że skutki będziesz odczuwał parę dni, ale chyba wystarczy, że dobrze się wyśpisz i najesz, co nie?

Wyciągnęła z torby duże, zapakowane w papier zamówienie z MajiBurgera, zawierające piętnaście hamburgerów, osiem porcji frytek, cztery duże cole i położyła na półce, pod blatem stolika.

-Z pozdrowieniami od drugiego roku. Teraz już nie możesz narzekać, że kouhaie o ciebie nie dbają.

Chwilę stała w milczeniu, aż w końcu ruszyła się, w kierunku wyjścia.

Zmierzała już w stronę drzwi, kiedy usłyszała szelest. Nie obróciła się. 

Parsknęła lekko śmiechem.

-Na zdrowie.

Od: Kamata

Spiesz się, Kasamatsu-san, niedługo będziemy się rozkładać, a nie mamy z czym.

Uśmiechnęła się. No tak, to akurat była prawda. Niespodzianka dla drużyny siatkarskiej znajdowała się w jej torbie.

Od: Kasamatsu-san

Zaraz będę.

Spojrzała na zegarek.

-Choleraaaaaa! - zawołała, wypadając ze szpitala i potrącając przypadkowych ludzi. - Z drogi, z drogi, z drogi!

***

Siatkarze Okamino stali w korytarzu, tuż przed wejściem na salę. Z tego, co mogli usłyszeć, Ubugawa już się znajdowała się w środku. Kapitan położył dłoń na klamce i spojrzał na drużynę.

Ci pokiwali głowami.

-Zróbmy to, kapitanie!

Hayato uśmiechnął się i nacisnął klamkę.

I stanął jak wryty.

-Co się stało? - drużyna przepychała się do przodu, ale widząc to samo, co kapitan, przystawali i patrzyli w niemym zdumieniu.

Trzy sektory trybun odznaczały się kolorami granatu i popielu. Przed głównym, środkowym sektorem, na barierkach wisiał transparent.

Transparent, który widzieli tylko na zdjęciach. Ten w realu był niemal identyczny.

Groźni, ostrzy, niezniszczalni. Niepokonane Kły Wilka.

Natomiast w pierwszym rzędzie stała cała drużyna koszykarska.

Hayato parsknął śmiechem.

-O ty cwana cholero.

Kaori tylko się uśmiechnęła.

Yamada obrócił się w kierunku swojej drużyny, która dalej stała oniemiała.

-No to...-ściągnął z siebie bluzę i rzucił do kosza z Mikasami. - Teraz to już musimy wygrać! Bez żadnych wymówek!

Ruszył do przodu, a za nim poszła cała drużyna.

-Tak jest!

***

Pierwszy set wygrali siatkarze z Okamino, wynikiem dwudziestu pięciu do dwudziestu dwóch, będący na fali, którą wzbudził widok tylu życzliwych im kibiców. Obecnie walczyli, by zwyciężyć mecz w dwóch setach, nie zamierzali stracić przewagi, którą udało im się zdobyć. Mecz jednak był trudny, Ubugawa należała do Wielkiej Czwórki Tokio, w której skład wchodziły jeszcze Itachiyama, Fukurodani i Nekoma.

Trzyosobowy blok wylądował, skutecznie blokując przeciwnika. Szarowłosy skrzywił się lekko, podczas lądowania.

Zmarszczyła brwi. Mogło jej się przewidzieć, ale...

Hayato...

Kły Wilka jednak powoli traciły cierpliwość. Byli zbyt rozweseleni i oszołomieni tym wszystkim. Serwis Kawanaki Yuukiego uderzył o siatkę i spadł na ich połowę. Chłopak opuścił głowę.

-Nic się nie stało! - zawołał kapitan, a kilka kolejnych głosów to potwierdziło. - Odbijemy następnym razem.

Kapitan Ubugawy serwował. Piłka uderzyła o podłogę po stronie przeciwnika.

-Oooo! As serwisowy!

-Cholera, przepraszam! - zawołał libero - Następną podbiję!

Odpowiedziały mu pomruki aprobaty.

Kula wróciła na stronę przeciwników. Czarnowłosy wziął ją w ręce, odbił parę razy i podrzucił do góry.

Hayato zmarszczył brwi.

Krótka!

Nie mylił się, zagrywka była lżejsza niż poprzednia. Libero Okamino wyskoczył do przodu, podbijając kulę i kierując ją w stronę rozgrywającego. Kły Wilka  ruszyły do ataku.

Ale opóźniony atak z drugiej linii rozbił się o blok.

-Szlaaag! - zabrzmiał gwizdek. Okamino poprosiło o czas.

Kaori wyprostowała się, obserwując stojących w kółku graczy.

Czy on...

Po omówieniu dalszej taktyki obie drużyny wróciły na boisko. Znów serwowała Ubugawa. Kapitan wycelował prosto w libero. Kula odbiła się od ramion chłopaka i poleciała poza boisko. 

Kibice Okamino wydarli się, a Hayato wyskoczył za boisko i pobiegł za lecącą piłką.

Szarowłosy rzucił się do przodu, wyciągając ramiona. Mikasa poleciała do góry.

-Ostatnia! - wydarł się.

-Podbił!

Ale sam już nie mógł ruszyć do szybkiego ataku. Zamiast tego wstał, z pewnym mozołem. Tymczasem piłka została przebita na stronę przeciwników, którzy łatwo ją przyjęli. Została skierowana do rozgrywającego, który wystawił ją do skrzydłowego. Do bloku wyskoczył Arakida.

-URAAAAAAAAAAA! - nagle Hayato wpadł na boisko, odbił się mocno od podłogi i wyskoczył, po skosie do bloku. Skrzydłowy nie miał możliwości na zmianę decyzji, piłka odbiła się od dwuosobowego bloku i uderzyła o podłogę, po stronie Ubugawy.

-Tak jest! - siatkarze Okamino wręcz skakali z radości. Wtórowały im granatowo-popielate trybuny, bijąc brawo i drąc się ile sił w płucach.

-Kasamatsu-san. - odezwał się Nakamura - Yamada-senpai...

Oparła się przedramionami o barierki.

Ten kretyn...

Ubugawa zdobyła kolejny punkt, przebijając dwuosobowy blok. Siatkarze Okamino zacisnęli zęby. Nie zamierzali oddać drugiego seta.

Trybuny darły się wspierając siatkarzy. Jedni i drudzy czuli się wspierani i chcieli wygrać, wygrać...

Za wszelką cenę.

Rozgrywający wystawił piłkę, Yamada wyskoczył, jednak wystawa była ciut za wysoka, nawet dla niego. Ledwo musnął piłkę, zamieniając planowany, potężny atak w kiwkę. Kula jednak została podbita przez libero i wróciła do rozgrywającego. Ubugawa zaatakowała i zdobyła punkt.

Siedemnaście do czternastu dla Ubugawy. Okamino poprosiło już drugi raz o czas.


Bum! Skrzydłowy przebił się bez większego problemu przez dwuosobowy blok. Piłka uderzyła o podłogę po stronie przeciwnika, a fioletowowłosy wylądował i wyprostował się.

-Kasamatsu-san...-odezwał się Hideaki - On nie grał w zeszłym roku w koszykówkę?

Oparła się przedramionami o barierkę.

-Arakida Naoki. - mruknęła, nie spuszczając wzroku z chłopaka, który właśnie przybijał z resztą drużyny piątki, a na twarzy widniał mu szczery uśmiech, którego nigdy u niego, jak dotąd nie widziała. - Był naszym rozgrywającym w zeszłym roku, zastąpił Haru-senpaia. Trudno powiedzieć, że się przyjaźniliśmy. - parsknęła śmiechem - Wkurzał mnie niemiłosiernie. Ale teraz...-uniosła wzrok - Teraz...jak tak na niego patrzę...to go nawet rozumiem.

Nic więcej nie powiedziała, mimo że Hideaki, co było widać po jego wyrazie twarzy, nie zrozumiał o co chodzi.

Ale ona wiedziała. Wiedział i Hayato, który początkowo niechętny zawodnikowi, po bliższym poznaniu zaczął mu nawet okazywać sympatię.

Zacisnęła dłonie na materiale transparentu. Ich wszystkich, którzy grali w klubie do zeszłego roku, a odeszli, łączyło jedno.

Złamane serce do koszykówki.

Na boisku po raz kolejny rozległy się wrzaski zadowolenia. Spojrzała w tamtym kierunku. Ich drużyna siatkarska nareszcie objęła prowadzenie i to dwoma punktami.

I miała punkt meczowy.

***

Siatkarzom nie udało się skorzystać z tego punktu meczowego, ale wciąż go mieli. Tablica wskazywała dwadzieścia cztery do dwudziestu trzech.

Kapitan Ubugawy zaserwował. Jednak zamiast spodziewanego, mocarnego serwu, tym razem zagrał lżej, opadającą zagrywkę z wyskoku, kompletnie zaskakując drugą linię Kłów Wilka.

Libero Okamino rzucił się do przodu i podbił piłkę. Kula była w grze, jednak...

Białowłosy zacisnął zęby. Odbiór był nieczysty, Mikasa przeleciała na stronę przeciwnika. Libero Ubugawy łatwo ją podbił i skierował w stronę rozgrywającego. Do ataku wyskoczyli dwaj zawodnicy.

Piłka została skierowana do asa zespołu, przed którym zawodnicy Okamino postawili podwójny blok, złożony z Hayato i skrzydłowego.

As przymierzył się do ataku, zamierzając ściąć po skosie, omijając blok.

A Mikasa odbiła się od wewnętrznej strony przedramion kapitana i wyrżnęła o podłogę po stronie Ubugawy.

Ci zamarli.

Czytający blok?!

Yamada i skrzydłowy wylądowali. Zabrzmiał gwizdek. Punktacja zmieniła się na dwadzieścia pięć do dwudziestu trzech dla Okamino. Zawodnicy rzucili się na siebie w ogromnej radości. Gracze Ubugawy stali pochyleni, a ich twarze wyrażały niedowierzanie.

Granatowo-popielate trybuny wrzeszczały z radości. Drużyna siatkarska właśnie przeszła pierwszą rundę i zamierzała walczyć dalej, o awans na mistrzostwa kraju.

Oba zespoły ustawiły się na linii, celem podziękowania kibicom. Siatkarze Okamino skłonili się, Hayato zacisnął zęby. Po chwili się wyprostowali, zebrali kosz z piłkami oraz wszystkie swoje rzeczy i zbiegli do szatni.

-Yamada nie gra swobodnie. - dobiegło gdzieś z boku. - Musiał nieźle wczoraj oberwać.

-To po co się tam pakował. - prychnęła jakaś dziewczyna - Jest kapitanem, a ani trochę nie jest odpowiedzialny. Przez jego egoizm mogą przegrać eliminacje.

Kamata kątem oka zauważył, że granatowowłosa zaciska pięści.

Aaa cholera. Chrzanić opanowanie.

-Jak nie masz o niczym pojęcia...-odezwała się nagle powolnym, mrocznym głosem - To się nie odzywaj!

Sektor powoli pustoszał. Siatkarze Okamino mieli dzisiaj tylko jeden mecz, więc szkolna część kibiców wracała na zajęcia.

-W ogóle nie rozumieją. - prychnęła - Przyszedł i uratował nam wszystkim tyłki, mimo zakazu. Sam zaryzykował, wiedział, co robi. Oni wszyscy zaryzykowali. I mimo że odczuwa skutki, zagrał dzisiaj i wygrał.

-Ale czy to na pewno w porządku? - zapytał Hideaki - Granie z kontuzją nie jest zbyt dobrym pomysłem...

Kaori westchnęła.

Parę uderzeń w brzuch, jasne...

-Gdyby wiedział, że nie da rady, to by nie zagrał.

-Mimo to, czy nie powinniśmy czegoś zrobić? - ciągnął dalej Ibuka - Yamada-senpai to twój przyjaciel, Kasamatsu-san! Dlaczego...

Okłamałeś mnie, Haya-chan...

Ale...

Niby co odwaliłaś w piątek? I kto tu jest uparty, hę?!

Wsunęła ręce w kieszenie.

No właśnie.

-Skoro stanął na boisku, znaczy, że czuł się na siłach. To nie jest koleś, któremu w celu przeszkodzi pierwszy lepszy ból. Zagrał mecz...więc był pewny siebie i obecnych możliwości. Pewny wygranej.

Nie jestem hipokrytką.

-HEY, HEY, HEY! - chłopak z numerem cztery zdjął z siebie bluzę i wyrzucił ją do tyłu. Za nim postępowała jego drużyna. Czarnowłosy zawodnik wystawił rękę, na którą idealnie spadła bluza kapitana.

Druga z drużyn faworyzowanych do wygrania jednego z trzech biletów na mistrzostwa, Akademia Fukurodani zaczynała swój pierwszy mecz.

Bokuto uśmiechnął się szeroko.

***

Granatowowłosa stała na sali siatkarzy, którzy opuścili ją parę godzin wcześniej niż zazwyczaj, ponieważ pojawili się tam tylko na małej odprawie i krótkim, lekkim treningu. Dnia kolejnego mieli kontynuować mistrzostwa. Przeszli pierwszą rundę. Ich planem na jutrzejszy dzień było dotarcie do ćwierćfinału. Z pośród różnych szkół zakwalifikowały się m.in Nekoma, Fukurodani, Itachiyama i Nohebi, czyli same silne, tokijskie licea i akademie. W bloku siatkarzy z Okamino znajdowały się właśnie te dwie ostatnie.

Niestety, na kolejny dzień szła inna grupa ze szkoły, wyznaczona przez dyrektora, ale nie przeszkadzało jej to. Hayato był obecny na wszystkich meczach, chociaż podczas gry z Kirisaki Daichii aż z wrażenia wyszedł, olał dla niej wszystkie lekcje, więc zamierzała zrobić dla niego dokładnie to samo.

Zacisnęła zęby.

Dyro w nas w ogóle nie wierzy. W sumie po takim, podwójnym popisie w meczach z Klątwą, to się nie dziwię. Zwłaszcza, że od dwunastu lat z z nimi przegrywamy.

W tym coś było. Na eliminacje do Winter Cup nikt, za wyjątkiem Yamady i jego drużyny, ze szkoły nie przyszedł. Baner również załatwił zespół siatkarski. Nie, żeby miała pretensje, ale...

A kiedy sytuacja staje się beznadziejna...to właśnie wspierający cię ludzie mogą pomóc ci wstać.

Tak kiedyś powiedział Kayuzuki. I to była całkowita prawda. Pusta ławka...boli. Nigdy wszyscy zawodnicy się nie rozkręcą na sto procent, gdy czują się niepewni, ponieważ na ławce nie ma rezerwowych. Puste trybuny bolą jeszcze bardziej. 

Brak jakiegokolwiek głosu wspierającego, praktycznie świadomość, że większość, o ile nie wszyscy na trybunach są przeciwko tobie, który dajesz z siebie wszystko...to jest okropne.

Tak bym powiedziała jeszcze w zeszłym tygodniu. Ale po tym wszystkim...

Kasamatsu odetchnęła głęboko, lądując po wykonaniu wsadu.

Mam to gdzieś.

Gdy tylko siatkarze tego wieczoru opuścili salę, Hayato zamknął ją i podrzucił kluczę do pomieszczenia obok, do koszykarzy, przy okazji wspominając, że nadal czeka na furgon truskawkowych żelek.

Trening koszykarzy skończył się jakiś czas temu. Teraz rozeszli się na poszczególne sale, celem wolnego treningu. Nakamurze udało się nawet namówić Haruguchiego na wspólne ćwiczenia. Tymczasem Akechi odmówił, twierdząc że musi coś załatwić.

Blondyn westchnął lekko i nacisnął klamkę. Drzwi ustąpiły.

-Oi, Kaori. - powiedział Kayuzuki, wchodząc do środka. - Wreszcie mogę z tobą porozmawiać.

Złapała piłkę w obie dłonie.

-O co chodzi?

Blondyn wsunął dłonie w kieszenie i podszedł do ławki. Popatrzył chwilę na obraz za oknem, po czym odwrócił się w jej kierunku.

-Wiem, że zerwałaś z przeszłością i cieszę się z tego. Ale, gdy byłaś w Akicie, coś odkryłe...

-Daj sobie spokój. - powiedziała spokojnym tonem, podchodząc do linii rzutów wolnych. - To już było. Do pewnego czasu wierzyłam, ale teraz...Nie obchodzi mnie, co i czy coś jeszcze wymyślił ten głupi kapitan. Nie obchodzi mnie już nic związanego z tym człowiekiem. To było ostateczne zerwanie z tym popieprzonym rokiem. W kwestii koszykówki, tego roku...nie było, Kayu-san.

-No dobra, ale daj mi coś po...

-Nie zamierzam patrzeć do tyłu. - powiedziała, spoglądając na niego.- Poprowadzę drużynę do zwycięstwa.

Akechi uśmiechnął się lekko.

-Jesteś członkiem Pokolenia Cudów.

Stała, wpatrując się w kosz i zaciskając zęby.

-Jestem.

-Tylko do pewnego stopnia można iść samemu. Jasne, że w grupie jest się silniejszym, ale nie w tym momencie. - powiedział nagle, jakby wiedział, co jej chodzi po głowie. - Możesz porzucić drużynę, Kaori. Nie wahaj się.

-Nie waham się. Już się nie waham.

Zamknęła oczy i nieco spuściła głowę. A Kayuzuki kontynuował:

-Wiem. Zdecydowałaś. Poranny trening to udowodnił. 

Przez dobrą chwilę milczała.

-Porzucę drużynę. Zajmę się sobą, ale...

 -Tylko na ten czas...pamiętaj.-przerwał jej - A gdy będziesz gotowa, wróć do niej. Niezależnie, w którym momencie Winter Cup to będzie. Przez ten czas, nieważne jak długi, nie kieruj się poprowadzeniem drużyny do zwycięstwa, tylko tym, że to ty masz wygrać!

-Zaczęło się tak w w gimnazjum, na ostatnich moich mistrzostwach.-powiedziała powoli - Tam...pękliśmy. Mogłam to zatrzymać, Kayu-san. Nie powinnam była tego robić.

Już się miał odezwać, ale mówiła dalej:

-Niemniej, dzięki temu, oni to przeżyli. Ten niesamowity i nagły rozkwit talentu, który doprowadził do tego, że stali się zimni i niepokonani oraz samotni. Ja tego nie przeżyłam, zamiast tego mam za i ze sobą to, co oni dopiero odkrywają. Grę drużynową i kolegów z zespołu. Żeby im dorównać, muszę mieć tamto doświadczenie ze sobą. Żeby przywrócić swoją utraconą dumę członka Pokolenia Cudów. Dumę i doświadczenie, które pozwolą mi stać się prawdziwym asem. To nie jest cofanie się do tego stylu gry i bycia, co kiedyś...tylko doświadczenie czegoś, czego powinnam doświadczyć. Jako as. Zespół w tej chwili mnie mocno ogranicza.

-Porzucasz drużynę, żeby twój talent rozkwitł, ale...Wróć. - wtrącił Akechi - Gdy już dojdziesz to tej krawędzi, do której zawodnik może dojść sam, wróć do drużyny.

-Po prostu...zrobię to. -spojrzała ponownie na kosz. - Zagram jak Pokolenie Cudów, po to, żeby przewyższyć samą siebie. Dla zwycięstwa.

Graj...

Jak dumny z siebie as...

Graj...

Jakbyś tylko ty była na boisku...

Graj...

Jako członek Pokolenia Cudów.

-A co z drużyną Teiko?

-Wiszę im wszystkim prawdziwe pojedynki...-powiedziała -Przez to, na co pozwoliłam, decydując się na odejście. To nie był mój najlepszy z pomysłów, chociaż spowodowało to, że są silniejsi, niż kiedykolwiek byli.

-Ale dzięki temu ty jesteś tu, gdzie jesteś teraz. Tak samo jak i oni.- Akechi już dostrzegał zmianę. Postępowała wręcz...natychmiastowo. - Jedziesz na Winter Cup, Kaori. Piorun Pokolenia Cudów przeciwko Pokoleniu Cudów.

Uśmiechnęła się lekko i włożyła ręce w kieszenie.

Kise odwrócił się i włożył ręce w kieszenie. 

-Cóż, ja chcę tylko w końcu pokonać Aominecchiego.

-Cóż, ja chcę tylko w końcu pokonać chłopaków.

-Rozumiem. 

-Rozumiem. - powiedział Kayuzuki.

-Wygram za wszelką cenę. -  dokończył blondyn, po czym odwrócił się i ruszył w kierunku sali.

-Wygram za wszelką cenę. 

Yukio uśmiechnął się. 

-Rozumiem. - wstał i ruszył za skrzydłowym.

-Rozumiem. - powtórzył jeszcze raz Akechi.

***

Kaori wybiła się z linii rzutów wolnych i wsadziła piłkę do kosza. Kula przeleciała przez obręcz i uderzyła o parkiet. Rozległ się huk. Dziewczyna wylądowała i otarła koszulką usta. Wolny trening trwał nadal i to nie tylko w tym pomieszczeniu. Kawałek dalej, na sali piłkarzy Kamata, mając za przeciwnika Himurę dopracowywał Devil Claw, co było dość trudne, zważywszy na Phoneix Eye przeciwnika. Za ścianą tymczasem razem trenowali Nakamura i Haruguchi, a jeszcze dalej, na małej salce hokeistów Hideaki, mając za obserwatora Ibukę trenował wsady. Dobiegała dziesiąta wieczorem, więc zasadniczo mieli jeszcze trochę czasu.

-No...nieźle sobie ćwiczysz. - dobiegł ją głos. Spojrzała w kierunku, z którego dochodził.

-Aomine.

As Touou wysunął dłonie z kieszeni spodni i wszedł na salę.

-Czekałem. Nie przyszłaś na boisko.

Podniosła piłkę i ujęła ją w obie dłonie.

-A bo wiesz...coś się zmieniło.

Aomine stanął obok. Jego twarz nie wyrażała niczego.

-Co takiego?

Spojrzała na niego.

-Może lepiej ci pokażę, co? Bądź w obronie.

Daiki wzruszył ramionami i ściągnął bluzę, po czym ustawił się w danym miejscu.

Kaori zaczęła kozłować piłkę. Ani ona, ani on nie spuszczali z siebie wzroku. W pewnym momencie ruszyła do przodu. Aomine, widząc, że zamierza minąć go po prawej, przesunął się w tamtym kierunku, ale było coś innego.

Nowa technika.

Chłopak wyprostował się, patrząc jak dziewczyna wbija wsad. I nagle to poczuł.

Siódmy Cud, owszem, już wcześniej wrócił za te wrota, gdzie stała reszta.

Siódmy Cud, owszem, odradzał się jako as zespołu. 

Jako członek Pokolenia Cudów.

Ale dopiero teraz wyrównywał przepaść, która powstała przez rok różnicy między nim, a resztą.

Aomine stał w bezruchu. Po chwili na jego wargach zatańczył uśmieszek.

-Wiedziałem.

Akashi Seijourou zmarszczył brwi.

Murasakibara Atsushi na parę sekund przestał pałaszować żelki.

Midorima Shintarou na chwilę oderwał się od rozwiązywania zadania.

Kise Ryouta przystanął, chwytając piłkę w obie ręce.

Kuroko Tetsuya podniósł głowę do góry.

Niby nic się nie stało. Ale wszyscy to poczuli.

I chociaż każdy z nich grał w innej drużynie...

Nareszcie byli w komplecie.

Kaori stała do niego tyłem. Aomine wyczuł zmianę jej aury.

Nie było już drużyny. Nie było już kapitana, Kasamatsu Kaori.

Była jedynie ona, Siódmy Cud i jej umiejętności.

Coś, co musiała zrobić.

-Daiki...

Granatowowłosy podniósł bluzę.

-Przecież widzę. Już mnie nie potrzebujesz. Teraz możesz iść tylko sama. -mruknął, zarzucając bluzę na ramię.- Nareszcie to do ciebie dotarło, idiotko. W końcu jesteś w tym miejscu, w którym powinnaś byś od dawna.

Spojrzała na niego kątem oka.

-Wybacz za fatygę. Wybacz...za wszystko, co wam zrobiłam.

Przewrócił oczami.

-Mnie nie przepraszaj. Ja fochów nie strzelam. Ale i tak wisisz mi jeden na jednego.

Obróciła się szybko i wyciągnęła rękę.

-Jeden na jednego. W prawdziwym meczu. Na sto procent.

Uścisnął, ale...

-Jedyną osobą, która może mnie pokonać, jestem ja sam.

Parsknęła śmiechem.

-Osobą, która cię wtedy pokona, będę ja.

-Wiesz...-podrapał się po głowie drugą ręką i westchnął ciężko. - Ja...

Parsknęła śmiechem.

-Znasz odpowiedź, Daiki. Zawsze ją znałeś. Ponieważ czułeś to samo. Wkręcaliśmy Midorimę, ale zbliżyliśmy się do siebie bardziej niż kiedykolwiek, jednak nie byliśmy sobie przeznaczeni.

-Nigdy nie planowaliśmy nic większego. - wszedł jej w słowo i uśmiechnął się. - Nigdy...niczego nie planowaliśmy.

-I to właśnie dlatego dzisiaj możemy tak swobodnie rozmawiać. Dlatego ja...oprócz Satsuki...-dźgnęła go w klatkę, nad serduchem. - Znam cię najlepiej, matołku. Potrafię cię przejrzeć całkowicie.

Tym razem to on parsknął śmiechem i opuścił ręce.

-I ja ciebie też, siostrzyczko.

Położyła dłonie na policzkach i rozszerzyła oczy niby w geście zdziwienia.

-Och! Cóż za niesamowite wyznanie uczuć! Nagrał to ktoś? - po czym zaśmiała się i wyprostowała. - Zawsze będziecie moją rodziną, bałwany.

-Midorima też?

-On też!

***

-Na pewno chcesz to zrobić? - zapytał Izuki, odwracając uwagę od ognia i spoglądając na przyjaciółkę. - Nie będzie odwrotu.

Kaori, dotąd kucająca koło ogniska, z ręką uniesioną nad płomieniami, wyprostowała się.

-Ma nie być odwrotu.

Czarnowłosy kiwnął głową.

-Jak uważasz.

Kaori otworzyła wielką sportową torbę, którą przytachała ze sobą. Pierwsze, co wyciągnęła, był to plik opatrzony tytułem Taktyka na Yosen. Po spotkaniu z Himuro i zdegradowaniu do poziomu zawodnika, kompletnie bezwartościowa. Nie była już kapitanem. Nie była już trenerem. To nie była już jej rola.

Była zawodnikiem.

Trzask! Plik wpadł w ogień. Dość szybko płomienie zaczęły trawić papier. W ślad pliku poszły zdjęcia, kopie posiadane przez Kaori, dokumentujące rok poprzedni. Spojrzała na twarz kapitana na pierwszym zdjęciu.

Nie czuła już nic.

I wrzuciła wszystkie w płomienie. W ognisku zasyczało. Obserwowała jak jęzory powoli trawią wszystkie zdjęcia i utkwiła wzrok w tym jednym, drużynowym. Twarz kapitana powoli poszła z dymem.

Ostatnim, co wyciągnęła, była granatowa koszulka z numerem cztery. Spojrzała na nią i zacisnęła dłoń,  w której trzymała materiał, w pięść.

Izuki stanął obok niej. Wyciągnęła rękę przed siebie, tak, że materiał opadał wprost na końce płomieni, które powoli zaczynały go lizać.

-Żegnaj...pani kapitan*.

Poczekali, aż wszystko spłonie doszczętnie. Gdy to już się stało, czarnowłosy spojrzał na dziewczynę.

-Idziemy pograć? Do pięciu punktów.

Kiwnęła głową. Po chwili znaleźli się na ich ulubionym boisku. Kaori kozłowała piłkę, Shun stał tuż przed nią. W pewnym momencie przeszła po jego lewej stronie. 

Pobiegła w stronę kosza. Ruszył za nią w pogoń i zabiegł jej drogę. Granatowowłosa spojrzała na niego przelotnie i zatrzymała się, tylko po to, by od razu ruszyć dalej.

Co? Jakiego rodzaju to przejście?

Wybiła się sprzed linii rzutów wolnych.

Wsad?!

Wbiła piłkę do kosza, czemu towarzyszyło potężne skrzypienie obręczy.

Jednak...to było coś nowego. Izuki patrzył na nią ze zdziwieniem.

Kaori obróciła się w jego kierunku, a w jej oczach zabłysł nigdy nie widziany przez niego blask. Blask dumy, który spotkał do tej pory tylko u Kise, Midorimy i Aomine.

Tylko u członków Pokolenia Cudów.

Dumę Pokolenia Cudów.

________________________________________________________________________________

Nareszcie skończyłam! Mam nadzieję, że jeszcze zdążę się nauczyć na egzamin.

*Skłaniałam się ku temu, by napisać kapitanie, ale wyszłoby tu nieporozumienie. Chodzi o to, że Kaori do ogniska wrzuca część siebie, a nie głupiego kapitana; z nim się już pożegnała w Akicie.

O ile oglądaliście/czytaliście Haikyuu, zdajecie sobie sprawę z tego, że pojawiły się tutaj drużyny z tej mangi. Nie będą miały większej roli, mimo wszystko małe skrzyżowanie się tutaj pojawi. Wszystko zależy od tego, jak w grze poradzą sobie siatkarze Okamino. Nie będzie to wielce rozbudowany wątek, ponieważ skupiamy się tu na koszykówce, a nie siatkówce.

Kilka rozdziałów wcześniej powiedziałam, że Winter Cup rozpocznie się mniej więcej w czterdziestym rozdziale. Tak nie będzie, ponieważ przeszłość w Teiko i Okamino postanowiłam wprowadzić teraz, a nie jak planowałam. Winter Cup rozpocznie się pewnie koło rozdziału czterdziestego trzeciego lub nawet czterdziestego piątego. Mimo wszystko, zapewniam, że chociaż to długi czas oczekiwania, będzie warty tego, co tam przeczytacie. Oj...tam dopiero się wszystko okaże. I jak bardzo mnie zabijecie...

Okej. Ja wracam do nauki na ostatni, letni egzamin. Soundtracki dodam później.

Trzymajcie się! ;* 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro