19. ZAYN
Bristol. Miasto, w którym odbywała się jedna z największych imprez balonowych na świecie. Na miejsce dojechaliśmy z półgodzinnym opóźnieniem, spowodowanym naszym postojem. Przez całą drogę uśmiechałem się jak idiota, a Vivi drzemała, przyciskając twarz do szyby. Oboje przemokliśmy, ale podczas jazdy nasze ubrania zdążyły, choć trochę wyschnąć. W żadnym wypadku mi to nie przeszkadzało, bo w końcu pocałowaliśmy się, gdy oboje byliśmy tego świadomi. To cieszyło mnie najbardziej. Vivian chciała tego równie mocno jak ja, a potem wcale nie uciekała, nie zamykała się przede mną. Kiedy pierwszy przerwałam nasz pocałunek, bo zaczynało brakować nam tchu, wtuliła się we mnie. Tym gestem wprawiła mnie w osłupienie, ale zaraz potem mocno ją objąłem. Staliśmy na pomoście, w czasie ulewy, ciesząc się chwilą. Byłem naprawdę ciekawy, co o tym wszystkim myślała, czy nadal chciała iść do zakonu. Miałem nadzieję, że teraz sytuacja między nami, zmieniła jej decyzję, a w niedługim czasie po prostu zostaniemy parą. Smoczycę zapewne trafiłby szlak, ale mało mnie to obchodziło. Może byłem samolubny, nie chcąc się z nią nikim dzielić, chociaż Vivi chyba to nie przeszkadzało. Kiedy zaparkowałem samochód w wyznaczonym miejscu, moja księżniczka się zbudziła, przecierając oczy. Odzyskanie świadomości chwilę jej zajęło, ale zaraz potem wysiadła z auta z szeroko otwartymi oczami. Na niebie właśnie trwał, a raczej kończył się pokaz balonów o nietypowych kształtach. Już byłem na takiej imprezie, więc teraz nie robiło to na mnie zbytniego wrażenia, ale w tym samym momencie spełniało się marzenie mojej przyszłej kobiety. Z głośników rozbrzmiewały najnowsze hity, stoiska z pamiątkami, jedzeniem były wręcz oblegane przez widzów pokazu. Zważywszy na zupełnie inną część Wielkiej Brytanii i późną porę, zrobiło się chłodno. Z tylnych siedzeń chwyciłem kurtkę, która należała do Vivian. Dużo wcześniej zadzwoniłem do Darcy i to ona mi ją przywiozła. Zarzuciłem materiał na jej ramiona, przytulając się do jej pleców. Mi też było zimno, więc chociaż miałem pretekst, żeby się przytulić. Szeroko się uśmiechnąłem, gdy Vivi zaczynała ruszać się w rytm muzyki. Z głośników rozbrzmiała piosenka Ariany Grande, a wiedziałem, że szatynka uwielbiała jej piosenki.
- Chyba nigdy nie będę w stanie podziękować ci za to, że mnie tutaj zabrałeś. - Poczułem jej drobne dłonie, które położyła na moich. Obejmowałem ją w talii, a ona w ogóle nie protestowała. Czy to znaczyło, że teraz pójdzie nam z górki? - Nie wierzę, że zapamiętałeś...
- Pamiętam wszystko, co jest z tobą związane. - Odparłem.
- Nie wszystko. - Odwróciła się do mnie rozbawiona, z jedną brwią uniesioną do góry w geście powątpiewania.
- Masz rację, może nie wszystko. - Przygryzłem wargę. Spojrzałem odruchowo na jej usta, chcąc znowu ich dotknąć, ale jednocześnie bałem się zrobić kolejny krok. - Mogę cię pocałować? - Na moje pytanie Vivian się zarumieniła.
- Nie musisz mnie pytać o pozwolenie. - Zarzuciła mi ręce na szyję, przez co moje dłonie ponownie znalazły się na jej talii. - Tylko... W sumie, nieważne. - Odwróciła wzrok.
- Hej, o co chodzi? - Przesunąłem nosem po jej policzku. Miała taką miękką i delikatną skórę. Nie mogłem się nią nacieszyć. - Pamiętaj, że wszystko możesz mi powiedzieć i zapytać w razie potrzeby.
- Czy... Czy nasz pierwszy pocałunek był w porządku? - Wydusiła z zawstydzeniem. - Ja nigdy tego nie robiłam, nie wiem czy w ogóle było dobrze... Bo wiesz, ty miałeś kilka dziewczyn, a ja... No, wiesz.
W tamtym momencie miałem ochotę na dwie rzeczy: wycałować jej rumieńce i ryknąć śmiechem, widząc jej zawstydzenie. Nie wierzyłem, że w ogóle o tym pomyślała, a potem mnie o to zapytała. Po pierwsze: to nie był nasz pierwszy pocałunek, ale Vivian nie miała o niczym pojęcia. Po drugie: to, co zdarzyło się na tym pomoście wymazało z mojej pamięci każdą kobietę, która była przed nią. Totalnie mnie zauroczyła, a ja nie chciałem się przed tym bronić. Vivian to kobieta mojego życia. Przekonałem się o tym dopiero teraz, ale lepiej późno niż wcale, prawda? Postanowiłem, że powiem jej o naszym pocałunku w klubie, żeby niczego przed nią nie ukrywać.
- To nie był twój, nasz pierwszy pocałunek. - Wyznałem z wahaniem. Nie wiedziałem, jak Vivi zareaguje na taką informację.
- Zayn, przecież ja chyba lepiej wiem, prawda? - Spojrzała na mnie znacząco. - I nie odpowiedziałeś na moje pytanie. Było aż tak źle? - Zapytała przerażona. - Wiesz... Mogę się nauczyć, wystarczy trochę poćwiczyć, a będę dobra, naprawdę...
Ze zdenerwowania plotła trzy po trzy, dlatego zamknąłem jej usta pocałunkiem. Nie kazała pytać o pozwolenie, dlatego sam sobie wziąłem to, o czym myślałem podczas drogi do Bristolu. Brałem jej wargi w posiadanie, a Vivi ani trochę nie miała nic przeciwko temu. Odpowiadała równie żarliwie, co ja całowałem jej wargi. Naprawdę mnie zaskoczyła, gdy ugryzła delikatnie moją wargę, ale mimo szoku nie przerwałem tej chwili. Obejmowałem dłońmi jej policzki, natomiast ona napierała na moje ciało. Dzięki temu stałem przyciśnięty tyłkiem do drzwi samochodu, a Vivi przyjmowała każdy mój pocałunek. Specjalnie zmieniałem tempo, nie potrafiłem się od niej oderwać. Dopiero, gdy niebo rozświetliły sztuczne ognie i ludzie zaczęli klaskać, podgwizdywać, przerwaliśmy pocałunek.
- Kochanie, posłuchaj mnie teraz uważnie, dobrze? - Przesunąłem kciukiem po jej opuchniętej wardze. Vivi kiwnęła głową, przymykając powieki. - Kiedy mówię, że to nie był nasz pierwszy pocałunek, powinnaś przyjąć to do wiadomości. - Otwierała buzię, żeby zacząć się ze mną spierać, ale widząc mój nieustępliwy wzrok, odpuściła. - Przyszłaś do klubu razem z Darcy i Sofią, pamiętasz? - Pokiwała głową. - Trochę przesadziłaś z alkoholem, na co w sumie sam ci pozwoliłem, ale nieważne. Poszliśmy tańczyć i w pewnym momencie zaczęliśmy się całować. - Vivian otworzyła szeroko oczy. - Ja próbowałem się powstrzymać, bo byłaś pijana, nie chciałem wykorzystać sytuacji, ale te usta tak bardzo mnie kusiły, że poległem w tej walce. Potem nie wiedziałem, jak ci to powiedzieć. Proszę, nie bądź na mnie zła.
- Nie będę, jeśli odpowiesz mi szczerze na jedno pytanie. - Skrzyżowała ręce na klatce piersiowej.
- Odpowiem na każde. - Kiwnąłem głową.
- Dobrze całowałam? - Zapytała zaciekawiona, na co wybuchnąłem śmiechem.
Ta kobieta była niemożliwa i właśnie wtedy poprzysiągłem sobie, że kiedyś zostanie moją żoną, matką moich dzieci.
Sztuczne ognie, które przerwały nasz pocałunek, były ostatnim punktem na zakończenie dzisiejszego pokazu, ale niespodzianka, którą zorganizowałem dla Vivi, miała się odbyć nazajutrz, wczesnym rankiem. Nie była zadowolona, gdy powiedziałem jej, że nie pójdzie jutro do szkoły, a noc spędzimy u mnie w samochodzie. To nie był typ kobiety narzekającej na trudne warunki, bo Vivi wiele razy mi pokazała, co liczyło się w jej życiu, ale ona po prostu się stresowała. To miał być nasz kolejny, pierwszy raz. Samochód nie posiadał tyle przestrzeni, co przykładowo małżeńskie łóżko, żeby mogła odsunąć się ode mnie na jego drugi koniec, więc ostatecznie, leżała na mojej klatce piersiowej, moje ręce obejmowały ją w talii, a nasze nogi splątałem. Mimo zmęczenia, przetrwałem dwie godziny, zanim Vivi pozwoliła mi zasnąć. Na początku wypytywała mnie o ten pocałunek, ze wszystkimi szczegółami, a potem kręciła się jak mucha w smole. Kiedy wybiła północ, oboje udaliśmy się do krainy Morfeusza.
O 5.00 rano obudził mnie budzik, który nastawiłem jeszcze w Londynie. Dźwięk dobiegający z telefonu, zbudził również Vivi. Ziewnęła, przeciągnęła się uroczo, a potem jej zaspany wzrok spoczął na mojej twarzy. Uśmiechnąłem się do niej, po czym musnąłem jej usta.
- Dzień dobry. - Mruknąłem.
- Dzień dobry. - Przygryzła wargę. - Dlaczego tak wcześnie wstajemy? Spaliśmy zaledwie pięć godzin.
- Zobaczysz. - Powiedziałem tajemniczo.
Może wydawało się to dziwne, ale największa atrakcja święta balkonów, nie odbywała się w jego pierwszym dniu, tylko drugim. Już z samego rana, kiedy jeszcze mgły nie opadły na ziemię, włączano dmuchawy i balony zaczynały przybierać znajome kształty. Vivi na pewno nie spodziewała się tego, co zaplanowałem. Jako piętnastolatka wspominała jedynie, że chciałaby zobaczyć takie balony, ale nigdy nie mówiła o locie. Wysiedliśmy z samochodu, po czym złączyłem nasze dłonie. Niech każdy facet zarejestruje, że ta kobieta była zajęta, choć może jeszcze nieoficjalnie. Odszukałem wzrokiem balon z numerem piętnaście. Ci, którzy wygrali bilety na przelot balonem, zaczęli zajmować miejsca w podwójnych gondolach. Sytuację kontrolowali baloniarze, czuwający nad bezpieczeństwem zgromadzonych osób. Podszedłem do jednego z nich, przekazując mu bilet. Vivi nadal wyglądała tak, jakby niczego się nie domyślała. Wszystko się zmieniło, gdy pociągnąłem ją za rękę, aby pomóc jej wsiąść do naszej gondoli.
- Zayn, ty zwariowałeś? - Otworzyła szeroko oczy. - Przecież ja prędzej puszczę pawia niż wytrzymam kilkadziesiąt minut w powietrzu. - Baloniarz skrzywił się nieznacznie, słysząc jej słowa.
- Zwariowałem, ale na twoim punkcie, a teraz grzecznie wsiądziesz do środka i razem dotkniemy chmur, hm? - Oczywiście to była metafora, ale poskutkowała. Najpierw wsiedliśmy my, a potem baloniarz. Kiedy zapytał czy byliśmy gotowi wykrzyczałem - tak, a Vivi - nie. Posłuchał mnie, w końcu istniało coś takiego jak solidarność jąder, prawda?
Im byliśmy wyżej, tym Vivi głośniej krzyczała, a może raczej piszczała. Panikowała, zamiast skupić się na wrażeniach i widokach, które robiły wrażenie. Po dziesięciu minutach miałem dosyć, dlatego nie zważając na baloniarza, znowu zamknąłem jej usta pocałunkiem. Jęknęła głośno, co odbiło się na moim kroczu, ale poskutkowało. Moja bliskość bardzo ją uspokoiła, dlatego potem cały czas ją obejmowałem. Z twarzy Vivian nie schodził uśmiech.
- Jesteś szczęśliwa? - Zapytałem znienacka.
- Żartujesz? - Spojrzała na mnie oburzona. - To mało powiedziane, co teraz czuję, co w ogóle czuję, kiedy przy mnie jesteś.
- Właśnie znajdujemy się nad Clifton Suspension Bridge, który jest symbolem naszego miasta. Jest to wiszący most, nad wąwozem rzeki Avon... - Baloniarz zaczął opowiadać o krajobrazie, z wyraźnym znudzeniem. Nawet nie przeszkadzał mu fakt, że ani ja, ani Vivi go nie słuchaliśmy.
Po słowach Vivi poczułem, że wcale się nią nie zauroczyłem, tylko po prostu się w niej zakochałem. Przy niej nawet sen stawał się spokojny. Pierwszy raz od dawna nie śnił mi się ten sam, okropny koszmar. Wiedziałem, że miejsce było idealne do tego, aby wyznać jej swoje uczucia, ale coś jeszcze mnie blokowało. Miałem przeczucie, aby poczekać z tym jakiś czas, choć nie będę udawał, że nic do niej nie czułem. Ona też zaczynała się przede mną otwierać, więc wszystko szło w dobrym kierunku, a na wyznanie miłości, przyjdzie jeszcze czas. Zamiast tych dwóch słów, powiedziałem:
- Bardzo mi na tobie zależy. - Wyszeptałem jej do ucha. W odpowiedzi mocniej się we mnie wtuliła, po chwili tracąc mną zainteresowanie na rzecz Kanału Bristolskiego - ujściu rzeki Avon.
Lot balonem trwał prawie półtorej godziny. Kiedy znaleźliśmy się z powrotem na ziemi, byliśmy w wyśmienitych humorach. Teraz nadszedł czas, aby wrócić do domu. Wsiedliśmy do samochodu, zajmując swoje miejsca. Vivian zaproponowała, że poprowadzi, bo według niej wyglądałem na wykończonego, ale nie zgodziłem się. Niedawno kupiłem ten samochód i nie pozwalałem nikomu go prowadzić. Kobieta mojego życia nie była wyjątkiem. Telefon Vivian dał o sobie znać, kiedy zmieniłem autostradę M32 na M4, prowadzącą bezpośrednio do Londynu. Kątem oka zobaczyłem, że dzwoniła smoczyca. Vivi, ku mojemu zdziwieniu, od razu odebrała.
- Mamo, proszę, przestań krzyczeć. - Głośno westchnęła. - Tak, jestem z Zaynem... Już ci coś mówiłam na ten temat. Będę się z nim spotykać, czy tego chcesz, czy nie. Proszę, przestań... Chyba nie po to dzwonisz... - Wtedy na długo nastała cisza. Vivi słuchała swojej matki, która bez przerwy coś mówiła. Nawet się nie zorientowałem kiedy, a Vivi po prostu się rozpłakała. - Będę za dwie godziny. - Powiedziała przez płacz, po czym zakończyła połączenie.
- Co się stało? - Zapytałem zmartwiony.
- Stan mojego taty gwałtownie się pogorszył. Nowotwór zaatakował inne narządy, a lekarze są bezradni. - Zaszlochała.
Moje serce łamało się na kawałki, gdy patrzyłem na jej cierpienie. Nic nie mogłem zrobić, oprócz tego, żeby przy niej trwać. Obiecałem jej tacie, że się nią zaopiekuję. Obietnica będzie trwać do mojej śmierci i jeszcze jeden dzień dłużej.
____________________________________________________________________________
Cześć, kochani 😙
Czuję się lepiej, wena wróciła, czas wolny po prostu mnie rozpieszcza, więc napisałam dla was kolejny rozdział. Osobiście jestem z niego naprawdę zadowolona, ale ocenę pozostawiam wam. Znowu nie mogłam przestać pisać, dlatego rozdział liczy 1870 słów. 😆
Kocham was 💓💕💖💗💝💞💟
Data wpisu: 26.06.2017r.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro