41
Pov Aimee
Postanawiam, że na razie nie powiem Louis'owi o propozycji, którą złożył mi Ettore. Nie chcę go niepotrzebnie denerwować, bo ostatnio ma dobry humor i przez jakiś czas nikogo ze swoich ludzi nie kazał zamordować. Oczywiście będzie go czekać za to śmierć, ale w inny sposób. Za jakiś czas przekonam Louisa żeby za coś go zabił i wtedy żadne podejrzenie na mnie nie padnie, bo coś mi podpowiada, że gdyby Louis poznał powód Ettore to zacząłby też mnie o coś podejrzewać i jeszcze poniosłabym jakieś konsekwencje.
Leżę sobie na łóżku w samej bieliźnie. Jestem po kąpieli i czekam na Louisa. Gdzieś wyszedł i nie powiedział gdzie, więc wolę na niego poczekać. Telewizor jest włączony i leci serial, który oglądam raz na jakiś czas. Czasem fajnie się tak wyłączyć i skupić na życiu innych.
Jestem w połowie drugiego odcinka, a Louis tak po prostu wchodzi do pokoju. Odrywam wzrok od ekranu i spoglądam na niego. Nie odnajduje na nim żadnych plam krwi, więc raczej nikogo nie zabił.
- Gdzie byłeś? - pytam go. Siada na łóżku i zdejmuje buty.
- Musiałem coś załatwić z tym cholernym przezutem kokainy ci nieudacznicy nic nie potrafią sami załatwić. Powinienem ich wszystkich wyrzucić i tak nie ma z nich żadnego pożytku.
- Wtedy oglądałabym cię tylko w nocy i specjalnie mi się to nie podoba. Wydawaj im polecenia, a jak nie wykonają to pociągaj ich do odpowiedzialności to nauczą się dobrze wykonywać swoją pracę. Jest już po północy i nie podoba mi się to, że tak późno wracasz - kładzie się obok mnie i daje mi buziaka w policzek.
- Przepraszam. Obiecuję, że następnym razem wrócę wcześniej albo cię ze sobą zabiorę to pewnie nam obojgu szybciej zejdzie.
- No nie gniewam się już.
Uśmiecha się i zaczyna się rozbierać.
- Jesteś bardzo przyzczajona do tego swojego ochroniarza Ettore? - cholera czemu on mnie o niego pyta? Czyżby zaczął coś podejrzewać? Oby Ettore nie wplątał mnie w nic przeciwko Louis'owi, bo to mógłby się dla mnie skończyć tragicznie.
- Niezbyt, odkąd mam prawo jazdy to on nie jest mi już do niczego potrzebny. A czemu o to pytasz?
- Pomyślałem sobie, że może dobrze byłoby go awansować i zacząłby pracować dla mnie. Zająłby się przezutem.
Nie mogę pozwolić by Louis dopuścił do siebie osobę, która życzy mu śmierć. Przecież to by było szalenie niebezpieczne. W każdej chwili bym się bała, że wystawi on Louisa na pewną śmierć. A ja nie mam ochoty na życie w ciągłym strachu.
Nie nadaje się to tego.
- Nie sądzę żeby to był dobry pomysł. Nie zawsze wykonuje dobrze polecenia, więc na nic by ci się nie przydał. Potrzebujesz kogoś bardziej kompetentnego - staram się zniechęcić go do tego pomysłu. Nic innego mi nie pozostaje.
- Bo tobie jest naprawdę bardzo ciężko dogodzić i nie dziwię się, że on nie daje rady. Ja jednak zamierzam mu dać szansę, niech się wykaże, a jeśli nie sprosta moim oczekiwaniom to dostanie kulkę w łeb i będzie po kłopocie.
Już ja się postaram żeby to miało miejsce niedługo.
Im więcej waszych konkretnych komentarzy tym szybciej kolejny rozdział
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro