25
Pov Aimee
- Aimee otwórz! - krzyczy Louis waląc do drzwi. Ja jednak nie mam zamiaru tego robić. Jego towarzystwo już nie jest dla mnie tak przyjemne jak wcześniej. Zaraz po śniadaniu przyszłam do swojego pokoju i się w nim zamknęłam. Nie mogę mu tak po prostu darować, że groził mi śmiercią i to jeszcze przy Marie. I to jest kolejny powód dla którego ja nie chcę za niego wychodzić. Nie mogę żyć z takim furiatem. - No weź przestań zachowywać się jak dziecko!
Nawet na centymetr nie rusza się z łóżka, na którym jestem w pozycji pół leżącej. W ręce trzymam mój biały tablet i przeglądam portale społecznościowe.
Nagle słyszę huk i moje drzwi wylatują z zawiasów.
- Już myślałem, że coś ci się stało - mówi wściekłym tonem. - I dlaczego zabrałaś z mojej sypialni zapasowe klucze do twojego pokoju. Już nigdy nie może mieć miejsca taka sytuacja.
Nie odrywam wzroku od ekranu urządzenia. Nie czytam jednak tego co tam jest napisane, ale nie chcę pokazać mu, że nie zwracam na niego uwagi.
- Aimee! Czy ty mnie słuchasz?! - wrzeszczy i szybko do mnie podchodzi. Wyrywa mi go z ręki i roztrzaskuje o podłogę, a ja aż podskakuje na dźwięk rozwalającego się sprzętu. To nie pierwszy, który przez niego straciłam. - Dlaczego się tak zachowujesz? Ja naprawdę mam dla ciebie dużo cierpliwości choć z natury nie jestem człowiekiem cierpliwym. A ty ostatnio przechodzisz samą siebie, ale wiedź, że nie ważne jak bardzo będziesz mi psuła humor to i tak nie zrezygnuje z tego ślubu.
- Co się stało, że tak nagle się z tym śpieszysz? - pytam spokojnym tonem. Nie czas teraz na kłótnie. On już i tak jest zbyt wzburzony.
- Już mówiłem, że robię to dla ciebie. Wolę żeby nazywali cię moją żoną, a nie dziwką - nie jestem naiwna i wiem, że we Florencji niektórzy mają o mnie takie zdanie. Ja jednak nigdy nie przejmowałam się ani nie będzie przejmować zdaniem innych.
Papcio nie raz mi powtarzał, że plotki nie mogą wyrządzić nam żadnej krzywdy jeśli jesteśmy ważni. A ja nie jestem nikim mało istotnym.
- Nie specjalnie interesuje mnie to co mówią o mnie ci, których mogę pozbawić życia jednym strzałem.
Uśmiecha się na moje słowa.
- Czasem się zastanawiam czego masz więcej, odwagi czy może głupoty i szczerze to nie mam pojęcia co u ciebie przeważa. Wiem jednak, że muszę cię chronić i to czasem przed samą tobą - co on bredzi? Jeśli już potrzebuje ochrony to tylko przed nim, nikim więcej.
- Mówisz tak zawile, że nie sposób cię zrozumieć. Nadal jednak nie uważam żeby to małżeństwo było dobrym pomysłem. Spróbuj to rozważyć i może przenieść za jakiejś kilka lat. Wtedy zgodziłabym się bez żadnych zarzutów.
- Nie ma takiej opcji - mówi i podchodzi do wyjścia. Oby szybko założył mi drzwi. - Jednak ty także odniesiesz z tego korzyści. Po naszym ślubie opowiem ci kim jesteś.
Jak się postaracie i będą konkretne komentarze to dostaniecie dziś jeszcze jeden.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro