Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

61


Boję się, Jenny powinna pozostać we mnie jeszcze przynajmniej trzy tygodnie. A ona już pcha się na świat, czuję jak po moich nogach spływa jakaś ciecz. Właśnie odeszły mi wody, porodu już nie da się zatrzymać.

— Poród się właśnie zaczął, trzeba zaraz jechać do szpitala — mówi Dylan, a następnie wyciąga dłoń w moją stronę. Chwytam ją, bo nie mam innego wyjścia. Powoli z jego pomocą idę do domu. — Usiądź.

— Za chlapię kanapę — mam mokre spodnie i ciągle czuję, że coś powoli ze mnie wypływa. Kurwa nie spodziewałam się, że tyle tego będzie.

– Siadaj i oszczędzaj siły, bo będą ci one teraz bardzo potrzebne — przestaje się przejmować meblem i powoli siadam na kanapie. Na szczęście skurcz ustał i już nie czuję tego mocnego bólu.

Dylan idzie na górę i nie mija nawet minuta jak Harry do mnie zbiega.

— Nina skarbie uderzyłaś się? Może podbiegłaś czy coś? — wydaje się przejęty. Wiem jednak, że przede wszystkim martwi się o nasze dziecko. Nie przeszkadza mi to, ważne by dla niej był dobry.

— Nie szłam i po prostu poczułam skurcz., a później wody mi odeszły. Tak naprawdę to dalej mu coś cieknie.

— To nie ważne, zaraz pojedziemy do szpitala i tam urodzisz moją córkę. Jenny jeszcze dziś będzie z nami. Teraz nie będziemy mieli czasu na pakowanie rzeczy, później każe coś dowieść.

— Spokojnie mamy bardzo dużo czasu, to był dopiero pierwszy skurcz. Dobrze, że odeszły jej wody, więc nie będzie się długo męczyć, ale na pewno zajmie jej to kilka godzin — na samą myśl, że mam kilka godzin cierpieć z takiego bólu jak wcześniej robi mi się niedobrze.

— Harry ja się boję — teraz jak niczego innego potrzebuje wsparcia. Nawet jego. Nie jestem mocno wybredna.

— Nie martw się kochanie, wszystko jest dobrze zaplanowane. Ani tobie ani Jenny nic nie będzie, wszystko się uda. Nie ma innej opcji.

***
Prawie dziesięć godzin zajmuje mi wydanie na świat mojej córeczki. Leżę wyczerpana, a może maleństwo zostało mi położone na piersi. Nie wygląda tak jak w filmach, jest sina, ubrudzona krwią i śluzem, ale jest moja.

To się dla mnie jedynie liczy.

Harry patrzy na nią z uwielbieniem i delikatnie głaszcze ją po główce.

— Moja cudowna księżniczka, ma twoje śliczne ciemne włoski. Będzie prześliczna. — oczy same zamykają mi się ze zmęczenie. Nie pozwalam sobie jednak na sen. Teraz leży na mnie moje dziecko, muszę o nią dbać.

— Wezmę dziecko na umycie — mówi położna, a ja kiwam głową na tak.

— Tylko pamiętaj, że masz być delikatna, jeśli zobaczę na mojej córce chociaż najmniejszy siniak to cię zabije — Harry grozi kobiecie w średnim wieku, która ma na pewno dużo większe doświadczenie od niego.

— Oczywiście — odpowiada niepewnie.

To jest szpital prywatny, więc dlatego Harry może sobie na tyle pozwolić. Mam jednak nadzieję, że nie będzie próbował zastraszać każdego kto tylko będzie miał styczność z naszą córką.

— I niech się ktoś wreszcie zajmie Niną, jeszcze przez waszą nieudolność dostanie jakiegoś zapalenia! — krzyczy dopiero jak widzi, że Jenny została wyniesiona z pomieszczenia.

Odwraca głowę w moją stronę, a jego wyraz twarzy od razu się zmienia.

— Dziękuję ci kochanie za naszą córeczkę. Teraz dopilnuje byście jak najszybciej wróciły do domu.

Liczę na waszą opinię.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro