48
Siedzę w kawiarni i czekam na mamę. Przyjechałam wcześniej, bo nerwy nie pozwoliły mi wysiedzieć w domu. Wybrałam to samo miejsce gdzie wcześniej kupowałam kawę i ciasto, bo to miejsce przypadło mi do gustu. Dla niektórych mogłaby się wydawać zbyt ponure, ale mi odpowiada.
Mama też przychodzi wcześniej, a ja uśmiecham się na jej widok. Tęsknię za swoją rodziną, po tym wszystkim powinnam być względem nich bardziej oschła. W końcu zachowują się zupełnie tak jakby w ogóle nie zależało im na tym bym odzyskała wolność.
— Tak bardzo za tobą tęskniłam — mówi mama i przysiada się do stolika. — Szkoda, że nie przyjechałaś do domu, tata i Matt na pewno bardzo by się ucieszyli na twój widok.
— To szkoda, że nadal nie próbowaliście nic spłacić. Dodatkowo pewnie będę musiała zapłacić za wyciągnięcie was z więzienia — nie powinnam jej tego wszystkiego wypominać, ale nie potrafię się powstrzymać. Ciągle mam wrażenie, że jestem traktowana jak zwykły towar.
— Jak on cię traktuje?
— Teraz dobrze, ale w każdej chwili może się to może zmienić. Może jednak zmieńmy temat, na co masz ochotę?
— Czarna zwykła kawa wystarczy.
Kelnerka do nas podchodzi, a ja zamawiam dla nas kawy, czarną dla mamy, a dla siebie migdałowe latte i po kawałku cytrynowego sernika. Płacę kartą Harry'ego co od razu wyłapuje mama.
— Dał ci dostęp do swojego konta? — pyta zdziwiona mama.
— Tak, odkąd mogę wychodzić to mogę sobie też coś kupić. On jednak o wszystkim wie, dla pewności spytałam się czy mogę się z tobą spotkać. Nie chcę problemów.
— Kochanie my mamy już odłożoną pewną sumę, ale nie damy tych pieniędzy Stylesowi — marszczę brwi na jej słowa. Czyli co już mnie spisali na straty? — Wszyscy wyjedziemy i to tak daleko, że nikt nas nie znajdzie. Uwolnimy się od niego. Postaraj się, więc wyciągnąć od niego jak najwięcej pieniędzy. Zaczniemy życie gdzie indziej.
Jeszcze niedawno bardzo bym się ucieszyła z tej propozycji, ale teraz już nie wiem co o tym myśleć. Obecnie mam bardzo dobre relacje z Harrym, ale jeśli spróbuję uciec, a on nas dorwie to znowu zacznie się nade mną znęcać.
— To szaleństwo. On nas wszystkich za to zabije.
— Uciekniemy daleko, a jemu po jakimś czasie znudzą się poszukiwania i sobie raz na zawsze odpuści. Pewnie szybko znajdzie sobie inną ofiarę. Jemu na pewno jest wszystko jedno kogo dręczy.
— Muszę to przemyśleć — chwytam za torebkę i wychodzę. Następnie szybko wsiadam do samochodu i odjeżdżam.
Chcę wrócić do domu i uwolnić się od Harry'ego, ale nie w ten sposób. Nie wiem czy dam radę żyć ze świadomością, że on w każdej chwili może wpaść na mój trop i znowu mnie uwięzić. Bić i wykorzystywać moje ciało do swoich chorych zachcianek.
Wracam do domu i staram się nie wyglądać na wstrząśniętą. Nie mogę dać nic po sobie poznać.
Wchodzę do salonu i widzę Harry'ego siedzącego na kanapie z laptopem na kolanach. Byłam pewna, że wróci dopiero wieczorem.
— Hej skarbie — mówi nie podnosząc wzroku.
— Miałeś być późno, coś się stało? — niepewnym krokiem się do niego zbliżam. Może to głupie, ale boję się, że on w jakiś niewytłumaczalny sposób dowiedział się o pomyśle mojej mamy.
— Nie skarbie. Wolę pracować w domu, bo jak patrzę na tych idiotów to mam ochotę ich powystrzelać.
— Potrzebujesz czegoś? — chcę jak najszybciej zmienić temat.
— Ciebie obok mnie. Siadaj i rób wszystko na co tylko masz ochotę.
— Okej, ale najpierw pójdę po swój komputer — komunikuje, a następnie idę na górę.
Liczę na waszą opinię.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro