Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

~ Miłość? - Mnie nie wolno kochać ~IV

Był wczesny ranek choć słońce już dawno oświetlało pałac. Wielka Władczyni Haremu najbardziej uwielbiała tę porę dnia a w szczególności wtedy gdy mogła spędzać ją w samotności, siedząc na tarasie i rozmyślając.
- Pani... - Wyszeptał sługa którego obecność lekko ją przeraziła.-Wybacz Sułtanko jeśli cię przestraszyłem ale mam wieści...
- Nic nie szkodzi Haci po prostu się zamyśliłam.. Mów... Co się stało?
- Sułtanko nasz władzca cię wzywa. Podobno to ważne.
- Wzywa mnie o tak wczesnej porze? Nie każmy mu czekać. Chodźmy szybko! - Krzyknęła Sułtanka i szybkim krokiem opuszczając taras udała się do komnaty jej syna. Gdy była już na złotej drodze ujrzała Kamankesa idącego z na przeciwka w jej kierunku.
- Sułtanko.. - Oznajmił oddając jej należyty szacunek.
- Wielki Wezyrze? Co cię tutaj sprowadza? Mój syn cię wezwał? - Zapytała dając znak straży aby oznajmiła Sułtanowi jej przybycie.
- Owszem Pani... Sułtanko czy... - Nie zdarzył dokończyć gdyż strażnik przerwał mu informując że Władca już czeka,a więc oboje udali się do niego. Gdy ciężkie drzwi będące przed nimi się otworzyły ujrzeli Sułtana Murada siedzącego na ottomanie i trzymającego w ręku zwiniętą kartkę.
- Synu...Panie..- Oznajmili oboje stając przed Władcą.
- Witajcie, nie będę czekał i od razu przejdę do tego dlaczego was wezwałem.. Otóż w mojej dłoni znajduje się moja decyzja.. Kemankes... - Oznajmił kierując wzrok w stronę mężczyzny. - Od dzisiaj nie jesteś już sługą mojej matki. Podjąłem decyzję że ty matko, wyjdziesz za mąż . Wiem że nie takie jest prawo, ale ja zdecydowałem się je zmienić. Tyle lat jesteś już sama a nadal jesteś młoda, piękna, należy Ci się jeszcze coś od życia. Żeby mieć pewność że twój przyszły małżonek to dobry kandydat postanowiłem że to Kemankes odnajdzie odpowiedniego człowieka .... - Słowa Sułtana uderzyły w nich oboje jak grom z jasnego nieba. Sułtanka spojrzała na cząstkę swego serca załamanym wzrokiem. To były najgorsza decyzja jaką mógł podjąć sam Sułtana. Jej serce zaczęło szybciej bić a oddechy stał się płytki.
- To nie może być prawda... - Tylko ta jedyna myśli brzmiała w głowie przepięknej damy.
- Jak rozkażesz panie... - Oznajmił po chwili Wielki Wezyr spuszczając wzrok.
Kruczo włosa kobieta była w szoku. Nie mogła uwierzyć że Kemankes tak po prostu bez większych uczuć przyjął tę wiadomość. Była pewna że ją kochał, że.. że będzie o nią walczył,myślała że nie pozwoli jej odejść a on.... No właśnie, sama nie wiedziała co tak naprawdę przed chwilą się wydarzyło. Nie zwracając uwagi na innych szybkim krokiem opuściła komnatę Władcy.
- Valide!? Co się stało?! ......- Tylko tyle dotarło do jej uszu. Biegła przed siebie nie zważając na niczyją obecność. Nie zwracając uwagi na to że to co zrobiła to ogromny błąd, wybiegła do ogrodu gdzie nie oglądając się za siebie przekroczyła najbardziej zapomniane i znane tylko jej zakamarki tego właśnie miejsca. Nie mając już więcej sił, przy najbliższym jej drzewie upadła na kolana i zalała się łzami. Oczy miła czerwone a krzyk jej słyszały tylko drzewa,liście, kwiaty wszystkie. Jej rozpacz była cicha ale tak okrutna, wręcz rozgrywająca serce. Nie chciała aby kto kolwiek ją teraz widziała. Samotność - w tej chwili to było jej największe marzenie. Mijały sekundy, minuty, później godziny. Zaczęło robić się coraz ciemniej. Wielka królowa nocy nie zamierzała wracać do pałacu. Nie bała się niczego więc dla niej pozostanie w ogrodzie w tej chwili było rzeczą zbawienną. Sama nie wiedziała czy czuła wstyd i złość czy raczej rozpacz i żal. Łzy, same powoli przestawały płynąć po jej delikatnych policzkach które były już całkowicie mokre. Drżała z zimna ale nawet to jej nie przeszkadzało. Teraz już nic się nie liczyło. Tyle w życiu wycierpiała a każda kolejna rzecz była jak szpilka wbijająca się w jej serce które kiedyś było delikatne i przepełnione miłością. A teraz? Cóż jej pozostało jak znosić wszystko z uniesioną dumnie głową i uśmiechem na twarzy. Jej dusza i sumienie umarło wiele lat temu. Zostało tylko ciało które musiała dźwigać z ogromnym cierpieniem. Jej nie było wolno niczego. Nie miła prawa na jakie kolwiek uczucie a co dopiero na miłość. Za to była tylko jedna kara - śmieć... Tak rozmyślając jej powieki opadły a ciało bezwładnie oparło się o dębowy pień oddając się krainie snów.........

---------------------------------------------
Moi Kochani ❤ Jak wam się podoba kolejny rozdział? 💋 Wybaczcie mi wszystkie błędy ortograficzne i interpunkcyjne 😢 Ciąg dalszy nastąpi 💗

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro