Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

5. Impreza

Ruszyłam w kierunku wejścia do klubu. Tłok w tym miejscu świadczył o dwóch rzeczach. W środku zapewne jest już pełno, a co za tym idzie ochrona na razie nikogo nie wpuszcza. No, prawie nikogo. Gdy ujrzałam uśmiech na twarzy bramkarza wiedziałam już, że wyjątki się zdarzają. Uściskałam go i ucałowałam po czym skinęłam do chłopaków żeby weszli za mną.

- O wolnym stoliku to możemy pomarzyć, chyba że zabajerujecie jakieś małolaty, które z pewnością polecą na wasze teksty typu „oczu nie można od Ciebie oderwać" Tobie to chyba najlepiej wychodzi – z sarkastycznym uśmieszkiem zwróciłam się do Przemka – a na razie chodźcie do baru.

Nie czekając na ich reakcję ruszyłam we wspomnianym kierunku. Liczyłam, że za barem ujrzę kolejną znajomą twarz. Co prawda twarzy nie dojrzałam, ale czarna bujna czupryna świadczyła sama za siebie. Tomek. Przeciskając się przez tłum dojrzałam, o dziwo, trzy wolne hokery. Wspięłam się na jeden i nachyliłam nad barem żeby przywitać się z barmanem. Zamówiłam od razu kolejkę shotów, gdyż oblężeni od samego wejścia żużlowcy jeszcze tu nie dotarli. Trzy pary oczu wpatrywały się we mnie. Nie zważając na to podniosłam kieliszek w geście toastu po czym szybko wypiłam. Cholera co to było?! Tomek uwielbiał testować na znajomych nowe drinki. Nie byłam zbyt do tego przekonana, więc poprosiłam o następną kolejkę, tym razem w postaci kamikadze.

- No, no nieźle zaczynasz. W takim tempie będziemy musieli Cię stąd wynosić – ze słodkim uśmieszkiem oświadczył Pawlicki junior.

- Ja robię to dla Ciebie wiem, że o tym marzysz – odpowiedziałam zbliżając swoją twarz do jego tak, aby dzieliło nas tylko kilka centymetrów – zaskoczony Piotrek odsunął się. Raczej nie spodziewał się aż tak bezpośredniego zagrania. Ja za to nie myślałam, że coś takiego go speszy, ale wolałam grać dalej – Przyszliśmy się dobrze bawić prawda? – odstawiłam kieliszek i skierowałam się na parkiet. Po chwili dołączyli do mnie Przemek i Grzesiek z bardzo zmieszanymi minami. Trafiłam bezbłędnie.

- Ty tak serio? Co do Piotrka? – zapytał wprost Przemo.

Niewiele się zastanawiając pochyliłam się w jego kierunku i odpowiedziałam – A co chciałbyś do nas dołączyć? Mogłoby być bardzo ciekawie – musiałam się powstrzymywać od śmiechu, ale wyratowały mnie fanki, które koniecznie chciały selfie z braćmi. Momentalnie zrobiło się jeszcze bardziej tłoczno. Masa dziewczyn, które na przemian prosiły o zdjęcia lub autografy. Patrzyłam na to spokojnie z boku aż poczułam na mojej talii czyjąś rękę. Ten ktoś stanął za mną. Czułam jego oddech na mojej szyi. Nie było to jednak przerażające, wręcz przeciwnie poczułam się tak, jak gdybym była bezpieczna w tych ramionach.

- Niegrzeczna z Ciebie dziewczynka. Tak się z nich nabijać – to był Grzesiek. Odwróciłam się gdy tylko mnie puścił. Cholera po co w ogóle mnie puszczał? Chciałam znowu poczuć jego delikatny dotyk. O kurwa. Szybko otrzeźwiałam i postanowiłam ciągnąć tą farsę.

- Dlaczego sądzisz, że się z nich nabijam? Może takie były moje zamiary od początku. Może właśnie wcześniej grałam, żeby dopiąć swego? – tym razem na nim próbowałam swoich sztuczek, ale spaliłam bo to mnie speszyło jego spojrzenie. Pierwszy raz w tych oczach pojawiło się coś czego nie mogłam rozszyfrować. A przecież znałam je na pamięć. We wzroku Owieczki nigdy tego CZEGOŚ nie było. Cokolwiek miałoby to być. O matko, zaczynałam głupieć.

- A mylę się?

- No nie. Nie mylisz się. – uśmiechnęłam się – ale sami zaczęli.

- Co zaczęliśmy? – nie wiedzieć kiedy pojawili się Pawliccy. Wytłumaczyłam im o co chodzi. Złość na ich twarzach i pytanie „jak mogłam" załagodził niewinny uśmieszek i bawiliśmy się dalej. Ja przystopowałam z piciem za to chłopcy chyba dopiero zaczęli. Około drugiej Piotruś był już tak pozamiatany, że postanowiliśmy zakończyć tę zabawę póki miał go kto wynosić. Przemek stwierdził, że nie jest w stanie prowadzić i to Grzesiek ma ich odwieźć. Trzeci z panów choć najtrzeźwiejszy również nie nadawał się na kierowcę. Zadzwoniłam więc po taksówkę. Wpakowaliśmy obu na tylne siedzenie, Grzesiek podał kierowcy adres. Miejmy nadzieję, że będą w stanie wejść do domu. Dopiero gdy taksówka odjechała poczułam jak bardzo zrobiło się zimno. Zengi dotąd dość przytomny zaczął nieco majaczyć. Postanowiłam, że najprościej będzie jak odwiozę go do domu. i tak też zrobiłam. Na miejscu jednak okazało się, że Grzesiek nie ma kluczy i nie bardzo wie gdzie mogą być. Dodatkowo coraz dziwniej zaczynał się zachowywać jakby był niewiadomo jak bardzo pijany. Było mi cholernie zimno i nie miałam zamiaru czekać aż zupełnie mi tu odleci. Jakimś cudem wpakowałam go z powrotem na motor. Po chwili byliśmy pod moim blokiem. Z motocykla raczej spadł niż zsiadł co wcale nie było najgorsze zważywszy, że czekała nas wspinaczka na trzecie piętro. Zachciał mi się kurwa mieszkać tak wysoko. Jakimś cudem ciągnąc wlokącego się po czterech Grześka dotarłam do drzwi mieszkania. Nim zdążyłam je odkluczyć po drugiej stronie klatki pojawił się zaspany sąsiad.

- Co to za zwłoki targasz? O ja pierdolę Zengota? Ale jaja. Coś Ty mu zrobiła? – zaczął się nabijać.

- Ni cholery nie wiem co z nim. Był w miarę trzeźwy do momentu wyjścia z klubu. Potem już było tylko gorzej. W dodatku nie miał kluczy od mieszkania i musiałam targać go tutaj. A teraz z łaski swojej pomóż mi go wpakować na kanapę.

Zengi na kanapie dopadł moją maskotkę i wtulił się w nią jak niemowlak. Wyglądał naprawdę słodko. Robert rzucił dowcipem w stylu upojnej nocy i wyszedł. Przykryłam jeszcze „zwłoki" i skierowałam się do swojej sypialni. Rzuciłam się na łóżko. Przed oczami miałam jeszcze jego spojrzenie, z którego nie potrafiłam nic wyczytać co się raczej nie zdarzało. Zazwyczaj potrafiłam odgadywać intencje innych. Wiedziałam tylko, że moja reakcja na jego dotyk nie może wróżyć nic dobrego. Byłam jednak zbyt zmęczona żeby się nad tym zastanawiać. Będzie na to czas jutro, gdy Zengota obudzi się w nie swoim mieszkaniu. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro