Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 39 - Za wszelką cenę

Zwycięstwo jest wszystkim. Zwycięzcy piszą historię. Przegrani są z niej wymazywani.

***

Było już dobrze po godzinie dwunastej, gdy wciąż trenowała. Izuki zwinął się wcześniej, tłumacząc się nadchodzącymi egzaminami, co rozumiała. Niedługo z całą drużyną wyjeżdżał na miesięczny obóz treningowy w góry, tuż po zakończeniu drugiego semestru, więc wszystko musiał mieć zdane. Ją także wkrótce czekała nauka, zwłaszcza rozpaczała nad egzaminami z biologii i chemii, których to przedmiotów nie cierpiała. 

Ale nie myślała o tym tej nocy.

Ta noc należała jedynie do koszykówki.

Spoglądając cały czas na zawieszoną na wysokości trzech metrów obręcz, kozłowała piłkę lewą ręką. Wyobraziła sobie, jak Atsushi podbiega i wbija oburęczny wsad. Nie tylko obręcz by zadrżała, ale cały słup.

Westchnęła.

-Jestem z Pokolenia Cudów. Sama w sobie powinnam być zajebista.

Wrzuciła piłkę do kosza.

-I jestem. Jestem pieprzoną boginią boiska... - w jej śmiechu dało się usłyszeć nutkę szaleństwa. - ...Akashi.

Przyłożyła dłoń do czoła, wciąż się śmiejąc. Srebrny błysk pojawił się w jej oczach.

-To nie miało prawa się udać...Czyżbyś przewidział przyszłość do takiego stopnia? Powiedz mi Akashi...czy wiedziałeś, że wszystko się tak potoczy?

Piłka potoczyła się po boisku, popychana lekkimi podmuchami wiatru.

-Jeśli to przewidziałeś i zsumujesz to z tym, co zobaczyłeś na moim meczu z Midorimą oraz drabinką Winter Cup...- uniosła lewą dłoń i zacisnęła ją. - Dlatego się wtedy tam pojawiłeś. Więc już wiesz, Seijuurou

Czerwonowłosy zmierzył ją chłodnym spojrzeniem.

A ty...Nie należysz już do mojej drużyny, Kaori. Od teraz...będziesz przegrywać i znikniesz na dobre.

-Więc cały czas wiedziałeś...przewidziałeś to. Tymi słowami wyrzuciłeś mnie z naszej drużyny. I miałeś rację, Akashi. Przegrywałam i zniknęłam. Prawie na dobre...Chociaż te wszystkie porażki, w których brałam udział...nie poniosłam ich. Przegrałam jako bezimienny zawodnik. Kasamatsu Kaori, Piorun Pokolenia Cudów...-zacisnęła zęby - Jeszcze nigdy nie doświadczyła porażki!

Srebrny błysk zniknął z jej oczu. Stały się na powrót niebieskie.

-Ale...-powiedziała już normalnym tonem, obserwując swoją zaciśniętą rękę. - Ja cię zaskoczę, Akashi. Wygrałeś ze mną raz, ale nie wygrasz ze mną po raz drugi!

Podniosła piłkę i ścisnęła ją w dłoniach.

Na osiedlu panowała cisza. Od czasu do czasu słychać było tylko szmer przejeżdżających aut, z ulicy znajdującej się kilkadziesiąt metrów dalej.

-Kim ja byłam, że zostałam członkiem Pokolenia Cudów? - spojrzała w niebo. - Kimś naprawdę utalentowanym. Gdzie zgubiłam tą siebie, że muszę się uciekać do czegoś takiego jak technika? Jak bardzo w błędzie byłam, twierdząc, że to, co miałam obecnie wystarczy? Dużo straciłam. Sporo przywróciłam. Muszę to przywrócić do stanu poprzedniego i przeżyć ten rozwój. Inaczej nigdy już nie pójdę do przodu.

A pamiętasz początki? Pamiętasz te niezliczone mini-mecze na tym boisku? Pamiętasz, kim wtedy byłaś?

Wzdrygnęła się.

-Tej strefy nie  dotknę. Została zamknięta dawno temu i to na dobre.

Czyżby? A mecz z Shutoku? Kiedyś, przyjdzie czas, że będzie ci potrzebna...

W końcu...

Parsknęła śmiechem.

-Na pewno nie teraz.

-Proszę, proszę...-rozległ się głos. Obróciła się. - Gadasz sama ze sobą, Kasamatsu? - Imayoshi wszedł na boisko. 

Był ubrany w klubowe dresy. Aż dziw, że o tej porze też się szlajał po mieście, ale jak to mówią - zło nigdy nie śpi.

-Czasami trzeba porozmawiać z kimś inteligentnym, Imayoshi-san. - odpowiedziała.

-Hahahaha, dobre. - zaśmiał się czarnowłosy. - Właściwie...też przyszedłem z tobą porozmawiać, Kasamatsu i myślę, że mój poziom inteligencji będzie dla ciebie wystarczający, by tę rozmowę przeprowadzić.

-Huh? To coś nowego. - spojrzała na niego z zaciekawieniem, które po chwili zmieniło się w zastanowienie. -Jeżeli chodzi o Ao-chana, to nie moja wina, cokolwiek zrobił.

I podniosła dłonie, w których trzymała piłkę w geście obronnym, jakby zasłaniając się kulą. 

Shoichi parsknął śmiechem.

-Nie. - zaprzeczył, poprawiając okularki. - O coś...całkowicie innego.

Zmrużyła oczy.

-Wal.

***

Nie zdążyła jeszcze wybić godzina siódma, kiedy z pokoju klubowego koszykarzy dało się słyszeć wrzaski. Przechodzący obok uczniowie, pędzący na treningi, krzywili się, będąc wręcz zmuszani do wysłuchiwania kolejnych krzyków.

-Ha?! Kasamatsu-san nie będzie z nami trenowała? Przez cały miesiąc?! Przecież do Winter Cup zostało niecałe sześć tygodni! - Rin ze zdumienia aż trzasnął drzwiczkami szafki. - Jak to, w ogóle jej nie będzie?!

Ibuka westchnął ciężko.

-Nie wiem, mnie nie pytaj. - rzucił - Ja wracam do treningów za tydzień, parę dni później Himura-senpai nas opuszcza, a przed samymi mistrzostwami Kayu-san jedzie na zgrupowanie i będzie ewentualnie na wieczornych treningach.

-Nie podoba mi się to. - powiedział stanowczo Rin, przebierając koszulkę.

-Ani mnie. - drzwi otworzyły się i stanął w nich Nakamura. Shinji kiwnął mu głową na powitanie. - Słyszałeś wieści?

Ryuji zrzucił torbę na najbliższą ławkę i zmarszczył brwi.

-Jakie?

Powtórzyli mu wszystko, ale chłopak, chociaż nic o tym wcześniej nie wiedział, nie okazał większego zdumienia.

-Wiecie...-zaczął - As Kaijou też odbywa sam treningi, ale to są treningi dodatkowe.

Obaj zawodnicy otworzyli usta ze zdumienia.

-Serio?

-Tak. Podobno jedynie kapitan mu towarzyszy, żeby się nie przetrenował. 

-Naprawdę? - Rin założył spodenki i usiadł na ławce. - Ale...

-Może Pokolenie Cudów musi tak trenować.

Hideaki wzruszył ramionami i sięgnął po buty.

Drzwi otworzyły się ponownie, do szatni wszedł kapitan.

-Cześć! - przywitał się.

-Czołem, kapitanie! 

Blondyn wywrócił oczami i położył rękę na karku.

-Nie mówcie tak do mnie. To dziwne.

Drużyna się zaśmiała.

-Jesteś kapitanem. Przyzwyczajaj się. - uśmiechnął się podstępnie środkowy.

Shigeru  jedynie machnął ręką.

-Jak rodzina to przyjęła? - wtrącił Ryuji.

-Ach...-westchnął Kamata. - To było...

-Gratulacje, braciszku!

Gdy tylko ogłosił wieści, cała dzieciarnia zwaliła się na niego, przygniatając po raz kolejny tego dnia. Głośno jęknął, padając na posadzkę i przez najbliższe pięć minut wysłuchiwał krzyków o tym, że z pewnością wygrają, przerywanych podskakiwaniem, które też odczuwał.

Jednak kiedy dzieciaki z niego zeszły, podeszła do niego Akari, która podniosła go do pozycji stojącej, a następnie...

-Hej, stary!

Kamata zamrugał oczami.

-Cieszyli się. Bardzo. - powiedział krótko i rozejrzał się po szatni. - Co do Kasamatsu-san...

Rin się wyprostował.

-No właśnie. - odezwał się. - Jesteśmy drużyną! I...

Urwał, bo blondyn uniósł rękę.

-Nie przejmujcie się tym.

-Ale...

-Usiłuję powiedzieć, że...-kontynuował blondyn -To Kasamatsu-san zrobiła z nas drużynę. Pamiętajmy o tym. Zresztą trenerzy wszystko wam wyjaśnią.

Rin, coś mamrocząc pod nosem, zaczął zakładać buty. Shinji wzruszył ramionami,  Ryuji w ogóle się nie odezwał. Kapitan, wobec tego, grzmotnął pięścią w szafkę, natychmiastowo zwracając uwagę wszystkich.

-Kasamatsu-san trenuje osobno dla naszego, wspólnego zwycięstwa. Więc my też lepiej się weźmy do roboty.

Tym krótkim wywodem, poprzedzonym nagłą reakcją, której w ogóle się po nim nie spodziewali, przekonał ich. Przekonał ich zupełnie, że jest odpowiednim człowiekiem, na odpowiednim stanowisku.

-Ej. - Haruguchi zajrzał do szatni. - Ruszcie się.

-Tak jest!

***

Tymczasem, na boisku

Teraz...już wszystko rozumiem.

Zamknęła oczy, ściskając piłkę w dłoniach.

Stała na pustej, jasnej przestrzeni. Pod jej czarnymi adidasami znajdowała się woda. Wyprostowała się i spojrzała przed siebie. Tuż przed nią zachlupotało. Powoli, bardzo powoli, z wody wyłoniły się czarne drzwi. Srebrny blask pojawił się w jej oczach.

-Myślałam, że je zniszczyłam. Jak widać nie. Ale...-dotknęła drewna - To, co tam jest, to nie jestem ja. Nigdy już taka nie będę. Więc...

Nie potrzebuję tego.

Drzwi same się zanurzyły. Srebrny blask zniknął z jej oczu.

Za to widziała teraz przed sobą dwa widma siebie. Nie były to dwie różne osobowości, o nie. To były widma jej przeszłego ja, czyli młodszej Kaori w stroju Teiko i nieco starszej w stroju Okamino z jedenastką. Z zeszłego roku.

Nagle jedenastka na koszulce zafalowała i zmieniła się na czwórkę, a włosy postaci stały się widocznie dłuższe, wyraz twarzy był zaś niesamowicie poważny.

Parsknęła śmiechem.

-Przepadnij. Na zawsze.

Widmo zniknęło. Pozostało tylko jedno: ona z Teiko.

I to jest właśnie to. Żeby pójść dalej, muszę przeżyć ten egoistyczny rozwój talentu. Muszę się cofnąć i zatrzymać, przy pójść dalej. Bez nikogo. Bez drużyny. Sama. Ja jedyna.

Spojrzała na siebie z Teiko.

-Chodź.

Otworzyła oczy.

-Hej, koleżanko. - trzech chłopaków weszło na asfalt. - My dzisiaj zajmujemy to boisko.

Prychnęła.

-Ja tu dzisiaj gram. Przykro mi, bałwany, to był, jest i będzie mój teren.

-Wracaj do szkółki, dziewczynko. - odezwał się najwyższy spośród nich, łysy chłopak. - Nie masz lekcji?

Cóż, było jeszcze przed lekcjami. Ale do szkoły i tak się nie wybierała.

Uśmiechnęła się podstępnie.

-Może rozwiążemy to inaczej? - zapytała, kręcąc piłką na palcu. - Ja kontra wasza trójka.

Ci roześmiali się szyderczo. Zmrużyła oczy.

-Mówię poważnie, dranie.

Tamci się wyprostowali. W ich oczach błysnęło zaciekawienie pomieszane z wyższością.

-Tylko się nie popłacz, jak przegrasz.

Podeszła do środka.

Zaraz wam przypomnę, do kogo należy to boisko!

***

Drużyna siatkarska w planach na ten dzień miała przejście zarówno przez drugą jak i trzecią rundę. Z racji tego, że to właśnie w Tokio miały odbywać się zawody, miasto to miało trzech reprezentantów z własnego okręgu: mistrza eliminacji, wicemistrza eliminacji oraz zwycięzcę meczu o trzecie miejsce. Tak na dobrą sprawę wystarczyło dotrzeć do finału, by mieć pewność, że zagra się na krajowych, ale wiadomo, że nikomu by to nie wystarczyło, każdy chciał wygrać. Każdy chciał zagrać na pomarańczowym boisku.

Hayato chodził w tą i w tamtą po sali gimnastycznej. Czekał na resztę drużyny, zbiórka była wyznaczona na godzinę ósmą. Yamada powolutku wypuścił powietrze z płuc. Tego dnia czuł się trochę lepiej, ale dalej, gdzieś w głębi stresował się eliminacjami. 

Musieli wygrać. Wiedział to. Nie mogli sobie pozwolić na jakikolwiek błąd. Startujący zawodnicy byli tacy sami jak zazwyczaj. Wszystko miało być dopięte na ostatni guzik. Ale chociaż to była druga runda i daleko jeszcze było do ćwierćfinału, każdy sobie zdawał sprawę, że gdzieś tam czyha Itachiyama, najlepsza tokijska szkoła.

-Kapitanie? - Yuuki wetknął głowę między drzwi a futrynę.-Wszystko w porządku?

Szarowłosy zamrugał oczami. Spojrzał na skrzydłowego, który patrzył na niego wyczekująco.

-Tak. - odpowiedział - A coś ma nie być?

-Bo...jest dziesięć minut po zbiórce i czekamy tylko na ciebie.

-Ach!-zreflektował się Yamada, gdy tylko spojrzał na zegarek. Ruszył w kierunku wyjścia z sali. Kawanaka przesunął się, by zrobić mu miejsce. - Wybaczcie!

Biedny Yuuki westchnął. Doskonale wiedział, że kapitan jest kontuzjowany i jeśli tak dalej pójdzie, może nie tylko nie zagrać w najważniejszych meczach, ale mieć sporą przerwę, jeżeli coś sobie bardziej uszkodzi. Jednak z drugiej strony...co miał zrobić? Hayato zapewne zaprzeczyłby wszystkiemu. A Yuuki był świadkiem, jak dnia poprzedniego najlepsza przyjaciółka kapitana, z klubu koszykarskiego, wiedziała, że coś jest nie tak, ale nie zareagowała. Chociaż była jedyną osobą, która mogłaby Yamadzie do rozsądku przemówić. 

Yuuki zawsze chodził za Hayato i wątpił, by ktoś jeszcze, z ich drużyny, zauważył kontuzję kapitana.

-Oi! Kawanaka, co ty tam robisz? Rusz się, bo się spóźnimy!

Niemalże podskoczył.

-Lecę!

***

-Tak dobrze! - zawołał Kayuzuki - Nie daj mu przejść!

Ryuji z całych sił, włączając w to Intelligent Defence starał się nie przepuścić Hideakiego. Z kolei czarnowłosy, za wszelką cenę, próbował przejść.

-Gracie jeden na jednego. Wszyscy koledzy z drużyny są kryci. - Himura zasłaniał blondyna, który próbował się przepchnąć i wyjść na wolną pozycję. - Możesz liczyć tylko na siebie. Masz dwa wyjścia, rzut lub przejście. Co wybierasz?

Rin zaczął podnosić ręce, jakby do rzutu, ale natychmiast, całkiem płynnie przeszedł w przejście. Jednak nie zdołał tego zrobić, bo Ryuji go zatrzymał.

Piłka wypadła na aut.

-Całkiem nieźle. - pochwalił ich trener. - To była dobra zmyłka i jeszcze lepsza obrona. Szlifujesz swoją defensywę. - zwrócił się do Nakamury - Ale czy to jedyne, co posiadasz?

Jasnowłosy zacisnął zęby.

-Skoro chcesz się zmierzyć z bratem, to musisz mieć coś dobrego.

-Wiem to. - powiedział, zanim Akechi się odwrócił. - I pracuję nad tym...nad moją techniką rzutu z daleka.

-Samo ćwiczenie nowej techniki rzutu niewiele ci da. - powiedział Kayuzuki, co mogło wydawać się bezlitosne. - Mówiłeś, że widziałeś mecz Seirin i Touou. Co jeżeli ktoś zablokuje ci możliwość rzutu? Co wtedy? - spojrzał na Ryujiego poważnie. - Jesteś rzucającym obrońcą. W pewnych chwilach tylko ty możesz uratować drużynę, zmniejszając drastycznie przewagę przeciwnika lub zdobywając trzy punkty w ostatniej chwili. Bez względu na wszystko i wszystkich, ty musisz rzucić i trafić.

Nakamura był tak zaskoczony, że nie wiedział, co odpowiedzieć.

-Spoko, stary. - Kamata założył mu ramię przez kark. - Jakby co, mamy jeszcze mnie!

Haruguchi uśmiechnął się lekko.

-Prawdą jest, że twoja technika rzutu jest czymś zupełnie nowym. Ale niezależnie od tego, jak szybko jesteś w stanie ją wykonać, też musisz umieć się zachować w podobnej sytuacji.

Blondyn rozdziawił szeroko usta.

-Ale...ale jak to...?

Wszyscy wybuchnęli śmiechem.

***

Łysy chłopak, ciężko dysząc, opierał się dłońmi o kolana, a jego mina wyrażała niedowierzanie.

-Niemożliwe...dostaliśmy bęcki...od jakieś laski...-westchnął drugi chłopak, który siedział na asfalcie i podpierał się z tyłu dłońmi.

-Kim...ty...

Cała trójka spojrzała na dziewczynę, która stała tyłem do nich, wpatrując się w obręcz kosza.

Przyszli na boisko, wciągnęli się w grę, w której swoje zwycięstwo uznali za pewnik...

I przegrali.

Do tego, całkiem sporą ilością punktów. Wydawało im się to niemożliwe, chyba, że...

-Oi...-odezwał się łysy - Ty jesteś  z tego całego Pokolenia Cudów, czyż nie? Piorun z Teiko, zgadza się?

Parsknęła śmiechem, ani trochę na nich nie spoglądając.

-Więc w końcu sobie o mnie przypomnieli...-dopiero teraz spojrzała na nich, a w oczach błyszczała czysta radość zawodnika, szczęśliwego z gry. - Jestem Kasamatsu Kaori! - zawołała - I lepiej, żebyście o tym pamiętali!

Chłopacy zebrali się i w popłochu uciekli. Kaori spojrzała na swoją lewą dłoń i parokrotnie ją zacisnęła i otworzyła.

Więcej...Potrzebuję więcej meczy...

Podniosła piłkę i spojrzała na zegarek.

Ósma.

Mecz siatkarzy miał się zacząć za godzinę. Westchnęła i wzięła piłkę pod pachę. Co prawda dzisiaj szła inna grupa ze szkoły, ale chciała zrobić dla Hayato przynajmniej tyle, co on zrobił dla niej, czyli we wszystkie dni mistrzostw urwać się z poszczególnych lub wszystkich lekcji, by obejrzeć mecze.

Miała jeszcze trochę czasu, więc postanowiła najpierw skoczyć do MajiBurgera po śniadaniowy zestaw, a następnie do szpitala, żeby podrzucić go Akirze.


Kaori zapukała do drzwi, ale nikt jej nie odpowiedział, mimo że ktoś był w środku. Nacisnęła klamkę i weszła do środka.

-Co ty wyprawiasz, Ishikawa-san? - zapytała, bo chłopak był w trakcie ubierania się, a na wpół spakowana torba leżała na łóżku.

Na jej widok głośno krzyknął.

-Ej! Puka się!

Przewróciła oczami i parsknęła śmiechem.

-Widzę.

Niebieskowłosy wycelował w nią oskarżycielsko palec.

-A gdybym zakładał gacie?

Parsknęła jeszcze raz i oparła się plecami o drzwi, zakładając ręce.

-Mniejsza o twoje gacie, senpai, chociaż mają zajebisty kolor. - na tę uwagę Ishikawa głośno pisnął i zaczął czym prędzej zakładać jeansy. - Gdzie się wybierasz?

Akira prychnął.

-Jak to gdzie? Do domu! - zawołał, zapinając spodnie i chwytając bluzę. - Mam po dziurki w nosie leżenia tutaj. Dodatkowo zajmują się mną stare i brzydkie pielęgniarki, a nie te urocze!

Westchnęła.

-A może wolisz obejrzeć naszych siatkarzy w akcji?

Niebieskowłosy pokiwał głową na boki, po czym zmrużył oczy.

-A ty nie powinnaś być w szkole, hę? zapytał, wskazując na nią.

Uniosła brwi.

-A ty zostać tutaj? Dawaj, senpai. - uśmiechnęła się. - Urwiemy się oboje.

A Ishikawie nie trzeba było dwa razy powtarzać.

***

Poranny trening dobiegł końca. Po sprzątnięciu sali chłopaki zbiegli do szatni. Na sali zostali tylko dwaj absolwenci.

-Mamy szansę. - powiedział Haruguchi, odwracając wzrok od drzwi. - Jeśli będą trenowali z taką pasją jak teraz, naprawdę mają szansę, by stać się mocną drużyną.

Akechi podniósł ostałą się piłkę i zaczął nią kręcić na palcu.

-W ogóle...-odezwał się - Policzyłem dni.

-Tak ci spieszno do reprezentacji? - parsknął śmiechem Yuu, ale po chwili spoważniał. - Chyba nawet ci nie pogratulowałem, jak dostałeś powołanie. Więc gratuluję teraz.

Blondyn uśmiechnął się lekko.

-Dzięki, ale ja nie o tym. Mimo to będę musiał jakoś zorganizować sobie czas, żeby tu wpadać. - wypuścił piłkę i przyłożył dłoń do brody. - Będę musiał to ogarnąć.

-Spoko, poradzimy sobie jakoś bez ciebie. - powiedział Haruguchi, w locie łapiąc kulę. - To co policzyłeś?

-Jeżeli uda nam się dojść do ćwierćfinału, to będzie on rozgrywany dzień przed rocznicą pierwszej przegranej, dwanaście lat temu.

-Wow. Idealna okazja, by przejść dalej, nawet jeżeli w ćwierćfinale nie gramy z Klątwą.

-Prawda? - kiwnął głową Akechi - Lepszej może nie być.

Yuu uśmiechnął się podstępnie i nagle rzucił piłką w kierunku blondyna. Ten złapał ją przed swoją twarzą.

-To teraz ty pokaż, co potrafisz, panie kapitanie młodzieżowej drużyny.

Kayuzuki uśmiechnął się szeroko.

Kula poszła w ruch, dwaj absolwenci ruszyli z samego środka, do gry, na sali, na której prawie codziennie grali przez cztery ostatnie lata.

Tymczasem w szatni nieświadomi tego chłopcy przebierali się w mundurki. Za kilkanaście minut zaczynali lekcje. Himura już zdążył wyjść i się pożegnać.

-Może jutro po treningu poszlibyśmy się gdzieś zintegrować? - zapytał Kamata, zakładając marynarkę. - Zawsze praktycznie spotykamy się tylko na treningu i ewentualnie lekcjach, a poza tym to nigdzie. Wciąż treningi...treningi... Może raz, jeden, jedyny...-uniósł palec wskazujący - Olejemy wolny trening i po prostu...pogadamy?

Drużyna popatrzyła na siebie i roześmiała się.

-I to kapitan proponuje coś takiego!

***

Na hali panował gwar. Trybuny były ponad w połowie zapełnione. Na dole równocześnie miały toczyć się dwa mecze: Okamino z Minamii oraz Nohebi z Okiną. Każda z czterech drużyn już znajdowała się na boisku. Lada chwila miała rozpocząć się druga runda.

Siatkarze Okamino weszli na salę, już z w pełni skupionymi minami. Hayato szybko omiótł salę wzrokiem i z uśmiechem skwitował, że Kaori znajduje się na niej, chociaż w innym sektorze, niż w tym, w którym siedzieli kibice ze szkoły. Oczywiście doskonale wiedział, o co chodzi. Miłym zaskoczeniem też dla niego był fakt, że obok dziewczyny stał Ishikawa.

-O. Mamy lożę Hajto&Borek. - prychnął ze śmiechem Yamada.

Telefon niebieskowłosego zawibrował. Wyciągnął go z kieszeni.

-Weź mu odpisz, że wyszedłeś, senpai, zanim się wkurzy. - odpowiedziała, nie spuszczając wzroku z prowadzących rozgrzewkę siatkarzy. - Harada-san od tamtego czasu zasuwa po szkole wkurzony i morduje wzrokiem każdego, kogo spotka.

-Jeszcze nic nie powiedziałem! - prychnął Akira, ale nie kontynuował tematu, jedynie wklepał krótką odpowiedź i skupił się na obserwowaniu zawodników z ich szkoły, którzy aktualnie serwowali.

Szczególnie mocny serw wykonał Arakida, przez co stwierdzono, że jest nieźle nakręcony.

Ale poważnie...-zaśmiał się w duchu Ishikawa - To ten sam gość, który odszedł z klubu koszykówki, ponieważ przegrywał?

Kaori nic się nie odezwała, jedynie patrzyła.

Gwizdek rozpoczął mecz Kłów Wilka.

Przeciwnicy serwowali. W strefie stał as zespołu, przy okazji najsilniejszy serwujący w drużynie. Podrzucił on piłkę i uderzył. Wycelował prosto w kapitana. Hayato pochylił się i odebrał, wydawało się, że dobrze.

Kula wyleciała na aut.

Yamada obejrzał się, zaskoczony tak samo, jak reszta drużyny. Był to niesamowicie potężny serw.

Szarowłosy, nic nie mówiąc, stanął w poprzedniej pozycji, a na jego ustach błąkał się delikatny uśmieszek.

As ponownie zaserwował, ale tym razem libero wyskoczył do przodu i przyjął petardę. Piłka poleciała do góry, wprost do rozgrywającego. Ten wystawił na lewe skrzydło, skąd Okamino próbowało zdobyć punkt. Kula jednak poszła po bloku, a przyjmujący przeciwników zdołał ją uratować od uderzenia w ziemię. Nie był to czysty odbiór, więc rozgrywający miał problem z wystawą, która okazała się zbyt krótka dla asa.

Jeden do zera dla Okamino.

Kaori oparła się przedramionami o barierki.

-To będzie długi mecz.

I rzeczywiście, był to niesamowicie długi mecz, w którym walczono o każdy punkt. Nikt nie zamierzał oddać żadnego z setów.

Niestety dla Okamino, przeciwnicy wzięli pierwszego seta. Wynik wahał się, było dwadzieścia cztery do dwudziestu trzech i w tamtym momencie Yuuki popsuł zagrywkę.

-Aaaaghhhr! - zawołał, łapiąc się za głowę. - Przepraszam!

-Nie przejmuj się! Weźmiemy następny!

Siatkarze nie dali sobie wydrzeć zwycięstwa w meczu drugiej rundy. Popołudniu mieli zmierzyć się w trzeciej z drużyną Oughi.

***

Tymczasem, Kanagawa, Liceum Kaijou

Tak zwane okienko w godzinach lekcyjnych było znakomitym sposobem na spędzenie czasu na treningu. Po usilnych, około dziesięciominutowych prośbach udało się blondynowi namówić kapitana, który wtedy również miał wolne, by z nim potrenował.

Jego nową technikę, mającą powalić całe Pokolenie Cudów. Pozwalającą na zdobycie pucharu.

Perfect Copy.

Jednak co do trwania efektów tej techniki było jedno ale.

Żeby ją dokończyć, potrzebował wciąż się wzmacniać, zarówno fizycznie, jak i psychicznie.

Piłka potoczyła się na aut. Tym razem nie udało mu się doprowadzić do pożądanego efektu. Kise oparł się dłońmi o kolana, ciężko dysząc.

-Uspokój się. - powiedział Yukio - Zrób sobie przerwę.

Kapitan wypowiedział to tonem nieznoszącym sprzeciwu. Ryouta już wiedział, że w takim wypadku nie ma się o co kłócić. Usiadł posłusznie i sięgnął po bidon z wodą, nie odzywając się ani słowem.

Cóż za skupienie...-pomyślał Yukio, a zaraz parsknął cicho śmiechem. - Tak...to jest dobre spojrzenie.

As powinien patrzeć tylko przed siebie.

Kise zacisnął palce na bidonie. W jego głowie pojawił się obraz Kaori.

Wygram mistrzostwa za wszelką cenę!

***

Trwał mecz trzeciej rundy. Siatkarze z Okamino wygrali pierwszy set. W drugim jednak poszło im znacznie gorzej, ponieważ przegrali pięcioma punktami. Teraz trwał trzeci, ostatni. Kłom Wilka, po zmianie taktyki i dwóch zawodników szło znacznie lepiej niż w drugim secie. Kibice darli się, nie tylko przy każdym zdobyciu punktu, ale też przy serwie, odbiorze; praktycznie przez całą grę, wspierając ze wszystkich sił zawodników. Natomiast sami siatkarze, po przeciętnym meczu drugiej rundy, w ten kompletnie się wkręcili i działali jak jeden, wielki organizm.

-URAAAA! - wydarł się blokujący, kiedy piłka odbiła się od jego ramion i uderzyła po stronie przeciwnika, tym samym zakańczając mecz.

Kapitan Okamino wyprostował się i spojrzał na tablicę z punktami. W tej samej chwili zabrzmiał gwizdek.

-Dwadzieścia pięć do dwudziestu trzech wygrywa Akademia Okamino!

Przez chwilę panowała cisza. Zaraz jednak wybuchły krzyki radości, objęci ramionami siatkarze darli się ze szczęścia ile sił w płucach, jednocześnie skacząc po boisku. Przeciwnicy stali załamani po drugiej stronie. Sędzia odczekał krótką chwilę, by następnie ustawić zawodników i ostatecznie zakończyć mecz.

Siatkarze Okamino stanęli przed swoimi kibicami.

-Dziękujemy bardzo! - zawołali, skłaniając się. Rozległy się głośne brawa.

Mimo to, najtrudniejszy mecz był dopiero przed nimi.

Ishikawa zmarszczył brwi, odprowadzając spojrzeniem Hayato. Zawodnicy opuścili salę, a większość widzów pozostawała, ponieważ za kilkanaście minut miało grać Fukurodani.

-Chcesz coś powiedzieć? - zapytała granatowowłosa, patrząc na trzecioklasistę.

Ishikawa potrząsnął głową, a niebieska grzywka spadła mu na oczy.

-Nic, a nic.

Kiwnęła głową, w geście zrozumienia.

Siatkarze Okamino dostali się do ćwierćfinału. Przypuszczali, kogo tam spotkają, ale mimo wszystko udali się zobaczyć tabelkę.

Piątek, godzina 9:00

Boisko A:

Akademia Nohebi - Liceum Takizawa

Boisko B:

Akademia Okamino - Akademia Itachiyama

Cała drużyna była zgromadzona wokół wywieszonej rozpiski i wpatrywali się w nią z poważnymi minami.

Wiedzieli już, że dnia kolejnego grają o wszystko. Byli tak blisko, a jednocześnie tak daleko.

Hayato spojrzał się w ten jeden zapis, od którego tak wiele zależało. Dotknął ręką żebra.

Wygramy...za wszelką cenę!

***

Na popołudniowy trening wszyscy stawili się równo. Drużyna już nie przejmowała się faktem, że trenują bez jednego członka. Zasadniczo to trenowali nawet bez dwóch, ponieważ Shinji również siedział na ławce.

-Dobra. - klasnął w ręce Kayuzuki - Po wspólnym treningu możecie udać się na wolny. Pozostałe kluby zostawią nam tu swoje klucze jak skończą, a siatkarska jest wolna od samego rana, bo chłopaki dzisiaj grali. Jeśli was to interesuje, dostali się do ćwierćfinału.

Rozległy się szmery zadowolenia.

-Dzisiaj poćwiczymy atak. Podzielimy się na dwie drużyny, pierwszaki będziecie w jednej. Natomiast w drugiej będę ja z Himurą. Waszym zadaniem będzie przeprowadzenie sprawnego ataku, a my będziemy wam przeszkadzali. Haru nas będzie obserwował. Czy to jasne?

Drużyna się wyprostowała.

-Tak!

Akechi już nic nie mówił, tylko wskazał ręką na drzwi. Zrozumieli przekaz.

Wypad na bieżnię.

Chłopcy zmienili buty i pobiegli na zewnątrz.

Akechi i Haruguchi usiedli na ławce.

-Namierzyłeś go? - zapytał blondyn.

Yuu potrząsnął głową.

-Poddaję się, Kayu. Myślałem, że może mi się uda, ale nie udało...Musimy się z tym pogodzić, że olał nas i konsekwencje tego, co zrobił.

Kayuzuki pokiwał głową ze zrozumieniem.

-Chociaż mam wrażenie, że chętnie by brał w tym udział...Ale masz rację. Jakby chciał i mógł, to dawno by się pojawił. Mimo to...jak teraz nad tym myślę...czy nie zrobił dobrze, w pewnym sensie?

Haruguchi rozszerzył oczy.

-Że co?!

Blondyn uniósł rękę.

-Daj mi dokończyć. Chodzi mi o to, że, pomijając tą całą sytuację jaka miała miejsce w ciągu roku...Zdobył dla szkoły członka Pokolenia Cudów. Słyszałeś ją. Żadna szkoła bez takowego zawodnika nie ma szans na zwycięstwo i coś mi mówi, że to prawda. I tak może być przez najbliższe trzy lata.

Rozgrywający spojrzał na kosz.

-Jak myślisz...-zapytał cicho - Gdzie i z kim trenuje?

-Nieważne. - mruknął Kayuzuki - Wie, co robi, zaufajmy jej. Skupmy się na tym, Haru...co my musimy zrobić. - jasnowłosy wstał, a Yuu podążył jego śladem i podał mu rękę.

-Tak. Wytrenować ich tak, by dotarli do finału. Za wszelką cenę.

Akechi uścisnął jego dłoń.

-Za wszelką cenę.

***

Było późne popołudnie. Chodnikiem, w stronę parku szła Kaori, ubrana w zwykły, jasnoszary dres. W uszach miała słuchawki. Przez ramię miała przewieszoną torbę, w której znajdowało się kilka najpotrzebniejszych rzeczy oraz piłka.

Doszła do płotku okalającego park, przez który musiała przejść, by dojść na miejsce, zamiast poszukać najbliższej furtki po prostu przeskoczyła przez niego i gładko wylądowała na ziemi. Wyprostowała się i weszła na ścieżkę.

Latarnie już były włączone, chociaż nawet jeszcze nie zapadł zmierzch.

Kaori stanęła przed wejściem na stadion. Zwykle wszyscy niewtajemniczeni myśleli, że wstęp jest tam zabroniony, ponieważ stadion zwykle był przeznaczony dla reprezentacji lub dla klubów.

Ale to nie była do końca prawda. O tej porze zbierali się tam wszyscy profesjonaliści jak i grający amatorsko: zarówno ci, co na co dzień grali na ulicy, poprzez tych, którzy występowali w klubach, aż czasem do byłych reprezentantów lub tych aspirujących do reprezentacji. Pojawiali się także tacy, co postanowili się u tych wszystkich obecnych doszkolić i nich ich nie wyganiał, a wręcz byli chętnie przygarniani. O ile, rzecz jasna, przedstawiali poziom odpowiadający pozostałym uczestnikom.

Ale nie przyszła tu po to, żeby się doszkolić.

Tylko żeby się rozwinąć. Poprzez grę.

Chciała przeżyć egoistyczny rozwój talentu.

A do tego potrzebowała meczy. Naprawdę sporo meczy.

Ale nie z drużyną, w której zawodnicy stali na poziomie niższym od niej.

Tylko na wyższym.

Z tego powodu przyszła trenować z dorosłymi. Do miejsca, w którym by wygrać, musiała więcej niż się przyłożyć.

Każdego popołudnia, aż do późnego wieczora, na stadionie miało miejsce kilkanaście meczy. Mogła trenować więc do chwili, w której nie padnie.

Odetchnęła i przekroczyła wejście.

Na samym dole, na gigantycznym boisku już znajdowało się kilkadziesiąt osób. Widocznie mecze miały się rozpocząć za jakiś czas i liczono osoby, dzielono je na drużyny, przydzielano im kolorowe, siatkowe koszulki oraz wybierano kolejność gry.

Kaori zatrzymała się na chwilę podziwiając ogrom stadionu. Niesamowicie wielkie boisko. Tyle miejsc dla widzów. Sześć koszy, ponieważ boisko można było podzielić na dwa mniejsze. Nawet bieżnia.

Zamrugała i zeszła po schodach, kierując się w stronę największego skupiska ludzi, ponieważ tam prawdopodobnie znajdowały się osoby, które zarządzały tym wszystkim.

Poczekała, aż grupa się nieco rozejdzie i podeszła do gościa, trzymającego podkładkę. Zmrużyła oczy, widząc że towarzyszy mu Takeuchi Kosuke, facet, który reprezentował kraj.

-Dobry. - przywitała się, zaciskając palce na pasku torby. - Znajdzie się jedno wolne miejsce?

Wygram...za wszelką cenę!

________________________________________________________________________________

Spotkałam wenę na urlopie i wróciłam z nią do domu. Jak widzicie, wszystko powoli zmierza do Pucharu Zimowego. Do do eliminacji w siatkówce, w następnym rozdziale spotkacie się z Kiyoomim i resztą Itachiyamy, dodatkowo Hayato weźmie na wspominki, także nareszcie dowiecie się jak poznał Kaori i jak wyglądał ich wspólny, pierwszy rok w Okamino. Jak już zakończymy wątek eliminacji w siatkówce, treningów i paru innych rzeczy, przed samymi mistrzostwami pojawią się rozdziały o przeszłości w Teiko. Jak pewnie zauważyliście, opowiadając przeszłość nie robię tego jakby do przodu: Teiko, pierwszy rok Okamino, drugi rok - tylko właśnie w drugą stronę, jakby od momentu, w którym zaczęliśmy opowiadanie, do tyłu. Co do samej przeszłości mam jeszcze kilka ciekawych pomysłów, ale one zostaną zrealizowane w trakcie Pucharu Zimowego. Sporo też zależy od jego przebiegu, bo mam z tym właśnie, w tym momencie naprawdę ciężką przeprawę. Mam dwie wersje i nie mam pojęcia, która będzie lepsza...ale myślę, że zarówno i z jednej, jak i drugiej bylibyście zadowoleni. W każdym razie kiedyś zrobię wstawkę o tym, jak brzmiała ta "niezużyta" wersja i wtedy będziecie mogli na mnie kląć i narzekać. XD 

Standardowo - dajcie znać w komentarzach o wrażeniach po przeczytaniu rozdziału i do zobaczenia! :D 

PS. Oczywiście Kise mnie przebłagał, że on musi się tu pojawić, haha. A soundtracki...później. ;)





Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro