Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

16. VIVIAN

      Stukot moich obcasów towarzyszył mi przez większą część drogi powrotnej do domu, w którym zapewne czekała na mnie awantura. Wyszłam z domu w stroju, jaki nie należał do najskromniejszych, w dodatku nie poinformowałam nikogo o swoim wyjściu. Byłam tak bardzo podekscytowana, że w ogóle o tym nie pomyślałam. Cieszyłam się, kiedy Zayn zaprosił mnie do środka i spojrzał jak na kobietę. Potem prawie wyznałam mu swój sekret, a na końcu wszystko się zepsuło. Jeśli chciał mnie zranić, to mu się udało. Jak mógł zaprosić do siebie Margaret, gdy był już umówiony ze mną? Tylko się przyjaźniliśmy, ale wiadomym było to, że chciałam spędzić z nim czas sam na sam. Miałam nadzieję, że pobiegnie za mną, wytłumaczy się, lecz nic takiego się nie stało. Dał mi wyraźny znak, kogo wybrał. Ludzie, których mijałam, patrzyli na mnie ze współczuciem, ale jakby wiedzieli, jak się zachowywałam, chcąc wstąpić do zakonu, wytykaliby mnie palcami. Otarłam policzki od łez, pociągając nieelegancko nosem. Wiedziałam, że najgorsze czekało na mnie w domu, choć już było mi wszystko jedno. Zayn nie chciał mnie pod żadną postacią. Ani kobiety, ani przyjaciółki i musiałam się z tym pogodzić. Kiedy stanęłam przed bramą do naszego domu, przypomniałam sobie jego wzrok, który zawsze podążał za Darcy. Z dnia na dzień przekonywałam się do tego, że był w niej zakochany, ale moja siostra już wtedy spotykała się z Liamem. Ja miałam tylko piętnaście lat, więc nic dziwnego, że nie chciał, nawet zamienić ze mną słowa. O czym miałabym z nim rozmawiać? Potem nagle zniknął, a ja dowiedziałam się o jego wyjeździe do Syrii. Z całego serca pragnęłam już nigdy go nie zobaczyć, jednocześnie modląc się o to, aby przeżył. Jego mama wiele razy przyjeżdżała do nas i dziękowała mi za modlitwę, bo Zayn się do niej odezwał cały, zdrowy. Podczas jego nieobecności zbliżyłam się do Boga, a potem wszystko potoczyło się samo. Pewnego dnia oznajmiłam, że zamierzam pójść do zakonu. Mama bardzo się ucieszyła i od tamtej pory bardzo mi pomagała, w szczególności w chwilach zwątpienia, bo miałam je nie raz. Odetchnęłam, gdy przekroczyłam próg bramy, idąc do domu jak na ścięcie. W kuchennym oknie zobaczyłam mamę, która nie spuszczała ze mnie wzroku. Drzwi wejściowe otworzyłam sobie sama, ale nie mogłam w spokoju udać się do swojego pokoju, bo na mojej drodze stanęła rodzicielka.

- Chryste i wszyscy przenajświętsi, co ty masz na sobie?! - Otworzyła szeroko oczy, przykładając dłoń do swojej klatki piersiowej. - Co ty zrobiłaś z włosami?! I co to za wulgarny makijaż?! Gdzie spędziłaś wczorajszą noc?! O twoim dzisiejszym wyjściu już nawet nie wspomnę! Jak ty się zachowujesz?! A jakby, któryś z sąsiadów cię zobaczył?!

- Jestem kobietą. - Przypomniałam jej. - Kobiety noszą sukienki, chodzą do fryzjera, robią sobie makijaż, sama to robisz, więc naprawdę nie rozumiem twojego tonu, mamo. W dodatku jestem dorosła. To, że nie wracam do domu na noc, nie powinno cię interesować.

- Jak ty się do mnie odzywasz?! - Zrobiła się czerwona na twarzy. - Vivian, co się z tobą dzieje?! Masz zostać zakonnicą, a nie zarabiać pod latarnią! - Warknęła. - Ja wiem... To wszystko wina tego ateisty! To on cię nastawia przeciwko mnie! Dziecko, opamiętaj się! On grzeszy!

- O czym ty mówisz? - Wywróciłam oczami. - Daj spokój Zaynowi, rozumiesz? Robię to dla siebie i taty, a nie dla niego. On nie ma dla mnie znaczenia.

- Ja mam taką nadzieję, dziecko. - Spojrzała na mnie odrobinę łagodniej. - Miłość to destrukcyjne uczucie i mogłoby przeszkodzić ci w drodze do zbawienia.

- Martw się o swoje zbawienie, mamo. - Wyminęłam ją. - Miłość do drugiego człowieka nie jest grzechem.

Po tych słowach udałam się na górę do swojego pokoju. Po przekroczeniu progu od razu zdjęłam z siebie biżuterię oraz sukienkę, pod którą oprócz majtek, nic nie miałam. Sofia powiedziała, że pod sukienki bez ramiączek nie zakłada się biustonosza, więc jej posłuchałam. Podeszłam do szafy, w której nie mogłam znaleźć ani jednej rzeczy z mojego dotychczasowego stylu. Teraz znalazły się tam dżinsowe spodnie, sukienki, spódniczki, koszulki na krótki rękaw, dopasowane bluzki na długi rękaw, spodenki, bluzy i marynarki. Na dnie szafy, gdzie przymocowana była półka na buty, stały szpilki, sandały, baleriny oraz trampki, z których nie potrafiłam zrezygnować. Z racji późnej pory przebrałam się w piżamę. Przed ogromnym lustrem w łazience zmyłam makijaż, nazwany przez mamę wulgarnym. Zanim położyłam się do łóżka, przypomniałam sobie o jednej sprawie, o której musiałam porozmawiać z tatą, o ile jeszcze nie spał.

- Vivian, a ty dokąd? - Miałam takiego pecha, że spotkałam na korytarzu mamę. Zastąpiła mi drogę do taty, tuż przed samymi drzwiami do sypialni.

- Muszę porozmawiać z tatą. - Oznajmiłam.

- Zasnął godzinę temu, ostatnio nie najlepiej się czuje. - Wyznała, unikając mojego wzroku.

- Jak mogłaś nam o tym nie powiedzieć?! - Podniosłam głos rozżalona. - To nasz tata, mamy prawo z nim rozmawiać i wiedzieć, jaki jest jego stan!

- On umiera, Vivian! - Również podniosła głos. Moje oczy się zaszkliły. - Nic już nie da się zrobić! Dają mu dwa miesiące życia! To chciałaś usłyszeć?! - Rozpłakałam się. - On sam nie chce, żebyście patrzyli na niego w takim stanie. Będzie coraz gorzej...

Zacisnęłam usta w cienką linię, odchodząc spod ich sypialni. Z ciężkim sercem i wciąż wypływającymi łzami, rzuciłam się na łóżko. Już dawno dotarło do mnie, że tata zachorował na nowotwór, ale nie sądziłam... Nie wiedziałam, że było aż tak źle. Rozmawiałam z nim coraz rzadziej. Kiedy zostawałam w domu, mama zabierała go do szpitala, a kiedy wszyscy byliśmy w domu, pilnowała, aby żadne z nas nie mogło z nim porozmawiać. Skoro lekarze dali mu tylko dwa miesiące, to wiadomym było, że chciałam spędzać z nim jak najwięcej czasu. Pojutrze wypadały urodziny Darcy, ale chyba każdy o tym zapomniał. Musiałam wziąć sprawy w swoje ręce.

      Od rana, na każdej przerwie dzwoniłam, zapraszając gości na przyjęcie Darcy. Zawsze mogłam liczyć na Harry'ego, tak było i tym razem. Mój brat zajął się cateringiem, do czego miał już wprawę. Przyjęcie zaplanowałam na jutrzejsze popołudnie. Ostatnio niewiele ze sobą rozmawiałyśmy. Ona sama próbowała rozwiązywać swoje problemy, a ja za bardzo skupiłam się na Zaynie, który nadal się do mnie nie odezwał. Potrząsnęłam głową, chcąc wybić go sobie z głowy. Nie warto. Przy kontakcie Liam zatrzymałam się najdłużej. Moja siostra nadal nie powiedziała nam, dlaczego rozstała się ze swoim narzeczonym, któremu nie powiedziała nawet o ciąży. Nie wiedziałam też czy Liam próbował się z nią kontaktować. Zakodowałam sobie poważną rozmowę z Darcy. Zapraszanie gości pochłonęło większość moich przerw. Nie zwracałam uwagi na szepty oraz spojrzenia uczniów. Ich zainteresowanie wiązało się z moim ubiorem, bo byłam zmuszona do założenia dżinsów, dopasowanej bluzki oraz trampek. Stał się również cud. Dotychczas jeszcze ani Zoe, ani Margaret nie przyszły mi dokuczać. Po zakończonych lekcjach postanowiłam wrócić do domu.

- Vivian, mogę cię prosić do siebie? - Usłyszałam głos dyrektora.

- Coś się stało, panie Braide? - Zapytałam lekko zestresowana. Ostatnio nie lubiłam chodzić do jego gabinetu, bo nie czekało tam na mnie nic dobrego. Miałam dobre przeczucie.

- Dowiesz się w moim gabinecie, zapraszam. - Powiedział.

Szłam za nim po schodach, zastanawiając się, o co mogło chodzić. Kiedy weszliśmy do środka, moja szczęka znalazła się na podłodze. Na jednym z krzeseł siedział Zayn, który nie zdawał się być zaskoczony moim widokiem. Bez słowa przywitania usiadłam obok niego na krześle. Moje serce wręcz krzyczało do niego, żeby się do mnie odezwał, spojrzał na mnie, dotknął, ale nic takiego nie miało miejsca. Nie chciał mnie. Pogódź się z tym, Vivian.

- Zaprosiłem was tutaj oboje, choć Zayn już wie, o co chodzi. - Dyrektor spojrzał najpierw na mnie, a potem na Zayna. - Vivian, twoja kara na zajęciach z samoobrony dobiegła końca. Już nie musisz na nie uczęszczać.

W gabinecie nastała cisza. Słyszałam tylko tykanie zegara, serce moje i Zayna oraz sekretarkę z sąsiedniego gabinetu, w którym rozmawiała z kimś przez telefon. Przełknęłam głośno ślinę, chcąc nawilżyć suche gardło.

- Czyli już nie muszę odbywać kary? - Zapytałam.

- Odbędziesz ją w inny sposób. - Skrzyżował ręce na klatce piersiowej. - Wraz z panem Levinem i Zaynem uznaliśmy to za zdecydowanie lepszy pomysł... Przygotujesz piosenkę na zakończenie ostatnich klas.

- Z całym szacunkiem, ale... - Przerwał mi, zanim zdążyłam dokończyć.

- Z całym szacunkiem nie ma żadnego "ale". - Spuściłam wzrok. - Od dzisiaj zamiast na zajęcia, będziesz spędzać czas w sali muzycznej aż napiszesz coś, co powali zaproszonych specjalistów na kolana. Pan Levin twierdzi, że jesteś ponadprzeciętnie uzdolniona, dlatego daję ci szansę na dostanie się do najlepszej szkoły w USA. Możesz już iść.

Zawsze byłam pełna pokory, kiedy miałam przed sobą osobę starszą od siebie. Uważałam, że tacy ludzie wiedzieli, co dla nas - młodszych od nich było dobre, ale pan Braide nie wiedział, co właśnie zrobił. Nie mogłam uwierzyć, że Zayn maczał w tym palce. Pozwolił na to, żebym nie chodziła na jego zajęcia. Teraz bez przeszkód będzie mógł obmacywać Margaret. Prychnęłam, odganiając łzy. Nie mogłam się rozpłakać, pokazać jak bardzo mnie to wszystko bolało. Zostałam pozbawiona jakiegokolwiek kontaktu z przyjacielem, który wybrał kogoś innego. Byłam taka żałosna. Przyspieszyłam kroku, gdy usłyszałam za plecami wołanie mojego imienia. Ucieczka przed Zaynem okazała się bezsensowna, bo po chwili zostałam przyciśnięta do ściany, a jego dłonie, po obu stronach mojej głowy, uniemożliwiały mi jakiekolwiek ruchy.

- Vivi, ty płaczesz? - Wciągnął ze świstem powietrze. - Posłuchaj, jestem pewien, że sobie poradzisz. Słyszałem jak grasz, jesteś w tym cudowna.

- Jak to słyszałeś? - Spojrzałam na niego przerażona. - Z resztą... Nieważne, muszę wracać do domu.

- Ta sytuacja z Margaret, to naprawdę nie... - Pokręcił głową.

- Mogłeś mi powiedzieć, że mnie nie chcesz. - Zacisnęłam usta w cienką linię. - Nie mam już piętnastu lat, przeżyłabym kolejne rozczarowanie.

- Znowu to robisz! - Odsunął się ode mnie, aby wyrzucić ręce w powietrze. - Nie mam pojęcia, o czym do mnie mówisz. Wytłumacz mi, błagam.

Westchnęłam zrezygnowana.

- Przyjdź jutro o 17 na przyjęcie urodzinowe Darcy. - Musiałam go zaprosić, bo był przecież przyjacielem mojej siostry. - Może uda nam się porozmawiać.

- Przyjdę na pewno. - Powiedział.

Kiwnęłam głową, chcąc udać się stronę wyjścia, ale uścisk Zayna mnie powstrzymał. Przyciągnął mnie do swojej klatki piersiowej, jakby nie widział mnie z tysiąc lat. Moje ręce, które zwisały bezwładnie, wzdłuż mojego ciała, zdecydowały się go objąć. Zranił mnie swoim wczorajszym zachowaniem, ale ta naiwna część mojego serca wierzyła, że był niewinny, a Margaret coś sobie ubzdurała. Po kilku dłuższych minutach Zayn obrócił lekko głowę, przez co nasze nosy się o siebie otarły. Staliśmy dokładnie w takiej samej pozycji, co wczoraj, dlatego moje serce zaczęło trzepotać radośnie. Zacisnęłam mocniej powieki, kiedy przesunął swoim nosem po moim policzku, na którym po chwili zostawiał pocałunki. Moje ściśnięte gardło nie pozwalało mi na wydobycie z siebie choćby słowa. Zayn ze swoimi pieszczotami zaczął kierować się w stronę mojego ucha.

- Chcę cię bardziej niż myślisz, kochanie... - Wyszeptał.

Och.
________________________________________________________________________
Cześć, kochani 😙
Mam nadzieję, że rozdział się spodobał! 😆😉
EDIT: Następnym razem nie będę wam pisała, kiedy kolejny rozdział, bo potem coś mi nagle wyskakuje i nie mam czasu, żeby go napisać... Także po prostu do następnego! 😙😘
Kocham was 💓💕💖💗💝💞💟

Data wpisu: 16.06.2017r.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro