Rozdział 17 - Cecha rodzinna
Podróż nad morze trochę trwała. Wszelkie informacje dotyczące przebiegu obozu Wilki miały otrzymać na miejscu, wiadomo było, że wysłuchiwanie wskazówek o czwartej rano, gdzie wszyscy są zaspani i nic do nich nie trafia, mija się z celem.
W autokarze, który podjechał, było było dość dużo miejsca, by każdy siedział osobno, jednak Kise, starym zwyczajem, wepchnął się na siedzenie obok Kaori, ku niezadowoleniu Moriyamy i powszechnemu zdziwieniu reszty drużyny brakiem reakcji kapitana. Natomiast Yukio, który dobrze wiedział, że ani kuzynka nie ma nic ku Kise, ani on ku niej (na szczęście, bo kogo jak kogo, ale nie wyobrażał sobie jego w swojej rodzinie) oraz nie chcąc pokazywać reszcie swojej opiekuńczości względem młodszej dziewczyny i też chcąc odespać parę godzin, po prostu położył się spać.
-Tyle zajebistości w jednym miejscu, co Kascchi?
Kaori i Ryouta po prostu byli dobrymi przyjaciółmi. Chociaż zaprzyjaźnili się dopiero w drugiej klasie, gdy chłopak dołączył do klubu koszykówki, znali się z widzenia już nieco wcześniej. Dzielili często tą samą pozycję w meczach i to przez oboje z drużyny wyleciał Haizaki. Gdy zdarzało się, że grali razem na boisku, doskonale się rozumieli. Zafascynowany stylem Aomine Kise wiele razy rozgrywał z nim jeden na jednego. A kiedy bywało, że Daiki miał dość lub mu się po prostu nie chciało albo blondyn wciąż był pełny energii, grał z Kaori. Też nie wygrywał. Przynajmniej taki był stan w gimnazjum. Jak wyglądałby ich pojedynek teraz, tego nie wiedział nikt.
Ale bardzo łatwo mogli się o tym przekonać. I to już niedługo.
***
https://youtu.be/Z5Ah9p80WQ8
Dwa lata wcześniej, Gimnazjum Teiko
Było południe, dość ładnie świeciło słońce i wiał lekki wietrzyk. Akashi obrócił się i wszedł na ostatnie schody prowadzące na dach, gdzie znajdował się zazwyczaj nie tylko Daiki, ale i Kaori, która przerwę śniadaniową, niezależnie od pory roku, zawsze tam spędzała.
W tamtej chwili akurat Aomine nie było na dachu. Dziewczyna siedziała na samym brzegu, z nogami przewieszonymi przez krawędź budynku. Seijurou zamknął drzwi i ruszył w jej kierunku.
-Chcesz porozmawiać, kapitanie? - zapytała, wcale się nie odwracając.
Wiedział. Wiedział, że poznała go po krokach. A fakt nazwania go kapitanem tylko potwierdzał to, że już zdawała sobie sprawę co będzie przedmiotem ich rozmowy.
-Doszły mnie słuchy...-podszedł i usiadł obok, w identycznej pozycji. -...Że zamierzasz skończyć szkołę już w tym roku.
Kaori odchyliła się do tyłu, podpierając się rękami o podłoże.
-Tak. Chyba. Nie podjęłam jeszcze ostatecznej decyzji, ale tobie...-spojrzała na niego - Chodzi o drużynę.
Nawet nie przytaknął.
Wróciła do swojej wcześniejszej pozycji, splatając dłonie.
-To właśnie czyni tę decyzję tak trudną. Z jednej strony nie chcę was zostawiać, z drugiej strony odrzucenie oferty szkoły, która prawdopodobnie jako jedyna zaoferowała mi miejsce w męskim klubie, to odrzucenie przyszłości. Dobrze wiesz dlaczego nie mogę grać w żeńskim.
Chłopak mierzył ją spokojnym spojrzeniem.
-Ale nie przyszedłeś tu, żeby słuchać moich rozterek - mruknęła - Chodzi ci o Kise.
-Tak - przyznał. - Co mam zrobić? Dzielicie praktycznie tą samą pozycję.
Akashi Seijurou. To był tamten, pierwszy Akashi. Nie maszyna do wygrywania, nie bezlitosny Imperator.
Ten, z którym wówczas rozmawiała, to był gość, który szczerze się zastanawiał, które z nich wystawić w meczu. Dlatego, że miała zamiar odejść, nie chciał pozbawiać jej ostatnich meczy, które mogli razem zagrać. Z drugiej strony posadzenie rozwijającego się wciąż Ryouty na ławce nie było dobrym pomysłem.
Raz się już poświęciła. Dla Aomine. Zagrali kilka meczy bez niej i chociaż wygrali, brakowało im ich Pioruna, który zdobywał tyle piłek. A teraz stali przed ostatnią szansą zagrania razem. Już wtedy wiedzieli, że może być tak, że nie znajdą się wszyscy w tych samych szkołach średnich. I właśnie z tych powodów Akashi nie chciał pozbawiać ich szansy ostatniego zgrania się z Kaori.
-Po prostu - wstała na równe nogi.- Rób, co musisz, Akashi.
Kapitan uniósł wzrok.
-To znaczy?
-To znaczy...-spojrzała przed siebie z lekkim uśmiechem, po czym zwróciła wzrok z powrotem na niego - Grajmy, jak zawsze. Ty, ja, Kise, Aomine, Murasakibara, Kuroko i Midorima. A jeśli stwierdzisz, że zdjęcie lub wstawienie któregokolwiek z nas będzie lepszym rozwiązaniem dla tego, co się dzieje na boisku, po prostu to zrób. Może to są nasze ostatnie wspólne mecze...-wyciągnęła dłoń w jego kierunku. - Ale to nie znaczy, że musimy się ograniczać, prawda?
Chłopak uśmiechnął się lekko i złapał jej rękę. Pociągnęła go do góry.
-Prawda.
Zabrzmiał dzwonek. Stojący na schodach Kise, podsłuchujący zza drzwi, wykorzystał okazję i zszedł cichutko na dół.
Kasamatsucchi...
-Tylko wy wówczas trenowaliście. - powiedział nauczyciel klasy Aomine i powiódł po nich wzrokiem - Które z was to zrobiło?
-Ja- odezwała się Kaori.
Dlaczego...
Dlaczego rezygnujesz z siebie, byleby innym było dobrze?
Mogła przecież powiedzieć: Chcę grać z wami jak najdłużej. Dobrze wiedział, że jej na tym zależało.
Ale mimo to...
Wówczas jeszcze nie wiedział, że to też jest cecha rodzinna.
***
https://youtu.be/BQ8WiNRMZW0
Od: Kazunari
5:15
Jak tam, Słońce? Dojechaliście?
Od: (Prawie) Moje Słońce
Jeszcze nie, wyjechaliśmy z godzinę temu. Nie śpisz o tej godzinie? Masz trening niedługo.
Od: Kazunari
Chcę wiedzieć, co się z dzieje z Moim Słońcem.
-Oya? - mruknęła i wystukała odpowiedź. Parsknęła śmiechem. - Więc chcesz się pobawić? Kazunari...kun.
Od: (Prawie) Moje Słońce
A kto jest Twoim Słońcem?
-Huh? To taka z Ciebie cwaniara? - uśmiechnął się Takao - Jednak masz też tą kobiecą stronę, czy tylko się ze mnie nabijasz? Kaori...chan.
Od: Kazunari
<załącznik>
Wystarczy?
Powiększyła obrazek. Był to zrzut ekranu z ich rozmową, a miał ją w kontaktach podpisaną jako
-Moje Słońce? Nie pozwalasz sobie na zbyt dużo...?-westchnęła.
Od: Moje Słońce
Nie pozwalasz sobie na zbyt dużo, Kazunari-kun?
Odpowiedź przyszła natychmiastowo.
Od: Kazunari
Jeeej! Zwróciłaś się do mnie po imieniu! Myślę, że skoro moje zamiary zostały odkryte, to może rozwiążemy tą sprawę po Twoim obozie?
-Huuh? Sporo za wcześnie na takie dywagacje...-mruknęła, wpisując wiadomość - Kazunari.
Od: Moje Słońce
Sprawę rozwiążemy...
Od: Moje Słońce
Na Winter Cup.
Takao długo się wpatrywał w telefon z szerokim uśmiechem.
-I za to cię właśnie kocham, Kaori-chan.
Do: Moje Słońce (no jeszcze trochę...)
Zgoda.
***
-Nie wierzę, że wyciągnąłeś mnie na bieganie o tej porze. - stęknął Junpei, biegnąc obok przyjaciela. Była szósta rano. - Jesteś okropny, Izuki.
Rozgrywający, ubrany w niebieską bluzę, zwrócił głowę w stronę rozmówcy.
-I tak miałeś zamiar to zrobić, Hyuga. - a kiedy kapitan nie odpowiedział, dodał - Nie lubię biegać sam.
Na twarzy obrońcy pojawiło się zrozumienie.
-A-ach! Twoja dziewczyna pojechała na obóz, tak? - szturchnął czarnowłosego łokciem w bok, posyłając w jego kierunku wielce mówiący uśmieszek, a ten spojrzał na niego z urazą.
- Daj spokój, Hyuga! - rzucił i wybiegł do przodu. Po chwili zwolnił, pozwalając kapitanowi się dogonić - Jesteśmy tylko przyjaciółmi.
-Tylko. - zaśmiał się ciemnowłosy. - Ile lat się już znacie?
-Z czternaście? Nie pamiętam dokładnie.
-No właśnie - kapitan klepnął przyjaciela w ramię. - Czas najwyższy się za nią zabierać, mój drogi przyjacielu! - a kiedy rozgrywający zrobił cierpiętniczą minę, dodał: - Jest tyle lat tak blisko, jeszcze ktoś ci ją sprzątnie sprzed nosa! No weź, Izuki-kuuuuuuun...zrób Eagle Arrow do jej serca!
Shun uniósł brwi. Junpei ewidentnie żartował, ale takie zachowanie było strasznie rzadkie u niego.
Wstawanie o tej porze chyba mu nie służy.
-Taki z ciebie cwaniak, to czemu nie zrobisz double clutch naszej trener?
-Waaaaaaaaah? - zaczerwienił się Hyuga, ale po chwili uspokoił- Nie wiem o czym mówisz.
Izuki parsknął śmiechem. Przez jakiś czas biegli w milczeniu, aż rozgrywający ponownie się odezwał.
-Pokazała mi coś na treningu. - mruknął, z zamyśloną miną.
-Hm? - Junpei aż przystanął - Co takiego?
Shun również się zatrzymał.
-Wsad.
Szczęka kapitana sięgnęła do samej ziemi. Zaraz podskoczył do rozgrywającego i zaczął nim szalenie potrząsać.
-I mówisz mi to dopiero teraz, daho! Wiesz co to oznacza?! Mamy na głowie kolejnego, popieprzonego potwora, który będzie jeszcze groźniejszy niż poprzednio!
-No, ale przestań mną trząść! - zawołał chłopak, wyrywając się kapitanowi - Chodźmy lepiej zrobić jeszcze jedną rundkę! - powiedział i wystartował do przodu.
Hyuga jeszcze przez chwilę stał w miejscu.
-Ano yaro...Matte, kooraaaaa!
***
-Kiseeee...-ziewnęła Kaori, próbując zepchnąć z siebie blondyna. - Złaź, nie jestem twoją poduszką.
Była już ósma rano i najwyraźniej byli coraz bliżej celu. Większość zawodników jeszcze spała, wyjątkami byli kapitan Kaijou, Mitsuhiro i obaj bracia Nakamura.
-Kise...Oi, no...- wywróciła oczami - Ryo-chaaaan!
Chłopak tylko mruknął coś pod nosem i tylko bardziej ją przygniótł. Siedząc w autobusie, nijak nie mogła go kopnąć, ani uderzyć, a lekki to on nie był.
-Czas na bardziej dramatyczne środki...-westchnęła i wzięła głęboki wdech- Yukiooooo! Ratuj!
3...
2...
1...
BUM!
Ryouta zbierał się z podłogi ze łzami w oczach, w których błyszczał jeszcze czysty wyrzut.
-Za co, Kasamatsu-senpai?
-Nie rób sobie poduszki z mojej kuzynki, idioto! - wywarczał cicho kapitan, raz po raz kopiąc blondyna.
Chłopak wstał na nogi.
-Um...wybacz, Kascchi.- powiedział, siadając z powrotem na miejscu - Nie zamierzałem...
-Za dużo pakujesz na tej siłowni.- mruknęła i uderzyła go w ramię. - Zrobiłeś się przyciężki, a może to od tych burgerów z Kagamim?
-HA?! - udawał oburzonego - Ja nie wiem, o czym ty...
A Kaori kontynuowała dalej, jakby nie zważając na reakcję chłopaka:
-Musisz więcej ćwiczyć, bo inaczej może będziesz modelem, ale XXL ( ChiiTaiyoo dzięki) Twoje fanki i siostry ci tego nie wybaczą!
Kise uśmiechnął się.
-O nie, Kascchi, tego ci nie przepuszczę...-powiedział cicho, udając poważnego- Oddam ci na treningu, o to się nie martw.
Parsknęła śmiechem i uniosła ręce do góry, niby w geście bezradności.
-Droga wolna...-tu jej wzrok zmienił się, była gotowa podjąć wyzwanie. - O ile zdołasz.
Ryouta uśmiechnął się jeszcze szerzej.
I to jest ta Kascchi, którą zapamiętałem.
***
Po wielkim finale, w którym oczywiście zwyciężyli, zawodnicy Rakuzan dostali trochę czasu wolnego. Fakt faktem trwały właśnie letnie wakacje, więc od szkoły i tak mieli spokój, ale treningi i tak się odbywały. Akashi oczywiście zostawał, Reo wspomniał, że ma coś do roboty, a Kotaro postanowił skorzystać i odwiedzić mieszkających w Tokio rodziców i obie siostry. Wizyta w stolicy nie miała tylko charakteru rodzinnego, chciał też spotkać się ze swoim starym rywalem, na twardym, asfaltowym boisku, gdyż na Inter-High nie udało im się zagrać przeciwko sobie. Akademia Okamino odpadła w trzeciej rundzie, grając przeciwko Yosen, które następnie oni rozgnietli bez większego problemu, chociaż Hayama zdawał sobie sprawę, że gdyby ten fioletowowłosy wielkolud był na boisku, mecz nie przebiegłby tak łatwo - w końcu sam Ei-chan z nim przegrał, jeszcze w gimnazjum.
Chłopak zarzucił torbę na ramię i wysiadł z pociągu. Rozejrzał się po dworcu i ruszył w kierunku odpowiedniego wyjścia.
-Kotaroooooo! - przystanął, bo usłyszał znajomy głos. Na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech.
-Neeeeeeee-chaaaaaaaan! - krzyknął, obracając się i pędząc w stronę starszej siostry, Kumi, najstarszej z trójki rodzeństwa. Blondyn rzucił się na dziewczynę, przewrócił ją i przygniótł, ciesząc się jak małe dziecko.
-Jeszcze raz gratuluję zdobycia mistrzostwa! - powiedziała jasnowłosa, kiedy szli w kierunku domu- Nasz mały braciszek jest najlepszy w kraju!
-A jak!- zawołał Kotaro, szeroko się uśmiechając.
Przechodzili właśnie obok boiska, na którym często spędzał czas, zanim się wyprowadził. Na którym zaznał niejednej porażki, z jednej ręki. Chłopak przystanął i spojrzał w tamtym kierunku. Kumi zauważyła to.
Jednak na boisku, tym razem, nie było nikogo.
Hayama zacisnął zęby. Siostra spojrzała na niego.
-Słyszałeś, że...-powiedziała, ruszając dalej, jak gdyby nigdy nic. - Wilki z Tokio pojechały na obóz treningowy?
Chłopak zamrugał oczami.
-Poważnie?
-Tak, Kotaro. - zatrzymała się i spojrzała na niego. Wiedziała o rywalizacji jasnowłosego z Kasamatsu Kaori i trzymała zawsze kciuki za swojego małego braciszka. - Dzisiaj z nią nie pograsz.
Hayama spojrzał jeszcze raz na boisko.
-Dzisiaj nie, ale...-włożył ręce w kieszenie i stanął obok siostry - Niedługo już na pewno, z pewnością wygram...Kaori.
***
Obie drużyny wysiadły z autobusu i stanęły w równym rządku przed trenerem. Mężczyzna zmierzył wzrokiem wszystkich zawodników, jakby sprawdzając, czy są wszyscy, doliczywszy się pięciu graczy w granatowych bluzach dodał ich do tych w niebieskich i wyszła mu taka sama liczba, jaka była na starcie, wniosek - wszyscy, nawet Kise byli obecni.
-Kasamatsu, pozwól.
-Tak? - zapytali jednocześnie Kaori i Yukio, a trener walnął się mentalnie w czoło.
-Kapitan Okamino. - gdy podeszła, podprowadził ją w bok, w stronę budynków, które okazały się salami gimnastycznymi. Na trawie przed nimi znajdowały się ławki. Mężczyzna przysiadł ciężko na jednej z nich i spojrzał na dziewczynę.
-Dwa sparingi dziennie przez całe dwa tygodnie, rano i popołudniu- skinęła głową. - W programie jest też siłownia oraz bieganie. Kaijou organizuje swoje obozy z dużą dokładnością, dlatego koszty często są większe niż w przeciętnych wyjazdach. - powiedział, patrząc na nią, jakby czekając aż zaprotestuje. - Mamy do dyspozycji pięć sal gimnastycznych, z możliwością podziału ich na połówki, co daje dziesięć małych boisk do koszykówki. Czy to wam wystarcza?
-Oczywiście - mruknęła, zginając się w pół.- Dziękujemy!
Trener podźwignął się na nogi.
-Jakieś pytania?
-Jedno. - powiedziała, prostując się - Wolne treningi?
Takeuchi zmierzył ją długim spojrzeniem.
-Dozwolone. - Kaori wypuściła powietrze z płuc. - Podczas wolnych treningów możecie oczywiście ćwiczyć z kim chcecie, ale...Sale mają być sprzątnięte i opuszczone do godziny dwudziestej trzeciej. Zrozumiano?
-Wszystko!
***
Zawodnicy obu szkół wyciągnęli z pojazdu swoje torby i ruszyli w stronę domku, w którym mieli zamieszkać na czas trwania obozu. Obiekt zawierał pokoje, w których mieli spać, łazienki, siłownię oraz jadalnię. Na całe szczęście, żadne z nich nie musiało gotować. Tak naprawdę nikt nic nie wiedział o umiejętnościach kulinarnych tego drugiego, za wyjątkiem Kise - jego po prostu nie można było wpuszczać do kuchni.
Na miejscu okazało się, że pokoje są tylko dwuosobowe, ale widząc piekielną aurę wydobywającą się z obu kapitanów i to praktycznie taką samą (czyli wkurzony Kasamatsu Yukio razy dwa), ani Kise, ani Kamata, ani Moriyama nie rzucili swoich pomysłów, i Kaori po prostu miała pokój na wyłączność, jednak ścianę w ścianę z tym, w którym mieszkali Kise i Shinya Nakamura.
Kaori wrzuciła torbę z rzeczami codziennego użytku do niewielkiej szafy stojącej w rogu pokoju. Tą klubową postawiła na łóżku i zaczęła w niej grzebać. Wyciągnęła strój treningowy oraz adidasy. W samym rogu torby, pieszczotliwie złożona, znajdowała się granatowo-szara koszulka, ale od stroju meczowego, z numerem siedem. Rzecz ta przedstawiała wielką wartość dla niej samej i dla poprzedniego składu Okamino.
W tym roku odziedziczyła numer Ayagewy, kapitański numer cztery. Nigdy nie nosiła siódemki. W Teiko biegała z dziewiątką, a w zeszłym roku w Okamino z jedenastką. I gdyby nie sytuacja z meczem Yosen na Winter Cup, nigdy też by się nie spodziewała, że i czwórka, i kapitanowanie spadnie na nią.
Kaori Kasamatsu, drugoklasistka z Akademii Okamino, będąca dokładnie w tym samym wieku, co koledzy rok niżej, kapitanem Wilków z Tokio? Sam fakt, że dziewczyna grała w męskim klubie, na męskich zawodach był dość zdumiewający, a że prowadziła zespół i jednocześnie była trenerem, jeszcze bardziej.
Gdyby miała wybierać, jedynym słusznym wyborem, spośród klas drugich, obecnie trzecich był Himura Takahiro. Ale jego, podobnie jak reszty nie było.
Taak...bardzo byś nam się teraz przydał, Himura-san.
Od początku roku, miała na głowie wszystko sama. Obiecała stworzyć Ayagewie drużynę i ją poprowadzić. Starała się jak tylko mogła, mimo to przegrali w meczu z Yosen. Nie dotarli do ćwierćfinału, o Winter Cup będą się bili od samego początku. Ale i ta gra miała swoje dobre strony.
Wszystko teraz zmierzało ku lepszemu. Zespół scalił się ponownie i trenował ze wszystkich sił, wprowadzała stopniowo to, co zamierzała, poprawiali się ciągle, ona sama ćwiczyła z Aomine i Shunem, a teraz trafił im się, jak szczęśliwy los, obóz z Kaijou.
I jak tu nie kochać kuzynka?
Zerknęła na zegarek. Miała jeszcze dobre pół godziny do rozpoczęcia obozu treningowego. Trener Kaijou dał im godzinę, zdawała sobie sprawę z tego, że dziesięć minut jest na rozpakowanie się, czterdzieści na małą drzemkę i dziesięć na ogarnięcie oraz dojście do pierwszej sali, ale wyspała się dostatecznie w autokarze, pomimo tego, że przygniótł ją Kise.
Kaori sięgnęła do bocznej kieszeni i wyciągnęła dość spory zeszyt, w którego powrzucała swoje notatki, nad którymi pracowała ostatnimi czasami.
Shigeru Kamata
wzrost: 186 cm
umiejętności: ...
-No właśnie - mruknęła, biorąc długopis w rękę. - No to zaczynamy.
***
https://youtu.be/ofQEsY7sBPk
Kotaro stał na boisku i kozłował piłkę. W pewnym momencie złapał ją i wrzucił do kosza. Podążył wzrokiem za opadającą na ziemię kulą, która po chwili uderzyła w ziemię. Chłopak patrzył na piłkę. Czuł się zdenerwowany, ale zupełnie nie wiedział dlaczego.
-Hę? A ty znowu tutaj - dobiegł go głos, w którym wyczuł od razu nutkę odrazy.- Hayama.
Blondyn wygiął lekko wargi do góry i obrócił w tamtym kierunku.
-A ty, tym razem, analizujesz przeciwnika, czy po prostu ci się nudzi? - obdarzył przybysza swoim firmowym uśmiechem. - Hanamiya.
Kapitan Kirisaki Daichii wyciągnął dłonie z kieszeni.
-Nie -opuścił ręce wzdłuż ciała.- Przed grą z tobą mam jeszcze przynajmniej z cztery osoby do załatwienia. Robię to po kolei, rozumiesz.
-Chyba do zamordowania.- parsknął śmiechem jasnowłosy. Makoto zmierzył go wzrokiem. - Niech zgadnę...Żelazne Serce, tak na dobry początek. - a widząc, że ten zamrugał oczami, kontynuował: - Ten straszny kapitan z Touou i ten ich as. Łatwo cię rozgryźć, nawet mnie to nie stanowi trudności, Hanamiya.
-Taak? Wobec tego, co z czwartą osobą? - uśmiechnął się szyderczo rozgrywający.
Kotaro westchnął i podniósł piłkę.
-Czwarta osoba jest moja - tutaj jego ton głosu oraz wzrok spoważniał. - To jest mój przeciwnik. Od wielu wielu lat.
-No to jest nas trzech. - powiedział ciemnowłosy, który jakby czekał na taką reakcję.
Hayama zmarszczył brwi.
-Trzech?
-Jest jeszcze jeden. Rozgrywający, kojarzysz go? Grają tutaj często razem.
Oczy Kotaro rozszerzyły się.
-Taak? To może...-rzucił kulą w stronę Hanamiyi.- Coś mi o tym opowiesz?
***
Dziesięciu zawodników stało na boisku, lustrując się wzrokiem, jednak bez żadnej wrogości. Był poniedziałek, godzina jedenasta. Pięciu graczy w treningowych niebiesko-białych koszulkach, pięciu w szaro-granatowych. Reszta na ławce. Trener stał przy linii bocznej z założonymi rękami. Do środka podszedł jeden z rezerwowych zawodników i wyrzucił piłkę. Rozległ się gwizdek. Kise mrugnął do Kaori. Dwóch środkowych wyskoczyło do góry.
Pierwszy mecz treningowy, Kaijou kontra Okamino właśnie się rozpoczął.
________________________________________________________________________________________
Poza tym, chcę powiedzieć, że może zaistnieć mała obsuwa w dodawaniu kolejnych rozdziałów, gdyż - tak, to będą mecze i treningi, także muszę się sama zastanowić, co najpierw zrobić z każdym bohaterem, a dopiero pisać. ;) Ale mam już wstępny plan.
Kilka następnych rozdziałów, nie wiem jeszcze ile, będzie zawierało obóz treningowy. Dalej, bohaterowie wrócą do Tokio i po pewnej chwili rozpoczną eliminacje Winter Cup.
A co to oznacza?
A to już pewnie sami wiecie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro