8. ZAYN
Przeglądałem wszystkie lokalne gazety w poszukiwaniu mieszkania w Londynie. Vivian założyła, że znowu mieszkałem w Bradford i nie myliła się. Zatrzymałem się u mamy, której powiedziałem o zdradzie. Wyznałem wszystko, oprócz tego, że miałem dziecko z tą kobietą - a była nią Vivian. Nie mogłem przestać myśleć o mojej małej córeczce. Widziałem ją zdecydowanie za krótko, jednak już nigdy nie stracę nawet minuty. Dzięki Mary zapomniałem o żalu, jaki czułem do Vivian za to, że nie odpisała na mój list. Codziennie czekałem na dostawę poczty. Za każdym razem wracałem do swojego namiotu rozczarowany. Wtedy zdałem sobie sprawę z tego, że może ona zaczęła wszystko od początku. Nigdy bym się nie spodziewał ciąży. Znowu zostałem ojcem i cholernie się cieszyłem, bo moje dziecko urodziła kobieta, którą kochałem. Tam na wojnie, kiedy sytuacja zaczęła się uspokajać, dzięki czemu miałem czas na rozmyślenia, postanowiłem zmienić swoje życie. Jeszcze wtedy nie wiedziałem o istnieniu Mary, jednak ona tylko umocni mój związek z Vivi. Liczyłem, że jeśli rozwiodę się z Kate, matka mojego dziecka do mnie wróci, bo moje małżeństwo stało nam na drodze do szczęścia. Ronnie kochałem całym sercem, w końcu była moją córką, ale między mną a Kate od dawna się nie układało. Musiałem z nią, jak najszybciej porozmawiać, żeby zgodziła się na rozwód, a potem zawalczyć o Vivi i Mary. Kiedy tamtego wieczora otworzyła mi drzwi, chciałem ją pocałować, a potem kochać się z nią pod ścianą, jednak na jej twarzy zobaczyłem szok, niedowierzanie oraz dystans, dlatego ograniczyłem się jedynie do słów. Oboje czuliśmy, że nie tak powinna wyglądać nasza rozmowa po tylu miesiącach rozłąki. Na drugi dzień, gdy dowiedziałem się o swoim dziecku od Harry'ego, nie chciała nawet o nas rozmawiać. Miałem nadzieję, że po moim rozwodzie wszystko wróci do normy. Dla Vivi byłbym w stanie w kilka tygodni zaaranżować nasz ślub, gdyby tylko się zgodziła. Minęło trochę czasu, ale mimo to, kochała mnie jeszcze, prawda?
- Zayn, masz gościa. - Mama odchrząknęła, żebym zwrócił na nią uwagę. Po chwili do kuchni weszła Kate. Westchnąłem głośno. - Zostawię was samych.
- Wróć do domu. - Wyszeptała płaczliwie. Zawsze szantażowała mnie emocjonalnie, ale koniec z tym. Musiałem zawalczyć o swoją przyszłość. - Ronnie za tobą tęskni, ja tęsknię.
- Tu jest mój dom. - Odparłem. - A Ronnie w każdej chwili może mnie odwiedzić, w końcu to moja córka.
- A ja? - Podeszła bliżej. - Od prawie sześciu lat jestem twoją żoną. Przecież jesteśmy rodziną. Odkąd wróciłeś z Syrii, dziwnie się zachowujesz. Rozumiem, że znowu przeżyłeś coś strasznego, ale nie odtrącaj mnie. - Chciała mnie pocałować, jednak odsunąłem się od niej, zanim to zrobiła. - Kocham cię! Dlaczego tak mnie traktujesz?
Teraz albo nigdy.
- Chcę rozwodu, Kate. - Powiedziałem, patrząc w jej zaszklone oczy. - Przykro mi.
- Przykro ci? - Zakpiła. - Nie dam ci żadnego cholernego rozwodu! Jesteśmy rodziną! Nie pozwolę ci tego zepsuć!
- Kate, daj spokój. - Warknąłem. - Dobrze wiesz, że ożeniłem się z tobą tylko dlatego, że wpadliśmy. Jestem z tobą nieszczęśliwy. Kocham cię, ale jak siostrę, jak przyjaciółkę. Po urodzeniu Ronnie, nawet nigdy się nie kochaliśmy. Proszę cię, daj mi ten rozwód.
- Po moim trupie, dupku! - Wrzasnęła, po czym opuściła mój rodzinny dom, trzaskając na odchodne drzwiami.
Usiadłem na kuchennym krześle z głośnym westchnieniem. Ta rozmowa nie przebiegła do końca tak, jak tego oczekiwałem, ale nie było najgorzej. Wściekła się, to oczywiste, w końcu "byliśmy" razem pięć lat. Kate poznałem na jednej z imprez, w ostatniej klasie szkoły średniej. Jeszcze wtedy każdą dziewczynę traktowałem jako przelotną znajomość, choć jeśli miała w sobie to "coś", z chęcią się angażowałem. Moja wymarzona dziewczyna musiała się szanować, starać się być niedostępna, ale najważniejsza była dla mnie inteligencja. Kate była przeciwieństwem tego ideału, dlatego pijani poszliśmy się zabawić. Wiedziała, że z naszej znajomości nic nie wyjdzie, bo szukałem na stałe czegoś innego, a potem bum... Ciąża. Jak na mężczyznę przystało, wziąłem odpowiedzialność na klatę. I tak oto stałem się nieszczęśliwy. Mimo że kochałem Ronnie całym sercem, wykorzystywałem każdą okazję, żeby tylko nie przebywać w domu. Nigdy nie kochałem Kate tak bardzo, jak kochałem teraz Vivian. Ona była moim życiem, moim wszystkim.
- Synu, ja wiem, że to twoje życie, ale zastanów się jeszcze. - Mama spojrzała na mnie zmartwiona. Chwilę wcześniej weszła do kuchni, jednak teraz zabrała głos. - Ronnie to mała dziewczynka, twoja córka. Nie uważasz, że rozwód z Kate wywróci jej świat do góry nogami?
- Posłuchaj, do tej pory myślałem o szczęściu innych, zamiast zająć się swoim, ale koniec z tym. - Powiedziałem zdeterminowany. - Nie chcę być z Kate, ale Ronnie zawsze będzie w moim życiu, nigdy nie żałowałem, że pojawiła się na świecie. Żałuję tylko małżeństwa z Kate, dlatego teraz muszę wszystko naprawić.
Zacząłem od wizyty u prawnika.
Dzień później nie mogłem dodzwonić się do Vivian. Na moje szczęście nie zmieniła swojego numeru telefonu, więc obyło się bez nękania Harry'ego o kolejne informacje. Byłem mu naprawdę wdzięczny za to, że powiedział mi o Mary, bo Vivi tak szybko by tego nie zrobiła. Dobrze ją znałem. Postanowiłem się do niej wybrać, żeby powiedzieć o tym, co postanowiłem, a przede wszystkim po to, aby zobaczyć swoją córeczkę. Wcześniej ustaliliśmy dowolne godziny odwiedzin, dlatego po jakimś czasie zrezygnowałem z uprzedzeń o swojej wizycie. Widocznie była zajęta i nie mogła odebrać. Po drodze do jej nowego domu, wstąpiłem do kwiaciarni, a potem do sklepu z dziecięcymi ubrankami. Nie żałowałem pieniędzy na swoje dziecko, ale wiedziałem, że jak tylko znajdę mieszkanie, to będę musiał poszukać jeszcze pracy. Teraz miałem dwie rodziny, którym musiałem zapewnić byt. Z lekkim uśmiechem na ustach zadzwoniłem dzwonkiem do drzwi domu Vivi, jednak po kilku dłużących się minutach, nikt nie otwierał. Czyżby gdzieś wyjechały? Była bardzo ładna pogoda, jak na marzec w Londynie, więc może poszły na spacer. Z westchnieniem wróciłem do samochodu, który pożyczyłem od mamy. Zanim jeszcze odjechałem, jedna z sąsiadek zapukała w szybę od mojego auta.
- Szukał pan Vivian? - Zapytała.
- Tak, ale chyba nie ma jej w domu. - Wyjaśniłem. - Dzwoniłem do niej kilka razy, nie odbierała.
- Och, to pewnie dlatego, że pojechała z Mary do szpitala. - Powiedziała, a mnie zmroziło. - Biedne dziecko, taka mała kruszynka, a prawdopodobnie ciężko chora.
- Dziękuję za informację, do widzenia. - Pożegnałem się, zanim coś by dodała.
To, że nie zatrzymała mnie policja za przekroczenie prędkości, można byłoby porównać z cudem. Pędziłem do szpitala jak na złamanie karku, żeby tylko znaleźć się przy dwóch kobietach mojego życia. Powtarzałem sobie w myślach, że sąsiadki często koloryzowały sytuacje na potrzeby lokalnej sensacji. Jednak w jej słowach wyczułem nutkę szczerego współczucia, dlatego nie mogłem tego zlekceważyć. Pod szpitalem wyciągnęłam z auta bukiet kwiatów, aby sprawić Vivi przyjemność. Wszedłem do środka zdenerwowany niewiedzą. Od razu wsiadłem do windy, która zawiozła mnie na oddział pediatrii. Jeśli Mary była chora, to właśnie tam musiała leżeć. Kiedy znalazłem się na upragnionym piętrze, drzwi windy rozsunęły się, ukazując mi widok, od którego ugięły się pode mną nogi. Zobaczyłem Vivian w objęciach jakiegoś faceta. Vivi płakała, a on ją przytulał, wycierał jej łzy, żeby zaraz potem złożyć na jej ustach pocałunek. Byłem idiotą. Nawet przez myśl mi nie przeszło, że sobie kogoś znalazła. Co ja sobie myślałem? Straciłem ją, ale o Mary zamierzałem walczyć.
- Vivian, co z Mary? - Zapytałem, podchodząc do nich i ignorując jego obecność. Chyba pierwszy raz miałem złamane serce.
- Zayn? - Wyplątała się z uścisku tego faceta. Nie udało jej się ukryć zażenowania oraz zaskoczenia. - Co ty tu robisz? Skąd wiedziałeś, gdzie jesteśmy?
- Sąsiadka mi powiedziała. - Przygryzłem wnętrze policzka. Jej widok z innym odbierał mi oddech. - Co z Mary?
- Jeszcze nie wiadomo. - Wypuściła drżący oddech. - Od jakiegoś czasu zauważyłam u niej dziwne zachowanie, ale dopiero dzisiaj mnie przeraziła. Nie mogłam czekać i od razu przyjechałam z nią do szpitala. - Wytarła łzy z policzków. - Nadal robią jej badania... A te kwiaty dla kogo? - Spojrzała na bukiet w mojej dłoni.
- Dla ciebie, ale... - Urwałem z westchnieniem. - Już nieważne.
- Vivian niczego od ciebie nie chce. - Wtrącił swoje pięć groszy nieznany dla mnie facet. Objął ją zaborczo, jakby chciał pokazać czyja była. Rozumiałem, bo na jego miejscu zrobiłbym to samo, jednak nic nie mogłem poradzić na zranienie w moich oczach.
- Nikt cię nie pytał o zdanie. - Zacisnąłem szczękę ze złości. - Jest tutaj moja córka, a Vivian sama zdecyduje czego chce, a czego nie.
- Ty... - Drgnął już w moją stronę, ale Vivian odwróciła się do niego i odeszła z nim kawałek, przez co nie słyszałem ich rozmowy.
Chyba chciała, żeby sobie poszedł, jednak on nie był zadowolony z tego pomysłu. Co chwilę zerkał na mnie nerwowo, a potem wyraźnie zdenerwowany coś próbował jej wytłumaczyć. Vivi słuchała go cierpliwie, po czym przytuliła. Odwróciłem wzrok, aby na to nie patrzeć. Na moje szczęście trwało to krótko, a dzięki ich rozmowie, pozbyła się go z pola mojego widzenia. Obaj byliśmy o nią zazdrośni, ale już sam nie wiedziałem, czy o nią walczyć, czy pozwolić być jej z tym typem. Wlepiał w nią swoje maślane oczy tak jak ja to wcześniej robiłem, więc musiał ją kochać. Czy ona odwzajemniała jego uczucia? Jak długo byli razem? Czy Vivi jeszcze coś do mnie czuła? Te myśli kołatały się w mojej głowie bez chwili przerwy. Harry nawet słowem nie wspomniał o nowym chłopaku swojej siostry, za co później nieźle oberwie. Gdyby mi powiedział... Nie, to chyba nic by nie zmieniło.
Vivi usiadła na krześle, chowając twarz w obu dłoniach. Chciałem ją przytulić, pocieszyć, pocałować, ale obrazek sprzed chwili mi na to nie pozwalał. Jeszcze nigdy nie czułem się taki zraniony. Musiałem poznać odpowiedzi na swoje pytania, chociaż pora na to była nieodpowiednia.
- Ten goguś to twój facet? - Usiadłem obok niej na krześle. Vivi wstrzymała oddech, po czym spojrzała na mnie niepewnie.
- Ten goguś, jak go nazwałeś, ma na imię Dylan i proszę, daruj sobie zbędne komentarze na jego temat. - Odwróciła wzrok, jednak ja mógłbym wypalić jej dziurę w głowie. Nie przestałem na nią patrzeć, nawet przez chwilę. Była jeszcze piękniejsza, niż kilka miesięcy temu. - Tak, jesteśmy razem.
Wstrzymałem powietrze, choć spodziewałem się takiej odpowiedzi.
- Kochasz go? - Zapytałem przez zaciśnięte gardło. To było najważniejsze pytanie ze wszystkich. Decydowało o tym, co będzie dalej.
- Tak... Nie... Nie wiem! - Gwałtownie wstała z krzesła, na którym siedziała. - Nasze dziecko trafiło do szpitala, a ty zadajesz mi jakieś głupie, bezsensowne pytania. Mam cię dość!
Nasza "rozmowa" skończyła się na tym, że Vivian przesiadła się na inne krzesełko, natomiast ja podziwiałem ją z lewego profilu. Niby siedzieliśmy osobno, ale oboje czekaliśmy na wyniki Mary, które godzinę później zamieniły nasze życie w koszmar. Teraz już nie liczyliśmy się my, tylko nasza mała kruszynka.
__________________________________________________________________
Data wpisu: 04.08.2017r.
PS: Jeśli wieczorem nie będzie burzy, napiszę rozdział "Delete" 😈
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro