Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

64


Harry nie opowiada mi o swoich interesach, ale teraz wiem, że coś niedobrego się dzieje. Ochrona została zwiększona, a ja nawet biorąc ze sobą Dylana nie mogę wziąć małej na spacer. Już parę razy tłumaczyłam Harry'emu, że nic dobrego nie przyjdzie od ciągłego trzymania dziecka w domu. Jenny potrzebuje świeżego powietrza i chociaż odrobinę słońca.

Wracam do sypialni i zauważam, że Harry śpi, a obok niego leży nasza córeczka. Mnie by pewnie rozerwał jakby takie coś zobaczył. Ja też nie zamierzam mu tego odpuszczać.

Zbliżam się do niego, a następnie mocno potrząsam go za ramię. Gwałtownie otwiera oczy, ale się nie porusza.

— Sam zabroniłeś spać przy niej — przypominam mu ściszonym tonem. Wstaje, ale tak by nie obudzić Jenny.

— Chodziło mi o spanie podczas karmienia, twoja pierś by mogła jej zatkać nosek i by doszło do tragedii. A ja mam dość uważny sen i na pewno bym jej nic nie zrobił.

— Ze mną także jest bezpieczna — jego sugerowanie, że Jennifer mogło by się coś stać pod moją opieką jest bardzo krzywdzące. Przynajmniej ja w odróżnieniu od niego jestem stabilna psychicznie.

— Nie twierdzę inaczej — w tej chwili tak mówi. Za jakiś czas pewnie znowu zmieni zdanie. Sięga na stolik i włącza elektryczną nianie. W salonie jest drugie urządzenie dzięki czemu mogę zostawiać małą samą. — Chodźmy na dół, ona niech sobie śpi. Nie chcę by przez nas się obudziła.

Nic mu nie odpowiadam tylko idę prosto do drzwi, słyszę jak on podąża za mną. Idziemy do salonu, a ja tam sprawdzam czy na pewno elektryczna niania jest dobrze włączona.

— Jenny potrzebuje wyjścia na zewnątrz, ona musi wreszcie nabrać odporności, a jak ciągle będzie z nami w domu to później przez najmniejszy wiaterek będzie chorowała — próbuję mu przemówić do rozsądku chociaż nie mam dużej nadziei, że się ze mną zgodzi.

On ma obsesję na jej punkcie i jak tylko sobie wmówi, że coś jej może zagrozić to nawet najbardziej racjonalne argumenty nie są w stanie go przekonać.

— Mamy ogromny ogród, nie zabraniam ci jej wynosić na dwór.

— Ty chyba nie sądzisz, że ucieknę bez niczego z malutkim dzieckiem? Nie jestem na tyle głupia, wiem, że by sobie sama nie prowadziła, a teraz to jej dobro jest dla mnie najważniejsze.

Ma dziwny wyraz twarzy, nie wiem co takiego mu się nie spodobało w mojej wypowiedzi.

— Szkoda, że nie powiedziałaś, że nie chcesz uciekać ode mnie. Naprawdę jestem ci aż tak obojętny — dzisiaj naprawdę musi nie mieć humoru skoro aż tak łapie mnie za słowa.

— Nie jesteś — niestety dla mnie. Odkąd mam z nim dziecko nie mogę powiedzieć, że jego los już mnie nie interesuje. Nawet gdyby teraz stał się cud i on by mnie puścił wolno to i tak jestem z nim związana na zawsze.

Jenny musi mieć ojca, a Harry na pewno dobrze się nią zaopiekuje.

— Dlatego proszę przynajmniej o odrobinę swobody. Możesz wysłać ze mną ochroniarzy, niech idą za mną w pewniej odległości, a jeśli im też stuprocentowo nie ufasz to wyślij ze mną Dylana. Wiem, że pewnie będzie narzekał, ale ja oszaleje jeśli chociaż na chwilę nie wyjdę.

Po wyrazie twarzy Harry'ego widzę, że się waha. Jest dobrze.

— Dobrze, ale spacer ma nie trwać dłużej niż pół godziny. Dziś naprawdę jest chłodno — uśmiecham się na jego słowa, a następnie go przytulam.

Nareszcie poczuje odrobinę wolności.

Jak się postaracie i będą konkretne komentarze to dostaniecie dziś jeszcze jeden.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro