Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

7. Weekend cz.2


Spotkanie z prezesem przeciągało się w nieskończoność. Ponieważ przez ostatnie dwa tygodnie nie miał dla mnie czasu, a jak się okazało jest masę nowych pomysłów co do promocji klubu, niewiele brakowało żebym musiała zamieszkać w tym gabinecie. W ramach promocji miasta przez klub ma powstać album, którego projekt mam stworzyć i jeszcze do tego ma być jakaś sesja przed zakończeniem rundy zasadniczej, ale nic więcej nikt nie chce mi powiedzieć bo jak na razie to całość okryta jest tajemnicą. Do tego wszystkiego mam jeszcze podszkolić jakąś laskę, która będzie fotografować dla klubu z Rawicza i jeździć z nią na treningi. Przecież kurwa ja jestem tylko fotografem, a nie PRowcem, szkoleniowcem i jeszcze kit wie kim. Za chwile się okaże, że mam prowadzić trening... Może i trochę narzekam, ale mam do tego prawo. Dopada mnie comiesięczna babska kurwica i to wszystko tłumaczy.

Po wyjściu z budynku zauważyłam, że trening chyba dobiegł końca. W sumie nic dziwnego, przesiedziałam tu naprawdę długo. Chciałam jeszcze pogadać z Grześkiem jednak zauważyłam brak jego busa. Czyli coś jednak jest na rzeczy skoro pierwszy się zawinął stąd. Zazwyczaj oprócz Tofeeka był ostatnim, który opuszczał stadion. Jego kiepski humor nie wziął się znikąd, a Zengota należy do ludzi, którzy wiecznie się uśmiechają choćby się niebo waliło im na głowę.

Po powrocie do domu całą moją uwagę i czas pochłonął Alek. Dopiero gdy młody zasnął miałam chwilę dla siebie. Zaczęłam się zastanawiać nad tą całą dziwną sytuacją z chłopakami. Ta cała ich zazdrość była dla mnie czymś abstrakcyjnym. Nawet jeżeli podobałam się któremukolwiek z nich to przecież dopiero co ich poznałam i nic takiego nie powinno wchodzić w grę. Są mili, sympatyczni, dowcipni, no i oczywiście przystojni. I tyle. Odruchowo podpięłam aparat do laptopa żeby zgrać zdjęcia. Było tam zaledwie kilka fotek młodego, ale zawsze zgrywałam zdjęcia z danego dnia. Dzięki temu miałam jako taki porządek i wiedziałam z kiedy są zdjęcia. Jednak zamiast zdjęć Alka na pulpicie jako pierwszy pojawił się śpiący Zengi. No tak, faktycznie. Poranna sesja. On nawet przez sen się uśmiecha więc o co chodziło. Byłam przekonana, że to nie miało nic wspólnego z rozmową z prezesem, a raczej z tym co miało miejsce w parku maszyn. Czułam, że to przeze mnie, ale nie bardzo wiedziałam dlaczego. Wzięłam więc telefon i zadzwoniłam do niego. Co prawda było późno, ale co tam. Sześć sygnałów i cisza. Trudno. Napisałam tylko eskę „jeśli to przeze mnie to przepraszam". Odłożyłam telefon i lapka i położyłam się spać.

Obudziło mnie wkurzające poskrzypywanie materaca. Ja wstaję wcześniej, ale ten smark to przegina. Bez słowa, za to z uśmieszkiem na twarzy skacze sobie po moim łóżku. Spojrzałam na budzik. Kurwa, 6.

- Młody oszalałeś jest niedziela. Czemu nie śpisz?

- Obiecałaś mi lody, nie pamiętasz? – no racja tylko po co budzi mnie aż tak wcześnie? – i jeszcze obiecałaś że pojedziemy nad jezioro – o ja pierdolę...

- Pamiętam, pamiętam nie martw się, ale nie trzeba tak wcześnie wstawać. Kawiarnia jest otwarta dopiero od 10. Daj mi jeszcze pospać. - skrzypienie ustało. Na szczęście. Mały blondasek rzucił coś w stylu „ok" i pomaszerował na kanapę. Po chwili do moich uszu dotarł dźwięk telewizora. Cholera. Zapomniałam, że posiadam coś takiego.

Reszta długiego poranka upłynęła na standardowych zasadach. Kłótnia o ubieranie się, kłótnia o śniadanie, kłótnia o mycie zębów. Dopiero hasło wychodzimy sprawiło, że buty i czapka znalazły się na nim szybciej niż ja zdążyłam zrobić krok. Mały cwaniak. Uwielbiałam kiedy mnie odwiedzał, ale nienawidziłam powodu z jakiego dlaczego. Jego matka jest skończoną kretynką i tyle. Dla niej Aleksy to wpadka i tylko problem. No chyba, że chodziło o kasę, to wtedy było to ukochane dziecko, które wychowuje się bez ojca. Nie mogę powiedzieć, żeby mu czegoś brakowało - pod względem materialnym miał wszystko, ale co to matczyna miłość nie miał niestety pojęcia. Nieraz chciałam go zabrać do siebie, starać się o opiekę nad nim, doszłam jednak do wniosku, że dziadkowie zapewnią mu lepsze życie. Przede wszystkim normalny szczęśliwy dom. Byłam tak pogrążona w swoich rozmyślaniach, że nie zwróciłam uwagi gdzie idę i wpakowałam się na kogoś.

- Przepraszam, zamyśliłam się – dopiero gdy spojrzałam, kogo staranowałam, zmieniłam ton. – a Ty nie patrzysz jak chodzisz? Albo się na mnie rzucasz i całujesz albo próbujesz stratować.

- To Ty na mnie wlazłaś, a co do całowania... – odparł z łobuzerskim uśmieszkiem Piter, ale mu przerwałam.

- Dobra lepiej nie kończ. Wolę tego nie słyszeć.

- A szkoda. To jest moja siostra Dajana. Dajana to Wiki klubowa pani fotograf – Przywitałam się z najmłodszą z rodziny Pawlickich. – a Ty ponoć zajęta jesteś dzisiaj? I co?

- Co co? Nie widzisz? - Wskazałam głową na kręcącego się wokół nas Alka, do którego podeszła 18latka. – dzisiaj jestem na wyłączność tego przystojniaka.

- Serio? Twój...

- Chrześniak. A co znowu zazdrosny? – byłam rozbawiona całą tą sytuacją.

- Faceci już tak mają Skarbie. Śliczna, wolna dziewczyna, która w dodatku nie pozwala za bardzo się do siebie zbliżyć to działa jak magnes. A Ty jesteś naprawdę wyjątkowa. Nie widziałaś jak Zengi się wczoraj wkurzył?

- Co?! Wiecie co, to jest chore. Chyba zaczynam żałować, że was poznałam – gówno prawda wcale nie żałuje – jasno i wyraźnie mówię odpuśćcie sobie, na mnie takie zagrania działają jak płachta na byka. Przekaż to bratu i Zengocie. Proponuję przyjaźń. – byłam już lekko wkurzona.

- Słodko wyglądasz jak się złościsz. Przyjaźń mówisz... Czyli że mogę dać Ci buziaka w policzek i uściskać na zgodę tak po przyjacielsku? – niby mówił poważnie, ale nadal miał minę taniego podrywacza. Nie chodzi o to co robią, o zadawanie głupkowatych pytań, o każdego faceta, ale sposób w jaki to robią. To im nie wychodziło, a wręcz wkurzało mnie. Sama nie wiem tak do końca czemu.

- Możesz. A my musimy już lecieć. Do zobaczenia za tydzień na meczu. – pożegnałam się z Piotrkiem i Dajaną i razem z młodym, który o dziwo nie marudził, że tyle musi czekać ruszyłam w kierunku rynku.

Zatem już wszystko jasne. Chociaż chyba nie do końca. Grzesiek nie był wkurzony. To bardziej było rozczarowanie czy cholera wie co. Nie mam pojęcia co oni sobie wszyscy wyobrażali niemniej jednak liczę, że to koniec tych głupich podchodów. Faktem jest, że od kiedy tylko zobaczyłam te cudowne oczy nie mogę przestać myśleć o tym czubku.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro