Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

12. ZAYN/VIVIAN

Słowo przepraszam, to zdecydowanie za mało. Pod rozdziałem dłuższe wyjaśnienia... ⬇⬇⬇

_____________________________________________________________________

      Moja mama mnie nie poznawała. Odkąd rozmawiałem przez telefon z tym całym Dylanem, radość rozpierała mnie od środka. Byłem przygotowany na zaciętą walkę o względy Vivian, a nagle on sam z niej zrezygnował. Popełniał mój błąd sprzed kilkunastu miesięcy, ale tym lepiej dla mnie. Nie mogłem uwierzyć, że znalazł dla nas mieszkanie w Londynie, abyśmy z Vivi i Mary zamieszkali razem. Schowałem swoją męską dumę do kieszeni, zgadzając się na wszystko. Zdziwiłem się, kiedy oznajmił mi przez telefon, że matka mojego dziecka zgodziła się na mieszkanie razem bez jakichkolwiek protestów. Jednak nie poświęcałem tym myślom swojego czasu, bo najważniejsze było to, że nikt mi ich teraz nie odbierze. Wynagrodzę dwóm moim kobietom te wszystkie dni rozłąki. Mary wróciła do zdrowia, więc teraz mogłem skupić się na odzyskaniu miłości jej mamy. Miałem konkretny plan, ale na razie nikomu go nie zdradziłem. Rankiem kolejnego dnia zadzwonił do mnie Dylan z prośbą o zaopiekowanie się moją córką. Chciałem się nią zajmować cały czas, ale od rana miałem zająć się przeprowadzką, zabrać swoje rzeczy z domu Kate i pożegnać się z Ronnie, co będzie cholernie bolało. Zanim się zgodziłem, zapytałem o powód opieki nad Mary. Wtedy niechętnie wyznał, że zabiera Vivi na wycieczkę, która będzie ich pożegnaniem. Zacisnąłem szczękę ze złości, ale darowałem sobie zbędne komentarze. Dwie godziny później przywiózł mi moją kruszynkę do domu mamy, która jeszcze nie wiedziała o swojej drugiej wnuczce. Uważała, że moje kochanka przyczyniła się do rozpadu mojego małżeństwa. Brak miłości to jedyna przyczyna. Raczej nie dała się przekonać, ale w końcu zaakceptowała ten stan rzeczy. Już nigdy nie wrócę do Kate. Vivi i Mary były moim życiem, moim wszystkim. Przełknąłem głośno ślinę, gdy zamknąłem drzwi za Dylanem, trzymając w jednej dłoni nosidełko, a w drugiej torbę z jej rzeczami. Spojrzałem w jej piękne brązowe oczka i pomyślałem, że już zawsze chciałem w nie patrzeć.

- Babcia zakocha się w twoim oczkach, zobaczysz, kochanie. - Uśmiechnąłem się do niej, a ona tylko patrzyła na mnie jak na największego dziwoląga.

- Zayn?! Co ty tam mówisz sam do... - Urwała, otwierając szeroko oczy. Do tej pory siedziała w salonie, ale widocznie postanowiła dowiedzieć się czemu, mówiłem sam do siebie. - Chryste, synu, czyje to dziecko?

- Moje. - Uśmiechnąłem się. Widziałem w jej oczach łzy wzruszenia. - A tak właściwie... Moje i Vivi, nazywa się Mary Malik. - Dodałem z dumą.

- Zrobiłeś dziecko nastolatce. - Przytknęła dłoń do ust. - Czy ty na głowę upadłeś?

- Nie przesadzaj, Vivi jest dorosła i skończyła szkołę. - Wywróciłem oczami. - Liczyłem na trochę inną reakcję.

- Przepraszam, po prostu to dla mnie szok... - Potrząsnęła głową. - Wciąż pamiętam ją jako małą dziewczynkę z dwoma warkoczykami. Wyrosła, ale nie spodziewałam się, że ze sobą sypialiście. To z nią zdradzałeś Kate, prawda?

- Była jeszcze Margaret, ale nie chcę nawet o niej pamiętać. - Wyminąłem mamę w przedpokoju, aby zanieść Mary do salonu. - Związałem się z Vivi, bo się w niej zakochałem, a do Kate nigdy nic nie czułem.

- To czemu wcześniej się z nią nie rozstałeś? - Mama wyrzuciła ręce w powietrze, chodziła za mną jak cień. - Synu, ty wiesz, jak ona teraz cierpi? Jak Ronnie za tobą tęskni? Uwielbiam Vivi, ale nie podoba mi się to wszystko...

Westchnąłem głośno, wiedząc, że teraz nie da mi spokoju ze swoimi kazaniami i nie wiadomo z czym jeszcze. Byłem już dorosły, podejmowałem świadome decyzje, może nie zawsze prawidłowe, ale takie było życie. Trzeba uczyć się na błędach, nikt nie przeżyje twojego życia za ciebie. Kiedy mama zobaczyła na mojej twarzy zniecierpliwienie, również westchnęła, a potem ostrożnie wzięła na ręce Mary. Dotknęła z wahaniem jej małej rączki, co moja córeczka od razu wykorzystała. Owinęła swoje paluszki wokół jej wskazującego palca.

- Pomożesz mi się nią zaopiekować? - Zapytałem przez zaciśnięte gardło. - Muszę zacząć się pakować.

- Oczywiście, że tak. - Spojrzała na mnie oczami pełnymi łez. - To moja wnuczka i jest prześliczna. Tylko proszę cię o jedno... Porozmawiaj jeszcze raz z Kate.

- Nie wrócę do niej, mamo. - Pokręciłem głową. - Chcę zacząć od początku z Vivi i Mary.

Już więcej o tym nie rozmawialiśmy, ale wiedziałem, że nie była zadowolona z moich decyzji. Najbardziej cieszyłem się z tego, że w pełni zaakceptowała Mary.

       W czasie, kiedy mama usypiała Mary, ja pakowałem swoje rzeczy w pudła oraz kartony. Dylan wysłał mi adres mieszkania SMS-em, ale nie zamierzałem się tam wprowadzać, dopóki nie odbędę szczerej rozmowy z Vivi. Jeszcze niedawno miała problem, aby mi zaufać, a coś czułem, że nie tak szybko można odzyskać coś tak cennego. Zaufanie stanowiło fundament związku i rodziny. Jeśli Vivi mi już nigdy nie zaufa, bałem się myśleć o tym, co by się wtedy stało. Zanim poszedłem pieszo do mojego dawnego domu, gdzie mieszkałem z Kate oraz Ronnie, upewniłem się, że Mary była najedzona i pod najlepszą opieką pod słońcem. Podobno marudziła mamie, kiedy miała pić mleko z proszku, ale widocznie ani Dylan, ani Vivi o tym nie pomyśleli. Zazdrość zżerała mnie od środka na samą myśl, że być może ją teraz dotykał albo kochał się z nią w ramach pożegnania. Cały czas tylko o tym myślałem, więc nawet się nie zorientowałem, a już byłem na miejscu. Mimo że posiadałem klucze, zapukałem jak obcy człowiek, jak gość. Dla Kate pewnie byłem intruzem, ale rozumiałem ją. Bardzo ją skrzywdziłem.

- Co to jest, do cholery?! - Rzuciła we mnie jakimiś papierami, zaraz po otworzeniu drzwi. Chyba się mnie spodziewała. - Powiedziałam to raz i powtórzę jeszcze tysiąc razy... Nie dam ci rozwodu, ty dupku!

- Nie rób scen przed domem. - Syknąłem, wpychając się do środka. - Przyszedłem po resztę swoich rzeczy.

- Wszystko zostaje tutaj. - Zacisnęła ręce w pięści.

- Nie zachowuj się jak wariatka. - Wywróciłem oczami. - To koniec, myślałem, że dotarło do ciebie za pierwszym razem.

Wszedłem po schodach na górę do naszej byłej sypialni. Z dna szafy wyciągnąłem walizkę, do której zacząłem pakować swoje rzeczy. Na szczęście nie było ich zbyt wiele, bo większość trzymałem w swoim rodzinnym domu. Po chwili usłyszałem ciche kroki, otwieranie drzwi, a potem kobiecy szloch. Łączyła nas pewna więź, ale nie była tak silna, jak zawsze mi się wydawało. Gdyby nie Ronnie, nigdy bym się z nią nie związał. Taka była prawda.

- Dlaczego ty mi to robisz?! - Zapłakała. - Nie zostawiaj mnie, błagam. Co zrobiłam źle?

- Zdradziłem cię. - Wyznałem bez ogródek. Zapiąłem zamek walizki, po czym odwróciłem się w jej stronę. Stała niedaleko ode mnie z szokiem wymalowanym na zrozpaczonej twarzy. - To trwało kilka miesięcy, ale już wcześniej zdarzały mi się skoki w bok. Nie chcę cię ranić...

- Właśnie to robisz! - Wrzasnęła. - Nie dam ci żadnego rozwodu, a Ronnie już nigdy nie zobaczysz. Ty i ta twoja zdzira mnie popamiętacie!

Nie chciałem wdawać się w z nią w dłuższe dyskusje, dlatego opuściłem jej dom. Mojej córki nie było w domu, więc nie mogłem się nią pożegnać. Myślałem, że jakoś się z Kate dogadamy, ale jeśli tak stawiała sprawę, to w porządku. Dostanę ten rozwód szybciej, niż myślała.

***

      Razem z Dylanem bawiliśmy się świetnie, ale bardzo tęskniłam za Mary. Czułam się źle z tym, że po tak krótkim czasie, odkąd wyszła za szpitala, zostawiłam ją w obcym miejscu, mimo że była pod opieką swojego taty. Nawet przez sekundę nie przestałam o niej myśleć, dlatego Dylan często musiał sprowadzać mnie na ziemię. Wczoraj oficjalnie zakończył nasz związek, a dzisiaj zabrał mnie na dziesięć randek. Oczywiście nie opuściliśmy Londynu w razie, gdybym musiała natychmiast pojechać do Bradford. Odwiedziliśmy kino, teatr, park, różne restauracje, robiliśmy sobie zdjęcia w jakiś mrocznych uliczkach. Dylan wiele razy zapewniał mnie, że nie miał do mnie żalu, po czym przyznał, że Zayn to dobry wybór. Nie chciałam go tracić, ale musiał lecieć do Afryki, aby pomóc innym ludziom i zapomnieć o uczuciu, jakim mnie obdarzył. Kiedy za piątym razem spojrzałam na wyświetlacz telefonu, żeby sprawdzić czy przypadkiem Zayn nie próbował się ze mną skontaktować, Dylan zabrał mi telefon. Na początku byłam zła, ale nie potrafiłam się na niego długo gniewać.

- Więc nie zostaniesz chrzestnym Mary? - Zapytałam, gdy w końcu jechaliśmy do Bradford po Mary, zmęczeni całym tym dniem.

- Jestem pewien, że Harry bardzo o tym marzy. - Uśmiechnął się. - Chyba umrze z radości, jak go o to zapytasz.

- Chciałabym już ją przytulić. - Oznajmiłam zniecierpliwiona.

- Za niedługo będziemy, uspokój się, bo stracisz pokarm. - Uświadomił mi. - Ostatnio żyjesz w ciągłym stresie, to aż cud, że jeszcze masz czym karmić Mary.

- A dziwisz mi się? - Zirytowałam się. - Odkąd tata zmarł, wszystko mi się sypie. Matka mnie nienawidzi, Zayn wrócił z Syrii, Mary była poważnie chora, a teraz jeszcze ty i ten twój beznadziejny pomysł... Nie chcę z nim mieszkać, to się źle skończy.

- Za bardzo panikujesz, Vivi. - Westchnął. - Co najwyżej dorobicie się kolejnego Malika.

Wiedziałam, że żartował, ale to ani trochę nie było śmieszne. Musiałam szybko wymyślić jakiś pomysł, aby ta przeprowadzka nie doszła do skutku. Tylko co? Gdyby mama pozwoliła, to znowu zamieszkałabym razem z nimi, ale wtedy Zayn nie mógłby widywać się z Mary, a na to nie mogłam pozwolić. Moja córka miała ojca. Bałam się tego wspólnego mieszkania, bałam się znowu do niego zbliżyć. Bardzo go kochałam, Zayn to miłość mojego życia, ale bałam mu się zaufać. Cały czas był żonaty, miał dziecko z tą kobietą. Ja nie wiedziałam czy mogłabym z nim jeszcze kiedykolwiek być. Okłamywał mnie tyle czasu, więc kolejny raz nie byłby dla niego problemem.

- Chyba nigdy mu nie zaufam. - Przyznałam, patrząc na swoje dłonie.

- Wiem, że on mocno nadszarpnął twoje zaufanie, ale zobaczysz... Wszystko się ułoży. - Pocieszał mnie.

Naprawdę podziwiałam go za to, że wypowiadał się o Zaynie pozytywnie, mimo że sam mnie kochał, ale tacy już byliśmy. Ja też nigdy nie powiedziałam złego słowa o Kate, a nawet bardzo jej współczułam, szczególnie teraz, gdy Zayn się z nią rozwodził. Jedna z moich cech nie uległa zmianie. Naiwność. Naiwnie wierzyłam, że teraz wszystko się ułoży, a żona Zayna nie będzie nam sprawiać problemów. Nie można na siłę szukać w człowieku czegoś dobrego, bo czasami po prostu nie warto.

_______________________________________________________________________________
Tak, jak napisałam na wstępie... Przepraszam to za mało. Obiecałam wam rozdział wczoraj, a dodałam go dopiero dzisiaj. Pewnie nikomu nie chce się czytać moich wyjaśnień, ale muszę to napisać. Usiadłam, żeby napisać rozdział i kompletna pustka, mimo wielu notatek, które zawsze pomagały mi w napisaniu kolejnego rozdziału. Przez godzinę wlepiałam wzrok w klawiaturę i nie wiedziałam, od czego zacząć ani na czym skończyć. Wena uciekła hen daleko, a zastąpiło ją lenistwo. Codziennie chciałam coś napisać, a kończyło się na niczym. Nie obiecuję poprawy, bo naprawdę nie wiem czy np jutro coś napiszę. Przepraszam.

Ps: Jutro pojawią się dwa wpisy. Jeden to nominacja, a drugi to bardzo ważna informacja, dotycząca dalszych losów tego ff.

Data wpisu: 21.08.2017r.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro