3. VIVIAN
Czas tak szybko leciał, a ja stawałam się coraz większa. Wraz z początkiem grudnia zaczął się siódmy miesiąc ciąży. Potrzebowałam pomocy w wielu aspektach życia. Nawet w zawiązaniu butów pomagał mi Dylan, u którego cały czas mieszkałam. Za dach nad głową odwdzięczałam się sprzątaniem, gotowaniem i śpiewem, bo Dylan uwielbiał, kiedy śpiewałam. Całe te "odwdzięczanie" trwało do drugiej połowy szóstego miesiąca. Właśnie wtedy miałam wizytę kontrolną u innego lekarza, bo mój przyjaciel wziął urlop aż do porodu, aby we wszystkim mi pomagać. Ginekolog powiedział, że ciąża była zagrożona, więc większość czasu spędzałam na kanapie. Pewnie zanudziłabym się na śmierć, gdyby nie odwiedzali mnie Darcy i Liam. Oboje byli zaskoczeni, że zatrzymałam się u Dylana, ale potem się ucieszyli. W ciągu tych dwóch miesięcy ani razu nie zapytałam ich o Harry'ego czy Zayna. Żyłam z dnia na dzień, martwiąc się o fasolkę. Moja siostra miała urodzić lada dzień, jednak płeć zostawiła sobie jako niespodziankę. Mimo że między nami były tylko dwa miesiące różnicy do rozwiązania, to dziecko Darcy będzie starsze od mojego. Byłyśmy tym trochę rozczarowane, ale przecież czasu nie cofniemy. Podobno mama bardzo interesowała się zdrowiem swojej starszej córki i nie mogła doczekać się, aż urodzi. Nie czułam już nawet żalu. Po czasie dopiero zrozumiałam, że tak naprawdę nigdy mnie nie kochała, tylko jak najszybciej chciała się pozbyć z domu. Kiedy moje życie wróci do normy, dowiem się, dlaczego tak bardzo mnie nienawidziła, bo nie wierzyłam, że tylko przez związek z Zaynem. O ojcu fasolki myślałam nieustannie, więc nie było mowy o nowej relacji. Dylan niczego ode mnie nie oczekiwał ani nie dawał jakiś znaków, że był mną zainteresowany w inny sposób, niż przyjaciel. Miał naprawdę wiele okazji, bo staliśmy się sobie naprawdę bliscy, ale nic takiego się nie wydarzyło. Nigdy, w wystarczającym stopniu mu się nie odwdzięczę. Opiekował się mną najlepiej, jak potrafił. Poczułam się bezpiecznie przy boku innego mężczyzny.
- Na co moje dziewczyny mają ochotę, hm? - Usiadł obok mnie na kanapie, kładąc dłoń na moim udzie. - Powinnaś coś zjeść.
- Chcesz, żebym była gruba po porodzie? - Fuknęłam. - Do rozwiązania jeszcze dwa miesiące, a ja już przytyłam dziesięć kilogramów. A wracając do twojego pytania, to mam ochotę wstać i iść na spacer.
- O tej porze? - Spojrzał na mnie pobłażliwie. - Dochodzi północ, poza tym na dworze jest minus dwadzieścia stopni.
- Nie jestem z porcelany. - Wywróciłam oczami.
- Posłuchaj, będę się tobą opiekował, dopóki nie wróci Zayn, więc na razie masz się mnie słuchać. - Pogroził mi palcem. - Mogą być kanapki z sałatą, ogórkiem i pomidorem?
- Mogą być. - Westchnęłam zrezygnowana.
Jakiś czas temu rozmawialiśmy o Zaynie. Dylan rozumiał, że bardzo kochałam ojca swojego dziecka, dlatego usunie się w cień, kiedy Zayn wróci do Londynu, o ile w ogóle wróci. Tą myśl za każdym razem próbowała mi wybić fasolka, znęcając się nad moim brzuchem. Skrzywiłam się na niemiłe uczucie.
- Wszystko w porządku? Boli cię coś? Vivi, odpowiadaj, do cholery. - Dylan wyglądał na przejętego.
- To nic. - Odetchnęłam. - Ostatnio jest bardziej aktywna.
- Um... Mogę? - Spojrzał z wahaniem na mój okrągły brzuszek. Kiwnęłam głową w odpowiedzi, choć wstydziłam się swojego ciała. Rozstępy i rozciągnięta skóra to był koszmar, a wiedziałam, że po porodzie będzie jeszcze gorzej.
Usiadłam wygodnie, żeby Dylan nie musiał się nade mną pochylać. Z rumieńcem na twarzy podciągnęłam koszulkę od piżamy aż pod same piersi. Dziękowałam Bogu za przyciemnione światło. Po chwili na swojej skórze poczułam jego dużą, ciepłą dłoń. Fasolka na chwilę zamarła, a potem dała swój popis. Wierciła się jak oszalała, jakby naprawdę poczuła czyjś obcy dotyk. Często do niej mówiłam albo świeciłam latarką, żeby zobaczyła trochę światła. Oboje z Dylanem uśmiechaliśmy się jak szczerbaty do sucharów. Przesuwał swoją dłonią po moim brzuchu, przez co przymykałam oczy z przyjemności. Może to dlatego, że naczytałam się jakiś gównianych artykułów, w których pisali o opiekuńczości partnerów wobec partnerek, kiedy ta nosiła pod sercem ich potomka.
- Lubi cię. - Stwierdziłam z lekkim uśmiechem.
- Wszystkie dzieci mnie lubią. - Wzruszył ramionami, nadal głaskając mój brzuch. Wyglądał na smutnego, ale nie wiedziałam dlaczego.
- Nie chciałbyś mieć własnych? - Zapytałam. - Masz dwadzieścia siedem lat, jesteś zabawny, opiekuńczy, przystojny, lubisz czytać, oglądać romanse, więc nie rozumiem, dlaczego jesteś jeszcze sam.
- To nie takie proste. - Zabrał dłoń. - Nie zrozumiesz.
Wstał z kanapy i oznajmił, że pójdzie zrobić te kanapki. Zostawił mnie samą z tysiącem myśli. Był moim przyjacielem, więc martwiłam się o niego. Tego, co przyniosła przyszłość, nigdy bym się nie spodziewała. Życie to pasmo niespodzianek.
Następnego dnia, z samego rana zadzwonił do nas Liam z informacją, że pogotowie zabrało do szpitala Darcy, bo zaczęła rodzić. Oboje z Dylanem ubieraliśmy się w pośpiechu, żeby tylko jak najszybciej dotrzeć do szpitala. Wiedziałam, że na pewno spotkam tam Celine Donavan, ale musiałam być przy swojej siostrze. Dylan podwiózł mnie pod szpital, a sam wrócił do domu, żeby dokończyć pokoik dla fasolki. Weszłam do szpitala zmęczona przejściem zaledwie kilku metrów. Jako uczennica na wychowaniu fizycznym nie grzeszyłam kondycją, a teraz, kiedy nosiłam dodatkowe kilogramy, było mi jeszcze trudniej. Skorzystałam z windy, aby dostać się na piętro ginekologii. Już z końca korytarza zobaczyłam Liama, który nerwowo się przechadzał. Zanim zdążyłam do niego dojść, jedna z pielęgniarek zawołała go do sali porodowej. Mamy nigdzie nie było widać na horyzoncie, więc w spokoju zajęłam miejsce na plastikowym krześle, słuchając wrzasków Darcy. Zrobiło mi się duszno na samą myśl, że mnie czekało to samo. Czytałam nawet, że z tego bólu i parcia można się załatwić. Koszmar. Moje serce zabiło szybciej, gdy zobaczyłam Harry'ego, który szedł w moją stronę. Ostatni raz widziałam go w czerwcu. Miałam wrażenie, że zmężniał i urósł kilka centymetrów, tak samo jak jego włosy. Moje nogi aż się rwały, żeby do niego podbiec, przytulić się, ale niepotrzebnie. Harry usiadł na krzesełku, które stało najdalej ode mnie. Mimo że między nami stały tylko dwa krzesełka, czułam od niego ogromny dystans. Potraktował mnie tak, jakby mnie tu w ogóle nie było, jakby mnie nie znał. Zabolało.
- Um... Co u ciebie? - Przerwałam ciszę, spoglądając na Harry'ego. Mimo wszystko postanowiłam się odezwać, zawalczyć.
- Znamy się? - Zapytał oschle.
- Harry, proszę, nie traktuj mnie tak... - Pokręciłam głową ze łzami w oczach.
- Zostawiłaś mnie, a obiecałaś, że tego nie zrobisz. - Zacisnął dłonie w pięści.
- Harry... - Przełknęłam gulę w gardle. - Potrzebuję cię.
- Ja też cię potrzebowałem i co z tego? - Brzmiał na zranionego. - Nigdy ci nie wybaczę, rozumiesz? Cieszę się, że wyszłaś z zakonu i spodziewasz się dziecka mojego przyjaciela, ale to wszystko.
Myślałam, że między nami wszystko się ułoży, ale myliłam się. Nie chciał mnie znać, mimo że to ze mną miał zawsze najlepszy kontakt. Mogliśmy na siebie liczyć w każdej sytuacji, a teraz wszystko się zmieniło. Traciłam każdego, na kim mi zależało. Zaczęło się od taty. Najwyraźniej to była moja kara za grzechy. W końcu zostanę sama. Po moich policzkach spłynęły łzy, ale nawet one nie zrobiły na nim żadnego wrażenia. Siedział wyprostowany na krześle i patrzył na ścianę przed sobą. Chłód bił od niego na kilometr. Wtedy zrozumiałam, że nigdy nie odzyskam swojego brata, a moja obecność w tym miejscu, sprawiała mu ból, dlatego wstałam z krzesełka.
- Jeśli możesz, to przekaż potem Darcy albo Liamowi, że przyjdę jutro. - Odchrząknęłam, pociągając nieelegancko nosem.
- Uciekasz? - Prychnął. - No, tak. W tym jesteś przecież mistrzynią. Od Zayna też uciekłaś! - Dodał podniesionym głosem, kiedy zaczęłam się oddalać.
Tylko najbliższa ci osoba znała wszystkie twoje słabe punkty, by w razie zranienia, zadać tyle samo bólu. Harry wiedział, gdzie uderzyć, aby sprawić mi przykrość. Uciekłam od Zayna, w pewnym sensie to prawda, ale zrobiłam to, bo miał już żonę i nie mógł być ze mną. Mój brat najwyraźniej tego nie rozumiał, a każde wspomnienie o brunecie powodowało w moim sercu niemały uścisk. W drodze na zewnątrz zadzwoniłam do Dylana z prośbą o przyjazd pod szpital. O nic nie pytał, tylko od razu się zgodził. Kiedy wsiadłam do auta, wybuchłam płaczem, a on tulił mnie do siebie, szeptając słowa pocieszenia.
Musiałam zasnąć w samochodzie, bo obudziłam się na swoim łóżku. Westchnęłam, przetarłam oczy i wstałam z łóżka. Nie miałam siły, żeby płakać. Z resztą to już bez znaczenia. Drzwi od mojego pokoju się otworzyły, ukazując Dylana. Nie widział, że już wstałam, ponieważ cały czas patrzył na srebrną tacę, na której niósł talerz z obiadem oraz szklankę z sokiem pomarańczowym. Położyłam się szybko na łóżku, żeby nie zauważył mojej pobudki. Zacisnęłam oczy tak, jakbym nadal spała. Usłyszałam, jak westchnął, położył tacę na stoliku obok łóżka, a potem usiadł przy moim ciele. Byłam odwrócona twarzą w jego stronę, więc nie miał większego problemu, aby mnie "obudzić". Myślałam, że potrząśnie moim ciałem albo coś w tym stylu, ale on położył dłoń na moim policzku, po czym schował kosmyk moich włosów za ucho. Robił to tak delikatnie, że prawie tam westchnęłam.
- Vivi, czas na obiad. - Nadal przesuwał kciukiem po moim policzku. - Kaczuszko... - Nie mogłam się powstrzymać i parsknęłam śmiechem. - Wiedziałem, że nie śpisz, ty mała oszustko.
- Kaczuszko? Serio? - Zwijałam się ze śmiechu. - Skąd ci się to wzięło?
- Ostatnio to ja robię pranie w tym domu i przewinęły mi się przez ręce twoje majtki w kaczora Donalda, więc od tej pory jesteś kaczuszką. - Przygryzł wargę.
- Co za wstyd. - Schowałam twarz w obu dłoniach. - Zayn też się z nich śmiał.
Mina Dylana od razu uległa zmianie, a ja sama zrozumiałam, jaką głupotę palnęłam, choć do tej pory brunet nie miał nic przeciwko moim opowieściom o Zaynie. Dobre humory od razu nas opuściły, ale postanowiłam to jakoś naprawić.
- Jak tam pokoik małej Vivi? - Zagadnęłam.
- Brakuje w nim tylko twojej fasolki. - Uśmiechnął się. - Wszystko jest już gotowe. Jeśli chcesz, to po obiedzie ci go pokażę.
Zjadłam obiad szybciej, niż zazwyczaj, żeby zobaczyć pokój małej. Dylan tylko czasami konsultował ze mną niektóre detale, ale raczej zajmował się wszystkim sam. Na początku nie chciałam słyszeć o żadnym pokoju dla dziecka. Przekonał mnie podczas jednego ze spacerów. Miał nadzieję, że zostanę u niego w domu na dłużej, dlatego zaproponował takie rozwiązanie, a ja się w końcu zgodziłam.
- Gotowa? - Złapał mnie za dłoń, kiedy staliśmy przed białymi drzwiami.
- Gotowa. - Odetchnęłam.
Po wejściu do środka zaparło mi dech w piersi. Niewielkie pomieszczenie, gdzie przedtem znajdowała się spiżarnia, zostało pomalowane na fioletowo. Wszędzie siedziały lalki, pluszaki, z sufitu zwisały kartonowe postacie z bajek Disneya. Na okrągłym dywaniku stało łóżeczko, a pod oknem przewijak. Na półkach leżały ubranka, pieluszki, smoczki i zabawki do kąpieli. Wanienka, wózek oraz nosidełko znajdowało się w innym miejscu. W moich oczach pojawiły się łzy szczęścia, bo mała będzie miała najpiękniejszy pokój na świecie. W przypływie radości rzuciłam się Dylanowi na szyję.
- Dziękuję. - Wyszeptałam.
Tego dnia zobaczyłam światełko w tunelu. To była nadzieja.
___________________________________________________________________
Data wpisu: 20.07.2017r.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro