Wywiad z _rozmarynn_, czyli o edukacji domowej i szkole muzycznej
Edukacja domowa to rzecz, o której większość z nas pewnie słyszała. Wydaje się niezwykła, odległa i trochę dziwna. Jak to można uczyć się bez szkoły? O szczegółach takiej formy nauki, a także szkole muzycznej i graniu na fortepianie, opowie w dzisiejszym wywiadzie _rozmarynn_.
My najbardziej lubimy to, co zmienne i kapryśne, nieoczekiwane, i dziwne: brzeg morza, który jest trochę lądem i trochę wodą, zachód słońca, który jest trochę ciemnością, i trochę światłem, i wiosnę, która jest trochę chłodem i trochę ciepłem.
Tove Jansson, Pamiętniki Tatusia Muminka
_rozmarynn_ → Gość → R → tekst zwykły
-niezapominajka → Dziennikarz → N → tekst pogrubiony
N: Dzień dobry! ♡ Jestem zaszczycona, że mogę przeprowadzić z Tobą wywiad. Czy jesteś gotowa i możemy zaczynać?
R: Ahoj! To raczej dla mnie ogromny zaszczyt! Ruszajmy!
N: Bardzo się cieszę i mam nadzieję, że rozmowa będzie dla obu stron przyjemna!
Na sam początek pragnę spytać, na czym polega nauczanie domowe? Gdy dowiedziałam się, że na takim się znajdujesz, bardzo mnie to zaciekawiło.
R: Nauczanie domowe, a raczej edukacja domowa, to po prostu nauka w domu. Na samym początku zaznaczę, że u każdego wygląda ono inaczej, ale ogólnie rzecz biorąc, uczymy się sami, bez nauczycieli. Raz w roku (lub dwa, w zależności od szkoły) zdajemy egzaminy z każdego przedmiotu, jeździmy wtedy na wyznaczoną przez szkołę sesję (teraz, gdy jest nauczanie zdalne, sami wyznaczamy sobie terminy egzaminów, umawiając się z konkretnym nauczycielem!).
Egzamin składa się z części pisemnej i rozmowy ustnej (30 minut) z nauczycielem. Może dodam, że nauczyciele u nas są świetni, można sobie z nimi pogadać, dopytać, ach, większość jest wspaniała!
Sam proces nauki to baaardzo indywidualna sprawa, często zależy od rodziny, choć nawet ja uczę się inaczej niż moi bracia.
N: Bardzo ciekawa i, przynajmniej dla mnie, rzadko spotykana sprawa. Skąd pomysł, aby u siebie taką zacząć? Jak wygląda Twoja nauka podczas edukacji domowej?
R: Rzeczywiście dość rzadka sprawa, ale na Wattpadzie spotkałam parę duszyczek, które również są w ED, a nawet w tej samej szkole!
Skąd pomysł, hmmm...
Do szkoły chodziłam przez pierwsze trzy lata podstawówki, więc nie od razu zostałam „domownikiem", haha.
Zaczęła się, odkąd mój młodszy brat poszedł do pierwszej klasy podstawówki. Był bardzo, hmm, wybuchowym chłopakiem, a w szkole nie mógł sobie pozwolić na wyrzucenie emocji, więc gdy wracał do domu, był jak tykająca bomba — nawet mała rzecz mogła go zdenerwować i, ajjj, niedobrze było stawać mu na drodze. Do tego dochodziły „te głupie szlaczki", które chyba każdy pamięta z pierwszej klasy, ugh, nie miał do nich cierpliwości i zeszyt ćwiczeń nie raz dostał w kość. Poza tym, potrzebował indywidualnego podejścia, a wiadomo — klasa 25 osób, gdzie tu znaleźć czas dla jednego dziecka?
Moja mama zaczęła szukać, czytać, przeglądać strony internetowe i tak trafiła na szkołę Montessori, u Sawickich!
A skoro Sami miał uczyć się w domu, to co to za niesprawiedliwość, żebyśmy my (ja i mój starszy brat), musieli chodzić do szkoły? W maju 2016 dowiedzieliśmy się o tym pomyśle, a we wrześniu już nie poszliśmy do szkoły (muszę kiedyś podziękować Samciowi za „wyciągnięcie" nas ze szkoły, haha).
Skoro już tak się rozpisuję, to może powiem szybciutko jak wygląda przejście na ED. Aktualnie wystarczy złożyć papiery, zapisać się do szkoły i hej, jesteśmy. Ale te cztery lata temu były jeszcze potrzebne badanie u psychologa (swoją drogą, było to super doświadczenie, haha).
Jakby tu ująć moją naukę...
Chyba najprościej powiedzieć, że przerabiam podręcznik i zdaję egzamin, hahaha. Ale tak, ucząc się, np. historii, robię notatki, a raczej mapy myśli (prawie wcale nie używam zeszytów!), czasami zdarzy się jakiś projekt, gdy coś mnie bardzo zainteresuje. Przed egzaminem czytam te notatki parę razy i w sumie to tyle. Tak przerabiam wszystkie podręczniki i zdaję powiedzmy dwa egzaminy na miesiąc, czyli dwa podręczniki na miesiąc, haha. Ale np. mój brat uczy się matematyki (czyli dla niego najtrudniejszego przedmiotu) cały czas, robiąc powiedzmy, stronę ćwiczeń dziennie. O! Dodam, że jednym z większych plusów jest to, że wakacje zaczynamy, jak zdamy wszystkie przedmioty — może to być nawet grudzień, jeśli zdążysz, haha.
My zazwyczaj swoje rozpoczynamy w kwietniu/maju.
N: Bardzo dziękuję za tak długą oraz szczegółową odpowiedź! Fascynująca historia. Mam nadzieję, że edukacja domowa jest w Waszym przypadku lepszym wyjściem. Czy czasami nie czujesz się samotna? Nie chciałabyś mieć więcej przyjaciół w prawdziwym życiu?
R: Tak, rozpisałam się troszkę, wybacz, haha. Umm, chyba nie jestem samotna. W zasadzie trzeba zadbać o kontakt i jest to może nieco trudniejsze, ale nie aż tak!
Jestem harcerką, więc mam wokół siebie cudowne podziomki i to takie, na których mogę polegać, cokolwiek by się nie działo. Szczerze mówiąc, wolę mój zastęp i drużynę, niż mnóstwo, mnóstwo znajomych, z którymi tak naprawdę nie mam więzi.
Trzeba szukać! Dla jednych to będzie oaza, dla drugich drużyna piłki nożnej, dla trzecich harcerstwo. A, i chodzę do szkoły muzycznej, więc nie, nie brakuje mi towarzystwa.
N: Bardzo lubię, jak goście się rozpisują! Miło się czyta tak długie odpowiedzi. Do obecnej chwili uważałam samotność za największą wadę domowej edukacji, ale skoro na nią nie cierpisz, to zmieniam zdanie. Jakie są w Twojej opinii największe wady takiej formy nauki?
R: Hmmm, trudne pytanie.
Może na początku trudno jest przestawić się na samodzielność, nie masz wyznaczonej liczby zadań do zrobienia, tylko trzeba to zrobić samemu, ale tego da się nauczyć. Jeśli nie znajdzie się jakiegoś miejsca do kontaktu z ludźmi, to tak, może to być duża wada, choć od liceum (w naszej szkole), są organizowane spotkania licealistów, różne wyjazdy itp.
W zasadzie wszystko może być wadą i zaletą, zależy to od nas. Mamy o wiele więcej wolnego czasu i musimy zdecydować, na co go przeznaczymy. Ogólnie rzecz biorąc, w ED chodzi o rozwijanie swoich pasji, talentów i odkrywanie, w czym jest się dobrym i co chce się robić dalej. Gdyby nie edukacja domowa, ja zrezygnowałabym z pójścia na drugi stopień szkoły muzycznej, właśnie przez brak czasu, a tak mogę się dalej rozwijać.
Hmmm, coś jeszcze? Na pewno trzeba mieć wsparcie w rodzicach, choć wiadomo, to nie oni nas uczą. Uczymy się sami i chyba to jest najtrudniejsze do oswojenia.
N: Myślę, że to właśnie samodzielność jest najtrudniejsza w tym wszystkim. Zmotywowanie się do nauki w zwykłej szkole niektórym przychodzi ciężko, a co dopiero, gdy jesteś ze wszystkim sam. Jakie rady dałabyś tym, co zaczynają lub chcą brać udział w edukacji domowej? Co jest najważniejsze w samodzielnej nauce?
R: Rady, rady, hmmm.
Może ,,szukaj"?
Szukaj, przeglądaj, są strony internetowe, pełne podpowiedzi jak się uczyć i motywować, a jeśli jedna rzecz ci nie podchodzi, to idź, spróbuj następnej (tak miałam z mapami myśli— w końcu doszłam do wniosku, że zrobię je po swojemu, nie tak „jak każą")
Zacznij od planu — co kiedy zdajesz. Wyznacz sobie, ile czego robisz dziennie (mogą to być nawet trzy tematy z tego samego przedmiotu przez cały miesiąc!). Nie bój się prosić o pomoc, czy korzystać z internetu, ja sama uczę się matematyki właśnie z Youtuba (po coś on w końcu jest!).
Edukacja domowa to niezwykła przygoda, dająca wiele wolności.
Ach, no tak! Pamiętaj, oceny nie są najważniejsze! To tylko jakieś tam liczby, przykładaj się najbardziej do tego przedmiotu, który sprawia ci radość, a reszta to po prostu coś, co trzeba zdać.
A co jest najważniejsze?
Rozwijaj swoje pasje!
(tak tylko dodam, że gdyby ktoś chciał posłuchać o wielu, wielu pomysłach jak się uczyć, to jest taka strona więcejniżedukacja.pl, jest tam mnóstwo podcastów, o najróżniejszych sposobach na naukę, nie tylko w ED).
A, i zapomniałam dodać!
Jeśli uważasz, że edukacja domowa nie jest dla ciebie, to najprawdopodobniej się mylisz!
Tego trzeba spróbować, żeby się dowiedzieć (a, i lekcję zdalne to zupełnie coś innego, jakby co, haha) .
N: Bardzo sensowne rady, które na pewno wielu osobom się przydadzą! Mam nadzieję, że ktoś z nich skorzysta i więcej osób znajdzie się na takiej edukacji. W których aspektach szkoła jest gorsza od tej formy nauki?
R: A tu akurat mogę wyliczać, haha.
Na pewno ogromnym plusem ED jest brak zadań domowych, wiele moich podziomków ma tyle zadawane, że czasem nie ma czasu na nic innego. Oczywiście dłuższe wakacje, więcej wolności i mniejszy stres, bo nie mamy iluś tam kartkówek dziennie, tylko jeden zapowiedziany egzamin, który naprawdę nie jest aż tak straszny. Hmmm, co jeszcze?
Uczymy się tylko podstawy programowej i nie mamy żadnych dodatkowych tematów czy innych takich. A, i oczywiście mniejsza liczba przedmiotów! Odpada nam wf, plastyka, muzyka, religia, technika i nie wiem, co tam jeszcze jest w szkołach, hahaha.
Oczywiście można się na te przedmioty zapisać i je zdawać, jeśli ktoś ma ochotę.
Jeśli czegoś nie rozumiemy, możemy to odłożyć, przemyśleć, poprosić o pomoc, wszystko na spokojnie.
Wydaje mi się, że jest tego więcej, ale chyba ujęłam te najważniejsze.
N: Bardzo duża ilość zalet! Cieszę się, że jest ich aż tyle, i w pełni się z nimi zgadzam. Czy są jakieś rzeczy, które Cię zaskoczyły na edukacji domowej?
R: Szczerze mówiąc, musiałam się całkowicie przestawić z systemu szkolnego na domowy, tutaj wymagane jest coś innego. Pamiętam, że na pierwszych egzaminach każdy nauczyciel gratulował mi oceny, ale dodawał:
„Stać cię na więcej!".
Teraz jak o tym myślę, to było to moje największe zaskoczenie — nauczyciele nie tylko wymagają wiedzy, ale chcą byś patrzył na świat swoimi oczami, miał swoje zdanie. Ogólnie otwartość nauczycieli jest naprawdę zaskakująca! (no dobra, nie wszystkich, ale zdecydowanej większości!).
Może jeszcze zdziwiło mnie to, że oceny serio, serio nie są aż takie ważne.
N: Zgadzam się, że oceny na pewno nie są najważniejsze! Cieszę się, że Twoi nauczyciele okazali się być bardzo otwarci. Wspominałaś o szkole muzycznej. Co w niej robisz i jak do niej trafiłaś?
R: W szkole muzycznej gram (gram to takie pospolite słowo, hmm) na fortepianie! Kocham to całym serduszkiem! A trafiłam przez brata (aj, wszystko ma związek z moimi braćmi, no cóż).
Mamy w domu pianino po moim tacie, a że stało nieużywane, to gdy mój starszy brat osiągnął już „ten wiek", moi rodzice zdecydowali, że pójdzie do szkoły muzycznej. Nie dostał się za pierwszym razem z powodu ograniczonej ilości osób, którą mogli przyjąć (z perspektywy czasu to dobrze!) i gdy moja mama poszła zapytać do sekretariatu szkoły, właśnie o to, czy go przyjęli, spotkała tam jakąś miłą panią, które zaproponowała lekcje prywatne fortepianu. I tak oto moja rodzina poznawała moją cudowną i klawą, i dobrzylakową, i po prostu wspaniałą nauczycielkę. Uczyła najpierw mojego brata, a potem też mnie, przez jakieś siedem lat, a aktualnie uczęszczam (hah, znowu dziwne słowo) na drugi stopień szkoły muzycznej.
N: Gratuluję sukcesu! Czy początki były trudne? Myślałaś nad rezygnacją?
R: Akurat w mojej szkole pierwsze lata nauki to po prostu była „nauka przez zabawę", chociaż nie rozumiałam na początku tych wszystkich interwałów i denerwowało mnie, bo wiadomo, nasza pani nie miała czasu wszystkim osobno tłumaczyć.
Ale przebrnęłam przez pierwsze trzy lata i w sumie dopiero wtedy zaczęłam myśleć nad drugim stopniem. Parę moich podziomków również chciało się tam wybrać, ale koniec końców poszłam tylko ja — w sumie to było bardzo trudne dla mnie, bo nie jestem jakimś wybitnie śmiałym człowiekiem. We wrześniu tego roku, miałam największą załamkę— zastanawiałam się czy to na pewno dla mnie, do tego dochodziły pandemia i to, że nie mogłam dogadać z nauczycielem godzin lekcji (kurka rurka, to była logiczna łamigłówka!), miałam wtedy chyba największe załamanie, ale zdecydowałam, że spróbuję, nie poddam się, przecież jestem harcerką! Potem zaczęły się zdalne i Bogu dzięki, bo przestałam bać się mojego nauczyciela (który okazał się niezwykle klawym człowiekiem!), miałam czas, żeby to wszystko sobie jakoś przemyśleć i pokochać granie na nowo.
N: To cudownie, że jednak Ci się udało nie zrezygnować. Gorsze chwile są nieodłącznym elementem każdej pasji. Co jest dla Ciebie najtrudniejsze w grze? Są momenty z których byłaś z siebie dumna podczas Twojej ciężkiej przygody z fortepianem?
R: Och, najtrudniejsze?
Czasem trudno mi znaleźć motywację, żeby poćwiczyć, ale jak już zacznę, to lubię to bardzo (żałuję, że nie mogę grać nocą, bo wszyscy śpią... Wieczorami gra się tak dobrze!). Tak stricte graniowo, to mam problem z palcowaniem i tempem, ale tak oprócz tego, trudną rzeczą jest się uspokoić przed jakimś występem/egzaminem. Ja mam taki problem, że nie za bardzo wiem, jak bardzo się stresuję, zazwyczaj wydaje mi się, że tylko troszkę. A potem siadam przed instrumentem i niespodzianka! Ręce mi się trzęsą, haha, ale jak zacznę grać, to zazwyczaj jest już dobrze. Muszę dać sobie czas na przemyślenie, co chcę i jak to zagrać, a w momencie, gdy zauważam, że moje dłonie jakoś dziwnie tańczą, to ech, jest to dla mnie niezwykle trudne, ale może kiedyś się tego nauczę.
A co do zadowolenia, to hmm, występowałam raz na pewnym koncercie, usiadłam do elektrycznego pianina, zaczęłam grać i stwierdziłam, że kurczę, no chyba zapomnieli mnie podgłośnić, strasznie cicho to gra, na pewno nikt mnie nie słyszy. Zagrałam tak o, dla siebie. Gdy zeszłam ze sceny, okazało się, że było to moje najlepsze wykonanie tego utworu i wszyscy słyszeli, hahaha.
Ten koncert wspominam najlepiej, bo pomimo że gram i wychodzi dobrze, to zazwyczaj pamiętam to, co zrobiłam po prostu źle, i mam ochotę to poprawić, ale cóż, nie da się. Ale z tamtego wykonania to byłam chyba w pełni zadowolona, ten pierwszy raz, haha.
N: Bardzo się cieszę, że tak dobrze Ci poszło to wykonanie! Aż mam ochotę Cię kiedyś usłyszeć i posłuchać jak grasz. Czy ćwiczysz na instrumencie regularnie? Ile czasu na to poświęcasz?
R: I padło to trudne pytanie, hah.
Szczerze mówiąc, to ciężko stwierdzić ile czasu ćwiczę, czasem dzień mi umyka i wieczorem zostaje mi już tylko króciutkie pół godzinki, ale staram się siadać do pianina wiedząc, że następne dwie godziny mam „wolne". Ale ile z tych dwóch godzin gram, to ojj, bardzo zależy od humoru, chęci, utworów i tego, czy lekcja jest jutro, czy za tydzień. Więc, czy gram regularnie? Powinnam, staram się, ale nie zawsze mi to wychodzi.
N: Rozumiem, że regularne granie to ciężka sprawa. Czasami nawet na cudowne rzeczy nie ma się humoru. Masz coś, dzięki czemu łatwiej Ci się zmusić do zrobienia danej czynności?
R: Na pewno łatwiej mi, jak rano zaplanuję to sobie i powiem:
„Rozalio, dzisiaj o 15.00 grasz."
Ale tak oprócz tego, to często zaczynam od jakiegoś luźnego utworu, który sprawia mi przyjemność i umiem go dobrze zagrać, bo jak już usiądę i zacznę, to jakoś idzie.
N: Tak, czasami chyba trzeba się po prostu zmusić. Czy znasz jakiś muzyków, którzy Cię inspirują?
R: Jejku, na początku jak przeczytałam to pytanie, to pomyślałam: o nie, ja jestem słaba w to, nie znam żadnych klawych kompozytorów.
Ale jak przeczytałam je drugi raz, to przyszli mi do głowy moi nauczyciele fortepianu —chciałabym umieć grać i przekazywać wiedzę w tak cudowny sposób! Oprócz nich, przyszła mi na myśl taka współczesna kompozytorka Anna Weber, która prowadzi firmę „Pomelody" tworzącą „wartościową muzyczkę dla dzieci" — jestem oczarowana tym, jak aranżują oni na nowo stare utwory, wplatają znane kawałki muzyki poważnej w zwykłe piosenki do tańczenia, ach, cudo!
To pokazuje, że muzyka to przede wszystkim zabawa i radość.
Kto jeszcze? O, wiem, chciałabym umieć grać z taką lekkością i nie przejmować się pomyłkami i innymi takimi błahostkami, jak Kasia Sienkiewicz z „Kwiatu Jabłoni".
Możliwe, że takich muzyków jest więcej, ale oni mi teraz przychodzą do głowy. I jeszcze może Sanah ze swoją prostotą!
N: Niektóre osoby, które wymieniłaś, kojarzę! Też jestem słaba w muzyków, ale cieszę się, że podołałaś pytaniu. Czym się różnią lekcje zdalne muzyki od stacjonarnych? Która wersja jest dla Ciebie lepsza?
R: W sumie robimy to samo, są tam jakieś wyzwania (np. chór na 72 osoby, haha), ale nie różnią się zbytnio, oprócz tego, że jakość dźwięku jest o wiele gorsza i trudniej z nim pracować. Mi osobiście zdalne bardzo pomogły, bo poznałam moich nauczycieli, którzy za ekranem byli „niegroźni" hah. Poza tym, mniej się stresowałam, ale te wszystkie zakłócenia połączeń podczas lekcji (szczególnie fortepianu) były dość uciążliwe. Ale tak czy siak, nie jestem zła na zdalne, nawet je polubiłam.
N: Mam nadzieję, że mimo problemów ze sprzętem jakoś dajesz radę! Niestety, powoli zbliżamy się do końca tego wywiadu. Czy chciałabyś jeszcze coś dodać? To ten moment, w którym możesz napisać, co tylko chcesz!
R: Jasne! Tylko co, haha?
Może na początku powiem, że dziękuję za ten wywiad, bo w sumie uświadomiłam sobie wiele rzeczy i gdyby nie on, to pewnie one by nadal sobie gdzieś tam spały. Bardzo, bardzo dziękuję!
Z góry przepraszam za wszystkie gafy, jakie strzeliłam, gdyby ktoś chciał mnie poprawić, to śmiało! Wiem, że jest tu parę homescholerek, więc gdyby któraś chciała coś dodać, to śmiało! (@PannaFidelis, @panna-z-witraza, o Was mówię, tralalaa)
A oprócz tego, to bądźcie wdzięczni za to, co macie! Każda istota ma swoją własną niepowtarzalną i niezwykłą historię, którą wystarczy jedynie na przykład opisać. Włączcie sobie dobrą muzykę, zastanówcie się nad tym, co przeżyliście, i na bank poznacie niezwykłą historię niezwykłej osoby!
Ta osoba to Ty!
Teraz z chęcią pozdrowiłabym i wymieniła te wszystkie cudne istotki, które tu poznałam, ale ojj, wyszłoby tego dużo, więc po prostu powiem, że dziękuję za to, że jesteście ze mną!
N: Piękne słowa! Ja również bardzo dziękuję za wywiad, bo był dla mnie niezwykle interesujący i dowiedziałam się mnóstwa ciekawych rzeczy. Cieszę się, że mogłam z Tobą porozmawiać. Miłego wieczoru i jeszcze raz dziękuję! ♡
R: To ja dziękuję i to tak bardzo, bardzo! Nadal nie wiem, co ja tutaj w ogóle robię, ale dziękuję! ♡
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro