Wywiad z _Morgan_Stark_, czyli o pomysłowości a kreatywności
Różnica między pomysłowością a kreatywnością zawsze była wielką zagadką. Z jednej strony moglibyśmy nazwać to zwykłymi synonimami, jednak z drugiej – czy to aby na pewno jest to samo? Zobaczmy, co na ten temat ma do powiedzenia nasz dzisiejszy gość!
,,Nie można wyczerpać kreatywności. Im więcej jej używasz, tym więcej jej masz"
Maya Angelou
_Morgan_Stark_ ➝ Gość ➝ MS ➝ tekst normalny
_Madame ➝ Dziennikarz ➝ M ➝ tekst pogrubiony
M: Dzień dobry! Nasz wywiad będzie dotyczyć głównie balansów między wyobraźnią a realiami, różnicami między kreatywnością a pomysłowością, oraz tym, czym dla Ciebie jest wyobraźnia. Na początek muszę zadać Ci jedno podstawowe pytanie: Czy wyrażasz zgodę na publikację tego wywiadu?
MS: Wyrażam zgodę na publikację na platformie Wattpad.
M: Okej, zacznijmy może od czegoś prostego. Czym dla Ciebie w ogóle jest pomysłowość?
MS: Zawsze, jak mam wytłumaczyć, czym dla mnie jest jakaś cecha/wartość z końcówką ,,ość", to mam w głowie Olafa, który wyjaśnia Annie, czym jest miłość, ale to nie ma zupełnie związku, tylko jest dość zabawnym zjawiskiem, hah. Odchodząc od dygresji, pomysłowość to według mnie ten rodzaj inteligencji, który odpowiada za błyskotliwość. Dobrze, ale teraz, czym jest błyskotliwość i czemu inteligencja? Inteligencja to umiejętność wyjścia z wielu różnych sytuacji, od jej poziomu zależy od ilu, a błyskotliwość to zdolność do wyróżniania się lub tworzenia rzeczy wyróżniających się spośród innych. Pomysłowość, według mnie, może odnosić się i do wypowiedzi, np. wymyślenie jakiejś ciekawej, niezwykłej riposty, i do czynnego wyjścia z jakiejś sytuacji, np. można wymyślić niezwykły sposób na zrobienie zadania czy ćwiczenia, i też do sztuki, czyli na przykład wymyślenie nowego stylu, czy może nowego sposobu na uzyskanie oczekiwanego efektu. Pomysłowość odnosi się do wielu dziedzin i myślę, że to, co je łączy, to mnogość myśli. Jakby, pomysłowość to taki przypadek, kiedy ma się załóżmy dziesięć pomysłów na osiągnięcie jednego celu. Czasami może być pomysłów wręcz za dużo i trudno jest wybrać, co chce się zrobić. Wybór to czasami jest prawdziwe bohaterstwo, hah.
M: Rozumiem! W takim razie, da się odróżnić kreatywność od pomysłowości? Czym się różnią? Według Ciebie to dwie odrębne cechy charakteru czy raczej zwykłe synonimy?
MS: Główna różnica ‒ tak, te pojęcia są bliskie, ale się trochę różnią ‒ jest taka, że pomysłowość jest czymś niepoukładanym, a kreatywność ‒ estetycznym. Jakby, pomysłowość jest często chaotycznym zbiorem oryginalnych myśli, kiedy kreatywność to zdolność do oryginalnego doboru i kombinacji w sposób uporządkowany. Osoba kreatywna tworzy kompozycje, kiedy osoba pomysłowa wprawdzie może mieć tysiące pomysłów, ale bez kreatywności raczej zostawia po nich sam chaos. Pomysłowość to sama mnogość myśli, a kreatywność to umiejętność ich estetycznego łączenia. Na przykład przy malowaniu ścian osobie tylko pomysłowej przyjdzie na myśl tysiąc kolorów, jakie by pasowały do tego pokoju, a osoba kreatywna będzie w stanie wybrać z pomiędzy nich na przykład trzy, które razem dadzą niezwykły efekt wizualny i będą się ze sobą komponować.
M: Pięknie i prosto wytłumaczone! Myślę jednak, że coś musi inspirować nawet do estetycznych pomysłów. A co najbardziej inspiruje Ciebie do owych?
MS: Preferuję pisanie fantastyki, ale powiem tak ‒ wielką inspiracją jest życie, takie codzienne rzeczy, na które się natykam. Różne nawyki różnych ludzi, to jak różnie ta sama historia może zadziałać na wyobraźnię dwóch osób, to jak para się unosi znad kubka, czy to, jak reagują na różne rzeczy moje koty. Wszystko wokół nas może pobudzić wyobraźnię, może być świetnym rozwiązaniem na obecny problem w twórczości. Na przykład, wracając do sprawy z kubkiem i parą, co jeśli każda kropelka z tego skraplającego się w powietrzu gazu jest malutkim stworzonkiem? Jak takie stworzonka wyskakują z herbaty? Czemu? Dlaczego akurat ta roślina zimą zostawia liście? Może ona chroni wróżki? Jakie takie wróżki mają zwyczaje? Może gałęzie rozchodzą się w tej roślinie tak na boki, bo to często uczęszczane mosty lub drogi? Codzienne życie i analiza drobnych zjawisk to kopalnia fantazji! Dlaczego ta kostka w bruku została rozbita na takie kawałki? Może to klamka do magicznego przejścia? Jakby wyglądało takie przechodzenie, żeby nie zwrócić uwagi przechodniów?
Jeśli chodzi o realistyczne teksty i inspirację z życia (wbrew pozorom to też jest ważne do pisania fantastyki, bo jednak relacji międzyosobowych w fantazjach nie powinno się zmieniać, tak by zachować realizm), to tu sprawdzają się obserwacje ludzi. Nawyki, sposób mówienia, sposób odbierania danych rzeczy przez naszych znajomych. Wiele ludzi naprawdę nie zdaje sobie sprawy, jakie ich otoczenie jest zróżnicowane. To często można dostrzec na podstawie sprawdzania, co dwie osoby zapamiętały z jednej historii. Często jest tak, że zupełnie co innego. Dlatego obserwacje z życia są niezmiernie ważne, żeby na przykład porządnie umieć przeprowadzić rozmowy bohaterów, ich sposób bycia, no i po prostu dodać im kolorów. Wracając jeszcze do fantastyki: polecam czytanie ze źródeł różnych mitologii, baśni, podań i tego typu starych historii. Nie chodzi o to, żeby ściągać, nie, ale można naprawdę wymyślić na ich podstawie dużo ciekawych rzeczy. Na przykład ‒ osoby piszące o wilkołakach czy wampirach mogłyby zamiast spisywać ze scenariuszy popularnych produkcji dla nastolatków sięgnąć do źródła, np. do wąpierzy, na które w Niemczech, lub Germanii mówi się ,,wampiry" i się po ichniemu przyjęło, mimo że stwór słowiański, czy też do słowiańskich mitów o wilkołakach. Gdy ktoś chce pisać o elfach, zamiast recytować słowo w słowo Tolkiena, mógłby zerknąć na stare, dobre, irlandzkie legendy o tych psotliwych stworzeniach, które w oryginale nie zawsze były tak dostojne. Warto poczytać różne dopiski i opracowania (jeśli chodzi o mitologię słowiańską polecam bestiariusze i inne dzieła na temat słowiańskiej mitologii Pawła Zych i Witolda Vargasa), bo można znaleźć bardzo ciekawe zjawiska, z których stare fantazje się wzięły, bo na przykład to, że dzieci straszono ,,bobakiem" ma swoje uzasadnienie, gdyż rzadki już dziś puchacz bobo (rzadki, ale parę razy w życiu widziałam, więc istnieje, hahah) potrafi porwać jelenia jak jest głodny, a na Dzikich Polach zdarzało się, że te ptaki porywały Tatarów z koni, więc te bajki o smokoptakach wcale nie były nieuzasadnione.
MS: Jak my już o tym ‒ bartonkarton, osoba, która zgłosiła Cię do wywiadu, wspominała, że ceni Ciebie za to, iż w swoich pracach przekazujesz ważne dla siebie wartości. Równocześnie możemy zauważyć i usłyszeć, że masz wielką wyobraźnię, a co za tym ‒ idzie twórczą fantazję. Jak udaje ci się balansować między ubarwianiem fantazyjnością wartości, które chcesz przekazywać, a okazywaniem ich w sposób jasny, z którym możemy się utożsamiać?
M: Cóż, wszystko jest po prostu w stylu baśniowym. W końcu baśnie miały w sobie mnóstwo czarów i niezwykłych zjawisk, ale służyły do zabawy i po trosze nauki dla dzieci, a dzieci powinny mieć wszystko prosto wytłumaczone. Najważniejsze są proste przykłady: wszystko jest dobre lub złe. Wahania bohaterów też są takie, żeby coś tłumaczyły. Pogodzenie ze sobą fantazji i czysto realnych problemów nie jest prostą sprawą. Trudno mi to do końca wytłumaczyć, bo sama nie wiem do końca, jak to robię, hah. Wartość moich prac nie bierze się ze mnie, tak, to najważniejsze. Często powtarzam, że jak mówię, czy napiszę coś mądrego, to zrobił to Bóg, a nie ja, bo ja nie potrafiłabym. I to prawda. Zawarte w piśmie wartości są wyraźne dzięki:
a) nastawieniu, że piszę by szerzyć to, co chce powiedzieć przeze mnie Bóg i jednocześnie cieszyć ludzi;
b) modlitwie przed i po pisaniu oraz kontakcie z Bogiem w trakcie pisania;
c) czytaniu Pisma Świętego, czyli Księgi nad książkami oraz Katechizmu, no i ogólnie pism teologów, które pokazują mi, co jest istotą wartości.
Bez tych trzech punktów moje wypociny by raczej nie miały sensu. A jak to tak, że te wypociny mają wartości w fantazji? To wielka tajemnica, ale może uda mi się to jakoś wytłumaczyć, bo szczerze bym chciała, żeby każdy pisarz fantastyki pisał fantazje, ale z sensem moralnym i natchnieniem bożym. O przygotowaniu religijnym już mówiłam, co do tego, jak to wychodzi w praktyce, to po prostu myślę, że nie jest ważne, czy coś robi interesująca wróżka, czy mniej interesująca nastolatka, która kompletnie się nie wyróżnia (taka ja), to patrząc na jej zachowanie i słowa, możemy określić czy są dobre, czy złe. Dobra wróżka będzie mówiła dobre, pouczające słowa i potwierdzała je swoim zachowaniem, używając magii do leczenia czy po prostu cieszenia dzieci, gdy z kolei czarownica jako zła ma mówić niedobre slogany i robić złe rzeczy. Do tego komentarze narratora czy też innych bohaterów. To nie znaczy, że bohater musi być idealny lub czysto zły, nie, ale czytelnik musi po prostu czuć od złych rzeczy zło, a od dobrych dobro. Każdy ma zalety i wady, ale po prostu trzeba je potrafić przedstawić jako rozróżniane, dwie, osobne rzeczy. W fantazjach jest też potrzeba do przedstawienia wartości trochę realizmu. Trzeba prawdziwych osób z uczuciami, myślami i cechami charakteru podobnymi do naszych, żeby można było pokazać nasze relacje jak miłość, czy to przyjacielską, czy zakochanych, czy rodziców i dzieci, ale trzeba właśnie osób, które doświadczają na nasz sposób, żeby mogły tego doświadczyć. Wreszcie ‒ przypowieść. Można przedstawić coś na przykładzie. Można zbudować coś z czarodziejskich różdżek i światełek, ale coś, co jest odbierane jak coś z naszego świata. Na przykład mamy magicznego bohatera, który z powodów magicznych doznaje innych, ale tak samo obciążających i wymagających od niego tyle samo, problemów, jak sytuacje, które spotykają nas w życiu realnym. Czynniki i powierzchowność obu spraw są skrajnie różne, ale odczucia, decyzje te same, więc można wyciągnąć z tego, czym, jaką wartością się kierować.
Ale najważniejsze: trzeba po prostu chcieć. Trzeba mieć w sobie chęć i zaufanie do Boga, że On potrafi czynić cuda i nawet przez marne pióro przekazać to, co obecnie ważne. Ja osobiście oddałam wraz z Aktem Oddania się Maryi Jej i me pióro, i jak na razie nasza ,,współpraca", a raczej Jej praca przez moje ręce dobrze idzie, hah. Nie należy się bać takiego oddania, bo Bóg może nas użyć tylko do czegoś pięknego i kiedy chcemy z Nim współpracy, kiedy oddamy mu naszą twórczość, to wtedy będziemy w stanie, a raczej On czyni nas zdolnymi do przekazania piękna innym.
M: Rozumiem, czyli grunt to utrzymać między tymi rzeczami należyty balans? W swoim opisie wspominasz, że masz nadmiernie wybujałą wyobraźnię i że czasami sprawia Ci kłopoty. Jakie na przykład są to problemy związane ze swoją niebywałą imaginacją?
MS: Oj, dużo, hahah. Ale muszę stwierdzić, że wraz z moim wzrostem coraz łatwiej się z nimi uporać. Bujna wyobraźnia jest problemem w codziennych sytuacjach, zwłaszcza gdy się mieszka na wsi i czasami zostaje z całą gospodarką. Po prostu czasami można wyobrazić sobie coś, czego by się nie chciało sobie wyobrazić. Na przykład podczas samotnego siedzenia w domu podczas wichury, to wyobrażając sobie tysiące różnych kataklizmów ‒ bo wyobraźnia lubi skrajności ‒ można najzwyczajniej drżeć ze strachu, że zaraz zwali się na nas drzewo, nawet kiedy wiatr nie jest aż tak potężny. Po prostu wyobraźnia nie jest zawsze pod kontrolą i sprawia, że ‒ chcąc czy nie chcąc ‒ zaczynam się bać, bo z tyłu głowy mam jakiś masakryczny obraz. Ale trzeba przyznać, że mimo to kocham wyobraźnię i bym bez niej czasami nie dała rady przetrwać, no, znaczy, może bym dała radę, ale byłoby trudniej, więc wyobraźnia jest rzeczą jak wszystkie z dobrymi i niemiłymi zastosowaniami.
M: Czyli zgadzasz się ze stwierdzeniem, że ceną za wyobraźnię jest strach?
MS: Nie, nie można tego nazwać ceną, bo wyobraźni nie można kupić. Można to nazwać skutkiem, czy w ogóle skutkiem ubocznym lub cechą. Wszystko też zależy od stopnia wyobraźni i stopnia panowania nad sobą osoby, która ją posiada.
M: W takim razie, gdybyś musiała, to nazwałabyś taką wyobraźnię darem czy problemem?
MS: To jest dar, bo dar może być darem lub problemem w zależności, jak się go przyjmuje i jak się nad nim panuje. Wszystko zależy, co się z darem zrobi.
M: Masz jakieś porady jak radzić sobie z wybujałą wyobraźnią?
MS: Nauka fizyki *śmiech* Tak na poważnie, to nie do końca sama wiem, jak sobie z tym radzić, bo przydałaby się tu nuta realizmu, gdy ja jestem romantyczką, czyli żyję w ciągłych skrajnościach, co niestety mocno się sprzeciwia zrównoważeniu. Ogólnie po prostu trzeba być odważnym, bo odwaga to nie brak strachu, a sztuka pokonania go. Jest trudna, nie przeczę, ale da się jej nauczyć. Nie należy wchodzić pod auto czy coś w tym stylu, broń Boże, ale można na przykład w nocy otworzyć przed spaniem szafę, przejrzeć ją i powiedzieć sobie: tu nikogo nie ma. Gdy się słyszy łupnięcia na korytarzu, to się zastanawiać, czy to nie jest może mój kot. I tak dalej. Tutaj trzeba włączyć zdrowe myślenie i to nie zawsze się udaje. Ale chyba nie ma innego sposobu. Nad każdym krokiem trzeba się zastanowić i można też zbijać ,,kontrargumentami" chore wyobrażenia. Na przykład:
Wyobrażenie: o nie, jest taki wiatr, że zaraz na mnie spadnie drzewo i umrę!
Zdrowe myślenie: Drzewa są tylko po wschodniej stronie domu. Jak wiatr zawieje przewrócą się najwyżej na ogródek i zgniotą pomidory, a nie ciebie. Poza tym, tak dmuchający wiatr może co najwyżej wyłamać parę gałązek, nic ponadto.
To trochę pomaga, chociaż nie zawsze, bo jednak wyobraźnia to wyobraźnia.
M: Często ludzie, kiedy pomyślą o własnej wyobraźni, zaczynają imaginować sobie możliwy jej wygląd. Jak mogłaby wyglądać Twoja wyobraźnia?
MS: Moja wyobraźnia nie jest kształtem ani jedną rzeczą. Ona jest ogromnym królestwem, po którym mogę swobodnie biegać. Pełno tam lasów, łąk, rzek, jezior, oceanów i cudów natury, a z rąk ludzkich krajobrazów to tylko piękne zamki. Wszędzie dookoła elfy, smoki, wróżki. Moja wyobraźnia jest królestwem pełnym piękna, które ma parę mrocznych zakamarków, ale głównie króluje w niej słońce.
M: Rzeczywiście można odnieść wrażenie, że jesteś bardzo przywiązana z gatunkiem fantasy. Jak myślisz, kim byłabyś w świecie swojej wyobraźni? Dobrą wróżką, złą czarownicą, a może kimś zupełnie innym?
MS: Cóż, do Krainy Wyobraźni wybieram się każdego wieczora co najmniej raz i jakbym miała wybrać tylko jedną z ról, to nie mam pojęcia, kim chciałabym być. Mój wielki świat jest mocno zróżnicowany. Czasami odwiedzam go jako znany naukowiec, czasem jako wolna jak ptak najemniczka, często jako księżniczka, która musi przestrzegać ostrej etykiety, ale nie chce tego robić i woli ćwiczyć szermierkę, czasem jako szlachcianka rodem z początku XVII wieku. Moje role są zmienne, ale muszę przyznać, że chyba najbliższą mi rolą jest rola księżniczki lub kogoś z kręgu jakichś wybranych, co mają uratować świat albo geniuszki naukowej i jednocześnie agentki służb specjalnych. Mam mnóstwo zainteresowań i przez to moje królestwo ma wiele zakątków, a ja mam wiele ,,twarzy", hah. Jedyne, co się we mnie nie zmienia, to to, że jestem w pewnym sensie sobą. Zawsze mam swój charakter. Chyba dlatego, chociaż na kółku teatralnym jak najbardziej czasami grywam czarne charaktery, w mojej wyobraźni jestem co najwyżej niepotrafiącą nic ofiarą, ale nigdy złą czarownicą. Mogę wymyślić, mówić o takiej, ale nie potrafię w wyobraźni zrobić takiej z siebie. Chyba że jak mam napady smutania się. Ale wtedy też po prostu czuję i wyglądam w swojej wyobraźni raczej beznadziejnie jak taka do niczego szara mysz domowa, a nie jak mroczna czarownica. Nie chciałabym być mroczną czarownicą i myślenie o tym, jakbym ja mogła nią być, trochę mnie przeraża. Nie, ta rola do mnie nie pasuje. Mogłabym być skazą rodu, ale wiedźmą, która sprawia innym krzywdę z czystej przyjemności i robi to na okrągło. Nie, nie potrafiłabym. Może czasami się denerwuję i potrafię kogoś w złości skrzywdzić, ale nigdy nie czerpałabym z tego przyjemności. Nie jestem święta, ale karmienie się bólem innych, nie, nie, nie. Ja jestem raczej w trzech czwartych elfką, a w jednej czwartych człowiekiem, nawet w realu mam dość spiczaste uszy, więc to nie aż taka wyobraźnia *śmiech*.
M: Wspominasz w swoim opisie również, że wychowałaś się również między innymi na Tolkienie; czy zauważasz w swoim stylu jakieś zabiegi i podobieństwa do tego znanego tolkienowskiego oblicza?
MS: Mój wykładowca literatury, który czyta moje utwory, stwierdza, że czasami niektóre zabiegi są podobne do Tolkiena bądź Sienkiewicza, aczkolwiek nie wiem, czy to się bierze z naczytania się ich, bo mój wykładowca tak samo porównuje moje ,,dziełka" do zabiegów pisarzy, o których w życiu nie słyszałam. Ogólnie, z zasad mistrzów Tolkiena i Sienkiewicza czerpię rzeczywiście. Tolkien miał na celu w swej twórczości pisanie zabawnych a pouczających baśni oraz cięższych dzieł, ale zawsze trochę humoru i przede wszystkim wartości chrześcijańskie. O Sienkiewiczu to wiadomo, cała jego twórczość miała nieść chrześcijaństwo. Przy tym oni pisali na wysokim poziomie. Obaj są moimi mistrzami, zwłaszcza Tolkien, ale Sienkiewicza też kocham, jeśli można tak stwierdzić. Bardzo bym chciała z nimi porozmawiać, hahah. Ale ogólnie ‒ Tolkien jest w twórczości mi bliski, bo lubił tworzyć kultury, wymyślać języki, pisać mitologie, robił tysiące notatek, lubił je zmieniać i korektować ‒ to też cechy moje. Ogólnie u mnie jest problem z zeszytami, bo po prostu jak jakiś mam, to zaraz jest pusty *śmiech*. Ale tak, tak samo jak Tolkien uwielbiam przez baśń, fantazję przekazywać prawdę, a jednocześnie bawić słuchacza/czytelnika (w realu jestem czasami improwizatorką, bo mam młodsze koleżanki i opowiadam im bajki, więc także wspominam słuchaczy, hahah). Nie jestem kopią Tolkiena czy Sienkiewicza, na 100% im nie dorównuję, sądzę, że mam też inny styl pisania, ale w wielu sprawach się z nimi zgadzam i uważam ich za takich moich mistrzów pióra.
M: A gdybyś już doprowadziła do takiej rozmowy, to jak by to według Ciebie wyglądało?
MS: To zależy z którym, bo z oboma na raz byłoby chyba trudno, hah. Z Sienkiewiczem raczej to byłby proszony obiad na werandzie i rozmowa dość oficjalna, chociaż ciepła i z humorem, ale tak, jednak taka oficjalna. A z Tolkienem to wyobrażam sobie piknik w jakimś ciekawym pełnym zieleni miejscu, każde z nas ze stertą kartek, zeszytów itd., no i rozmowa pełna żartów, taka sielska, rodem z Hobbitonu. Oczywiście, to takie tam wyobrażenia nie zważające na realizm, hah.
M: Biesiadny piknik z Tolkienem lub uroczysty obiad na werandzie z Sienkiewiczem brzmi naprawdę fajnie! Ale tak odbijając od literaturowych wzorców: czy dla Ciebie wyobraźnia to coś z czym trzeba się urodzić, czy raczej można się tego nauczyć, nabyć?
MS: Faktem jest, że całkiem łatwo jest zabić wyobraźnię. Przykładowo w szkole często zamiast zadawać wypracowania, które rozwijają wyobraźnię (oczywiście nie chodzi o to, żeby zawsze dawać to samo, tylko o proporcje), to coraz częściej zadaje się wypracowania, które skupiają dziecko na tym, co widzi lub na bezmyślnym wypełnianiu, które powoduje, że możliwość abstrakcyjnego myślenia się zaciera. I uczeń traci wyobraźnię. Moja mama była nauczycielką przez jakiś czas, ma koleżanki nauczycielki, no i one wszystkie właśnie zwracają uwagę na to, że obecny system pozbawia często dzieci abstrakcyjnego myślenia, co za tym idzie, i wyobraźni, i możliwości wyboru tak naprawdę. Jest to poważny problem i obecnie nie krytykuję nikogo dokładnie, po prostu to wszystko zostało mocno niedopilnowane, miejmy nadzieję, że będzie lepiej, że szkoła wróci do tego, czym być powinna, czyli usamodzielniania dzieci. Niestety, właśnie szkoła naprawdę potrafi zniszczyć wiele rzeczy, jak się trafi na złych nauczycieli, no i wyobraźnię również. I nie chcę tu się skarżyć, po prostu z doświadczenia znajomych,uczniów i nauczycieli to wiem, to zależy po prostu, na co się w szkole trafi. Kształtowanie wyobraźni jest o wiele trudniejsze, myślę, że tu pomaga czytanie książek i próba np. rysowania z pamięci, bo żeby odtworzyć coś z pamięci, trzeba to sobie po trosze wyobrazić, później zacząć rysować coś, ale z konkretnymi zmianami i powoli dochodzić do coraz bardziej abstrakcyjnych wyobrażeń. Pisanie opowiadań czy choćby własnych planów pomaga. Myślenie o przyszłości pomaga. Ale przywrócenie czy nabycie wyobraźni jest rzeczą ogromnie trudną. Myślę, że jest ona cechą pół wrodzoną, a pół nabytą, takim talentem, bo każdy się rodzi z jakimś stopniem wyobraźni, ale można ją przekształcać.
M: Rozumiem, jednak czy w takim razie chciałabyś czasami ograniczyć swoją wyobraźnię? Czy imaginacja to coś, co w ogóle powinno być czasami zastopowane?
MS: Zupełnie zastopowane ‒ nigdy. Wtedy się włącza taki niezbyt dobry rodzaj odwagi, który powoduje, że potrafimy zignorować każde ostrzeżenie. Znam dwie bliskie mi osoby, które tak trochę mają, one wcale nie odczuwają lęku i często wcale nie myślą nad tym, co robią, przez co potem się to źle kończy. Myślę, że takie coś właśnie odpowiada za wiele wypadków drogowych. Bo ludzie nie potrafią sobie wyobrazić, jakie konsekwencje może mieć ich nieuwaga. Właśnie jedna z tych osób, które znam, które mają taki zupełny stop wyobraźni i strachu, jeździ bardzo ryzykownie. To jest bardzo niebezpieczne. Czasami wyobraźnia powinna ociupinkę zmniejszyć obroty, na przykład przy przechodzeniu przez ulicę, bo jak wtedy wyobraźnia zaczyna działać, to bardzo trudno się skupić i obliczyć, czy racjonalnie można teraz przechodzić. Ogólnie w takich sytuacjach, kiedy wyobraźnia wypycha racjonalne myślenie, to trzeba by ją ograniczyć, ale kiedy wypycha się całościowo wyobraźnię, to wypycha się z nią i racjonalne myślenie. Można to zobrazować, że obie rzeczy to takie przyjaciółki: gwiazdeczka i kujonka, papużki nierozłączki, no i czasami przed ludźmi gwiazdeczka chce zabłysnąć i kompletnie zasłania przyjaciółkę, ale że ma małą wiedzę w stosunku do koleżanki, to mówi głośno i dobitnie, ale bezsensu. Kiedy jednak zignorujemy gwiazdeczkę, to kujonka może mieć problem z wysłowieniem się i nic nie rozumiemy. Trzeba więc rozmawiać z obiema na raz. Nie chcę tu nikogo obrażać, to tylko taki kreskówkowy obraz. Ja sama jestem nazywa nawet nie ,,kujonką", tylko z buta po męsku ,,kujonem", więc no, proszę się nie denerwować, ja tylko szkicuję i nie chcę tu nikogo urazić. Tak więc sądzę, że trochę wyobraźni jest zawsze potrzebne, ponieważ ona nam uświadamia naocznie to, co usłyszeliśmy w słowach.
M: Dziękuję za cały wywiad z Twoją osobą! To było moje ostatnie pytanie. Chciałabyś może coś dodać? Jakoś podsumować cały temat od samej siebie? A może chcesz powiedzieć o czymś zupełnie innym? Masz zupełnie wolną rękę!
MS: Nie wiem w sumie... Może tak: chciałabym powiedzieć wszystkim moim przyjaciołom, znajomym, obserwatorom, czytelnikom, pisarzom, których wspaniałe prace czytam, że bez nich nie byłoby mnie tu, nie byłoby tu takiej mnie. Gdyby nie wiele pozytywnych, ciepłych słów, to pewnie w ogóle by mnie tu nie było. Dziękuję każdemu, kto choć raz coś napisał, czy choć zagwiazdkował/dodał do listy lektur. Ten profil, te opowieści, to nie tylko moje dzieło. Przede wszystkim boskie, jak mówiłam, ale też Wasze. Gdyby nie rozmowy z Wami, moje obejście byłoby inne, gdyby nie Wasz wkład z tym profilem i moją aktywnością byłoby pewnie dużo gorzej. To jest nasza wspólna historia i wszystko, co należy do ,,mnie" z moich pisarskich/konwersacyjnych/postowych dzieł, jest też Wasze. Chcę po prostu powiedzieć, że w sumie to wszystko, co można znaleźć u mnie, nie jest wyłącznie moje. Każdy miał w czymś wkład, każdy. To dzięki ludziom wszystko wygląda, jak wygląda. Dzięki wyobraźni wielu osób, które we mnie wierzyły i potrafiły sobie wyobrazić mnie jako kogoś więcej, kto potrafi, kiedy ja nie potrafiłam. Po prostu: dziękuję. I serdecznie dziękuję za wywiad.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro