Rozdzial 67
Per Hubi
Zadzwonił dzwonek na przerwie czyli minęła kolejna lekcja a ja dalej źle się czuję. Te leki nic nie pomogły. Po jakiś 5 min wszedł Karol... naprawdę jak się coś poważnego stało to on już mnie widzi pff..
-dzień dobry i co z nim? - zapytał Karol
-noo dalej źle się czuję lecz temperatura spadła do 38, spokojnie wyjdzie z tego tylko musi pojechać teraz do domu. Dzwoniliśmy do jego rodziców ale nie odbierają więc Hubert co będzie trzeba zrobić to Karol będzie musiał cię zawieźć do domu - oznajmiła pielęgniarka
-w snach - odpowiedziałem
-może się nie lubicie ale innego wyjścia nie ma
- ja go lubię ale on mnie chyba już nie
-ciekawe czemu? - zapytałem sarkastycznym głosem
-bo właśnie nie wiem zaskocz mnie
-mam wymienić od początku!? - krzyknąłem wkurzony
-spokój! Tak nie pomagacie. Hubert czy chcesz czy nie Karol musi to zrobić. Nie możesz tu siedzieć dopóki rodzice nie przyjadą bo nie wiemy kiedy wrócą - przerwała nam pielęgniarka
-no dobrze
-to Karol weź plecak jego dasz radę wstać?
-spróbuję - usiadłem i powoli wstałem
-Karol uważaj na niego, ma odrazu położyć się do łóżka i wypić herbatkę
-dobrze - podał mi rękę a ja się odsunąłem
-dam se sam radę, dowidzenia
-dowidzenia trzymaj się - odpowiedziała mi pielęgniarka
I tak powoli wyszliśmy z gabinetu.
-napewno dasz radę sam iść ? - zapytał "trosliwy" Karol
-a możesz się nie opiekować mną? robimy tak ty idziesz do swojego domu a ja pojadę sam do domu
-o nie, kręci ci się w głowie, ledwo chodzić, jesteś chory a ty chcesz jeszcze prowadzić? zapomnij
-nie jesteś moim rodzicem aby mi rozkazywać - powiedziałem
-ale byłem twoim chłopakiem więc mam prawo abyś mnie niekiedy posłuchał! - krzyknął
-byłeś dobre słowo
Wyszliśmy ze szkoły i Podeszliśmy do mojego samochodu.
-idź do domu sam sobie poradzę
-nie chce cie widzieć w kilku częściach w szpitalu za godzinę - odpowiedział
-mam to gdzieś
-dobra dawaj te klucze nie mam całego dnia
-a ja mam i ci ich nie dam
Po chwili Karol otworzył mój plecak i wyjął z nich klucze
-nie dasz? - podniósł jedna brew
-oddaj je
Karol odblokował samochód i otworzył mi drzwi od strony pasażera
-wsiadaj
-nie - sprzeciwiłem się
-mam cię samemu tam posadzić?
-próbuj
Po chwili Karol wziął mnie na ręce i posadził mnie na miejscu pasażera. Zamknął mi drzwi, usiadł na miejscu kierowcy. Plecaki wrzucił na tyle siedzenie
-zapnij pasy
-nie
-jak z dzieckiem - zapiął mi pasy i dał mi buzi w policzek
-gdzieś se wsadz tego buziaka
-ale ty jesteś maruda dziś
Karol odpalił samochód i tak pojechaliśmy do mojego domu.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro