Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

3


Mam ochotę pobiec do swojego pokoju, przykryć się kocem na głowę i udawać, że mnie nie ma. Zdaję sobie sprawę z tego, że to już tak nie działa i w niczym mi nie pomoże. Może byłoby mi łatwiej gdybym pokutowała za własne czyny.

— Tato ja nie chcę, boję się — kręcę głową, a następnie wybucham płaczem. To wszystko nie może być prawdą. To się nie dzieje.

Podchodzi do mnie i zamyka mnie w swoich ramionach.

— Tak bardzo cię przepraszam córeczko. Jeśli tak bardzo się boisz to pojadę do niego i powiem by to mnie zabił, pewnie umrze też twoja matka i brat, ale może przynajmniej ty będziesz bezpieczna.

Bardzo bym chciała go poprosić by to zrobił, lecz nie mogę wziąć na sobie śmierci tyłu bliskich mi osób. Tak bardzo żałuję, że nie jestem większą egoistką. Życie takich ludzi jest dużo łatwiejsze.

— Nie — otrząsam się, a następnie kieruję do wyjścia. — Pójdę się spakować.

Pakuje dwie walizki, mam nadzieję, że moja niewola długo nie potrwa, lecz chcę mieć tam wszystko co może mi się przydać. Nie zamierzam zbyt często opuszcza miejsca gdzie będę spać, więc dobrze będzie mieć swoje rzeczy pod ręką.

Jak wychodzę z pokoju to dostrzegam jak tata rozmawia z jakimś eleganckim mężczyzną w salonie. To dość wysoki szatyn, który jest pewnie grubo po trzydziestce.

— Nina to niewinne dziecko i naprawdę nie zasługuje na to co ją spotyka.

— To nie jej wina, że ma taką rodzinę — mówi tak władczym tonem, że zaczynam mieć dreszcze. Nagle jego wzrok łączy się z moim, czuję jak nogi robią mi się z waty i mam wrażenie, że zaraz upadnę. Na szczęście zachowuje tyle zimnej krwi by to się nie stało. — Witaj Nino.

— Dzień dobry — tylko tyle jestem z siebie w stanie wydusić.

— Nie musisz tego sama dźwigać, zaraz twoje walizki zostaną zaniesione do samochodu. Pożegnaj się, więc z ojciec i idź już do mojego auta — kiwam głową, a następnie podchodzę do ojca i jeszcze ostatni raz daje mu się objąć, a następnie wychodzę z domu i idę do czarnego dużego samochodu. Ma przyciemniane szyby, a jeśli chodzi o markę to jestem zbyt zdezorientowana by to sprawdzić.

Chociaż zbytnio mnie to też nie interesuje.

Sama nie rozumiem czemu tak łatwo wykonuje jego polecenia. Nie wiem czy robię to ze strachu o mój los czy może przez to, że ten człowiek mnie onieśmiela.

Wchodzę do samochodu i w tym samym czasie jeden z mężczyzn, który zajmuje przednie siedzenie wychodzi. Zostaje sama z kierowcą. Z całych sił staram się nie pokazać jak trzęsę się ze strachu.

Prawie podskakuje jak drzwi zostają otwarte. Mężczyzna siada obok mnie, a ja staram się na niego patrzeć. Chcę go ignorować.

On jednak nachyla się nade mną przez co praktycznie staje mi serce, a ja przestaje oddychać. On jednak chwyta za pas i mnie zapina

— To dla twojego bezpieczeństwa, Dylan ma skłonność do znacznego przekraczania dozwolonej prędkości, a ty nie jesteś jeszcze przyzwyczajona do takiego stylu jazdy — To akurat prawda. Zawsze starałam się być bardzo uważna prowadząc samochód.

— Dziękuję — tylko tyle jestem w stanie z siebie wydusić. Mam ochotę mu powiedzieć, że skoro się o mnie tak martwi to powinien pozwolić mi zostać w domu, ale nie mam na to odwagi.

Odwracam jedynie głowę w stronę swojej szyby i tak spędzam całą podróż, on na szczęście też już ani słowem się do mnie nie odzywa.

Im więcej waszych konkretnych komentarzy tym szybciej następny rozdział

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro