7. Święta Bożego Narodzenia - jak się to odbywało za czasów naszych babć?
Boże Narodzenie to jedno z najważniejszych świąt w roku. Nie tylko dla nas, ale także dla naszych babć, które wspominają je trochę inaczej. Kupa śniegu, żywa choinka z lasu i gorąca bukta (ciasto drożdżowe) prosto z pieca. Prawdziwa Gwiazdka naszych babć. Czy kiedyś było lepiej? Jak bardzo zmieniło się znaczenie tej tradycji przez lata?
Adwent — to okres oczekiwania na powtórne przyjście Jezusa na świat, rozpoczynający się na cztery tygodnie przed Bożym Narodzeniem. Przynajmniej taka jest współczesność, ale jak było kiedyś? Dawniej trwał on równe czterdzieści dni, nie mniej, nie więcej. W jego czasie ludzie przygotowywali się duchownie na święta. Czas, jaki upłynął, odliczało się, zapalając kolejne świece na Wieńcu Adwentowym w każdą niedzielę. Podczas tego okresu wszystkich obowiązywała wstrzemięźliwość od pokarmów mięsnych, choć nie tak ścisła jak w Wielki Post. Dodatkowo, nie wolno było pracować w polu ani w sadzie. Dlatego też jedzenie i zapasy na zimę oraz Wigilię zbierano dużo wcześniej, aby potem nie musieć się tym martwić. Podczas Adwentu uczęszczało się na poranne msze, tak zwane Roraty, które tak właściwie zostały do dzisiaj. Na nich ksiądz, odziany w fioletowe szaty, odczytywał kolejne fragmenty z Biblii zwiastujące nadejście Jezusa. Na msze roratnie chodziło się zawsze i chodzi do dzisiaj z lampionem bądź świeczką.
Boże Narodzenie, tak jak i teraz, poprzedzała Wigilia, którą uważano za czas cudów. Mówiono, że zwierzęta przemawiają ludzkim głosem albo że woda w studni zmienia się w wino.
Dwudziestego czwartego grudnia rano wszyscy wybierali się na ostatnią mszę roratnią. Po niej ludzie wracali do domów i zaczynali winszować, chodząc po sąsiadach.
„Na scynści! Na zdrowi. Na ty Boze Świynta! Coby sie wom chowoły chłopcy ji dziywcynta! By się wom kopiło, snopiło, dazyło ji dyślym do stodoły łobrociło! Byście mieli pełne łobory, pełne pudła, coby by wom gaździno łu piyca nie schudła! Byście byli zdrowi ji weseli, jako w Niebie janieli! Tak to Boze dej! Chop, chop, chop!''.
Podczas tego winszowania gazda, czyli gospodarz, okadzał domownikom nogi, coby ich nic nie bolało w nowym roku. Około południa wybierał się do lasu po choinkę, zwaną podłaźnicą. Nie była tak duża jak te, które ubieramy aktualnie, ani też nie stała w specjalnym stojaku na podłodze. Była czubkiem iglastego drzewa, najczęściej choinki, i wieszało się ją pod sufitem, nad stołem w białej izbie (odświętny pokój, w którym wyprawiane zostawały wszelkie przyjęcia). Taką podłaźniczkę dekorowało się jabłkami (symbolizującymi zdrowie i urodę oraz naszych pierwszych rodziców — Adama i Ewę), orzechami zawijanymi w sreberka ( przynosiły dobrobyt i siłę); ręcznie robionymi papierowymi łańcuchami (mającymi za zadanie umocnić więzi rodzinne); oraz gwiazdą, pomagającą odnaleźć drogę do domu. Symbolizowała ona również tę betlejemską. Czasami na choince wieszało się również domowej roboty ciasteczka.
Kiedy zbliżał się wieczór, wszystko było już ugotowane i posprzątane. Gospodarz i gospodyni szli dać zwierzętom poświęcony opłatek, później zaś na drzwiach domu oraz stajni rysowali krzyż, aby Bóg miał rodzinę i gospodarstwo w opiece. Następnie pod białym obrusem kładli sianko, co oznaczało narodziny Jezusa w ubóstwie. Pod nim zaś dawało się ciupagę, która miała sprawić, żeby każdy był zdrowy i silny. Tradycyjnie jedno nakrycie było puste i przygotowane dla niespodziewanego gościa. Od stołu mogła wstać tylko jedna osoba, najczęściej pani domu, aby móc podawać jedzenie. Gdy wstał ktoś inny, oznaczało to jego bliską śmierć lub to, że odejdzie niedługo z domu. Z wieczerzą wszyscy czekali na pierwszą gwiazdkę, a gdy ta wreszcie zawitała na niebie, wszyscy klękali i odmawiali pacierz. Modlitwę zawsze rozpoczynał najstarszy domownik. Gdy już wszyscy się przeżegnali, zaczynano łamać się opłatkiem. Opłatek symbolizował i wciąż symbolizuje pojednanie i przebaczenie. Później, gdy już wszyscy złożyli sobie życzenia, rozpoczynała się uczta. Wbrew przekonaniom, na stole bardzo rzadko znajdowało się dwanaście potraw, a to ze względu na biedę, jaka wtedy panowała. Wszystko, co uzbierali przez cały rok, jedli w ten dzień.
Najczęściej w domu mojej babci była to grochówka, domowy chleb, barszcz, kwaśnica. Domowy chleb, masło, podsmażana kapusta, grzyby i bukta. Podczas jedzenia łyżka nie śmiała spaść na podłogę, ponieważ symbolizowało to śmierć. Nie można było trzymać łokci na stole bo zwiastowało to ból w krzyżu. Całości towarzyszyła miła i rodzinna atmosfera, a rozmowom nie było końca.
Po uroczystej wieczerzy śpiewało się kolędy i otwierało prezenty, które otrzymywały tylko dzieci. Panny wychodziły na dwór i liczyły sztachety w płocie, jeśli wyszła liczba nieparzysta — taka dziewczyna nie wychodziła za mąż w następnym roku, a jeśli była parzysta — mogła się już szykować do ślubu. Kawalerzy zaś szli do szopy i nasłuchiwali, ponieważ tyle razy, ile razy świnia zachrumkała, za tyle lat mieli się żenić.
Po tych wszystkich obrzędach udawano się na Pasterkę, która odbywała się o godzinie zerowej, z dnia dwudziestego czwartego na piątego. Podczas mszy śpiewano najróżniejsze kolędy, modlono się i radowano, oznaczała ona w końcu narodziny Zbawiciela. Po powrocie do domu nie sprzątano potraw ze stołu, a zostawiało się je dla duchów przodków, które, jak wtedy wierzono, zstępowały z Nieba na Ziemię.
W Boże Narodzenie dawano zwierzętom jedzenie z Wigilii, którego wcześniej się nie dojadło i aby uczcić ten dzień, nic nie robiono w polu ani koło domostwa. Jedyne, co wtedy można było zrobić, to oporządzić gawiedź (zwierzęta). Jak dwudziestego czwartego wszyscy siedzieli w domach, to dwudziesty piątego grudnia był dniem, kiedy łączono się z sąsiadami i ludźmi. Dzieci bawiły się razem, dorośli znów chodzili po sąsiadach i winszowali. Ten czas był niebywale radosny i wszyscy chcieli przeżywać go wspólnie z innymi.
Czy kiedyś było lepiej? Mimo że relacje jednego człowieka z drugim były wtedy o wiele cieplejsze, a większą wagę przykładano do gestu lub znaczenia emocjonalnego, a nie pieniędzy, uważam, że teraz jest lepiej. Wszystko mamy na wyciągnięcie ręki, mało kto z nas nie ma co włożyć do garnka, a wręcz mamy nadmiar jedzenia w domu, choć jak wiadomo — nie wszyscy. Dzisiaj wszystko jest nowocześniejsze i wygodniejsze, ludzie nie przykładają takiej uwagi do religii, ani też nie musimy przestrzegać rygorycznych postów i zasad. Czy jednak mogę powiedzieć, że kiedyś było źle? Oczywiście, że nie. Dzisiaj stwierdzam z dumą, że mimo tego, iż nie było mnie wtedy na świecie, bardzo tęsknię za tamtymi czasami. Kuligi, dwa metry śniegu, ciepły domowy chleb czy ciasto z borówkami — to wszystko było kiedyś codziennością. Dzisiaj większość z nas skupia uwagę na telefonach i laptopach. Słuchamy tego, co mówią w telewizji, i nawet nie rozmawiamy z sąsiadami. Gdyby tylko atmosfera świąt lat siedemdziesiątych wróciła, moim zdaniem Święta spodobałoby się wszystkim o wiele bardziej. Wesołych Świąt!
Na scynście, na zdrowi, na to Boze Narodzynie,
Coby się Wom dozyło, mnozyło kozde stworzynie!
Coby się Wom dozyły kury cubate ji gynsi siodłote.
Cobyście mieli telo wołków, kielo w dachu kołków.
Telo cielicek, kielo w lesie jedlicek,
Telo łowiecek, kielo mak mo ziornecek,
Telo krow, kielo w sąsieku plów.
Coby się Wom darzyły konie z biołymi nogami,
Cobyście łorali pole śtyryma pługami,
Jak nie śtyrma – to trzema,
Jak nie trzema – to dwoma,
Jak nie dwoma – to jednym,
Nole co godnym!
Coby się Wom darzyły dzieci
– kielo przy piecu śmieci,
W kozdym kontku po dzieciontku,
a na pościeli troje,
Ino cobyście nie pedzieli, ze to ktore moje!
Tak to Boze dej! Hej, hej, hej!
Materiały pomocnicze:
http://www.wgmedia.eu/aktualnosci/wydarzenia/551-jak-obchodzono-wigilie-bozego-narodzenia-70-lat-temu
https://dzieje.pl/kultura-i-sztuka/wigilia-na-dawnej-wsi-troche-obrzedowosci-chrzescijanskiej-troche-poganskiej
https://www.agrofakt.pl/swieta-na-wsi-jak-dawniej-bywalo/
https://www.kalendarzrolnikow.pl/1005/tradycje-wigilijne-na-dawnej-polskiej-wsi
artykuł napisane przez AntiSocialCoyote
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro