Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

56

— To moje dziecko? – pyta Harry, ale ja jestem już zbyt słaba na wypowiadanie słów, więc jedynie kiwam głową. Wreszcie puszcza moją obolałą szyję, a biorę głębokie wdechy, bo muszę jak najszybciej dostarczyć go mojej malutkiej. Nie opadam na podłogę tylko dlatego, że Harry mnie podtrzymuje. – Nie dość, że nie zaatakowałaś, spieprzyłaś ode mnie to jeszcze chciałaś mi zabrać coś co należy do mnie.

— Wtedy jeszcze nic nie wiedziałam o ciąży – sama nie mam pojęcia czemu to mówię. To wyznanie na pewno w żaden sposób nie zmniejszy złości Harry'ego.

— Dlaczego do cholery wtedy tak się zachowałaś? Przecież spełniałem wszystkie twoje zachcianki, niczego ci przy mnie nie brakowało? – gwałtownie się ode mnie odsuwa i zaczyna krążyć po moim małym mieszkaniu. – Naprawdę jesteś głupia skoro zamieniłaś mój dom na coś takiego. Zabrałaś ze sobą też za mało forsy, bo z tego co mi powiedzieli to musisz pracować. Zamiast odpoczywać i dbać o moje dziecko harujesz za nędzne pieniądze.

— Lubię swoją pracę – sama się sobie dziwię, że jeszcze z nim dyskutuję, ale coś mi mówi, że póki jest we mnie jego dziecko to nic mi nie zrobi.

Najgorsze jest to co może się stać później. Nie chcę by moja córeczka była wychowywana przez kogoś takiego jak on. A tym bardziej nie chcę by on mi odbierał moje dziecko, a przecież tak się może stać. On uwielbia sprawiać mi ból.

— Powiedź mi wreszcie czemu postanowiłaś mi wbić nóż prosto w plecy jak już zaczęło nam się układać? Chcę zrozumieć, bo ni cholery nie potrafię się domyśleć powodu twojego postępowania.

— Nic złego nie zrobiłam, a ty mi i tak zarzuciłeś pas na szyję chociaż doskonale wiesz jak się tego boję. Chciałeś też mnie związać – w moich oczach pojawiają się łzy. – Wiem, że ciebie takie rzeczy kręcą, ale mnie nie. Nie nadaje się do tego i nic na to nie poradzę. Bardzo jednak żałuję, że wtedy dałam się ponieść chwilowym emocjom – ostatnie zdanie jest czystym kłamstwem, ale on już o tym nie musi wiedzieć.

— Nigdy nie zrobiłem ci prawdziwej krzywdy chociaż nie raz miałem na to wielką ochotę. Twoje tłumaczenia nie mają żadnego sensu. Tym bardziej, że po uspokojeniu się, a tym bardziej po odkryciu, że jesteś w ciąży do mnie nie wróciłaś. Gdybyś było wróciła to wszystko by ci od razu zostało wybaczone. Nie dostałabyś żadnej kary.

— Bałam się, że mnie zabijesz.

— I powinienem to zrobić! – wykrzykuje. – Każda inna na twoim miejscu byłaby martwa! Wiedź jednak, że póki co żyjesz tylko ze względu ma moje dziecko. Znasz już płeć?

— Tak, to dziewczynka – oznajmiam cicho. Dotykam swojego brzucha i mam nadzieję, że małej nic się nie stało. Ona jest dla mnie najważniejsza. Teraz tym bardziej nie rozumiem zachowania moich rodziców. Ja dla swojego dziecka jestem gotowa na wszystko.

— Przynajmniej to dobrze. Który to tydzień?

— Dwudziesty – odpowiadam zgodnie z prawdą.

— Usiądź wreszcie – rozkazuje mi. – Nie wolno ci się męczyć, bo to wszystko może się odbić na małej. A ona jest teraz priorytetem, jeśli coś jej się stanie to ty za to zapłacisz. Będziesz żyła tylko dla mojej córeczki. Teraz i po porodzie masz o nią dbać, bo jeśli cokolwiek jej się stanie to poniesiesz bardzo surowe konsekwencje.

Odrywam się od ściany, a następnie zmierzam w kierunku kanapy i na niej siadam.

— Irytuje mnie to miejsce, chcę jak najszybciej wracać już do Anglii – nagle jego wzrok zostaje bezpośrednio na mnie skierowany. – Mam nadzieję, że rozumiesz, że koniec z tymi twoimi numerami. Jesteś w ciąży, ale to nie powstrzyma mnie przed ukaraniem cię. Jak mnie będziesz irytować to każę cię zwiotczyć i podpiąć do respiratora, a karmiona będziesz przez rurkę. Rozumiesz?

— Tak — odpowiadam cicho przerażona tą wizją.

Jak się postaracie i będą konkretne komentarze to dostaniecie dziś następne.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro