Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

16. ZAYN

       Od kilku dni zauważyłem dziwne zachowanie Vivi, i mimo że obiecaliśmy sobie mówić o wszystkim, nie chciała ze mną rozmawiać o tym, co ją dręczyło. Przyklejała do twarzy sztuczny uśmiech, a tak naprawdę wciąż chodziła jakaś zamyślona. Na szczęście oprócz tego, układało nam się bardzo dobrze. Dzięki temu, że powiedziałem Vivi o problemach z rozwodem, znacznie się do siebie zbliżyliśmy. Nie podobało mi się to, że musiała w niedzielę chodzić na zajęcia, ale wolałem to, niż żeby całkowicie porzuciła dalszą edukację. W ciągu tygodnia spędzaliśmy ze sobą jedynie ranki i wieczory, bo znalazłem pracę jako instruktor samoobrony w klubie sportowym, oddalonym od naszego mieszkania o godzinę drogi samochodem. Nie zarabiałem kokosów, ale miałem nadzieję, że wystarczająco dużo, aby niczego nie zabrakło mojej rodzinie. Miałem na myśli również Ronnie. Kupowałem dla niej ubranka, zabawki i słodycze. Przekazywałem wszystko mamie, żeby podarowała jej to niby od siebie. To był jedyny sposób, aby Kate nie wyrzucała tych prezentów do kosza na śmieci. Wczoraj wieczorem, kiedy Mary smacznie spała, powiedziałem Vivi o swoim pomyśle. Mianowicie, chciałem spotkać się ze swoją żoną i jeszcze raz z nią porozmawiać. Miałem nadzieję, że kolejna rozmowa jakoś do niej dotrze. Byłem szczery z szatynką, dlatego o wszystkim jej powiedziałem, a nawet liczyłem na jakąś radę. Vivi powiedziała, że zrobię to, co będę uznawał za słuszne. I weź tu zrozum kobietę... Jeszcze tego samego wieczora zadzwoniłem do Kate z propozycją spotkania na neutralnym gruncie. Kiedy przez chwilę rozmawialiśmy jak cywilizowani ludzie, słyszałem w jej głosie radość oraz ekscytację. Uprzedziłem ją, aby nie robiła sobie nadziei, ale miałem wrażenie, że moje słowa w ogóle do niej nie docierały. To spotkanie mogło albo pogorszyć sytuację, abo wręcz przeciwnie. Chyba już nic nie miałem do stracenia, dlatego mimo wątpliwości nie zmieniłem zdania i właśnie zbierałem się do wyjścia. Kumpel, który był moim szefem dał mi wolne, więc nie musiałem spotykać się z nią po nocy.

- O której wrócisz? - Zapytała Vivi, trzymając na rękach Mary, która zasypiała po obiedzie.

- Nie mam pojęcia. - Podszedłem do moich kobiet i złożyłem na ich czołach długiego całusa. - Porozmawiam z nią i od razu wrócę do domu, obiecuję.

- Obiecaj mi coś innego... - Spojrzała na mnie z wahaniem, a zaraz potem spuściła wzrok na naszą córeczkę.

- Wszystko, co zechcesz. - Uśmiechnąłem się lekko.

- Obiecaj, że cokolwiek wydarzy się na tym spotkaniu, nie zostawisz nas. - Zacisnęła usta. - Nie przeżyję tego, jeśli ty też mnie zostawisz.

- Nigdy, głuptasie. - Zapewniłem ją ze szczerością. Nawet przez myśl mi nie przeszło, że mógłbym je zostawić. To dzięki nim byłem najszczęśliwszy na świecie. - Jesteście dla mnie najważniejsze. Nic, co Kate powie, nie sprawi, że was zostawię. Przysięgam.

- Dobrze. - Wypuściła wstrzymywane powietrze. - Idź już, bo się spóźnisz.

- Wrócę najszybciej, jak będzie to możliwe. - Musnąłem szybko jej usta, spojrzałem czule na Mary, a potem wyszedłem z naszego mieszkania.

Musiałem przekonać Kate, aby dała mi rozwód i nie utrudniała kontaktów z Ronnie. Wiedziałem, że to nie będzie łatwe, ale postanowiłem chociaż spróbować. Kto nie ryzykuje, nie pije szampana.

       Umówiłem się z Kate w pobliskiej kawiarni, do której za czasów liceum, chodziliśmy na randki. Może to nie był dobry pomysł, że wybrałem akurat to miejsce, bo już po kilku minutach siedzenia i czekania aż się zjawi, mój umysł zalała fala wspomnień. To, jak się poznaliśmy... Nasz pierwszy pocałunek, pierwszy raz, te wszystkie randki, a potem wiadomość o ciąży. Pamiętałem ten dzień tak dokładnie, jakby to było wczoraj. Byłem przerażony i szczęśliwy jednocześnie. Zawsze chciałem mieć dużą rodzinę, ale nie ułożyło nam się. Kochałem ją, ale jak najlepszą przyjaciółkę. To uczucie nie mogło równać się z tym, co czułem do Vivian. Tak się zamyśliłem, że nawet nie zauważyłem, kiedy Kate weszła do kawiarni i stanęła obok mnie, aby się ze mną przywitać. Na jej twarzy mogłem zauważyć szczęście, a nie złość, jak było do tej pory.

- Cześć. Cieszę się, że przyszłaś. - Wstałem z krzesła, aby przytulić ją na powitanie, ale zamiast tego poczułem na swoich ustach jej wargi oraz błyszczyk do ust. - Co ty robisz?! - Odsunąłem ją od siebie.

- Nie rozumiem... - Zmarszczyła brwi. - Myślałam, że chciałeś się pogodzić.

- Proszę, usiądź. - Dłonią wskazałem na krzesło, stojące po drugiej stronie drewnianego stolika. - Musimy poważnie porozmawiać.

Zamówiliśmy wodę cytrynową i ciasto czekoladowe, choć czułem, że raczej nie zdołam nic przełknąć. Nie musiałem długo przyglądać się Kate, żeby wiedzieć, jak długo przygotowywała się na to spotkanie. Zawsze była piękna, ale nawet, gdyby ubrała najmodniejsze ciuchy czy wylała na siebie litry perfum, to i tak nie mogła równać się z Vivi, która w dresach i tłustych włosach wyglądała tak seksownie, że ciągle miałem wzwód.

- Chcę, żebyś dobrze mnie zrozumiała... - Moje serce zaczęło szybciej bić. - Nie chciałem się z tobą spotkać, żeby do ciebie wrócić. Chodzi mi jedynie o rozwód i moją córkę, a przede wszystkim o nią. Oddam ci wszystko, co zechcesz, ale nie trzymaj mnie przy sobie na siłę, pozwól spotykać mi się z Ronnie. To moja córka, kocham ją i bardzo za nią tęsknię.

- Ona za tobą też. - Przyznała cicho. W moich oczach pojawiły się łzy wzruszenia. - Ciągle mnie pyta, kiedy tata do niej przyjedzie.

- Sama widzisz... - Przełknąłem gulę w gardle. - My możemy ze sobą walczyć, jeśli chcesz, ale nie mieszaj w to naszej córki.

- Nie chcę z tobą walczyć. - Chwyciła moją dłoń, która leżała na stoliku. Chciałem ją od razu zabrać, ale nie pozwoliła mi. - Wróć do domu. Wybaczę ci te skoki w bok, tylko do mnie wróć, proszę.

Westchnąłem głośno, próbując ułożyć sobie w głowie jakieś sensowne słowa, które by jej jeszcze bardziej nie zraniły. Musiałem obchodzić się z nią jak z porcelaną, bo zauważyłem, że w sprawie Ronnie zaczynała odpuszczać. Nie mogłem jej zdenerwować, a jednocześnie nie dawać nadziei. Było mi przykro, gdy patrzyłem w jej zranione oczy, ale serce nie sługa. Wybrało Vivian. O Kate nawet nie chciało słyszeć. Odkąd wróciłem z Syrii słuchałem serca, więc byłem pewien tego, co robiłem.

- Nie mogę. - Pokręciłem głową. - Kocham cię, ale jak przyjaciółkę. Zrozumiałem, że nie mogę z tobą być tylko ze względu na Ronnie. Ja też chcę być szczęśliwy, a przy Vivian jestem.

- Co?! - Otworzyła szeroko oczy. - Zdradzałeś mnie z tą zdzirą?!

- Kate, uspokój się. - Syknąłem. - Ludzie się na nas patrzą.

- Gówno mnie to interesuje! - Darła się na całą kawiarnię. - Zniszczę cię w sądzie! Pożałujesz tego, że wolałeś to coś ode mnie! A o Ronnie możesz zapomnieć!

Nie zdążyłem nawet nic odpowiedzieć, a jej już nie było. Walnąłem pięścią w stół, gratulując sobie w duchu niewyparzonego języka. Przez nieuwagę powiedziałem Kate o Vivian. Teraz nie dość, że straciłem szansę na spotkanie z Ronnie, to naraziłem Vivi na nieprzyjemności, bo byłem pewien, że prędzej czy później, moja żona złoży jej wizytę. Musiałem pożyczyć od kogoś pieniądze i wynająć naprawdę dobrego prawnika. Nie widziałem innego rozwiązania. Pozostała mi walka oraz nadzieja na to, że Vivi będzie przy mnie trwała.

      Po tym spotkaniu miałem od razu wrócić do domu tak, jak obiecałem to szatynce, ale byłem tak przepełniony negatywnymi emocjami, że zapewne byśmy się pokłócili, a na to nie mogłem pozwolić. Zadzwoniłem do Harry'ego z propozycją męskiego wyjścia do jakiegoś klubu czy pubu. Od razu się zgodził, bo od dawna nie mieliśmy ze sobą kontaktu. Każdy z nas zajął się swoim życiem, problemami, przez co zapomnieliśmy o przyjaźni. Brat Vivi zawsze nam kibicował, więc lubiłem go zdecydowanie bardziej, niż narzeczonego blondi. Liam nie krył tego, że wolał Dylana dla swojej przyszłej szwagierki, ale na szczęście to Vivi decydowała o tym, z kim chciała iść przez życie. Jemu i Darcy zazdrościłem tylko tego, że już za tydzień zostaną małżeństwem. Ja też chciałem oświadczyć się Vivi, jednak miałem już żonę, która pragnęła nią nadal być - za wszelką cenę.

Harry przyjechał do pubu pół godziny po moim żałosnym telefonie. Siedzieliśmy gdzieś na uboczu, żeby nie rzucać się w oczy pijanym laskom. Ja miałem Vivi i nie zamierzałem jej zdradzić, a jej bratu tamtego dnia brakowało siły oraz pewności siebie, aby kogoś poderwać. Piliśmy piwo za piwem, mimo że mój organizm zaczynał buntować się przed kolejnymi dawkami alkoholu. Od dawna nie piłem takich ilości, więc dosyć szybko zaczynało mi szumieć w głowie. Harry okazał się idealnym kompanem do picia oraz męskich pogaduszek. Rozmawialiśmy o swoich byłych dziewczynach, seksie, piłce nożnej i o wojnach. Nie lubiłem rozmawiać o Syrii, ale że obaj byliśmy lekko pijani, rozwiązał mi się język. Kiedy już opowiedziałem mu o najgorszych dniach w moim życiu, wróciłem do nich w myślach. Pamiętałem każdy detal, który na szczęście już przestał mi się śnić po nocach. To była zasługa Vivi. Spała wtulona we mnie jak w pluszowego misia. Kochaliśmy się co wieczór, bo nie potrafiłem utrzymać rąk przy sobie.

- Słuchasz mnie? - Harry szturchnął mnie ramieniem, przez co wylałem cenne krople piwa. - Pytałem czy przyjdziesz na ślub z Vivi.

- Nie wiem. - Wypuściłem dym z ust. - Nie chcę denerwować twojej mamy.

Na końcu języka miałem: wiedźmy, ale jeszcze nie byłem aż tak pijany, aby nie kontrolować swoich słów.

- Stary, olej ją. - Machnął ręką. - Żal jej dupę ściska, że nie ma kto jej bzykać.

- Co? - Zaśmiałem się.

- Taka prawda. - Wzruszył ramionami. - Jak ojciec żył, to zdradzała go na lewo i prawo, a każdy bzykał ją tylko dlatego, że miała pieniądze.

- A teraz ich nie ma? - Zakpiłem, gasząc papierosa.

- Nie. - Upił łyk piwa. - Wszystko należy do Vivi. Nawet ja nie powinienem mieszkać w tym pałacu.

- O czym ty mówisz? - Zapytałem zdezorientowany.

- Mówię o tym, że ojciec w testamencie zapisał wszystko Vivi. - Spojrzał mi w oczy. - Wszystko, co należało do taty, jest teraz jej. Vivian jest milionerką.

Czasami rzeczy niemożliwe stają się możliwymi, a los? Uśmiecha się do nas wtedy, gdy myślimy, że nie mamy już nic.

__________________________________________________________________________
Cześć, kochani.
Rozdział krótszy niż zazwyczaj, ale w ogóle miał się dzisiaj nie pojawić, więc postanowiłam napisać cokolwiek. Wczoraj doszłam do wniosku, że ta część jest słabsza od pierwszej. Nie wiem, co się ze mną stało, ale statystki mówią same za siebie. Z moich wstępnych obliczeń wynika, że tą część zakończę koniec listopada/początek grudnia. I szczerze mówiąc, nie mogę się już tego doczekać, bo bywają takie dni, że nie odczuwam radości, gdy coś piszę. Delete na razie zawiesiłam. Nie będę tłumaczyć dlaczego. Taka jest moja decyzja.
Kocham ❤

Data wpisu: 24.09.2017r.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro