Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

43


Pierwszy raz od dawna czuje się minimalnie wolna. Mogłabym teraz przycisnąć mocniej gaz i jechać gdzie mnie oczy poniosą. Daleko bym jednak nie zajechała, bo Harry szubko by zablokował kartę, którą mi dał i po jakimś czasie skończyłoby mi się paliwo. Jak nie wcześniej zostałabym znaleziona, bo sądzę, że jest tu jakiś nadajnik. Harry lubi mieć wszystko pod kontrolą, więc jestem praktycznie pewna, że znajduje się tu jakiś nadajnik GPS.

Póki co nie jest mi tak źle u Harry'ego, więc nie zamierzam te same psuć. Jadę, więc do najbliższej księgarni i tam kupuje to czego potrzebuje, a dodatkowo biorę sobie jeszcze kilka o tematyce fatastycznej. To jest mój ulubiony gatunek, więc w wolnym czasie chętnie sobie poczytam.

Po zakupach od razu wsiadam do samochodu i wracam do domu. Zostawiam auto na podjeździe i oddaje Dylan'owi kluczyki.

— Nie jesteś jednak taka głupia jak na samym początku myślałem — stwierdza i zbiera kluczyki. Mam ochotę mu coś odpowiedzieć, ale się przed tym powstrzymuje. Biorę stos książek i idę do domu. Maszeruje z tym wszystkim na górę do Harry'ego.

Oby tylko nie miał pretensji, że tak długo mi się zeszło.

— Już jestem! — wołam wchodząc do pomieszczenia.

— Czemu sama to wszystko dźwigasz? Nie powinnaś.

— Daj spokój to wcale nie było tak daleko. Miałam też na tyle szczęścia, że udało mi się nie natrafić na żadne korki. I super, bo nie znoszę jak jest duży ruch.

— Ja też bym wolał byś wtedy nie jeździła. Oczywiście nie to, że nie ufam twoim zdolnościom prowadzenia auta, pokaż mi lepiej co sobie kupiłaś, bo jestem ciekaw czym się interesujesz.

Pokazuje mu swój zakup, a on z wielkim zainteresowaniem przygląda się to co kupiłam. Szczerze to jeszcze nikt wcześniej w takim skupieniu nie oglądał tego czym się zajmuje. Moi rodzice z niewielkim entuzjazmem przyjęli do wiadomości to co zamierzam studiować, ale się nie sprzeciwiali, bo wszelkie nadzieję wiązali z moim bratem.

Może gdyby Matt robił to co lubi to nie doprowadziłby do takiej tragedii.

— Chyba jeszcze nigdy tak się nie uśmiechałaś. Podoba mi się to — oznajmia Harry, a następnie delikatnie ujmuje moją szczękę i nakierowuje ją tak by nasze twarze dzieliły zaledwie milimetry. — Rób tak częściej skarbie. Wtedy i ja będę szczęśliwy.

Łączy nasze usta, a następnie zaczyna bardzo powoli mnie całować. Nie jest to nic wymuszonego, to delikatne muskanie moich warg.

Nie to, że teraz tego pragnę, lecz nie jest to już dla mnie takie wymuszone jak na samym początku. Sama nie rozumiem co się zaczyna ze mną dziać. Coś takiego na pewno nie powinno mi się podobać. To jest złe.

— Teraz będzie zupełnie inaczej. Dobrze wiem, że na samym początku trochę przesadziłem. Uświadomiłem to sobie jak myślałem, że umrę. Zrozumiałem, że nie chcę być sam, a skoro masz już zostać ze mną na stałe to musimy stworzyć coś normalnego — ilekroć słyszę to jak on planuje nasze wspólne życie to serce zaczyna mi szybciej bić. Nie mam jednak tyle odwagi by mu powiedzieć, że tego nie chcę.

Boję się, że znowu zacznie mnie bić i krzywdzić.

Muszę jednak spróbować jeszcze cokolwiek na tym ugrać. To będzie lepsze niż nic.

— A co będzie z moją rodziną? Wiem, że wyrządzili ci dużo złego, ale ja ich kocham.

— Wiem, i będę ci raz na jakiś czas pozwalał do nich jeździć, ale nie licz na nic więcej.

— Obiecaj też, że przestaniesz im szkodzić, bo to by jesteś odpowiedzialny za tę sprawę z narkotykami — po tych słowach jego twarz tężeje. Czyli jednak nie jest już taki spokojny.

Liczę na waszą opinię.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro