Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

10. ...

Byłam już w drodze na spotkanie z chłopakami, gdy zadzwonił mój sąsiad. Otóż utknął gdzieś pod Wrocławiem w jakimś kosmicznym korku, a tą swoją kolubryną lub jak to on ją nazywa „maleństwem" nie ma szans na jakikolwiek objazd. Chcąc nie chcąc trzeba biedakowi pomóc i odebrać Młodego z przedszkola. Tak więc Wiktoria musi udać się na drugi koniec miasta. Pieszo bo przecież nie motocyklem. Pieszo bo akurat o tej porze żaden cholerny autobus nie jedzie. Bo jakżeby inaczej. Nieraz już odbierałam Mikiego, zazwyczaj jednak wyposażona w czterokołowy środek lokomocji. A teraz nawet nie było mowy o rowerze bo zachciało mi się robić przegląd.

Wysłałam Piterowi i Grześkowi informację, że się spóźnię. Byliśmy dogadani tak, że Przemo miał robić za szofera i właśnie chciałam do niego dzwonić kiedy to tuż przed moim nosem w poprzek chodnika zaparkował czarny mercedes. Co za idiota. Już chciałam nieco polepszyć wygląd tego auta, gdy w otwartym oknie ukazała się blond czupryna z niebieskimi tęczówkami do kompletu i uśmiechem dokoła głowy. Przemek. Taki numer to tylko w jego stylu.

- Zgłupiałeś do reszty?! Chcesz mnie zabić?

- Też miło Cię widzieć. A Ty kierunków nie pomyliłaś? Zdaje się, że byliśmy umówieni zupełnie gdzie indziej...

- Zdaje się, że muszę coś jeszcze załatwić.

- No to wskakuj. Podrzucę Cię.

- Super. Będę wdzięczna.

- Więc w ramach tej wdzięczności wybierzemy się gdzieś po tej Twojej tajemniczej wycieczce? We dwójkę rzecz jasna.

- Jaka tajemnica? Jedziemy do Henrykowa, do schroniska.

- Okej. To kawa czy kolacja??? – liczyłam po cichu, że może odpuści temat. Nie odpuścił.

- Eee...

- Nawet nie próbuj się wykręcać. Trudniej się z Tobą umówić niż z prezydentem.

- Nie przesadzaj. Dobra. Zgadzam się. – w co ja się pakuję...

- O właśnie. To dokąd teraz?

- Do przedszkola – mina starszego Pawlickiego była bezcenna - Nie patrz tak na mnie. Muszę poratować sąsiada.

W skrócie naświetliłam mu co i jak. Mikołaj był w siódmym niebie, gdy zobaczył z kim przyjechałam. Nawet nie zapytał o ojca. Zapatrzony w Pawlickiego jak w obrazek zadawał pytanie za pytaniem. Wielki hołd wobec żużlowca skończył się, gdy tylko dotarliśmy w umówione miejsce i Młody ujrzał tlenionego.

- Zengi! – i tyle go było.

- Oni się znają? – zdziwił się niebieskooki widząc reakcję Grześka.

- Tak. To jego Zengota ostatnio woził po meczu.

- Aha – było widać jak próbuje poskładać pewne fakty do kupy, ale kiepsko mu to szło – Dobra to możemy już jechać.

- Jeszcze jedna rzecz. Mamy tu coś do odebrania.

Nie czekając na ich reakcję weszłam do sklepu, przed którym się znajdowaliśmy. Korzystając z bardzo pojemnego auta zamówiłam nieco większą ilość karmy niż zwykle. Zazwyczaj zamawiałam kuriera, który zawoził to bezpośrednio do Henrykowa, ale trzeba było wykorzystać chłopaków, a przy okazji zrobić małą reklamę schronisku... Gdy święta trójca pakowała to wszystko do auta ja z Mikołajem oglądałam rybki, które są jego największą pasją. Tak zaraz po grach komputerowych, żużlu, piłce nożnej i lego. Chciałam już płacić, ale uprzedził mnie byczek z zielonogórskim rodowodem. Zaczęliśmy się wykłócać kto ma płacić, nienawidzę sponsoringu, a tekst „przyzwyczaj się" już całkiem mnie wkurzył. Wiem, może jestem nieco popieprzona, ale mam swoje zasady. Nim zdążyłam cokolwiek odpowiedzieć Piter po prostu wyniósł mnie ze sklepu i zapakował do samochodu jak jakąś paczkę.

- Co to do ...miało być? – na szczęście zreflektowałam się nim padła z moich ust niezbyt cenzuralna wiązanka. Obok mnie siedział sześciolatek, który takie epitety chłonął jak gąbka.

- Że niby co? – blondas udawał niewiniątko.

- Potrafię sama za siebie zapłacić, a poza tym.. – nie udało mi się dokończyć bo ktoś się musiał wtrącić.

- Dziewczyno i o to robisz problem, że facet za Ciebie płaci? – zdziwienie piwnych tęczówek zniknęło pod stertą ironii jaką dało się wyczuć w tej wypowiedzi.

- Viki nie lubi, gdy ktoś za nią płaci. Tacie już nie raz ostro się za to oberwało – odpowiedział za mnie Młody – i jeszcze ten tekst. Zengi masz wielkiego minusa u niej.

- Uuuu, Zengota taka plama – nabijał się Piotrek.

- Dajana byłaby w siódmym niebie bo miałaby więcej kasy na kosmetyki i ciuchy. A Ty na co lubisz wydawać kasę? – Przemek próbował zmienić temat.

- Najważniejsza jest – zaczęłam, ale znowu wtrącił się Mikołaj i próbując naśladować mój sposób wypowiedzi ciągnął

- Maszyna, sprzęt, zwierzaki i książki. I tylko w tej kolejności – odpowiedzią na takie spostrzeżenie był śmiech, który ostatecznie zamknął temat. Reszta drogi minęła nam na nabijaniu się ze stereotypów typu blondynka, ruda czy zajęcia nie dla kobiet.

Po dotarciu na miejsce przedstawiłam panów pracownikom schroniska. Dwie z wolontariuszek piszczały i podskakiwały jak szalone. Obie jak rzepy uczepiły się Piotrka, nie odstępując go na krok. Dopiero, gdy kierowniczka się pokazała, dziewczyny z trudem odkleiły się od Pitera i wróciły do swoich zajęć. Rozpakowaliśmy bagażnik, którego zawartość bardzo ucieszyła panią Beatę. Gdy wszystko było już w magazynie zabraliśmy możliwie dużo psiaków na spacer. Wygłupialiśmy się niemożliwie po drodze. Jak się okazało wyścigi zmęczyły bardziej naszych czworonożnych przyjaciół niż nas. Kocham to miejsce i te zwierzaki. Zawsze wracam stąd pełna energii i pozytywnie nakręcona. W drodze powrotnej chłopacy zaczęli się prześcigać w tym, który bardziej mnie wkurzy, bo jak zgodnie stwierdzili – bosko wyglądam kiedy się złoszczę. I takim oto sposobem cała rozmowa i uwaga została skierowana na moją osobę. Zadawali głupkowate pytania, na które w większości bez żadnego problemu odpowiadał Młody. Mój sprzeciw wobec tego przesłuchania okazał się daremny. Próbowali mnie nawet zakneblować i związać, żebym nie przeszkadzała Mikołajowi w odpowiadaniu. Oczywiście nie obeszło się bez porządnego focha na Zengotę. Udawanego swoją drogą,ale o tym nie musiał wiedzieć. Cholerna męska solidarność. Gdy zauważyłam, że to przestaje być śmieszne, rudzielec stwierdził, że przesadzam, w końcu im większe przypały tym lepsze wspomnienia – przecież to moje słowa. No i jak tu się nie wkurzać?

Po powrocie do Leszna i wykopaniu z samochodu dwóch ciemnookich panów, odstawiłam Mikołaja Robertowi na bazę bo jak się okazało dopiero niedawno udało mu się dotrzeć na miejsce. Tym sposobem zostaliśmy sami z Przemkiem. Nie mając wielkich możliwości wybraliśmy się do jedynej czynnej o tej porze kawiarni. Henrykowo jakoś dziwnie zagina czasoprzestrzeń. Dopiero było wczesne popołudnie, a już zegar na ratuszu wybijał 21.

Czekając na nasze zamówienie zaczęliśmy gadać o mojej pracy i zamiłowaniu do dwukołowych maszyn. Rozmowę przerwał dźwięk smsa. Grzesiek – jak bardzo przegiąłem?:)

Przyszła kelnerka więc odłożyłam telefon i odebrałam zamówienie. Zanim zdążyliśmy wrócić do rozmowy telefon ponownie się odezwał.

- Wybacz Przemek – spojrzałam na wyświetlacz i mimowolnie się uśmiechnęłam czytając wiadomość – Małolaty Ekspert podpowiedział mi aby poddać się dobrowolnie karze. Więc Panno Niezależna jaki werdykt? – odpisałam tylko, że odezwę się później i wyłączyłam telefon.

Para błękitnych tęczówek badawczo mi się przyglądała.

- To Zengota? – Przemek nie czekał jednak na odpowiedź na to pytanie. Interesowało go co innego. – jesteście razem? – zatkało mnie. Skąd jemu takie rzeczy do głowy przyszły?

- Oszalałeś?

- Może trochę. Na Twoim punkcie. – CO?!!!

- Ty tak serio?

- Od początku nie ukrywałem, że mi się podobasz. I wiem, że jemu też. Nie jestem ślepy. Tylko co Ty na to?

- Nie no, nie wierzę... zdaje się że już to przerabialiśmy. Naprawdę muszę to mówić jeszcze raz? Jesteś super facetem, ale to nie moja bajka. Ja się do tego nie nadaję.

- A Zengi?

- Grzesiek. On po prostu... - co mam Ci powiedzieć Pawlicki? Że obiecałam sobie, że nikt nie będzie dla mnie już tak ważny jak Sebastian, ale gdy tylko zobaczyłam blondasa szlag wszystko trafił i z wielką chęcią rzuciłabym się na niego przy pierwszej lepszej okazji? Niedoczekanie Twoje... - nieważne. Zmieńmy temat.

Szeroki uśmiech Przemka nieco przygasł, ale na szczęście wynik tej niezbyt przyjemnej rozmowy w żaden sposób nie wpłynął na dalszą część wieczoru.

Po powrocie do domu włączyłam telefon i ruszyłam pod prysznic. Próbowałam pozbyć się z mojej głowy tego co powiedział Przemek. Nie tak to wszystko miało się potoczyć. Kładąc się już do łóżka chwyciłam za telefon. 2 nieodebrane wiadomości. Moją uwagę przykuła ta sprzed kilku minut – Był u mnie Przemek. Chyba mamy do pogadania Aniele...

No nie. Niech ktoś mnie zabije.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro