Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 49 - Mecz przeznaczenia

Powracam z rozdziałem i z ambitnymi planami pisania regularnie. Mam teraz więcej czasu niż przez ostatnie pięć lat, więc postaram się to wykorzystać.

Dajcie znać w komentarzach jak wrażenia!

________________________________________________________________________________

-Yosen ponownie gra z Okamino! Ale to nie byle jaki mecz, w obydwu drużynach są członkowie Pokolenia Cudów!

-Pokolenie Cudów? To będzie kolejne widowisko! Czyli mamy półfinały wyłącznie z graczami z tej grupy!

-Słyszałeś...? Okamino zmierzy się z Yosen! Ale to nie byle co...!

-Wiesz już? Przeciwnikiem Yosen jest Okamino! A obydwie drużyny mają członka Pokolenia Cudów! Nigdy nic nie wiadomo!

***

Drużyna stała na korytarzu, tuż przy wejściu na salę, z której dopiero co wyszli. Zawodnicy byli zszokowani, nikt się nie spodziewał takiego obrotu wydarzeń. Yosen, które dopiero co dzisiaj odpadło, wraca do gry? I to akurat na nich padło? Wszystko było tak bardzo nieprawdopodobne, a jednak działo się. Mimo wszystko, każdy gracz Okamino gdzieś tam głęboko w środku czuł, że to właśnie powinien zrobić. Zagrać z Yosen. Jednak nie wszyscy się do tego chcieli przyznać.

-Naprawdę? NAPRAWDĘ? Ze wszystkich możliwych opcji wylosowałaś Yosen?! - wydarł się Hideaki, waląc pięścią w ścianę.

Kaori spojrzała na niego z nieukrywaną pogardą.

-Jeżeli sądziłeś, że łatwo dostaniesz się do finałów, to jesteś w błędzie. To, że mieliśmy nudną drabinkę, wcale nie świadczy o twoich umiejętnościach, idioto. A sam fakt, że trzęsiesz portkami przed meczem z Pokoleniem Cudów potwierdza to, że jesteś całkowicie nieprzygotowany i niepewny siebie. Powiedziałabym "nie wychodź na boisko", ale niestety nie możemy grać w czwórkę, chociaż jestem przekonana, że poradzilibyśmy sobie bez ciebie.

Rina zatkało, nie spodziewał się, że zostanie zrównany z ziemią. Ibuka spojrzał na niego wzrokiem, w którym mieszało się współczucie pomieszane z dziwną zaciętością, twarz Ryujiego Nakamury nie wyrażała żadnych emocji, a Kamata tylko powiedział cicho "Kasamatsu-san", kręcąc głową. Kaori obróciła się i ruszyła w stronę wyjścia z obiektu, nie oglądając się na nikogo.

Mecz z Yosen to nie klątwa. - pomyślała, zakładając słuchawki - Nareszcie się z tobą zmierzę, Atsushi!

Wyszła na tyły i stanęła pośród drzew. Chciała poczekała na zawodników Kaijou, chcąc pogratulować meczu, a i przy okazji pogadać sam na sam z Yukio, gdy będą wracali do domu.

Nagle ktoś wpadł na nią z rozpędu, od tyłu. Poleciała naprzód, przewracając się, słuchawki spadły jej z głowy, a ciemna postać natychmiastowo przyparła ją do ziemi i chwyciła za gardło.

-Kaoriiii...

W piekle rozpoznałaby ten głos.

***

Dwóch trenerów przemierzało korytarz. Zanim skręcili w stronę, z której dobiegały podniesione głosy członków drużyny, spojrzeli na siebie wzajemnie.

-Tego się...Nie spodziewałem - przyznał szczerze Haruguchi.

Blondyn przeciągnął dłonią po twarzy.

-Taka wiadomość na sam koniec dnia. Drużyno! - zawołał, skręcając w odpowiedni korytarz i zatrzymując się przez zespołem. - Za godzinę widzimy się na zewnętrznym boisku, tym najbliżej szkoły! - dawny wicekapitan zmarszczył brwi - A gdzie jest Kaori?

Członkowie zespołu spojrzeli na siebie wzajemnie.

-Nie mamy pojęcia.

Hideaki prychnął.

-Ulotniła się przed chwilą, bo przecież Pokolenie Cudów ma gdzieś wszystko i wszystkich.

Haruguchi tylko westchnął i wyciągnął telefon z kieszeni.

-Musimy przedyskutować wiele spraw - mruknął blondyn i spojrzał na Hideakiego - A ty...Uspokój się. Wszyscy jesteśmy podenerwowani faktem, że gramy jutro mecz, którego nikt się nie spodziewał. Nie jesteś sam.

Hideaki wypuścił powoli powietrze z płuc i kiwnął głową, chociaż cały czas się w nim gotowało. Shinji klepnął go w ramię. Ryuji tymczasem wpatrywał się w niebo, nad czymś rozmyślając. Kapitan zespołu nerwowo kiwał się na boki.

Czarnowłosy opuścił telefon i spojrzał na Akechiego.

-Nie odbiera - mruknął - Nawet nie odpisuje. Myślisz, że coś się stało?

Kayuzuki zamyślił się na chwilę.

-Kaori nie ma w zwyczaju olewać telefonów. A już na pewno nie w takiej sytuacji, gdzie wyskakuje nam dodatkowy mecz i to jeszcze z członkiem Pokolenia Cudów. Ale...-zmarszczył brwi - Mamy czas. Pewnie znowu robi coś po swojemu. Idźcie coś zjeść - zwrócił się do drużyny - Za godzinę się widzimy.

Zawodnicy pokiwali głowami i ruszyli w stronę MajiBurgera.

***

Seirin w ciszy wracało do domów. Podobnie jak Rakuzan i Kaijou zyskali dodatkowy dzień przed półfinałami, który postanowili przeznaczyć na trening i przećwiczenie strategii przed meczem. Wiedzieli, że Perfect Copy Kise jest tak potężne, że praktycznie nie do zatrzymania. Jeden bonusowy dzień na zastanowienie się było dla nich takim samym prezentem, jak dla Yosen powrót do gry. Z takich okazji korzystało się bez zastanowienia.

Zespół, podobnie jak cztery pozostałe, był w niemałym szoku. Dotąd na żadnych mistrzostwach nie wydarzyło się nic podobnego. Nic dziwnego w tym, że organizatorzy długo się zastanawiali, co z tym począć. Jednak zadecydowali tak, a nie inaczej, postawili na dodatkowy mecz ćwierćfinałowy, byleby tylko zachować balans. Wątpliwe było, że wiedzieli, czym jest Pokolenie Cudów. Nie przydzielili wprost przeciwnika dla Okamino, a raczej sami kazali im wybrać. Kwestia szczęścia.

Może w Oha-Assie Midorimy rzeczywiście coś czasami jest - pomyślał Kiyoshi - To, co się dzieje jest niewiarygodne.

Spojrzał na Izukiego, który cały czas zawzięcie z kimś wymieniał wiadomości.

-Co ty tam robisz, co, Izuki? - zapytał, podchodząc bliżej i zakładając mu rękę przez ramię - Chyba cię nie zmartwiło to, co się stało?

-Hmm...co? - mruknął, jakby wybudzony z transu rozgrywający - Nieee...Ale po prostu...Mam ważną rzecz do załatwienia. Przepraszam! - zawołał, odłączając się od grupy i skręcając w najbliższą uliczkę, która wcale nie prowadziła do jego domu.

-Izuki-kun...? - zaczęła Riko, ale czarnowłosy już zniknął z pola widzenia - Huh? Hyuga-kun, wiesz o co mu chodzi?

Brązowowłosy pokręcił głową z powątpiewaniem.

***

Do diabła z słuchawkami.

-Czego chcesz, Haizaki? Spadłeś na samo dno - warknęła, próbując się wyrwać - Nie waż się go nawet tknąć.

Dziewczyna charknęła, gdy zawodnik mocniej zacisnął dłoń na jej gardle. Shogo uśmiechnął się.

-Dawno ci nikt nie zarysował tej buźki, co nie? To nie jest sytuacja tylko pomiędzy mną, a Ryoutą. Ty też masz w tym swój udział, Kasamatsu.

-Och, doprawdy? - prychnęła - Sam się doigrałeś, idioto.

-Zabrałaś mi na starcie pierwszy skład, Kaori. Najpierw skład, potem pozbawiłaś mnie udziału w meczach. A na koniec przyszedł Ryouta. I co, Kaori? - zacisnął mocniej dłoń na jej gardle - Co teraz zrobisz? Bo w tych mistrzostwach już nie zagrasz. Ani ty, ani on.

Poczekam, aż opuścisz obronę. Wtedy...

-Nogi ci z dupy powyrywam - prychnęła, wymawiając te słowa z trudnością.

Haizaki parsknął śmiechem.

-Chciałbym to zobac...

-Chłopakom z Kaijou jeszcze trochę zejdzie - zabrzmiał głos, dochodzący gdzieś z cienia.

Kaori pomyślała, że umrze ze szczęścia, słysząc głos Aomine.

Chociaż raz, poza boiskiem, masz idealne wyczucie czasu, Ao-chan.

-Jeżeli myślisz o zemście na Kise, odpuść sobie - mruknął skrzydłowy Touou, wychodząc przed nich. Zmarszczył brwi, obserwując dwójkę zawodników. - I puść ją.

-Daiki.

Aomine stanął blisko nich, wciąż z rękami w kieszeniach.

-Puszczę cię, jeżeli się stąd grzecznie zabierzesz.

Shogo zaśmiał się krótko.

-Nic z tego, idioto. Będę robił, co mi się żywnie podoba.

Skrzydłowy Touou rzucił okiem na Kaori, której twarz zaczęła robić się powoli fioletowa.

-Dopóki chodzi o koszykówkę, nikt nie zwróci ci uwagi - mruknął i podniósł wzrok, w którym pojawiły się iskry zdenerwowania - Ale nie próbuj w jakikolwiek sposób zakłócić ich pojedynku. I powiem to po raz ostatni: Puść. Ją.

Haizaki roześmiał się ponownie, jednak nacisk jego dłoni na gardle dziewczyny nieco zelżał.

-Zawsze byłeś taki święty?

-Kise cię pokonał, Haizaki. Cała ta trójka ciężko trenowała. Nie odpieprzaj żadnych głupot.

Shogo uniósł spojrzenie.

-Rozumiem to...Dlatego tym bardziej chcę ich zniszczyć. Koszykówka nic a nic mnie nie obchodzi.

Aomine powoli wyciągnął dłonie z kieszeni.

-Jeśli chcesz mnie powstrzymać...- skrzydłowy uśmiechnął się szyderczo - Będziesz to musiał zrobić siłą!

Baka.

Haizaki puścił Kaori, która natychmiast, z trudem, zaczerpnęła powietrza, a sam zaatakował Aomine. Granatowowłosy jednak uchylił się przed jego ciosem z ogromną łatwością.

-A zatem według życzenia...-powiedział demonicznym głosem i jednym potężnym uderzeniem powalił chłopaka na ziemię. Haizaki jęknął i znieruchomiał. Daiki patrzył na niego ze zdenerwowaniem w oczach, które zmieniło się po chwili na zrezygnowanie.

-Ech...I co powinienem teraz zrobić? - westchnął, udając zaskoczonego obrotem spraw. Wzruszył ramionami - Co ma być to będzie.

Podszedł szybkim krokiem do krztuszącej się Kaori.

-Żyjesz? - zapytał, podnosząc ją na równe nogi.

-Je..szcze...tak - wydusiła, opierając się dłońmi o kolana. - Cał...kowi...

-Zamknij się i oddychaj - wyciągnął rękę i rozpiął zamek błyskawiczny jej bluzy do połowy - Spokojnie.

Trwało to dobre parę minut, zanim Kaori mogła normalnie przemówić.

-Całkowicie mnie zaskoczył - powiedziała prostując się i zmierzyła go wzrokiem - Wiedziałeś, że tu będzie.

Aomine po raz kolejny wzruszył ramionami.

-Widziałem jego wyraz twarzy po meczu.

-Ty...-zmarszczyła brwi - Przyszedłeś ochronić Kise.

Daiki prychnął, schował dłonie w kieszenie i nic nie powiedział. Kaori parsknęła śmiechem.

-A jednak!

-Ech...-potarł z zakłopotaniem kark - Gadasz głupoty.

-Ta, jeszcze powiedz, że z niedotlenienia - mruknęła, podnosząc torbę.

-A żebyś wie...

Nie zdołał dokończyć. Kaori obróciła się i ruszyła w kierunku swojej szkoły, rzucając na pożegnanie jedno słowo:

-Dzięki.

Aomine już otwierał usta, ale dziewczyna zdążyła już odejść. Granatowowłosy odprowadził ją wzrokiem.

Heh, no tak. Ty i Murasakibara. To spotkanie musiało być wam pisane. Dodatkowo...Doskonale sobie zdajesz sprawę z tego, co oznacza jego przegrana z Tetsu. Ich przegrana z Seirin. Będą walczyli od samego początku, jak dzikie zwierzęta.

Zaśmiał się pod nosem.

O czym ja myślę. Z wami przecież będzie identycznie. Bitwa na śmierć i życie. To rozstrzygnie wszystko.

Od: Kayu-san

Kaori, skąd wiedziałaś? Przyjdź na boisko przy szkole w ciągu godziny.

Od: Kaori

Nie wiedziałam.

***

Drużyna Yosen właśnie kończyła oglądać mecz swoich przeciwników. Gdy nagranie dobiegło końca Masako wyłączyła telewizor i stanęła przed zawodnikami.

-Widzieliście to? Tamtych dwóch - numer cztery i numer dziewięć - może grać na dwóch pozycjach. Pierwszy na środku i obronie, drugi na obronie i rozgrywaniu.

-Czyli mają dosyć wszechstronnych graczy - odezwał się Okamura - Jednak nie powinno być z nimi większego problemu. Nie z nimi.

Trenerka skrzyżowała ręce.

-Okamura ma rację. Prawdziwym problemem jest Kasamatsu Kaori.

Fioletowowłosy, dotąd wcinający słodycze, leniwie uniósł jedno oko.

-Może coś nam więcej o niej opowiesz? - zwrócił się do Murasakibary kapitan - To nie jest ta sama zawodniczka, co na poprzednich mistrzostwach. To zupełnie ktoś inny.

-Tamta Atsu-chin to nie była Atsu-chin. Była zmiażdżona. To jest moja prawdziwa Atsu-chin, taka, jaka powinna być - mruknął środkowy - Nieuchwytna Atsu-chin. Nie da się jej złapać. Nie da się jej wymknąć. Nie da się jej zmiażdżyć. Moja Atsu-chin wyłapie wszystko. Moja Atsu-chin jest niezniszczalna.

Chociaż ciężko było coś z tego wywnioskować, wszyscy wiedzieli do czego zmierza Murasakibara. Kasamatsu Kaori...Była niebezpieczna. Tak samo niebezpieczna, jak reszta Pokolenia Cudów. Ta, którą widzieli pół roku i rok temu to był całkowicie ktoś inny. Połamany gracz, niemający już nic do stracenia. Gracz bez iskry, bez dumy, bezimienny.

-Przecież musi mieć jakiś słaby punkt - myślał głośno Fukui - A może to ty się nią zajmiesz?

Słaby punkt? - pomyślał Himuro.

-Ara, to będzie zbyt upierdliwe - mlasnął Murasakibara, a na czole trenerki Yosen wyskoczyła żyłka - Moja Atsu-chin zna mnie, a ja znam ją. Niczego to nie zmieni.

-Co to ma znaczyć, że niczego to nie zmieni? - warknął Liu - Dostaliśmy drugą szansę, a ty masz to gdzieś?

-Nie - odpowiedział krótko Atsushi - Zmiażdżę wszystkich pozostałych. Ale nie wiem, co musiałbym zrobić, żeby pokonać moją Atsu-chin. To dla mnie niemożliwe.

-T...-czarnowłosa już miała coś powiedzieć, ale ubiegł ją Tatsuya.

Obrońca wstał, zwracając na siebie uwagę wszystkich.

-Ja to zrobię - uśmiechnął się lekko i spojrzał na fioletowowłosego - Przez to, że byliście partnerami i znacie się doskonale, do szpiku kości, nawet po poczynieniu postępów, sprawia, że na waszym obecnym poziomie możecie się co najwyżej zneutralizować wzajemnie, ale nie pokonać, prawda? O to ci chodzi, Atsushi?

Cała drużyna przysłuchiwała się bez słowa. Zdążyli się przyzwyczaić, że Himuro - mimo że dołączył do nich stosunkowo niedawno - doskonale porozumiewa się z środkowym Pokolenia Cudów.

-Dokładnie - kiwnął głową Murasakibara.

-W takim razie powinieneś się jakkolwiek postarać. Wejść na wyższy poziom, czy coś jak dzisiaj z Kagamim...- zauważył Fukui, ale jego głos utonął w donośniejszym głosie trenerki:

-Co ma znaczyć "ja to zrobię", Himuro?

-Możemy spokojnie założyć, że ich głównym celem jest wywabienie Atsushiego spod kosza, bo tylko wtedy zdobędą punkty - powiedział spokojnie Tatsuya - W momencie, kiedy nie będzie nikogo buszującego w naszym polu podkoszowym, nie mamy szans na przegraną, prawda?

-Oszalałeś? - Liu poderwał się na równe nogi - Jak planujesz utrzymać ją z dala od kosza przez cały mecz? To bestia!

Tatsuya uśmiechnął się tajemniczo.

-Muro-chin, nadal zamierzasz to zrobić? To dla ciebie niemożliwe - powiedział Murasakibara, gdy wracali do pokoi.

Himuro zacisnął pięści, próbując nie zdradzać, jak bardzo go ubodły te słowa.

-Mam powody przypuszczać, że pójdzie jej ze mną trudniej, niż z kimkolwiek innym.

Atsushi westchnął ciężko, otwierając kolejny kartonik pączków.

-Tylko nie mów, że nie ostrzegałem, Muro-chin - dodał, z pełnymi ustami.

***

Tak. Wilki z Tokio powstały z kolan. Ale jutro grają z Yosen. Swoją odwieczną klątwą.

Dlaczego zwą ich "Klątwą Mistrzów"?

Okamino, swojego czasu, było niepokonanym mistrzem. Wszystkie trzy turnieje należały do Wilków z Tokio. Wielu zawodników z tej szkoły potem przewinęło się przez pierwszą ligę, a nawet i reprezentację narodową, więc pewnie gdzieś jeszcze się tu kręcą. Ale kilkanaście lat temu, Okamino spotkało w ćwierćfinale mistrzostw Yosen, które dysponowało wtedy potężną drużyną. Niepokonane dotąd Wilki z Tokio przegrały. Od tamtej pory rok w rok spotykali na każdym turnieju Yosen, zazwyczaj na poziomie ćwierćfinałów. I nie mogli ich pokonać. Nigdy. Dlatego nazywa się ich "Klątwą Mistrzów". Miejsce Okamino na piedestale zajęło Rakuzan, które choć nie zawsze wygrywało to od pięciu lat ma nieprzerywaną passę.

A słyszałem, że drużyna w pewnym momencie się rozpadła.

To też prawda. W zeszłym roku polegli właśnie w starciu z Rakuzan, w trzeciej rundzie Inter High. Na Winter Cup doszli do ćwierćfinału.

I spotkali Yosen?

Tak. Mieli niezłą drużynę, nawet zasiloną członkiem Pokolenia Cudów, Piorunem z Teiko, Kasamatsu Kaori.

Tę dziewczynę z duetu Niszczącej Ściany? I przegrali?

Ich drużyna przestała grać. Tylko kapitan i ona się nie poddali.

Fakt. Ciężko grać we dwóch, przeciwko piątce. Nawet Pokoleniu Cudów. W tym roku na Inter-High przegrali fatalnie z Yosen.

Teraz to zupełnie inna drużyna. Na Finałach Ligii zremisowali z Seirin, zmietli Kirisaki Daichii i zwyciężyli z Shutoku. Na obecnych mistrzostwach mają za sobą serię zwycięstw i to z pokaźną różnicą punktową.

Podobno powiedzieli, że nie boją się Klątwy i tym razem ją zniszczą.

Ale w Yosen chyba też teraz jest członek Pokolenia Cudów?

Tak. Środkowy, Murasakibara Atsushi. To oni razem tworzyli Niszczącą Ścianę.

Czyli to pojedynek pomiędzy partnerami? Ale obojętnie kto wygra, natnie się w półfinale na Rakuzan!

Co będzie w półfinale, to będzie w półfinale. Do tego czasu musimy obejrzeć jeszcze jeden mecz!

**

Cała siódemka klubu koszykarskiego Okamino stawiła się po godzinie na boisku. Właściwie, to musieli czekać jeszcze dodatkowe dziesięć minut na przyjście granatowowłosej, której się nie spieszyło. Przynajmniej tak sądzili. Nie wiedzieli o starciu z Haizakim i nigdy się mieli nie dowiedzieć.

Lecz w te dziesięć minut Akechi i Haruguchi zdążyli rozmówić się z Rinem na temat jego podejścia do gry w ostatnim czasie. Żadne z tej trójki nie było zadowolone z przebiegu tej rozmowy. A żeby tylko z trójki. Z całej szóstki. Jednak wiedzieli jedno.

Jeżeli taka jest droga do zwycięstwa, to musimy to znieść.

W momencie, kiedy Kaori już przyszła, więc cała drużyna była obecna, Akechi odchrząknął i powiedział:

-Nikt się z nas tego nie spodziewał. Nie na tym etapie mistrzostw. Ale...Stało się.  Mimo to nasz cel się nie zmienił. Finał. Powrót na szczyt. Nawet jeżeli nastąpiła zmiana przeciwnika, to o niczym nie świadczy. Nie ma co się zastanawiać, czy szukać winnych tej sytuacji. Ale żeby wygrać, musicie się ze sobą porozumiewać w stu procentach. A żeby było porozumienie, to najpierw musi być zgoda, więc...- tutaj zawiesił wzrok na czarnowłosym i granatowowłosej - Chyba macie sobie coś do powiedzenia, dzieciaki.

Dwójka zawodników stała naprzeciwko siebie, mierząc się wzrokiem. Dla wszystkich było jasne, że obecnej Kaori to nie obchodzi.

-Rzygać mi się chce, jak na ciebie patrzę - powiedział Hideaki.

-I wzajemnie - odpowiedziała całkowicie szczerze - Nie wchodź mi w drogę.

Pieprzone Pokolenie Cudów. A spróbuj tylko, kurwa, jutro przegrać z tym Murasakibarą.

-Ale...- kontynuował rozgrywający - Naszym celem jest zwycięstwo. Nie tylko z Yosen, ale zwycięstwo mistrzostw. Mogę się z tobą nie dogadywać poza boiskiem, ale na boisku, mam do ciebie stuprocentowe zaufanie. Inaczej nie wygramy, wiem o tym.

Wyciągnął dłoń w jej kierunku.

-Miło słyszeć, że w końcu dorosłeś - mruknęła Kaori, tylko opuszkami palców dotykając jego ręki na zgodę.- Wygram jutro i nie ma co do tego najmniejszych wątpliwości.

-W końcu przełamiemy tę klątwę! - zawołał Kamata, chcąc podnieść morale w zespole - Murasakibara przegrał dzisiaj z Seirin, co pokazuje, że wcale nie jest taki niepokonany!

Kaori westchnęła głośno, zwracając uwagę wszystkich.

To naprawdę szlachetne, że robisz co możesz, Kamata, ale...

-Wy nie rozumiecie - odezwała się - Widzieliście go dzisiaj? Jutro będzie jeszcze gorzej.

-Ale jak to? - Ryuji prawie że się zaciął - Po tak wyczerpującym meczu...?

-Czy wyczerpującym, czy nie...Będzie wściekły po porażce. Nawet jeżeli na początku będzie grał tak samo leniwie...W końcu go to trafi. Poza tym...-zmierzyła wzrokiem całą drużynę i trenerów - Nie traktujcie tego jak "klątwy". To po prostu kolejny mecz do wygrania. Pieprzeniem o klątwie tylko sobie utrudniacie.

-Sama kazałaś nam wtedy przysiąc... - zaczął Ibuka.

-Moje myślenie wtedy było zupełnie inne.

-Dobra, już! - warknął Akechi, wyczuwając kolejną kłótnię- Jutro widzimy się o dziesiątej na sali gimnastycznej! A teraz spadajcie się wyspać! I żeby spokojnie mi było!

Granatowowłosa wzruszyła ramionami i ruszyła w stronę domu. Pozostali członkowie zespołu również się rozeszli. Każdy myślał o jutrzejszym meczu, ale każdy na swój sposób.

Yukio uniósł dłoń zwiniętą w pięść, żeby zapukać do pokoju kuzynki. Ledwo wróciła do domu, to zamknęła się w pokoju i nic nie wskazywało, żeby w najbliższym czasie z niego wyszła. Jednak powstrzymał się w ostatnim momencie.

-Heh - parsknął cicho, uśmiechając się lekko - Chciałem tylko życzyć powodzenia.

***

DZIEŃ MECZU ĆWIERĆFINAŁOWEGO

Piątka zawodników i dwóch trenerów stała na sali gimnastycznej numer dwa. Kończyli omawianie wszystkich strategii związanych z dzisiejszym meczem. Z oczywistych względów nie mogli się do niego przygotować wcześniej, ale to też nie było tak, że kompletnie nie brali Yosen pod uwagę, jako przeciwnika, nawet jak znajdowało się po drugiej stronie drabinki. Po prostu nagle wszystko stało się realne i dużo bliższe, niż się wydawało pierwotnie.

Taktyka była omówiona, a wszystkie torby już spakowane. Pomiędzy zawodnikami panowała cisza. Już mieli wychodzić z sali, kiedy drzwi otworzyły się szeroko. Akechi i Haruguchi natychmiast obrócili się w tamtym kierunku.

-Poczekajcie.

Drużyna również przystanęła. Na twarzy Kaori pojawił się wyraz niezadowolenia. Naoki Arakida jednak zupełnie się tym nie przejmował, tylko podszedł bliżej do trenerów. Uniósł rękę zwiniętą w pięść, a następnie otworzył ją.

-To... - Kayuzuki aż zaniemówił - Skąd je masz?

Na dłoni fioletowowłosego leżały bardzo dobrze im znane sznurówki. Mimo że ostro zużyte, cały czas zachowywały swój oryginalny, wściekle żółty kolor.

Były to Zwycięskie Neonki kapitana Ayagewy.

-W tym roku nastąpiła zmiana szafek - mruknął - Musiałem dostać ją po kimś, kto zawinął mu te sznurówki.

Granatowowłosa prychnęła.

-Tak jakbyśmy potrzebowali te stare sznurówki głupiego kapitana...Nie bij mnie, Kayu-san...- obróciła się i spojrzała na Arakidę, podnosząc oczy do nieba. - No dobra. Ale ja ich zakładać nie będę - dodała, wyciągając rękę.

Naoki bez wahania podał jej sznurowadła. Kaori wzięła je i natychmiast, zanim ktokolwiek zdążył zareagować, wyrzuciła je przez otwarte okno sali, wprost na otwór od ścieku. Żadne z nich nie mogło jednak zauważyć, że neonki wcale nie spadły do środka, tylko zaczepiły się o jeden z prętów kratki.

Jasnowłosy parsknął śmiechem.

-Cały czas taka sama, Kasamatsu.

-Właśnie, że nie. Ale nigdy nie potrafiłeś zauważyć czegoś innego, niż czubka własnego nochala - mruknęła, mierząc go wzrokiem - Spadaj do swojej drużyny siatkówki i dalej nie rób kłopotów. Nikt cię tu nie potrzebuje.

Wokół zapadła cisza, a oni rozmawiali ze sobą, jakby nikogo innego nie było na sali.

-Nie zamierzam tutaj wracać - powiedział powoli - To nie było dla mnie.

-No i bardzo dobrze, że sobie zdałeś z tego sprawę - prychnęła, ruszając w stronę wyjścia z sali.

Naoki Arakida jednak nie wytrzymał.

-Kasamatsu!

-Czego? - warknęła, nie obracając się nawet.

-Wygraj to w końcu - powiedział, przewracając oczami.

Kaori przystanęła, a na jej twarzy pojawił się uśmieszek, którego jednak nie mógł widzieć Arakida.

-Innej opcji nie przewiduję.

***

Dawnymi czasy Akademia Okamino miała rzesze oddanych fanów. Jednak przy pasmie nieustających porażek ich liczba stopniowo się zmniejszała, aż zostało zaledwie paru wytrwałych, którzy od lat, niezmiennie stawiali się na każdym meczu.

Prawdą było też to, że Okamino nigdy nie miało słabej, beznadziejnej drużyny. O nie. Zespół zawsze był w miarę dobry. Ale spadła na nich klątwa w postaci Yosen, której wciąż nie mogli przełamać. Nie każde z kolejnych pokoleń można było nazwać Wilkami z Tokio. Zawsze grali z klasą. Aż do ostatniego roku, kiedy się rozpadli i do ostatniego meczu z Yosen, gdzie o zwycięstwo walczyła tylko jedna osoba.

Ostatnim czasem Akademia odnosiła same sukcesy. Pięciu członków, absolutne minimum do stworzenia zespołu z pewnością zasługiwało na miano Wilków z Tokio. A los postawił przed nimi odwiecznych przeciwników, by mogli rozegrać mecz rewanżowy. Stali przed szansą pokonania Klątwy.

Na zimowym niebie nie było ani jednej chmurki. Słońce świeciło, lecz nie za mocno, co było naturalne, jak na tę porę roku. Zimny wiatr poruszał gałęziami drzew.

Na miejską halę gimnastyczną w Tokio ciągnęło trochę osób. Na mecz ćwierćfinałowy, którego nikt się nie spodziewał. Szli przede wszystkim tych, którzy wiedzieli, kto jest w składach obydwu drużyn. Przy zawodnikach z Pokolenia Cudów nie można było być niczego pewnym. Nawet jeżeli Yosen było faworytem ze względu na historię starć obydwu szkół oraz ze względu na rozmiar zawodników, nic nie było pewne.

- Ooo...-Kise przystanął w przejściu, zauważając dwóch znajomych. - Kurokocchi? Kagamicchi!

-Kise - obaj gracze Seirin również się zatrzymali.

-Moglibyście nie tamować ruchu, nanodayo - prychnął Midorima, patrząc na ich pogardliwym wzrokiem.

-Co tu się tak nagle...? - czterech graczy zmierzyło się wzrokiem. Blondyn uśmiechnął się szeroko.

-Murasakibaracchi, czy Kascchi? Kto wygra?

Kagami podrapał się po głowie.

-Nie mam pojęcia.

-Kasamatsu - oczy wszystkich zwróciły się na Midorimę. Patrzyli na niego z niedowierzaniem. Nie było to jego zwyczajem, żeby się tak dokładnie określał, jeśli chodziło o zwycięstwo kogoś innego w meczu.

Czy on właśnie zaczął kibicować Kascchi?!

Zapadła cisza. Zielonowłosy wzruszył ramionami.

-Skorpion jest dzisiaj wyżej niż Waga. Jest ósmy, Waga jest dziewiąta.

Kise podniósł oczy do nieba. Nie mógł przecież wiedzieć, że prawdziwym powodem Midorimy jest to, że Wilki z Tokio obiecały Shutoku, że wygrają za nich. A zresztą...Sam by się do tego nigdy nie przyznał.

Wszyscy czterej ruszyli do środka, a następnie rozdzielili się w poszukiwaniu swoich kolegów z zespołów.

***

SZATNIA ZAWODNIKÓW OKAMINO

W pomieszczeniu panowała absolutna cisza. Nastał w końcu ten dzień. Dodatkowy mecz ćwierćfinałowy. Wybór przeciwnika był dokonany uczciwie. A przywrócona drużyna, bez względu na swój wynik, kolejne eliminacje do mistrzostw miała rozpoczynać od zera, by wyrównać to z nagrodą kolejnej szansy na obecnym Winter Cup.

To było aż tak niesamowite, że niemożliwe. To akurat na Okamino padło spotkanie z nieuczciwym przeciwnikiem, to Okamino wylosowało Yosen, swoją klątwę.

Kaori Kasamatsu, słysząc pogłoski o losowaniu, tylko się śmiała. Nie miała pojęcia, kogo wylosuje, bo i skąd. Jednak od początku miała wrażenie, że jest pisany jej mecz z Murasakibarą. I w tym się nie pomyliła.

Rozległo się pukanie do drzwi. Po chwili otworzyły się one i wszedł Haruguchi.

-Już czas.

Kapitan zespołu wstał, a za nim ruszyła reszta drużyny.

Specjalny mecz. Niespodziewany mecz. Dodatkowy mecz. A wszyscy obecni na sali zdawali sobie sprawę, że tego dnia stanąć naprzeciw siebie mieli odwieczni rywale.

Niezwyciężona Egida kontra Wilki z Tokio.

Widownia w większości świeciła pustkami. W sektorach za koszem Yosen zgromadziło się wielu kibiców w biało-fioletowych strojach. Po stronie Okamino siedziało zaledwie parę osób, starych, wytrwałych fanów, którzy kibicowali im od lat, na dobre i na złe. Szkolna grupa wspierająca była nieobecna. W innych sektorach też nie było za wiele ludzi, jednak jak już ktoś się pojawiał, to były to małe grupki. Kapitan Shutoku zmarszczył brwi, obserwując kolejne cztery osoby w szarych płaszczach, które weszły na trybuny i rozglądając się dookoła, pomknęły na środkowe sektory.

Było to trochę podejrzane zachowanie.

-Dalej usiąść nie mogliście? - zapytał Takao, podpierając się kulami.

Na ten widok całemu zespołowi Shutoku opadły szczęki.

-Takao?!

-Co ty tu robisz?! Powinieneś leżeć i odpoczywać! - zawołał Kimura.

-Kimura, dawaj tego ananasa, zaraz odeślę go z powrotem do szpitala...-warczał Miyaji - Zwariowałeś?!

Czarnowłosy westchnął.

-Przecież nie mogę przepuścić oglądania takiego meczu. O...Dzięki Shin-chan - dodał, bo Midorima bez słowa wstał i przesiadł się, tylko po to, żeby Kazunari nie musiał chodzić dalej.

Rozgrywający usiadł powoli na krzesełku, położył kule na podłodze i spojrzał na obrońcę.

-Nie przyszła - mruknął, z bólem serca.

-Zapewne nie zdążyła - odpowiedział krótko Midorima, poprawiając okularki - Miała o czym myśleć.

Takao pokiwał głową ze zrozumieniem i zwrócił swój wzrok na boisko.

Tymczasem, po prawej stronie trybun, od wejścia, również robiło się ciekawie.

-Ohoho, państwo z Kaijou - na dźwięk bardzo dobrze znanego głosu Yukio Kasamatsu i pozostali unieśli głowy. - Kopę lat.

W ich stronę szli zawodnicy Touou.

-Cześć - przywitali się średnio zadowoleni gracze z Kanagawy. Trenerzy skinęli sobie głowami. Touou przysiadło się do nich. Z pełną premedytacją, Wakamatsu usiadł jak najbliżej lewej, powodując, że jedyne wolne miejsce znajdowało się obok Kise, więc na tym musiał usiąść idący na końcu grupy Aomine.

Blondyn i granatowłosy zmierzyli się wzrokiem. Ryouta nie był zachwycony. Daiki natomiast się tym nie przejmował. Po chwili Kise odwrócił spojrzenie, wgapiając się w puste boisko.

-Nikt cię nie prosił o pomoc - prychnął zza zaciśniętych zębów.

-Powiedziała wam - wzruszył ramionami Aomine - Wyluzuj. Prawie ją udusił, a tego już z pewnością od niej nie usłyszeliście.

Wzrok blondyna powędrował od razu w stronę kapitana, który właśnie zdążył zagotować się z wściekłości.

-Zabiję drania.

-No i co żeś zrobił, idioto? - mruknął pod nosem Ryouta  - Teraz...

-Chcesz grać dalej, co nie? - wszedł mu w słowo Daiki - Masz mecz do rozegrania, więc nie narzekaj!

-Aominecchi, to...

Obydwaj podnieśli wzrok i jak na zawołanie spojrzeli na sektor naprzeciwko. Pośrodku, na prawo od poruszającego się lekko transparentu Yosen, stała grupka w białych strojach. Od razu dostrzegli czerwoną czuprynę.

-Wygląda na to, że chce poznać swojego przeciwnika - stwierdził Aomine.

Seirin siedziało w jednym z środkowych sektorów.

-Ooo! Wychodzą! - rozległy się krzyki.

Drzwi otworzyły się i najpierw weszli zawodnicy Yosen, niczym niewzruszeni. Z daleka czuć było, że przybyli zniszczyć przeciwnika i nie zamierzają stracić szansy danej od losu. Murasakibara miał minę taką jak zwykle, lecz Pokolenie Cudów wiedziało, że to tak naprawdę o niczym nie świadczy, dopóki nie znajdzie się w ferworze walki.

Drugie drzwi po przeciwnej stronie również się otworzyły. Do środka wmaszerował zespół Okamino. Zaledwie pięciu graczy w granatowych strojach i dwóch trenerów. Może w porównaniu do rosłych przeciwników wyglądali mizernie, ale nie sprawiali takiego wrażenia - aura wokół Wilków z Tokio była wręcz krwiożercza. Chcieli tego rewanżu, chcieli tej zemsty, za te wszystkie lata, byli gotowi na podjęcie wyzwania.

-Szczęśliwa ręka do losowania, Kasamatsu-chan - powiedział Okamura.

-Szczęśliwa czy nie - mruknęła cicho Kaori - Rozniosę was w strzępy.

-Huh? - parsknął śmiechem Okamura, po czym spoważniał - Powodzenia w takim razie.

-Tak...-obdarzyła go krwiożerczym spojrzeniem - Będziecie go potrzebowali.

***

-Witamy na ćwierćfinale pomiędzy Akademią Okamino, a Liceum Yosen. Prosimy drużyny o rozpoczęcie rozgrzewki.

Oba zespoły wmaszerowały na boisko. Cisza panowała na trybunach, a napięcie między przeciwnikami powoli rosło. Naprzeciw siebie stanęli Atsushi, Kaori i Tatsuya.

-Nie sądziłem, że spotkamy się w takich okolicznościach, Atsu-chin - odezwał się Murasakibara, mierząc dawną partnerkę wzrokiem.

-Ani ja - odpowiedziała krótko, po czym przeniosła spojrzenie na Himuro.

-Nareszcie zagramy na poważnie - mruknął Tatsuya z powagą.

Nie było już miejsca na uprzejmości, którymi się wymieniali na Inter-High, czy spotykając się w innych okolicznościach. Yosen dostało dodatkową szansę od losu, a Okamino stało przed możliwością zagrania w półfinale i być może w finale, pierwszy raz od wielu, wielu lat.

-Obyś był wart mojego czasu - powiedziała, przechodząc na swoją połowę.

Okamino zaczęło od standardowej rozgrzewki, a następnie zaczęło ćwiczyć rzuty do kosza. Kamata warknął pod nosem, kiedy spudłował rzut wolny trzeci raz z rzędu. Nie był jedynym, któremu to się zdarzyło. Ryuji wręcz się trząsł, gdy próbował zdobyć trójkę, jednak piłka odbiła się od obręczy i wypadła poza linie boiska.

-Strasznie się denerwują - szepnął Haruguchi do Akechiego.

Kaori wróciła spod kosza i rzuciła okiem najpierw na drużynę, a następnie na przeciwników, którzy ćwiczyli dwutakty.

-Hideaki - mruknęła cicho.

Czarnowłosy kiwnął głową i wyrzucił piłkę wysoko do góry.

-Hej!

Zawodnicy Yosen spojrzeli w tamtym kierunku. Murasakibara leniwie uniósł spojrzenie. Kaori pobiegła i wyskoczyła do piłki, bo czym wsadziła ją do kosza, łapiąc dłonią za obręcz. Kosz zakołysał się lekko.

-Ooo, alley-oop! Okamino rzuca wyzwanie!

Gracze w granatowych strojach odetchnęli, a ich twarze przybrały normalny wyraz.

Fukuiowi wystąpiła żyłka na czole.

-Nie stój jak cep i oddaj im! - warknął, ale zanim zdążył kopnąć fioletowowłosego, ten samowolnie ruszył w stronę kosza, kozłując piłkę.

Murasakibara stanął pod koszem i po prostu lekko wrzucił do niego kulę.

-Może być? - zapytał, patrząc na rozgrywającego.

Cała drużyna, z trenerką na czele, strzeliła sobie dłońmi w czoła, wyrażając swoje załamanie.

Kaori uśmiechnęła się pod nosem.

-Yyyy...Kasamatsu-san? - zapytał Nakamura, przechodząc obok z piłką. - Coś się stało?

-To spojrzenie...-mruknęła - Znam je bardzo dobrze.

Nadszedł czas.

Niech wygra lepszy!

***

MECZ ĆWIERĆFINAŁOWY

Akademia Okamino kontra Liceum Yosen

Wilki z Tokio, wraz z trenerami, stanęły w kółku, obejmując się ramionami. Trenerzy rzucili okiem na biało-fioletowe trybuny za koszem Yosen, a następnie na praktycznie zupełnie puste miejsca po stronie Okamino. Nie można było jednak powiedzieć, że panowała całkowita pustka. Hala wypełniła się mniej więcej do połowy, co jak na mecz ćwierćfinałowy i to jeszcze Pokolenia Cudów, nie było imponującym wynikiem.

-Od czasu tamten przegranej, rok w rok padamy pod naporem Klątwy Mistrzów - zaczął Akechi - Wielu wspaniałych zawodników tutaj grało, tutaj, w tych samych strojach. Nasza obecna drużyna jest znakomita. Złamcie tę klątwę na dobre!

Wyciągnął dłoń, na której spoczęło sześć pozostałych.

-Brak grupy wspierającej jest naprawdę ciężki w takich chwilach, ale mimo to...-wtrącił Haruguchi - Dajcie z siebie wszystko!

-Tak jest! Okamino...Walcz!

Dzisiejszą wygraną napiszemy nową historię!

Obydwie drużyny wyszły na boisko. Akechi omiótł wzrokiem całą salę.

-Co o tym myślisz? - zwrócił się do Haruguchiego.

Czarnowłosy pokiwał głową na boki z powątpiewaniem.

-Dajmy im jeszcze chwilę.

Podszedł do ławki i wyciągnął z kieszeni spodni neonowe sznurówki, po czym położył je na stercie ręczników.

-Kaori się wścieknie, wiesz o tym? - zapytał cicho Akechi.

Kamata i Okamura uścisnęli sobie ręce.

-Powodzenia.

Do wyskoku podeszli Atsushi i Shinji. Ibuka zmierzył wzrokiem przeciwnika. Brązowowłosy urósł nieco w czasie przerwy, podobnie jak pozostali gracze Okamino. W tej chwili mierzył już metr dziewięćdziesiąt cztery, jednak różnica pomiędzy nim, a środkowym Yosen wciąż była spora.

-Ten mecz - pomyślał Ibuka - Jest dotychczas najważniejszym meczem, jaki rozegramy. Dam z siebie wszystko!

W koszykówce wiele rzeczy ma ogromne znaczenie. Jedną z nich jest wzrost. Nikt nie powie, że to sprawiedliwa gra.

Bo nią nie jest.

Sędzia podszedł do środka z piłką w dłoniach. Obaj gracze ugięli kolana.

-Rzut sędziowski!

Dwaj zawodnicy, jeden w białym, drugi w granatowym stroju wyskoczyli do kuli. To Atsushi dotarł do niej pierwszy i ją strącił.

Zabrzmiał gwizdek sędziego. Gracze Yosen znieruchomieli.

-Błąd przy wyskoku, biały numer dziewięć!

-ZNOWU?! - zabrzmiało ze strony zespołu z Akity. Ich trenerka pokręciła głową.

Kaori nie zastanawiała się ani przez sekundę.

Wyskoczył jeszcze wyżej, niż wczoraj. Ciekawe...

Sędzia wyrzucił kulę po raz kolejny. Tym razem Atsushi nie popełnił błędu i zbił ją w idealnym momencie.

Piłka trafiła do rozgrywającego Yosen. Naprzeciw niego ustawił się Hideaki. Jasnowłosy rozejrzał się po boisku.

Są naprawdę szybcy.

Na każdym, z wyjątkiem Murasakibary, postawione było krycie. Shigeru krył drugiego najsilniejszego w drużynie, czyli Okamurę. Nakamura blokował Himuro, a Shinji kręcił się przy Liu. Atsushi stał niewzruszenie pod własnym koszem, jednocześnie nie tracąc z oczu Kaori, która stała na prawym skrzydle.

Izolacja, od samego początku? - pomyślał rozgrywający Yosen - Chcą go wywabić spod kosza!

-Nie ze mną te numery! - zawołał, przechylając się w prawo i jednocześnie obserwując ruchy innego gracza - Himuro!

Piłka trafiła do czarnowłosego, który zdołał wydostać się spod krycia. Tatsuya wyskoczył do góry, Ryuji poszedł jego śladem. Lecz nie zdołał w żaden sposób dotknąć piłki.

-Trzy do zera! Yosen obejmuje prowadzenie!

Obrońca wylądował, a czarna grzywka opadła mu z powrotem na czoło. Kaori zmarszczyła brwi.

Czy on...

-Przepraszam - mruknął Nakamura do przebiegającego obok kapitana.

-Nie przejmuj się!

Okamino wznawiało spod swojego kosza. Pierwsze podanie Hideakiego trafiło do Kamaty. Ten ominął Okamurę i podał piłkę do przodu, do Kaori. Dziewczyna ruszyła do przodu. Minęła Weia Liu, szarżując wprost na kosz Yosen i stojącego tam Murasakibarę.

Trenerka Yosen zmarszczyła brwi.

Zasięg Murasakibary sięga linii trzech metrów. Ona doskonale o tym wie. Co próbuje osiągnąć?

Wyskoczyła. Tuż przed nim. Fioletowowłosy ani drgnął. Dopiero gdy granatowowłosa przyjęła formę do rzutu, nie do wsadu, wybił się do góry.

-Zamierza się na niego tak blisko? - Kagami pochylił się do przodu - Zaraz się zderzą!

Atsushi właśnie podnosił wielką dłoń. Kaori nagle ściągnęła piłkę do brzucha i wychyliła się do przodu, zbliżając się niebezpiecznie do ramienia środkowego.

Nagłe przerażenie błysnęło w oczach Murasakibary, a w jego myślach pojawiły się dwa wspomnienia - pamiętnego meczu trzech na trzech i tegorocznego Inter-High. Fioletowowłosy odruchowo odchylił się w bok, chcąc nie chcąc robiąc miejsce pod koszem.

Kaori uniosła jedną ręką piłkę, zamierzając wsadzić ją do kosza, ale uniemożliwiła jej to wielka łapa, która ostro wybiła kulę poza linie.

Zabrzmiał gwizdek.

-Aut! Rzut wolny dla granatowych!

Drużyna Okamino zamarła.

Granatowowłosa wylądowała i spojrzała uważnie na środkowego.

-Co tu się właśnie stało? - dziwili się poszczególni kibice na trybunach - Dlaczego się cofnął?

-Mimo to, zdążył zareagować?!

-To nie tak - mruknął cicho Midorima - On o tym pamięta.

-Musiał sobie przypomnieć tamten moment - stwierdził Aomine, a Kise pokiwał głową ze zrozumieniem. - Wtedy to nawet kupił jej te pączki na przeprosiny. Cały kartonik. Nie tknął ani jednego. Nawet tego czekoladowego.

-Oi, oi...-zdziwił się blondyn - Myślisz, że odskoczył tylko dlatego, bo nie chce dzielić się znowu żarciem?

-Myślę, że...-zaczął Daiki, nie spuszczając z oczu dwójki zawodników.

Kaori przejechała językiem po górnej wardze. Murasakibara wyprostował się, a ich spojrzenia wciąż się krzyżowały.

-Atsu-chin...- zaczął leniwym tonem - Rozumiem. Niech tak będzie.

-...Ten szalony, bezpośredni atak to rzucona rękawica. Odsunął się, ale jednak zareagował. Podniósł ją. Czeka nas walka jeden na jednego.

Ten mecz raz na zawsze rozstrzygnie, kto jest silniejszy. Thor czy Piorun.

-Dalej, Atsushi - zawołała, nie spuszczając z niego wzroku - Zagrajmy w prawdziwą koszykówkę!

_____________________________________________________________________________________________

Zaczynamy. Mecz, do którego dążyłam od samego początku tego opowiadania. Tak jak już wspominałam pod poprzednim rozdziałem, albo zrobię cztery mniejsze rozdziały, po kwarcie, albo dwa większe, po dwie kwarty. Rozdziały te zostaną opublikowane w odstępie trzech dni od siebie, żebyście nie musieli za długo czekać na kontynuację. Do zobaczenia! :)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro