37
— Może już pojadę do domu, robi się późno — niedługo będzie siódma po południu, a ja marzę tylko o tym by jak najszybciej się stąd wyrywać. A tym bardziej, że teraz nikt mi tam nie zagraża.
— Po siedź tu jeszcze trochę. To prywatna placówka, więc nikt cię stąd nie wyrzuci. A jutro już postaram się wrócić do domu.
— Nie — wyrywa mi się, a następnie do powiadam żeby się nie zdenerwował. — To za wcześnie. Jeszcze coś ci się stanie.
Po jego wyrazie twarzy zauważam, że nie do końca go przekonało moje tłumaczenie, lecz nie wścieka się, bo najwidoczniej nie ma siły na konflikty.
— Nic mi nie będzie, codziennie będzie zaglądał do nasz lekarz, a ty będziesz mi wszystko podawała. Zaopiekujesz się mną, prawda kochanie? — pyta pocierając kciukiem mój nadgarstek. Nie podoba mi się ta bliskość, ale niestety muszę to znosić.
— Nie potrafię.
— Wystarczy, że będziesz czuła.
Pov Harry
Dawno nie czułem się tak źle jak obecnie. Jestem pozbawiony sił przez narkozę i środki przeciwbólowe. Ledwo udaje mi się utrzymać rękę Niny. Lecz nawet w takim stanie potrafię rozpoznać, że mała z wielką ochotą wróciłaby do domu. Ja jednak wolę ją przetrzymać tutaj. Ona może i ma mnie gdzieś, ale ja się już do niej przyzwyczaiłem.
— Nie może być mowy nawet o spaniu w jednym łóżku, dobrze wiesz, że się wiercę — To akurat prawda. Nina nie potrafię leżeć w jednym miejscu. Kręci się po całym łóżku.
— Jakoś to przeżyje, zawołaj do mnie Dylana i powiedz mu żeby dał ci pieniądze. Kup sobie w bufecie coś słodkiego. I jakąś kawę, bo sama mówiłaś, że jesteś tak bardzo zmęczona.
— Okej — wstaje, a ja nadal nie puszczam jej ręki.
— Najpierw buziak — ona chyba naprawdę nigdy się nie nauczy, ale to nic. Będę cierpliwy.
Posyła mi wymuszony uśmiech, a następnie nachyla się nade mną i daje mi krótkiego buziaka w usta. Gdyby nie to, że jestem pozbawiony wszelkich sił to zmusiłbym ją do dłuższego całusa.
Nina wychodzi, a po kilku minutach wchodzi Dylan.
— Ruscy czy Czeczeni? — pytam go, bo podejrzewam, że albo jedni lub drudzy za tym stają. Doskonale wiedziałem jakie ryzyko podejmuje robiąc interesy z najzacieklejszymi wrogami. Ja jednak zawsze miałem gdzieś te ich wieloletnie nieporozumienia.
— Jeszcze nie mam pojęcia. Nie wykluczam, że też żadne z nich. Może to ktoś stąd?
— Niby kto? — pytam, bo jestem zbyt słaby na takie rozważania.
— Obecnie to rodzina Niny ma największe do pana pretensje. Nie mamy pojęcia co ona powiedziała jak była w domu. Mogła znaczenie podkoloryzować sytuację.
— Myślisz, że byliby aż tak głupi?
— Że strachu ludzie robią różne rzeczy — szczerze to mam nadzieję, że umierają ze strachu o Ninę. Stary i Matt zasługują na to, bo przez nich straciłem moją Mię. I chociaż minęły cztery lata to ja nadal nie pogodziłem się z jej śmiercią.
— Sprawdź to.
— A co mam zrobić z Niną? Zamknąć ją gdzieś żeby mieć pewność, że nie będzie nic kombinowała?
– Niech normalnie śpi w moim pokoju. Jutro już postaram się wrócić, więc będę sam ją miał na oku... — chcę mu jeszcze coś powiedzieć, ale przerywa mi wejście Niny. Za bardzo się pospieszyła.
Ma w ręku duży kubek kawy i jakieś ciastka.
— Chcesz? Jest z wiśnią — podaje ciastko Dylan'owi. — Ty na pewno nie możesz jeszcze jeść — mówi do mnie i wraca na swoje krzesło.
— Jeszcze ze dwie godziny i będziesz mogła jechać do domu — mówię do małej, a ona nawet nie ukrywa radości.
Przekonam ją do sobie, sprawię, że będzie mi jadła z ręki.
Im więcej waszych konkretnych komentarzy tym szybciej następny rozdział
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro