Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

8. Dwie perspektywy

 „Jeśli to przeze mnie to przepraszam". Jak idiota gapię się na wyświetlacz telefonu i nie bardzo wiem co odpisać. Robię tak już od trzech dni i żadna odpowiedź nie wydaje się dobra. Bo to przecież nie jej wina, Pitera też nie. Ale, gdy zobaczyłem jak on ją całuje to zgłupiałem. Wkurzyłem się nie na nich tylko sam na siebie jaki ze mnie kretyn. Niezbyt racjonalnie myślałem zbywając ją pod gabinetem prezesa. Ale zignorowanie telefonu i smsa od niej to już szczyt głupoty z mojej strony. Chciałem z nią pogadać osobiście, ale nie było jej na wtorkowym treningu. Wisząc wieczorami nad tym telefonem i wmawiając sobie, że lepiej poczekać do kolejnego treningu, doczekałem się meczu, na którym się nie pojawiła. Sam sobie dziwię się dlaczego nie odpisałem po prostu, że to nie jej wina. Tylko ja muszę sobie utrudniać jak zawsze. I zamiast skupić się na meczu zastanawiałem się dlaczego jej nie ma. Do mojego roztargnienia doszły kłopoty ze sprzętem i tak oto zawaliłem mecz. Tym jednak się nie przejmuję. Chciałbym wiedzieć co się dzieje z Wiki. Piotrek gadał coś o jakimś wyjeździe i że pojawi się dopiero na meczu z Zieloną Górą. Kurwa. To kolejny tydzień. Muszę w końcu zadzwonić. Dzwonię. Nie odbiera. Dzwonię drugi raz. Nie odbiera. Niech to szlag. Wysyłam smsa. I czekam na odpowiedź. Stwierdzam, że to już lekka paranoja. Dzwonię do Pawlickiego, odbiera po dwóch sygnałach

- Siema, co tam? – słyszę rozradowany głos w słuchawce.

- Hej. Powiedz mi kiedy ostatnio gadałeś z Wiki?

- A co, czyżby Piękna się do Ciebie nie odzywała? – już zaczynam żałować, że w ogóle pomyślałem o tym żeby zadzwonić do niego – ja z nią gadałem ostatnio chyba w piątek. Mówiła, że wyjeżdża na weekend, ale na stadionie pojawi się dopiero na meczu. Ma dosyć sporo innych zleceń. Nic nie mówiła, że ma na Ciebie foszka. O co poszło?

- O nic. Nie ma foszka. Mam nadzieję, że nie ma. Zresztą nieważne. Spróbuj do niej zadzwonić i daj mi znać czy odebrała.

- Stary, albo mówisz o co chodzi albo nie dzwonię.

- Odpuść sobie. Co taki ciekawski jesteś?

- Bo mam oczy i widzę co jest na rzeczy. Laska Ci się podoba, a Ty się motasz jak przedszkolak. Czemu do niej nie startujesz?

- Kurwa, Pawlicki jakby to powiedzieć bo Ty to robisz?

- Chwila. Wyjaśnijmy coś sobie. Nie ma co ukrywać, że mi się podoba, ale zostałem delikatnie mówiąc sprowadzony na ziemię i jak to pięknie Wiki określiła w grę wchodzi tylko przyjaźń. Co prawda mówiła to w kontekście nas trzech, ale ani Tobie ani Przemowi nie powiedziała tego wprost, a mój braciszek nie odpuści dopóki się nie zbłaźni. A Ty rób jak chcesz. Dobra muszę kończyć, zadzwonię i napiszę Ci co i jak. Nara.

Po jakichś 15 min przyszła wiadomość od Piotra.

„Wiki nie odbiera ode mnie też. Weź się nie stresuj, na pewno nie ma czasu. Sam wiesz, że ona nie owija w bawełnę jak coś jej nie pasi, więc to raczej jakiś kiepski zbieg okoliczności."

Kiepski zbieg okoliczności. Mam taką nadzieję.

***

Tydzień zabawy w nauczycielkę minął w zawrotnym tempie. Dominika ma talent, ale jest strasznie nieśmiała i o ile foty w trakcie treningów czy meczu nie sprawiają jej problemu o tyle ustawiane sesje będą jej prawdziwym utrapieniem. Dziewczyna spadła mi jak z nieba bo dzięki niej mogłam ominąć mecz i pojawić się na bardzo prestiżowych warsztatach w Warszawie. Bardzo mi na tym zależało, a prezes już dawno wyraził swoją opinię na ten temat. Jestem wykończona, a czeka mnie kolejny tak samo aktywny tydzień.

Jeśli chodzi o chłopaków to jedynym, który raczył się odezwać był oczywiście Piotruś. Może to i lepiej. Chociaż dziwnie mi z tym, że Grzesiek nic nie odpisał, naprawdę bardzo go polubiłam. Na szczęście nie mam za bardzo czasu żeby się nad tym zastanawiać. Jak przyjdzie czas to samo się wyjaśni.

Powrót z Warszawy mijał spokojnie, do momentu, w którym zorientowałam się, że zgubiłam telefon. Ja pierdolę gdzie on jest? Ostatni raz miałam go w rękach przy wyjściu z hotelu czyli rano. Jakim kurwa cudem przez cały dzień nie ogarnęłam że nie mam telefonu? Nie no, a było tak pięknie. I wszystkie świeżo zdobyte kontakty poszły się walić. Zajebiście. Mam nadzieję, że chociaż portfel mam. Kurwa!!! Nie no już chyba gorzej być nie może. Muszę zablokować karty, ale nie mam jak zadzwonić. Do Leszna została jeszcze jakaś godzina jazdy. Za chwilę oszaleję, że jeszcze własnej głowy nie zgubiłam to cud.

W Lesznie na szczęście czekał na mnie Robert, któremu od razu zabrałam telefon i jednocześnie dzwoniąc do banku i na infolinię tłumaczyłam o co chodzi. Oczywiście o mało co nie popłakał się ze śmiechu. Tak wiem też bym go wyśmiała. Po powrocie do domu i długim prysznicu chciałam zabrać się do obejrzenia zdjęć z meczu, który mnie ominął, ale nim laptop zdążył się włączyć ja już spałam.

***

W połowie tygodnia zacząłem się martwić, że Wiki mogło się coś stać. Jeśli nie odbierała ode mnie mogła być zła, ale Pawliccy też nie mogli się z nią skontaktować. Na moje szczęście na trybunach dostrzegłem Rafała czy Roberta – sąsiada Wiktorii. Akurat byłem w tej chwili na torze i po cichu liczyłem na cud, że tak szybko się stamtąd nie zmyje. Gdy zjechałem do parkingu od razu ruszyłem na trybuny w poszukiwaniu owego szatyna.

- Cześć. Ty jesteś Rafał? – mam nadzieję, że tak ma na imię

- Robert – no i przypał.

- Sorry nie mam zbytniej pamięci do imion. Zwłaszcza na kacu.

- Spoko. Dobrze, że chociaż twarz kojarzysz.

- Słuchaj... ee... chodzi o Wiki. Widziałeś się z nią ostatnio? Nie odbiera telefonu i nie odpisuje na maile. Zdaje się, że może być na mnie wkurzona, ale nie tylko ja nie mogę się z nią skontaktować. Martwimy się o nią.

- Heh, skoro może być zła to ja się w to nie wtrącam bo jeszcze mi się oberwie. Wróciła w niedzielę wieczorem – popatrzył na mnie podejrzliwie i dodał – cała i zdrowa. No może nieco roztrzepana. Ma teraz kolejny ciężki tydzień. Całymi dniami albo jakieś plenery albo siedzi w studio, a wieczorami zamiast odpocząć to jeszcze przed laptopem. Mówiłem jej, że przegina, ale...

- Zapewne nie słucha.

- A jakże by mogło być inaczej. Ika jest strasznie uparta. Do niedzielnego meczu nie ma mowy żeby wyluzowała, a już zaczyna o wszystkim zapominać.

- Zengi! – z toru wydzierał się nie kto inny tylko Piotrek – dalej chodź tu!

- Wybacz muszę wracać na tor. Miło było Cię spotkać.

- Spoko, powodzenia na niedzielnym meczu.

- Dzięki – pożegnaliśmy się i ruszyłem w kierunku parku maszyn. Świta mi coś w głowie, że Wiktoria obiecała mu wejściówki, ale skoro nie było jej tu od ponad tygodnia to raczej tego nie załatwiła. Po treningu spróbuję się czegoś dowiedzieć.

***

Dźwięk budzika w ostatnich dniach stał się jedną z najbardziej znienawidzonych przeze mnie rzeczy. Od kilku dni nie ogarniam w ogóle pojęcia czas, nie wiem jaki dzisiaj dzień, wiem tylko, że zgoda na udział w tych dwóch sesjach jednocześnie była najgłupszym moim pomysłem ever. Pocieszam się faktem, że w sobotę – kiedykolwiek ona nastąpi – kończę to szaleństwo. Fakt faktem, że w niedzielę jest mecz, ale to dopiero wieczorem więc do tego czasu jakoś się ogarnę. Mam taką nadzieję. W ostatnich dniach jestem wiecznie spóźniona. Nawet nie miałam czasu podejść po nowy telefon. Wygrzebałam gdzieś jakiś stary przedpotopowy, który nawet nie ma ekranu dotykowego. Kit z tym ważne, że można dzwonić. Przynajmniej na razie i tak nie mam numeru do nikogo ze znajomych.

Był jeden plus tej całej karuzeli. Nie miałam czasu na zastanawianie się co u chłopaków. Jestem prawie w 100% pewna, że Piotrek próbował się do mnie dobić. Grzesiek może też. No cóż będą musieli poczekać do niedzieli. Tylko cholera co dzisiaj jest za dzień?

***

Szykując się do meczu po cichu liczyłem, że jeszcze przed rozpoczęciem zawodów uda nam się pogadać. Po setnym powtórzeniu tego co chciałem jej powiedzieć stwierdziłem, że trzeba to rozegrać inaczej. Zależało mi na tym, aby jak najszybciej wszystko wyjaśnić i niemniej mocno chciałem ją po prostu zobaczyć, ale tu trzeba było się wykazać bardziej. Podczas tych dwóch tygodni zdałem sobie sprawę z tego jak bardzo niby głupi dowcip wtedy na treningu spowodował, że gdy tylko zamknąłem oczy widziałem jej cudowny uśmiech. Jedynym problemem było to co zauważył Tobiasz. Nie tylko mnie podobała się Wiktoria. Pawliccy są moimi przyjaciółmi i za cholerę żaden z nas nie wszedłby drugiemu w drogę. Sprawy jednak potoczyły się inaczej choć do tej pory nie przegadałem tego tematu z Przemem.

Całe spotkanie unikałem jej jak ognia i tym samym sam siebie wkurwiałem. Zależało mi na tym, żeby pogadać bez świadków, na spokojnie. Jak z nieba spadł mi po raz drugi Robert. Wiedziałem, że uda mu się namówić ją żeby na mnie poczekała. Szybko się przebrałem i ruszyłem w kierunku trybun. Tak jak sądziłem wszędzie robiło się już pusto i tylko nieliczne osoby wałęsały się po stadionie.

Stała oparta o bandę i wnikliwie obserwowała pracę ciągników na torze. Przynajmniej tak mi się wydawało. Całą odległość, która nas dzieliła pokonałem nie odrywając oczu od niej. Jej długie kasztanowe włosy delikatnie rozwiewał wiatr tak jak wtedy, gdy ją zobaczyłem po raz pierwszy. Spojrzenie piwnych oczu w tamtym momencie to było coś nieziemskiego. Znalazłem się tuż za nią. I jedyne czego pragnąłem w tym momencie to móc ją pocałować.

***

Po dwóch tak intensywnych tygodniach cieszyłam się jak małe dziecko, że to już na szczęście koniec. Niby wszystko sfinalizowało się dość wcześnie, ale organizatorzy wymyślili sobie jeszcze małe przyjęcie na zakończenie współpracy i takim oto sposobem w drodze powrotnej do domu zastał mnie niedzielny poranek. Prawie. Aktualnie robiłam trzecie podejście żeby zwlec się z łóżka, ale niezbyt mi to wychodziło. Była już godzina 15 i nigdy nie pomyślałabym, że można tyle spać. Gdyby nie głód, który niemiłosiernie mi dokuczał za nic w świecie nie ruszyłabym się stąd. Miałam jeszcze masę czasu do meczu więc leniwie zabrałam się za przygotowywanie posiłku – śniadania i obiadu w jednym. Niestety jak się okazało nie było z czego przyszykować jedzenia. W lodówce jedyne co znalazłam to światło, którego nijak nie da się skonsumować. No nic, trzeba wyruszyć na zakupy. Uzupełnienie zapasów zajęło mi trochę czasu, na szczęście gotowanie już nie trwało tak długo. Matko jaka ja byłam głodna! Po skończonej wyżerce stwierdziłam, że muszę nadrobić zaległości w żużlowych newsach. Z orzeźwiającym koktajlem zasiadłam przed laptopem. w ciągu tych dwóch tygodni trochę się tego nazbierało. Niby za dużo nie przeczytałam, jednak zrobiła się już godzina 18.00. Zajebiście! Za jakieś dobre pół godziny powinnam stawić się na Smoku. Jakim kurwa cudem spędzając cały dzień w łóżku można się gdzieś spóźnić? W ekspresowym tempie wzięłam prysznic i wyszykowałam się do wyjścia. Opuszczając mieszkanie natknęłam się na mojego sąsiada i jego rudą wersję mini.

- Hej, a Ty kiedy przestaniesz tak biegać jakby stado słoni Cię goniło?

- Hej. Miałam nadzieję, że dzisiaj, ale jak widać nic z tego. Może jutro...

- Taa jasne. Uważaj bo Ci uwierzę. W każdym razie dzięki za wejściówki. Słuchaj naprawdę nie musiały być na sektor VIP – kurwa mać ja pierdolę jak mogłam zapomnieć? Chwila, chwila, jaki sektor VIP? – i do tego jeszcze wstęp do parku maszyn. Młody był wniebowzięty gdy to zobaczył.

- Eee, ale to nie ja. Na śmierć zapomniałam tym.

- Skoro nie Ty to kto? Przyszły pocztą nadane z klubową pieczątką?

- Cholera nie wiem – byłam mocno zdziwiona. Nikt przecież nie wiedział, że obiecałam Robertowi coś takiego. Nikt poza... no tak Zengi. – To chyba Zengota.

- Gadałem z nim ostatnio na treningu, ale nie wspominałem mu nic o tym...

- Moment. Gadałeś z Grzesiem? Kiedy? I czemu ja nic o tym nie wiem? Co chciał? – dopiero po chwili zajarzyłam jakie głupkowate pytania zadaję. – Zresztą nieważne. Przepraszam za te bilety jest mi kosmicznie wstyd.

- Pytał o Ciebie. Nie mówiłem, że przesiałaś telefon bo wspominał, że możesz być na niego zła więc się nie wcinałem. A biletami się nie przejmuj możesz mu podziękować za nie – w tym momencie brunet znacząco poruszył brwiami co oznaczało, że po jego głowie wałęsają się kudłate myśli.

- Dobra weź sobie odpuść takie insynuacje. Ja już lecę bo muszę być wcześniej na stadionie. Pa może się później zobaczymy.

Przed rozpoczęciem meczu nie było szans na rozmowę z chłopakami. Jak wariatka uparcie gapiłam się kiedy tylko mogłam na całą trójkę. Dopiero po zakończonym spotkaniu, które tylko i aż zremisowaliśmy, był czas na pogaduchy. Pierwszeństwo jednak mieli oczywiście kibice. Gdy zrobiło się nieco luźniej natychmiast trafiłam w objęcia młodszego z Pawlickich

- Wika!!! Co się z Tobą działo? Czemu nie oddzwaniałaś? - wyściskana również przez Przemka dopiero po chwili mogłam dojść do głosu.

- Miałam dwa ogromne zlecenia do realizacji w tym samym czasie, a tydzień temu wracając do domu zgubiłam telefon. Szkoda gadać. A gdzie macie trzeciego muszkietera? – nie mogłam się oprzeć pytaniu, które z całych sił cisnęło mi się na usta.

- Na torze, wozi jakiego małego. – obejrzałam się we wspomnianym kierunku. Na motocyklu z uśmiechem dookoła głowy siedział Mikołaj. No tak, bilet i wstęp do parku maszyn, a teraz jeszcze przejażdżka. Chyba ktoś próbuje zrobić dobre wrażenie. Czekając na mojego biletowego zbawcę rozmawiałam dalej z chłopakami. Nie doczekałam się go ponieważ zostałam wezwana przez prezesa. Gdy wróciłam z powrotem jego już nie było. Czekał za to na mnie mój drogi sąsiad.

- No i jak tam? Mikiemu się podobało?

- I to jeszcze jak. Widzisz, że uśmiech nie znika z jego twarzy. Nie mogę go do domu zaciągnąć.

- A Zengiego gdzie macie? – i znowu jak jakaś małolata wypytuje o niego.

- A poszedł się przebrać, ale prosił żebyś na niego poczekała na trybunach jeśli możesz.

- A mogę. Nawet nie udało mi się jeszcze z nim porozmawiać. – po krótkiej rozmowie pożegnałam się z Robertem i Mikołajem. Oni poszli do domu, a ja ruszyłam na opustoszałe trybuny. Szczerze sama byłam zaskoczona tym, jak bardzo się za nimi stęskniłam. Ale najbardziej za Grześkiem. Brakowało mi tych pięknych oczu, które po części przypominały mi o mojej Owieczce. Mimo tego to nie był jedyny powód dla którego ciągnęło mnie do tego blondaska. Nie wiem dlaczego, ale czułam się przy nim bezpiecznie. Czułam coś jeszcze jednak za nic w świecie nie chciałam pozwolić dojść do głosu takiemu uczuciu. Moje rozmyślania przerwało pojawienie się kogoś za moimi plecami i głos, na dźwięk którego zmiękły mi kolana.

^^^

wybaczcie, że to tyle trwało. mam nadzieję, że kolejne tak długie przerwy nie będą konieczne. czekam na komentarze:P

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro