Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

37


— Może już pojadę do domu, robi się późno — niedługo będzie siódma po południu, a ja marzę tylko o tym by jak najszybciej się stąd wyrywać. A tym bardziej, że teraz nikt mi tam nie zagraża.

— Po siedź tu jeszcze trochę. To prywatna placówka, więc nikt cię stąd nie wyrzuci. A jutro już postaram się wrócić do domu.

— Nie — wyrywa mi się, a następnie do powiadam żeby się nie zdenerwował. — To za wcześnie. Jeszcze coś ci się stanie.

Po jego wyrazie twarzy zauważam, że nie do końca go przekonało moje tłumaczenie, lecz nie wścieka się, bo najwidoczniej nie ma siły na konflikty.

— Nic mi nie będzie, codziennie będzie zaglądał do nasz lekarz, a ty będziesz mi wszystko podawała. Zaopiekujesz się mną, prawda kochanie? — pyta pocierając kciukiem mój nadgarstek. Nie podoba mi się ta bliskość, ale niestety muszę to znosić.

— Nie potrafię.

— Wystarczy, że będziesz czuła.

Pov Harry

Dawno nie czułem się tak źle jak obecnie. Jestem pozbawiony sił przez narkozę i środki przeciwbólowe. Ledwo udaje mi się utrzymać rękę Niny. Lecz nawet w takim stanie potrafię rozpoznać, że mała z wielką ochotą wróciłaby do domu. Ja jednak wolę ją przetrzymać tutaj. Ona może i ma mnie gdzieś, ale ja się już do niej przyzwyczaiłem.

— Nie może być mowy nawet o spaniu w jednym łóżku, dobrze wiesz, że się wiercę — To akurat prawda. Nina nie potrafię leżeć w jednym miejscu. Kręci się po całym łóżku.

— Jakoś to przeżyje, zawołaj do mnie Dylana i powiedz mu żeby dał ci pieniądze. Kup sobie w bufecie coś słodkiego. I jakąś kawę, bo sama mówiłaś, że jesteś tak bardzo zmęczona.

— Okej — wstaje, a ja nadal nie puszczam jej ręki.

— Najpierw buziak — ona chyba naprawdę nigdy się nie nauczy, ale to nic. Będę cierpliwy.

Posyła mi wymuszony uśmiech, a następnie nachyla się nade mną i daje mi krótkiego buziaka w usta. Gdyby nie to, że jestem pozbawiony wszelkich sił to zmusiłbym ją do dłuższego całusa.

Nina wychodzi, a po kilku minutach wchodzi Dylan.

— Ruscy czy Czeczeni? — pytam go, bo podejrzewam, że albo jedni lub drudzy za tym stają. Doskonale wiedziałem jakie ryzyko podejmuje robiąc interesy z najzacieklejszymi wrogami. Ja jednak zawsze miałem gdzieś te ich wieloletnie nieporozumienia.

— Jeszcze nie mam pojęcia. Nie wykluczam, że też żadne z nich. Może to ktoś stąd?

— Niby kto? — pytam, bo jestem zbyt słaby na takie rozważania.

— Obecnie to rodzina Niny ma największe do pana pretensje. Nie mamy pojęcia co ona powiedziała jak była w domu. Mogła znaczenie podkoloryzować sytuację.

— Myślisz, że byliby aż tak głupi?

— Że strachu ludzie robią różne rzeczy — szczerze to mam nadzieję, że umierają ze strachu o Ninę. Stary i Matt zasługują na to, bo przez nich straciłem moją Mię. I chociaż minęły cztery lata to ja nadal nie pogodziłem się z jej śmiercią.

— Sprawdź to.

— A co mam zrobić z Niną? Zamknąć ją gdzieś żeby mieć pewność, że nie będzie nic kombinowała?

– Niech normalnie śpi w moim pokoju. Jutro już postaram się wrócić, więc będę sam ją miał na oku... — chcę mu jeszcze coś powiedzieć, ale przerywa mi wejście Niny. Za bardzo się pospieszyła.

Ma w ręku duży kubek kawy i jakieś ciastka.

— Chcesz? Jest z wiśnią — podaje ciastko Dylan'owi. — Ty na pewno nie możesz jeszcze jeść — mówi do mnie i wraca na swoje krzesło.

— Jeszcze ze dwie godziny i będziesz mogła jechać do domu — mówię do małej, a ona nawet nie ukrywa radości.

Przekonam ją do sobie, sprawię, że będzie mi jadła z ręki.

Im więcej waszych konkretnych komentarzy tym szybciej następny rozdział

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro