36
Widok Josha nie jest dla mnie niczym miłym. Po tym jak dowiedziałam się, że mnie zdradza kilka dni po naszym pierwszym razie wystarczająco mnie do niego zraził.
— Mam nadzieję, że nie jesteś na nic chora, bo ja przyszedłem tylko w odwiedziny do ciotki — dalej zagaduje do mnie błękitnooki brunet.
— Ja też do kogoś tu przyszłam — odpowiadam od niechcenia, bo on jest ostatnią osobą z jaką chciałabym teraz poprowadzić dyskusje. Byłam w nim zakochana, a on mnie mocno zranił. Nie zamierzam udawać, że nic się nie stało.
— Widzę, że na coś czekasz. Może dotrzymać ci towarzystwa? — on naprawdę jest niesamowicie bezczelny, ale skoro nie potrafi się domyśleć, że po tym wszystkim nie chcę go oglądać to muszę mu to przekazać w bardziej dosadny sposób.
— Nie, i idź już sobie, bo sam twój widok mnie już odrzuca.
— Teraz już wiem jak źle zrobiłem i naprawdę tego żałuję Nino. To była chwila słabości, nie zaplanowałem nad sobą, byłem też pijany — przewracam oczami na te jego głupie tłumaczenie. Musiałabym być naprawdę głupia żeby w coś takiego uwierzyć.
— Mam gdzieś jak do tego doszło. Między nami już wszystko skończone, więc znikaj z m moich oczu, bo nie chce mi się nawet na ciebie patrzeć.
— To publiczne miejsce, a ja nie zamierzam się stąd ruszyć dopóki mi nie wybaczysz i nie dasz drugiej szansy.
— To jest akurat szpital prywatny, więc łatwo będzie cię stąd wypierdolić — mówi Dylan, który wrócił z jedzeniem i piciem dla nas. — A teraz spieprzaj.
— Nie rozmawiam z tobą — odpowiada mu Josh, a Dylan szybko podaje mi prowiant, który przyniósł.
— A ja z tobą tak. Odpierdol się od Niny i wypierdalaj stąd, bo zaraz sam będziesz potrzebował pomocy medycznej — Dylan wygląda naprawdę groźnie. Mówi w taki sposób, że nawet mnie przechodzi dreszcz po plecach.
— Nie odpuszczę Nina — rzuca do mnie, a następnie się wycofuje.
— Mam nadzieję, że masz na tyle rozumu żeby nie pakować się w takie rzeczy. Nie powiem o niczym szefowi, bo widziałem, że chłopak wyraźnie się do ciebie przyczepił. A poza tym nie chcę by się niepotrzebnie denerwował w tym stanie — owszem nic nie zrobiłam, ale coś mi mówi, że Harry'ego zbytnio by nie interesowało to co ja mówię. Miałby kolejny powód żeby mnie brutalnie i okrutnie ukarać.
— Bardzo się cieszę, że go przegnałeś i mam nadzieję, że już więcej się do mnie nie zbliży.
— No i dobrze — oddaje mu jedną kawę, a następnie biorę przeznaczoną dla mnie kanapkę. I zaczynam jeść. Josh zepsuł mi humor, ale nie zamierzam poddawać się zdenerwowaniu. Josh to już przeszłość. Teraz mam inne zmartwienia na głowie.
Na korytarzu spędzam trzy godziny i dziesięć minut. Wiem dokładnie, bo co chwilę sprawdzałam na tablecie. Dobrze, że miałam go w torebce, bo chyba bym umarła z nudów.
Później Dylan każe mi wejść do sali, w której znajduje się Harry. Wchodzę do pomieszczenia i zauważam go podpiętego do różnych kabli. W nosie ma rurki z tlenem i jest nieprzytomny.
— Po siedź z nim, bo niedługo powinien się obudzić — kiwam głową, bo nie chcę się z nim kłócić, więc chwytam za krzesło i przesuwam jej do łóżka, a następnie na nim siadam.
Mam nadzieję, że jego rekonwalescencja potrwa jak najdłużej i w tym czasie nie będzie mógł mnie tknąć.
Wyciągam tablet i włączam sobie ebooka i zaczynam czytać. Jak kończę siedemnastą stronę to słyszę jak Harry cicho wypowiada moje imię.
Podnoszę wzrok na niego i widzę, że ma pół otwarte oczy.
— Jesteś — ma bardzo zachrypnięty głos.
— Tak, pójdę zawołać lekarza żeby sprawdził czy wszystko w porządku — zanim zdążą mi odpowiedzieć to ja już wstaje i podchodzę do drzwi. Jak jej otwieram to od razu natrafiam na Dylana.
— A ty gdzie?
— Harry się obudził, trzeba zawołać lekarza — tłumaczę mu.
— Ja to zrobię, a ty wracaj do szefa.
Nie kłócę się z nim tylko zamykam drzwi i maszeruje w stronę Harry'ego.
— Zaraz będzie lekarz — informuje go.
— Ważne, że ty ze mną jesteś.
Mam nadzieję, że już niedługo.
Im więcej waszych konkretnych komentarzy tym szybciej następny rozdział.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro