53
— Odkąd tu jesteś mamy większy ruch, jeszcze nigdy tyłu mężczyzn tu nie przychodziło — śmieje się na słowa pani Matilde. Tu mężczyźni są bezpośredni, ale za tym bardzo mili. Nie to co Harry. Nie czuję się przytłoczona ich zalotami.
— Jest większy utarg, więc nie ma co narzekać. A mi tu coraz bardziej się podoba — po części udaje ten dobry humor. Nadal dręczą mnie koszmary, a na każdy niespodziewany dźwięk praktycznie podskakuje. Zręcznie to jednak ukrywam.
— Dlatego dostaniesz podwyżkę, na razie nie wielką, ale to zawsze będzie coś.
— Super — odpowiadam z entuzjazmem. Obecnie jednak wydaje tylko na jedzenie, mieszkanie i rachunki. Nigdzie nie wychodzę, bo nie chcę zwracać na sobie uwagi.
Nagle dostaje takiego zawrotu w głowie, że muszę się złapać za brzeg stołu. Na szczęście nie niosłam żadnej tacy.
— Nino dobrze się czujesz? — pyta się mnie pani Matilde. Ma zmartwiony głos.
— To jedynie zawrót głowy. Ostatnio słabo spałam, więc to pewnie przyczyna tego — tłumaczę, a następnie puszczam stół. Muszę trochę popracować nad nerwami, bo nawet miesiączki od pewnego czasu nie mam. Nie panikuje jednak to na pewno nie jest choroba, a nerwy.
— Nie możesz tak postępować. Zdrowie jest najważniejsze i trzeba je szanować. Wracaj do domu i jutro masz być wypoczęta i najedzona do syta, bo na moje oko to zbyt mało jesz.
— Proszę nie — może to głupie, ale lepiej się czuje w jej towarzystwie. Ona ma w sobie coś takiego, że mam poczucie iż przy niej nic mi nie grozi. To przykre, ale moja własna rodzina nie wzbudzała we mnie takich odczuć. — Tyle razy mówiłam, że uwielbiam tę pracę. Obiecuję, że jak tylko wrócę do domu to od razu się położę do łóżka. Chcę jeszcze zostać te dwie godziny.
— No dobrze, ale Pedro cię odwiezie do domu i tu już nie chcę słuchać żadnych pretensji — kiwam głową na tak.
Pedro to jeden z synów pani Matilde tylko jego zdążyłam poznać i naprawdę wydaje się bardzo miłym człowiekiem. Nie mogę powiedzieć, że jest moim rówieśnikiem, bo jest przed trzydziestką, ale nie uważam by to była jego wada.
***
— Nie tęsknisz za swoją ojczyzną? Anglii i Portugalia praktycznie nic nie łączy — pyta mnie Pedro jak odwozi mnie do domu.
Pedro to wysoki ciemnoki brunet. Zresztą tak jak każdy mężczyzna tutaj.
— Nie, w Wielkiej Brytanii nie czułam się dobrze, widocznie to nie było moje miejsce na świecie. Mój przyjazd do Lizbony był nagłą decyzją, której w ogóle nie żałuję.
— Widocznie to było twoje przeznaczenie. Szybciej nauczyłaś się języka niż ja — zaczynam się śmiać na jego słowa. To prawda okazałam się mieć ogromny talent do tego typu języków.
— Dlatego też nigdzie się stąd nie wybieram. Już jesteśmy na miejscu — mówię, a on parkuję pod moim blokiem. — Bardzo ci dziękuję za podwózkę — chcę wysiąść, ale on delikatnie łapie mnie za dłoń. Staram się nie wzdrygnąć i na szczęście mi się to udaje.
On nie może zauważyć, że boję się męskiego dotyku.
— Bardzo się cieszę Nino, że pojawiłaś się w naszym życiu, od twojego przyjazdu wszystko wydaje się być lepsze — lekko uśmiecham się na jego słowa, bo tak trzeba.
— Dziękuję, ja też jestem tu szczęśliwa. Do jutra — puszcza moją dłoń, a ja szybko wychodzę.
Czuję, że liczył iż zaproszę go do środka, ale ja naprawdę nie mam ochoty na żadne związki, które w moim wypadku zawsze kończą się źle.
Liczę na waszą opinię.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro