Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

20: Zmiana twarzy

Ginny usiadła skołowana, nie do końca wiedząc, co się dzieje. Jej ciało znajdywało się na czymś twardym i niewygodnym. Ktoś przykrył ją grubym kocem, z którego przy każdym ruchu sypał się jakiś dziwny, biały proszek. Była ścierpnięta z zimna. W powietrzu czuć było zapach stęchlizny i wilgoci.

Rozejrzała się po nieprzyjemnym wnętrzu i przypomniała sobie, jak się w nim znalazła. Surowe, drewniane ściany i betonowa podłoga. Do tego stare worki śmierdzącej mąki i koło do mielenia ziarna. To wszystko było jedyną kryjówką, jaką udało im się znaleźć po tym, jak narobiła zamieszania w kwaterze głównej Zakonu Feniksa.

- Draco? - krzyknęła, a jej głos rozniósł się echem po ścianach.

Nie było żadnej odpowiedzi.

Dziewczyna z trudem podniosła się na nogi i owinęła szczelniej śmierdzącym kocem. Podeszła do drzwi i pchnęła je nogą. Zaskrzypiały głośno, wpuszczając do środka świeże powietrze i promienie słońca.

Jednak pomimo pięknej pogody, widok nie był zbyt zachęcający. Stary młyn znajdował się na niedużej skarpie, z której roznosił się widok na płynącą kilka metrów dalej rzekę. A w zasadzie ciężko było nazwać to rzeką.

Woda w korycie była tak brudna, że niemal czarna. Nad jej taflą unosiła się dziwna, gęsta mgła, przez którą nie przebijał się nawet najsilniejszy promień słońca. Do tego jeszcze sterty śmieci, makulatury i butelek po alkoholu.

Ginny rozejrzała się dokładnie. Dopiero po kilku sekundach dostrzegła Draco, siedzącego na dużym kamieniu obok rzeki. W ręce trzymał różdżkę i próbował się z nią oswoić na tyle, na ile było to możliwe.

Ruszyła w jego stronę. Czuła, że kręci jej się w głowie. Podejrzewała, że jest to spowodowane tym, że ostatnią rzeczą, jaką miała w ustach, był alkohol. I w dodatku było to dość dawno.

- Hej – rzekła, stając za jego plecami.

Mężczyzna spokojnie podniósł głowę i popatrzył na nią. Był blady, a pod oczami wyszły mu fioletowe sińce. Ginny jednak wiedziała, że pewnie sama nie wygląda lepiej.

- W końcu się obudziłaś – odpowiedział. - Już się bałem, że zapadłaś w śpiączkę czy coś... Spałaś cały dzień i noc.

- Wcale nie czuję się super wypoczęta – stwierdziła, siadając obok niego.

Malfoy spojrzał na nią kątem oka. Gdyby parę lat temu ktoś mu powiedział, że będzie spędzać poranek z brudną Weasley, to prawdopodobnie potraktowałby go jakąś klątwą. A teraz wolał być z nią niż sam. I miał nadzieję, że ona czuje to samo.

- Pewnie nas szukają – oświadczył Draco po chwili, a ona wzruszyła tylko ramionami. - Jak tam koc? Dobrze ci służy?

- Cały czas sypie się z niego biały proszek.

- To mąka, sieroto. Transmutowałem jakiś stary worek, nie moja wina, że ta różdżka mi nie służy. To cud, że teleportowaliśmy się w jednym kawałku.

- Mhm – mruknęła bez entuzjazmu. - Mamy coś do jedzenia i picia?

- Wodę z rzeki?

- Nie wygłupiaj się, mówię poważnie. Burczy mi w brzuchu.

Malfoy nachylił się i dopiero wtedy Ginny dostrzegła lnianą torbę, która leżała pod jego nogami. Wyjął ze środka dwie, suche bułki. Jedną podał dziewczynie bez słowa, a drugą ugryzł łapczywie.

- Dzięki – szepnęła, odrywając kawałek skórki i wkładając ją do ust. Była stara. Mogła mieć nawet trzy dni, ale to jej nie przeszkadzało. Kiedy połknęła kęs, poczuła, jak soki żołądkowe rzucają się na jedzeni. - Ukradłeś?

- Przecież dałaś mi pieniądze.

- Tak, czarodziejskie.

Draco nie odpowiedział i Ginny stwierdziła, że to dla niego zbyt upokarzające. Uznała, że nie będzie naciskać.

- Nie powinnam była tak się wygłupiać w kwaterze głównej – stwierdziła w końcu. - Mogliśmy uciec po cichu, a nie robić tyle zamieszania. Wtedy mielibyśmy gdzie wracać.

- Daj spokój. Musimy znaleźć sposób, aby pomóc sobie, a nie innym. Masz jakiś kolejny, świetny plan?

Dziewczyna zamyśliła się. Czuła nieprzyjemne pulsowanie w skroniach, które absolutnie nie sprzyjało myśleniu. Plan... Ona zawsze miała jakiś plan, tylko teraz ciężko było jej wpaść na cokolwiek.

- Chodźmy na Pokątną – powiedziała w końcu. - Och, nie patrz tak! Nie będziemy siedzieć w nieskończoność w tym młynie. Potrzebuję wełnianej szaty. Wymienimy też pieniądze u Gringotta. Łatwiej będzie nam robić zakupy w mugolskich sklepach.

- Może to nie jest taki głupi pomysł...

- Czyli przyznajesz mi rację?

- Nie, mówię, że skoro i tak nie mamy innych pomysłów, to możemy wcielić w życie ten jedyny.

Ginny spojrzała na niego posępnie. Oczywiście...

- Masz jeszcze jedną bułkę? - zapytała po chwili, kiedy po jej porcji zostały jedynie okruszki.

* * *

Teleportowali się razem, cały czas trzymając się za ręce. Ginny uważała, że to Draco nie poradziłby sobie bez jej pomocy, bo nie miał swojej różdżki, natomiast on twierdził zupełnie odwrotnie. Przecież Weasley jest taka zmęczona, że prędzej się rozszczepi, niż stanie bezpiecznie na Pokątnej – myślał. W rzeczywistości żaden z nich nie miał racji.

W końcu ich stopy dotknęły brukowanej uliczki. Nie była zaludniona. Spacerom i załatwianiu sprawunków nie sprzyjała ani pogoda, ani pora. Na szczęście nie padało, ale w powietrzu dało się wyczuć wilgoć, zwiastującą silną ulewę. Było jeszcze wcześnie. Zaledwie kilka minut po dziesiątej.

Witryny wszystkich sklepów były dziwnie szare, brakowało w nich życia. Żadna nie zachęcała potencjalnego kupca do wejścia i przejrzenia towaru.

Kilkoro czarodziejów przyglądało się im z zainteresowaniem, a Draco nie dziwił się im nawet w najmniejszym calu. Po pierwsze wyglądali, jakby pomylili ulice. Ich wygląd pasował bardziej do Śmiertelnego Nokturnu. Brudne twarze, wory pod oczami. On nie golił się od kilku dni, a ona owinięta była w połatany koc. Obydwoje mieli poczochrane, przetłuszczone włosy i przepocone ubrania.

A po drugie...

Malfoy nadepnął na zniszczony, zanurzony w kałuży, wczorajszy numer Proroka Codziennego. Przeklął pod nosem, po czym schylił się po gazetę.

- Zwariowałeś? - zapytała Ginny, odsuwając się od niego dwa kroki. - Może i wyglądamy teraz jak śmieciarze, ale to nie znaczy, że mamy się nachylać po jakieś... odpadki.

- Daj spokój – mruknął, wzruszając ramionami. - Nie chcesz wiedzieć, co się dzieje w świecie?

- Nie.

- Na Merlina, czy ty w ogóle czytasz gazety? Bo wydaje mi się, że przeglądasz tylko Czarownicę.

- To źle ci się wydaje. W Proroku przeglądam rubrykę sportową, ale ponoć odwołali wszystkie mecze quidditcha w czasie wojny, więc po co mam sobie psuć oczy.

Draco prychnął pod nosem, ale kiedy spojrzał na jej delikatnie uśmiechniętą twarz, zrozumiał, że żartuje. To znaczy tak mu się wydawało, ale z Ginny nigdy nie można było być pewnym w stu procentach.

Kręcąc głową, zwolnił kroku i zaczął przeglądać gazetę. Już na trzeciej stronie znalazło się coś, co go przeraziło. Z trudem utrzymał Proroka w drżących dłoniach. Przełknął głośno ślinę. Chciał się uszczypnąć, ale jego place zacisnęły się na wyblakłych stronach gazety.

- Co jest? - Usłyszał jej pytanie.

- Mówiłaś, że Dumbledore nam wierzy.

- Tak mówiłam?

- Przestań żartować.

Zmrużyła oczy z oburzeniem, po czym odrzuciła do tyłu gęstą kitę. Wyprostowała się i spojrzała na niego z nieukrywaną pewnością siebie.

- Od razu powiedziałam mu prawdę. Wytłumaczył mnie przed resztą Zakonu Feniksa, więc chyba nam wierzył – wytłumaczyła cierpliwie. - A o co chodzi?

- O to, że wyznaczono tysiąc galeonów nagrody za nasze głowy – odpowiedział, pokazując jej gazetę. Ginny wyrwała mu ją pospiesznie i w jednej chwili zbladła.

Wydawca poświęcił całą stronę na zamieszczenie ich zdjęcia i krótką notatkę.

- Poszukiwani Ginevra i Draco Marshall uważają się za rodzeństwo – zaczęła czytać Ginny. - Są oni wyjątkowo niebezpieczni. Wieloletni auror – Alastor Moody zaleca wyjątkową ostrożność w starciu z tą dwójką. Cechują się sprytem, bezwzględnością i nieprzewidywalnością – powiedział naszemu redaktorowi. Rodzeństwo Marshall podejrzewane jest o spiskowanie z Sami-Wiecie-Kim. Ministerstwo Magii uczula i prosi wszystkich o jakiekolwiek informacje w tej sprawie. Za każdego z nich przewidziano nagrodę w wysokości tysiąca galonów. Spełnijmy swój obywatelski obowiązek, pomóżmy ocalić nasz świat.

Zapadło milczenie. Draco rozglądał się nerwowo po Pokątnej. Nie był pewny, czy Ginny dobrze zrobiła, czytając ten artykuł na głos. Jakiś starszy czarodziej patrzył na nich. Inna czarownica szeptała coś swojej towarzyszce. Nadal było pusto, jednak Malfoy wiedział, że burza wisi w powietrzu.

- Idziemy stąd – powiedział.

- Co? A nasze sprawunki?

- Załatwimy je na Nokturnie.

- Myślisz, że na Nokturnie nie ma nikogo, komu przydałyby się dwa tysiące galeonów?

- Idziemy – powtórzył, nie zwracając uwagi na jej słowa.

Draco nałożył na głowę obszerny kaptur, a potem pociągnął ją za rękę. Po kilku metrach szybkiego marszu puścili się biegiem. Po paru sekundach znaleźli się tam, gdzie chcieli.

Już drugi raz byli na Nokturnie i Ginny musiała przyznać, że teraz o wiele lepiej tutaj pasuje. Wtedy wyróżniała się modną, zieloną szatą, a teraz bez problemu wpasowała się w mrok brudnej ulicy. Draco nałożył jej na głowę koc i nakazał, aby trochę się zgarbiła.

Tutaj nikogo nie obchodziło, kim byli.

Mijali ludzi w brudnych, podartych szatach, z zębami tak zepsutymi, że niemal czarnymi. Ginny oddychała głośno i obserwowała. Kiedy jej wzrok padł na sklep zielarski, przystanęła.

- Mam pomysł – mruknęła do Draco. - Musimy zmienić wygląd.

- Świetny plan... ale chyba nie uważałaś na eliksirach. Eliksir wielosokowy waży się przez miesiąc, a jego działanie trwa godzinę. No chyba że za chwilę okaże się, że jesteś metamorfomagiem. Powiem szczerze, że byłbym zaskoczony.

- Nie gadaj głupot. Potrafię przygotować farbę.

- Farbujesz włosy?

- Malfoy, nie narażaj się. To jest mój naturalny kolor, ale często pomagałam mamie. A Fred i George pokazali mi swego czasu sztuczkę na farbę do skóry.

- O nie, nie ma mowy! - oburzył się. - Jeśli to patent twoich braci, to ja się na to nie piszę.

- Przecież zrobimy to razem! - krzyknęła.

Przez chwilę patrzyli sobie w oczy, a potem nie wytrzymali i wybuchli śmiechem. Ginny poczuła, że na jej twarzy pojawia się czerwony rumieniec.

- Dobra – zaczął Draco. - Powiedz mi, co mam kupić. Załatwię to sam. A ty w tym czasie poczekaj w tamtej wnęce. Jak będziemy pokazywać się razem, to szybciej ktoś odkryje, że to my jesteśmy poszukiwani.

- Mam się ściskać między obsikanymi ścianami?

- Masz rację, to było głupie. To ty idź kup to, co potrzebujesz do tych farb, a ja zatroszczę się o jakieś ubrania i jedzenie. Pasuje? Za pół godziny w tym samym miejscu.

- Dobrze – zgodziła się, a Malfoy wcisnął jej do ręki pieniądze.

Rozdzielili się.

* * *

Malfoy był zaskoczony, że zakupy na Nokturnie odbyły się bez niemiłych niespodzianek. Mężczyźnie udało się załatwić trochę starych ubrań i dwie zimowe szaty dla siebie i Ginny. No i jeszcze jedzenie. W końcu mógł włożyć do ust coś lepszego od starej bułki. Może nie było to najcudowniejsze danie na świecie, ale i tak lepsze od czerstwego chleba.

Draco nie rozstawał się z gazetą, którą znalazł na Pokątnej. Nie mógł uwierzyć, że Dumbledore na to wszystko pozwalał. Jeśli faktycznie był taki skory do pomocy, to nie powinien wyrażać zgody na drukowanie tego artykułu. Malfoy obawiał się śmierciożerców. Wiedział, że jeśli Voldemort się dowie, że żyje, to poruszy niebo i ziemię, aby go odnaleźć i... zabić.

Może nie powinien tak ryzykować. W sumie znajdowali się bardzo blisko Severusa Snape'a. Gdyby mężczyzna ich znalazł, to na pewno nie zawahałby się odesłać do swojego pana.

Draco rozejrzał się po wnętrzu starego młyna. Nie była to wygórowana kryjówka, ale lepsza taka niż żadna. Dostrzegł Ginny, która ugniatała podejrzane specyfiki w niewielkiej misce. W powietrzu unosił się nieprzyjemny zapach.

- Naprawdę chcesz smarować tym twarz? - zapytał. - A tak w ogóle, to powinnaś to przygotowywać na dworze, bo okropnie cuchnie.

- Na dworze jest zimno – stwierdziła. - Poza tym w sali od eliksirów unosił się gorszy zapach.

- Może...

Dziewczyna pokręciła głową z zażenowaniem, po czym bez ostrzeżenia zdjęła z siebie koszulkę, a potem zabrała się za rozpinanie spodni. Jej biust okryty tylko koronkowym biustonoszem zafalował przed nim. Draco próbował odwrócić wzrok, ale nie było to łatwe. Zdziwił się, kiedy zdał sobie sprawę, że nawet jej brzuch obsypany jest piegami.

- Mogłabyś się nie obnażać? - zapytał, kiedy zrzuciła spodnie. Malfoy nie miał wyjścia. Musiał przyznać, że miała piękne, wysportowane cało, którego pozazdrościłaby jej większość kobiet.

- Kiedy byłeś pijany, powiedziałeś, że to wszystko to tylko iluzja – rzekła, nakładając przygotowaną maź na swoje ramiona. - Jeśli to prawda, to nie powinieneś się przejmować moim ciałem.

- Nawet tego nie pamiętam.

Ginny uśmiechnęła się blado, po czym pewnymi ruchami wcierała specyfik w uda. Wyglądała, jakby miała do czynienia z najzwyklejszym balsamem. Malfoy obserwował ze zdziwieniem, jak jej skóra zmienia barwę na śniadą. Pomału zaczęła wyglądać, jakby przesadziła z samoopalaczem.

- Przestań się gapić i mi pomóż – powiedziała, odwracając się do niego plecami. - Tylko zrób to dokładnie, nie chcę mieć zacieków na łopatkach.

Mężczyzna rozejrzał się po młynie, jakby bał się, że ktoś może ich obserwować. Po chwili wahania podszedł i uklęknął za nią. Siedziała wyprostowana jak struna, prezentując nieduży tatuaż feniksa na plecach.

- Nie wiedziałem, że lubisz tatuaże – powiedział, aby zapanować nad przyspieszonym biciem serca. Nie panował nad tym. - A na pośladku masz ozdobną literkę H?

- Nie – oświadczyła spokojnie, odgarniając gęste włosy. - Feniks świadczy o mojej przynależności do Zakonu – wytłumaczyła. - To nie było praktykowane za czasów drugiej wojny. Dostałam go od Syriusza Blacka, kiedy miałam czternaście lat.

- Czternaście? - zdziwiła się. - Co cię pokusiło?

- Feniksy są symbolem odrodzenia. Skończyłam jedno życie, aby rozpocząć nowe.

Malfoy zanurzył palce w gęstej mazi i nałożył na jej plecy. Zaczął rozsmarowywać ją na obsypanych piegami łopatkach. Czuł jej szybkie bicie serca i słyszał głośny oddech. Drgała pod jego dotykiem. A Draco z całych sił próbował powstrzymać swojej instynkty.

- Ginny, czy to prawda, że cię pocałowałem? - zapytał.

- A jakie to ma znaczenie? - odpowiedziała pytaniem na pytanie.

- Takie, że gdyby okazało się, że to zrobiłem, to nigdy bym sobie nie wybaczył. Astoria jest dla mnie kimś więcej niż żoną. Jest przyjaciółką i powierniczką... Nie mógłbym spojrzeć jej w oczy. Nie mógłbym sobie spojrzeć...

Dziewczyna milczała przez chwilę.

- Nie pocałowałeś mnie – skłamała bezszelestnie.

A potem usłyszała ciche westchnienie ulgi.

Ciepłą dłonią dotknął jej karku. Wzdrygnęła się, a potem odsunęła gwałtownie.

- Rozbierz się – nakazała szybko. - Pomogę ci, bo wy faceci nie potraficie zrobić najprostszych rzeczy – dodała, po czym bez najmniejszych oporów rozsmarowała specyfik na twarzy. Skrzywiła się tylko na krótką chwilę.

Malfoy wykonał je polecenie, uznając, że skoro ona się przemogła, to on nie może zacząć marudzić. Jechali na tym samym wózku.

- Na Merlina... - szepnęła zaszokowana, kiedy spojrzała na jego tors.

Mężczyzna w pierwszej chwili nie zrozumiał, o co jej chodzi. Raczej nie miała na myśli wyćwiczonych mięśni. Podeszła szybko i opuszkami palców dotknęła długą bliznę, przechodzącą przez pierś i brzuch. Niżej była jeszcze jedna, krótsza i kolejna i kolejna.

Ginny zasłoniła usta dłonią i spojrzała ze smutkiem prosto w jego oczy. Draco poczuł, że jej żal jest szczery.

- To Harry – wyszeptała. - Prawda? To on cię skrzywdził, kiedy byliście w szóstej klasie?

- A jakie to ma znaczenie – powtórzył jej słowa. - To już przeszłość...

Nie całuj jej, tylko jej nie całuj – zaczął powtarzać sobie w duchu, kiedy kolor skóry zaczął nabierać ciemnych barw, a jej dłonie błądziły zwinnie po jego napiętym ciele. - To normalne, jesteś facetem, a ona atrakcyjną kobietą. Ale nie całuj jej, do cholery, bo nigdy sobie tego nie wybaczysz.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro