Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

9. ZAYN

      Ta niepozornie nieśmiała dziewczyna spowodowała ogromy uśmiech na moich ustach, od którego zaczynały boleć mnie policzki. Kiedy wypowiedziałem obietnicę, co do mojego uczestniczenia w pierwszych razach Vivian, mówiłem poważnie i nie zamierzałem stracić choćby minuty, dlatego nawet nie śniło mi się, żeby odwieźć ją do domu, gdzie zapewne szalała smoczyca. Pokręciłem głową rozbawiony, gdy zobaczyłem, jak próbowała naśladować tłum Hiszpanów, którzy tańczyli do piosenki w swoim narodowym języku. Zabrałem ją do karczmy, w której co piątek były organizowane spotkania obcokrajowców, w tym przypadku Hiszpanów. Bardzo dobrze znałem to miejsce, ponieważ często tam bywałem, a nawet kilka razy przyprowadziłem ze sobą Darcy. Jedna z dziewczyn zauważyła nieudolność Vivian, po czym stanęła obok niej, pokazując jeszcze raz charakterystyczne ruchy ciała dla ich tańca. Nie potrafiłem ukryć tego, że siostra mojej przyjaciółki najzwyczajniej w świecie wpadła mi w oko. Pod grubymi warstwami ciuchów kryło się doskonałe ciało, które wręcz błagało o dotyk. Sama świadomość, że nikt nigdy nie dostąpił zaszczytu patrzenia na jej piersi okryte dopasowanym materiałem, powodowała wrzenie mojej krwi. Zacisnąłem dłonie w pięści, gdy zaczęła powtarzać ruchy Hiszpanki, kręcąc tyłkiem przed jakimś obcym facetem. Nie mogłem wyjść z podziwu. Ona naprawdę dobrze się bawiła, nie myślała o żadnym pieprzonym zakonie, zapomniała o swojej upiornej matce. Byłem z niej cholernie dumny i nie chciałem przerywać jej zabawy w świecie, którego nigdy nie znała. Oderwałem wzrok od jej ciała, gdy w kieszeni spodni poczułem wibracje swojego telefonu. Spojrzałem niechętnie na wyświetlacz, na którym widniał napis: MAMA. Dzwoniła do mnie od kilku dni, jednak nie zamierzałem na razie z nią rozmawiać. Ostatnim razem wręcz mnie błagała, żebym wrócił do swojej rodziny, do Bradford. Nie mogłem tego zrobić. Zdążyłem posmakować nowego życia przy boku dawnej przyjaciółki, nowego przyjaciela oraz Vivian. Szatynka stała się centrum moich myśli. Już sam nie wiedziałem, czy pomagając jej, chciałem odkupić swoje winy, czy zauroczyła mnie wszystkim, z czym nigdy nie miałem styczności. Jej nieśmiałość i niewinność działały na mnie jak najlepszy afrodyzjak. Gdzieś z tyłu głowy pamiętałem, że musiałem powstrzymać swoje niestosowne myśli, jednak zupełnie mi to nie wychodziło.

- Nie wiedziałam, że odważny taniec może być taki przyjemny! - Przekrzykiwała muzykę. Dosłownie przed chwilą stanęła przede mną z zarumienionymi policzkami oraz roztrzepanymi włosami, które przykleiły się do jej spoconego czoła. Złapałem ją za rękę, pociągając w bardziej ustronniejsze miejsce.

- Wiele odważnych czynności jest przyjemnych. - Przygryzłem wargę. Nie mogłem powstrzymać się przed dwuznacznym komentarzem, a mina Vivian była po prostu bezcenna.

- Miałam na myśli taniec, Zayn - Mruknęła zawstydzona.

- Za to ja miałem na myśli seks. - Przyznałem bez bicia. - Wiem, że jeszcze nie wiesz czy seks sprawia przyjemność, ale uwierz mi, że podczas finału lądujesz w niebie. To całkiem naturalna, ludzka czynność. Nie musisz wstydzić się o tym mówić.

- Nie używaj przy mnie słowa "seks". To jest złe. - Spiorunowała mnie wzrokiem.

- Dobrze... W takim razie, co powiesz na: pieprzyć się, zaliczyć, bzykać, rżnąć, pierdolić... - Oczy Vivian z moim każdym kolejnym słowem coraz szerzej się otwierały. Chciałem kontynuować, ale zatkała mi usta swoją dłonią.

- Błagam, przestań. - Spojrzała na mnie rozbawiona. - Wstydzę się mówić na takie tematy. Nie mam o nich zielonego pojęcia. - Odsunęła swoją dłoń, gdy spostrzegła, że chciałem coś powiedzieć.

- Nigdy nie wchodziłaś z ciekawości na strony dla dorosłych? - Pokręciła głową z rumieńcami na twarzy. - Na litość boską, każdy to robi, tylko przyznać się nie chcą! - Wyrzuciłem ręce w powietrze.

Ta rozmowa podkreślała to, o czym przed chwilą myślałem. Vivian była tak czysta, niewinna i krucha, że zaczynałem obawiać się jej metamorfozy. Podobała mi się taka, dlatego nie zamierzałem zmienić jej całkowicie. Zachowa cząstkę starej Vivian, dzięki czemu zawsze będę pamiętał, jak się zachowywała, zanim w ogóle mi zaufała. Gdyby tak nie było, za nic w świecie nie wsiadłaby na mój motor, a zapewne ten wyczyn należał do jej pierwszych razów. Wszystko dzięki mnie.

- Nie jestem każdy. - Spojrzała na mnie znacząco. - W zasadzie rzadko używam komputera. Nie potrzebuję go do szczęścia.

- A czego potrzebujesz? - Zapytałem.

- Obecnie jedzenia. - Odpowiedziała niemal natychmiastowo, na co się zaśmiałem. Z moich obserwacji wynikało, że Vivian zazwyczaj jadała jakieś wyszukane potrawy. Postanowiłem zabrać ją w miejsce, w którym zapewne nigdy nie była.

      Wróciliśmy do miasta. Chwilę temu na wyświetlaczu telefonu pojawiła się godzina 22.00. Nie zaparkowałem dokładnie pod miejscem, gdzie zjemy późną kolację, dlatego Vivian przez całą drogę męczyła mnie, abym zdradził jej, choć rąbek tajemnicy. Milczałem jak grób, żeby zrobić jej niespodziankę. Jeszcze kiedy przyjaźniłem się z Darcy wiedziałem, że ich rodzina albo zamawiała dania z drogich restauracji, albo sama się do nich fatygowała. Oczywiście mógłbym zabrać do takiego miejsca Vivian, ale miałem przeczucie, że mój inny wybór przypadnie jej do gustu. Denerwowałem się, gdy zbliżaliśmy się do celu. Mogła mnie wyśmiać, zadzwonić z butki telefonicznej po smoczycę, a ta od razu by mi ją zabrała. Westchnąłem, gdy zdałem sobie sprawę z bardzo ważnego faktu. Czy chciałem, czy nie Vivian musiała wrócić dzisiejszego wieczoru do domu. Spotkam ją dopiero w poniedziałek na zajęciach, bo byłem przekonany, że smoczyca zabroni jej jakichkolwiek kontaktów z moją osobą. Walka z nią będzie zacięta i wyrównana, ponieważ Vivian bardzo kochała swoją mamę, ale dzisiaj to ja wygrałem, a moja radość nie znała granic. Zatrzymałem się przed budynkiem z oświetlonym napisem: McDonald.

- Byłaś kiedyś w McDonaldzie? - Zapytałem dla czystej formalności.

- Nigdy. - Odpowiedziała, nie odrywając wzroku od szyldu oraz świateł.

- Kolejny pierwszy raz, panienko Donavan. Pozwolisz? - Wyciągnąłem w jej kierunku swoje ramię. Chciałem ją dotykać.

- Ależ oczywiście, paniczu Malik. - Parsknęła śmiechem, a zaraz potem ujęła moje ramię.

Właśnie tak weszliśmy do środka. Do moich nozdrzy dotarł zapach smażonych frytek, steków oraz mięsa. Sam poczułem się głodny, gdy spojrzałem na zestawy dnia, a obecnie nocy. Spojrzałem na Vivian, która z lekko przekrzywioną głową w prawą stronę, patrzyła na te same obrazki, co ja przed chwilą. Zastanawiałem się, o czym dokładnie myślała, dlatego zapytałem.

- O czym myślisz? - Pochyliłem się w jej stronę. Tym razem zamiast zapachu najlepszego jedzenia na świecie, poczułem jej szampon do włosów, który okazał się być zdecydowanie piękniejszy.

- Zastanawiałam się czy zmieszczę podwójne frytki, dwa hamburgery, colę i tortillę. - Przygryzła wargę. - A ty... jak myślisz?

Roześmiałem się głośno, zwracając na siebie uwagę niewielkiej liczby osób. O tej porze było to normalne, ale zachowanie Vivian ani trochę. Wyglądała beztrosko, a jej oczy po prostu błyszczały. Chyba była szczęśliwa. Splotłem nasze dłonie, po czym podszedłem do lady, aby zamówić wszystko, co przed chwilą wymieniła. Zapłaciłem za zamówienie, zanim zdążyła zaprotestować. Na gotowe jedzenie czekaliśmy zaledwie dziesięć minut. Podczas oczekiwania Vivian z zainteresowaniem przyglądała się wnętrzu, natomiast ja podziwiałem jej radosną twarz. Po odebraniu zamówienia, usiedliśmy w najbardziej oddalonym miejscu od innych ludzi. Siedzieliśmy naprzeciwko siebie, wyjmując z pudełka sporego hamburgera. Vivian stanowiła kolejne odejście od reguły. Z założenia mówiono, że dziewczyny bardzo wstydziły się jeść przy jakimkolwiek chłopaku, jednak ona była inna. Wcale się tym nie przejmowała, a nawet uśmiechała w moją stronę i nawet fakt, że do jej zębów przykleiła się sałata, nie zniszczył tego pięknego obrazu. Najgorsze jednak było przeczucie, które nie chciało mnie opuścić. Niedługo Vivian wróci do domu, a tam nie mogłem kontrolować sytuacji.

- To jest przepyszne. - Oblizała językiem swoją dolną wargę. Zabrałem jej wszystkie serwetki, żeby nie czuła się jak w restauracji. Musiała radzić sobie bez nich. Szło jej całkiem dobrze, ale zupełnie nie pomyślałem, że takim zachowaniem będzie doprowadzała mnie do szału. - Od dzisiaj będę tutaj częstym gościem.

- Wolisz hamburgera czy łososia? - Zapytałem z uśmiechem.

- Zdecydowanie hamburgera. - Odpowiedziała. Wyciągnęła frytka, po czym zamoczyła go do połowy w ketchupie. Bacznie obserwowałem jej reakcję. Nie moglem pojąć tego, że nigdy nie jadła takiego jedzenia. - Frytki też są całkiem dobre. Gdybym musiała wybrać między nimi, miałabym duży kłopot.

- Cieszę się, że ci smakuje. - Odetchnąłem z ulgą. - Ubrudziłaś się.

- Co? Gdzie? - Pośpiesznie zaczęła wycierać swoje usta, ale pozostałość po ketchupie znajdowała się na jej lewym policzku, dlatego chwyciłem jedną z serwetek, po czym bardzo powoli, nie spuszczając wzroku z jej oczu, wytarłem sos.

- O, tutaj. - Uśmiechnąłem się do niej, na co spuściła wzrok. Chyba chciała ukryć swoje rumieńce za kaskadami włosów, jednak bezskutecznie.

- Dziękuję, że mi pomagasz. - Powiedziała cicho. - Nie wiem, jak ci się odwdzięczę.

- W zupełności wystarczy mi świadomość, że jesteś szczęśliwa.

      Cyfry na wyświetlaczu mojego telefonu zmieniały się zbyt szybko. Obiecałem Vivian, że równo o północy stanie pod żelazną bramą, która odgradzała ją od prawdziwego świata. Pytałem kilka razy, kiedy znowu możemy się zobaczyć. Chciałem, aby przyjechała ponownie do schroniska, jednak wtedy mi odmówiła. Byłem rozczarowany, ale jednocześnie wiedziałem, że nie można mieć wszystkiego od razu, a zbyt częste spotkania mogły tylko ją wystraszyć. Dotrzymałem słowa. Dokładnie o 23.58 oddała mi swój kask, po czym uśmiechnęła się niepewnie, spoglądając na oświetlony dom. Wiedziałem, że jej mama już nas zobaczyła i zapewne zaraz znajdzie się obok nas. Nienawidziłem tej baby, ale przecież Vivian nie musiała o tym wiedzieć. Kiedy z oddali zobaczyłem otwierające się drzwi, zbliżyłem się do dziewczyny. Od drzwi do bramy dzieliło smoczycę zaledwie trzydzieści metrów, więc nie miałem dużo czasu.

- Dziękuję za najlepszą randkę w moim życiu. - Spojrzałem na nią spod rzęs.

- Randkę? Czyli co? - Zmarszczyła brwi. Moja szczęka w przenośni znalazła się na ziemi.

- Wytłumaczę ci to kiedy indziej. - Zapewniłem. - Zaraz twoja mama znowu zamknie cię w domu, a ja tak bardzo nie chcę się z tobą rozstawać.

- To dziwne... ale ja czuję to samo. - Wyznała. Moje serce chyba eksplodowało ze szczęścia.

Tą przełomową chwilę w naszej znajomości przerwało otwieranie bramy. Z niechęcią spojrzałem na matkę Vivian, która miała na sobie nadal strój z balu charytatywnego. Wyglądała tak, jakby cały ten czas czekała z niecierpliwością na powrót córki. Zdenerwowana smoczyca kroczyła w moją stronę. Vivian chciała ją zatrzymać, ale nie poradziła sobie z jej zabójczym wzrokiem. Zniknęło szczęście z jej twarzy, natomiast znowu pojawiła się obojętność oraz chłód.

- Jak śmiesz, ty parszywy ateisto, porywać moją córkę?! - Zacisnęła ręce w pięści. - Jak śmiesz wsiadać z nią na maszynę samobójców, wywozić na jakieś pustkowia, wystawiając na pokuszenie?! Wiem kim jesteś. Szatan wysłał cię, abyś omamił moją córkę, ale nie pozwolę ci na to, rozumiesz?! Zrobię wszystko, żeby resztę życia spędziła w zakonie, z dala od tego zepsutego świata. Jej dusza zostanie wychwalona ponad Niebiosa, gdy Pan przyjdzie nas sądzić.

- Mamo, daj spokój... - Vivian pociągnęła ją w stronę bramy.

- Z tobą policzę się później! - Pani Celine wrzasnęła w jej stronę.

- Vivian, jeśli chcesz, możesz pojechać do mnie. - Zwróciłem się do przestraszonej dziewczyny.

- Po moim trupie! Vivian, do domu w tej chwili! - Pociągnęła ją boleśnie w stronę budynku.

Kiedy przekroczyły bramę, Vivian odwróciła się do mnie i powiedziała niemo: przepraszam. Dopiero wtedy postanowiłem odjechać. Wróciłem do swojego apartamentu. Przypomniałem sobie wszystkie chwile z dzisiejszego dnia. Była przy mnie szczęśliwa, tylko przy swojej matce stawała się ponownie chłodną i obojętną Vivian. Ze złości zrzuciłem na ziemię zapaloną lampę. Musiałem pokonać smoczycę, jeśli chciałem jeszcze raz ujrzeć szczęśliwą księżniczkę mojej bajki.

________________________________________________________________________
Cześć, kochani 😙
Muszę wam przyznać, że od kiedy postanowiłam, że piszę sama dla siebie, idzie mi całkiem dobrze. Bardzo rzadko (prawie nigdy) dodaję rozdziały w ciągu tygodnia szkolnego, zwłaszcza teraz, gdy nauczyciele męczą nas poprawkami, kartkówkami, sprawdzianami, odpowiedziami i lekturami, ale udało się!
No nic... Życzę wam miłego tygodnia!
Kocham was 💓💕💖💗💝💞💟

Data wpisu: 22.05.2017r.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro